W sidłach miłości tom 3 - Rozdział 12.pdf

(338 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 12
– Śniadanie do łóżka dla szanownego pana.
– Dziękuję, Alfredzie.
– Alfredzie? – Casey skrzywił się.
– A co ci w tym imieniu nie pasi? – Wziął tost z tacki i zaczął smarować go dżemem
morelowym.
– Wszystko. – Usiadł naprzeciwko JD, który niedawno się obudził i miał na policzku
odgniecioną poduszkę oraz rozczochrane włosy na głowie. – Jest takie jakieś… lokajowe. No,
nie lubię go. – Zanim zaczął jeść, napił się kawy z mlekiem. – Dobra, ale ty robisz lepszą.
– To kiedy wrócimy do domu, zrobię ci najlepszą kawę na świecie – powiedział JD mile
połechtany komplementem. Zauważył, że zrobił się na nie łasy, a przecież nigdy taki nie był.
– Mój chłopak.
– Chłopak, nie żonka. – Mrugnął do Caseya i zabrał się za jedzenie. Wyspał się. Czuł się
zrelaksowany i gotowy, żeby rozpocząć nowy dzień. Co z tego, że dochodziło już południe i
niedawno wstali. W sumie Casey wstał, bo on nadal leżał w łóżku. Głównie dlatego, że Casey
go tutaj zatrzymał, bo chciał mu podać śniadanie do łóżka. W domu nie było to za bardzo
możliwe, gdyż dzieciarnia nie dałaby im spokoju. Kochał swoje rodzeństwo, ale czasami to
miałby ochotę ich gdzieś zamknąć i zakneblować.
– Pamiętam.
– To jakie masz plany na dzisiejszy dzień, zanim przyjdzie nam wrócić do kochanego
domku? – Ugryzł kolejny kawałek Tosta.
– Chyba rozleniwienie się na całego. – Wyciągnął rękę i starł z kącika wargi JD odrobinę
dżemu, a potem go zlizał ze swojego palca.
– Nie rób tak.
– Jak?
– Tego co przed chwilą. Trzeba było powiedzieć, że coś mam. Są od tego serwetki. –
Wskazał Caseyowi dwie duże serwetki ułożone w tulipana.
– Nie brzydzisz mnie, JD. Gdyby nie taca sam bym się pochylił i od razu ci to zlizał. –
Wziął nożyk i przekroił rogalika. Wolał je niż tosty.
– Nie chodzi, że obrzydzenie czy coś tam, ale to dziwne.
str. 1
– Chyba nie będziemy się o to kłócić. – Odłożył nożyk i łyżeczką nałożył sobie dżemu. –
Poza tym nie zrobiłem tego publicznie.
– Nie, nie będziemy się kłócić, ale głupio się w takiej sytuacji czuję i wolałbym, żebyś
tego nie robił. – Nie był przyzwyczajony do czegoś takiego i poczuł się nie jak partner,
którym ktoś się opiekuje, ale jak dziecko. Przecież mu tego nie powie.
Casey odłożył swoje śniadanie na talerzyk. Odechciało mu się jeść. Nie wiedział, że
drobny, naturalny gest sprawi, że JD zacznie go pouczać.
– To może wypisz mi na kartce, co mogę robić, a czego nie. Tak będzie prościej. –
Zdenerwował się.
JD przełknął to, co przeżuwał, i rzekł:
– Nie obrażaj się od razu.
– Nie obrażam się, ale od teraz zacznę się zastanawiać, co mi wypada zrobić, a czego nie.
Może będziesz miał pióro we włosach i go nie zdejmę, bo pomyślę, ze zaraz mi się za to
oberwie. JD, już parę miesięcy jesteśmy razem. Sądziłem, że mogę pozwolić sobie na takie
gesty, nad którymi nie muszę się zastanawiać czy to zrobić, czy nie, czy coś wypada, a może
nie i mogę działać nieświadomie. Tymczasem jeszcze się okaże, że dostanę w pysk za zwykłe
przyniesienie śniadania do łóżka. – Wstał, bo zaczęło go nosić i nie mógł dłużej spokojnie
usiedzieć.
– To nie tak…
– A jak?! Dla ciebie takie coś jest dziwne, dla mnie to normalne. Nie zrobiłem tego przy
ludziach. Jesteśmy sami, w łóżku. Wczoraj lizałem twój tyłek, widać mogę to robić, a tego co
przed chwilą nie mogę zrobić, tak? Może mam zapomnieć o okazywaniu ci w ogóle miłości?!
– Chyba już przesadzasz, Casey. I nie krzycz. Po prostu powiedziałem ci, że tego nie chcę,
a ty zaraz…
– Przejdę się. Jak wrócę, to ci pomogę, o ile będzie mi wolno to zrobić. Na razie muszę się
uspokoić. – Zabrał z wieszaka przy drzwiach wiosenny płaszcz. – Będę za pół godziny –
dodał, zanim zamknął za sobą drzwi.
– Szlag. – JD uderzył zaciśniętą pięścią w kołdrę. Wystarczyło, żeby mu powiedział, iż w
tamtej chwili poczuł się jak dziecko, nie dorosły facet, i byłoby dobrze. Ale nie, on musiał
unieść się dumą, tak jakby Casey był kimś obcym, a nie troszczącym się o niego partnerem.
Przecież właśnie dzięki temu pokochał go jeszcze mocniej. Gdy chłopak wróci, będzie musiał
z nim pogadać.
str. 2
***
Ethan pożegnał kolejnego pacjenta, którym mógł się zajmować, i sprawdził, czy jest
jeszcze ktoś z bólem gardła, skaleczeniem czy innymi drobnymi urazami. Nie, żeby specjalnie
przydzielono mu takich pacjentów, po prostu sami się tacy trafili. Okazało się, że na razie nikt
nie czeka na wejście do gabinetu, więc usiadł na chwilę. Od wczorajszego dnia nie potrafił
zaznać spokoju. Gdy Kaden powiedział mu, że jego partner zmarł, zatkało go. Dzisiaj już
wiedział, że źle postąpił, wychodząc. Co z tego, że tak mu rozkazano. Mógł zostać, a
przynajmniej mógł coś powiedzieć. Jaki by nie był, pomimo wszystko miał serce, a
tymczasem wyszedł na kogoś, kogo zapewne Kaden w nim widzi. Napalonego szczeniaka
myślącego tylko o jednym. Sam sobie na tę opinię zapracował i sam siebie może za to winić.
Do gabinetu weszła pielęgniarka.
– Panie doktorze, jest pan proszony do ordynatora.
– Powiedział, o co chodzi?
– Miałam tylko przekazać wiadomość.
Ethan kiwnął głową. Pewnie musiał podpisać jakieś papiery w związku ze stażem. Zebrał
się w sobie i opuścił gabinet. Niedziela na szczęście była dość spokojnym dniem i w
poczekalni nie kręciło się tylu ludzi co zazwyczaj. Przeszedł z przychodni na oddział, do
którego został przydzielony. Gabinet ordynatora znajdował się na końcu długiego korytarza.
Przystanął, widząc wychodzącego z pomieszczenia, do którego się kierował, Kadena.
Mężczyzna miał dzisiaj dyżur, ale nie pracowali razem. Dzisiaj dopiero pierwszy raz go
widział. Miał nadzieję, że Hyle pójdzie w jego stronę i będzie miał okazję go zagadać, ale on
skręcił w prawo, a po chwili został zatrzymany przez pacjenta. Ethan musiał jakoś
doprowadzić do ich spotkania. Nie potrafił dać sobie spokoju z tym mężczyzną. Jak dawniej
ustąpiłby, tak po prostu, tak tym razem nie zamierzał odpuścić.
Zapukał do gabinetu i wszedł po usłyszeniu zaproszenia.
– Chciałeś mnie widzieć, ordynatorze. – Zdążył polubić tego człowieka. Był ostry, ale
sprawiedliwy.
– Tak, siadaj. – Ordynator przejrzał kilka dokumentów, zostawił jeden z nich i odłożył
resztę. – Wezwałem cię tutaj, żeby ci powiedzieć, że nie jesteś już pod opieką Kadena Hyla.
– Co? – Właśnie zgłupiał.
– Rozmawiałem z Kadenem i powiedział, że nie nadaje się na twojego opiekuna. Prosił,
żeby zajął się tobą doktor Anders.
str. 3
Ethan zacisnął pięści. Kaden chce się go pozbyć? To dlatego dzisiaj z nim nie pracował.
Unikał go. A on myślał, że to dlatego nie są razem na oddziale, bo musiał odbębnić dyżur w
przychodni.
– Czy powiedział, jaki ma powód? – zapytał.
– Powiedział, że nie ma czasu, żeby uczyć stażystę. Musisz podpisać mi tu kilka
dokumentów i…
– Na razie nie zamierzam niczego podpisywać. – Podniósł się zamaszyście z krzesła.
Ledwie trzymał swoje nerwy na wodzy. Bał się, że kiedy zobaczy Kadena, to mu przywali.
Co za infantylne zagranie. Jeżeli Hyle chce, to da mu spokój, ale niech nie bawi się nim,
podrzucając go komuś niczym piłeczkę. – Muszę rozmówić się z Kadenem. – A potem po
prostu stąd odejdzie. Ojciec go zabije, że znów spieprzył.
– Wyraził się jasno. Nie wiem, czy coś wskórasz.
– Do widzenia, ordynatorze. – Odwrócił się w stronę drzwi.
– Kaden wziął dzisiaj jazdę w pogotowiu, raczej go do popołudnia nie złapiesz.
– Jakoś go złapię. – W domu na pewno powinien być.
***
Casey wrócił do pokoju pół godziny później. Uspokoił się trochę. Najchętniej to by jeszcze
pospacerował, ale musiał myśleć o leżącym w łóżku JD. Tutaj chłopak sam nie mógł sobie ze
wszystkim poradzić z powodu nieprzystosowania motelu dla osób niepełnosprawnych. A on
w dodatku nie podsunął mu wózka do łóżka.
JD spojrzał na swojego chłopaka, próbując ocenić, czy ten się już uspokoił, czy jeszcze
nie. Przyglądał się temu, jak zdejmuje buty i płaszcz. Potem ich oczy się spotkały, a on
odczytał w nich to, co sam czuł.
– Przepraszam – powiedział JD i zrobił to w tym samym czasie co Casey, przez to ich
głosy zlały się w jedno słowo.
McPherson zachęcony tymi słowami zbliżył się do łóżka, przestawił stojącą na nim tacę z
nieskończonym jedzeniem i usiadł na nim.
– Przepraszam – powtórzył, biorąc swojego partnera za rękę. – Chyba mnie też ponosi, bo
już jutro powrót do szkoły i nie wiem, czego się spodziewać.
str. 4
– Tego co zawsze, nie będzie źle. To ja przepraszam. Powinienem był ci powiedzieć, że po
prostu w tamtej chwili poczułem się jak dziecko. Nie lubię się tak czuć.
– Nie powinienem się na ciebie wydzierać.
– Po prostu mówiłeś, co myślałeś. Mogłem ci powiedzieć, dlaczego tak głupio
zareagowałem. Tylko tak jakoś…
– JD, dzielimy teraz tak wiele. O wiele więcej niż zwyczajne pary, nawet podczas seksu.
Uważam, że łączy nas bardzo intymna bliskość, wyjątkowa, mam tu na myśli, że pomagam ci
się myć i nie tylko, a ty obawiałeś mi się powiedzieć, że po prostu poczułeś się jak dziecko? –
Za odpowiedź otrzymał wzruszenie ramion. – Tak, cały ty. Wszystko, żeby tylko nie przyznać
się do jakiejś słabości, bo to na pewno będzie głupie.
– No co? Widziały gały co brały.
– A widziały. Tylko wiesz… – zawiesił na chwilę głos – serce jest głupie i nie zwraca
uwagi na oczy.
– A gdybyś mógł kierować swoim sercem, to w kim ulokowałbyś uczucia? – zadał to
pytanie, bo nie obawiał się odpowiedzi, a gdyby nawet, to przecież i tak nie byłoby to ważne,
gdyż Casey to jego kocha.
– W tobie. Tylko ty w jednej chwili potrafisz podnieść mi ciśnienie i jednocześnie
uśmiechnąć się tak słodko, że się roztapiam.
– Zawsze do usług. I jak taki z ciebie pomocnik, to pomożesz mi dotrzeć do łazienki?
Pogadamy w drodze powrotnej do domu. Dzwoniła mama, musi iść dzisiaj na noc, bo
koleżanka się rozchorowała, i pytała, czy nie możemy wrócić wcześniej i przypilnować
dzieciarnię, bo moja kochana siostrunia i twoja siostrunia mają już plany na wieczór.
– Czyli obie nas wkopały.
– Tak. To jak, bo mi pęcherz zaraz pęknie.
– Już, królewiczu. – Pochylił się jeszcze i lekko go pocałował. – Uwielbiam cię, moja
wredoto.
JD też go uwielbiał, z każdym dniem coraz bardziej. Nie tylko dlatego, że Casey się o
niego troszczył, ale dlatego, że przywrócił mu chęć życia i nadzieję, że może jeszcze będzie
mógł chodzić.
Półtorej godziny później wymeldowali się z motelu. Casey niby przypadkiem rzucił w eter,
że motel byłby idealny, gdyby przystosować go dla osób niepełnosprawnych. Zanim pojechali
do domu, wybrali się jeszcze na jeden spacer do parku i tam szczerze porozmawiali.
Wiedzieli, że jeszcze nieraz się poprztykają czy ostrzej pokłócą, ale i tak łączy ich coś
str. 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin