Protokoły mędrców Syjonu. Autentyk czy falsyfikat - Janusz Tazbir.rtf

(1215 KB) Pobierz


JANUSZ TAZBIR

PROTOKOŁY

MĘDRCÓW SYJONU

INTERLIBRO

WARSZAWA 1992

AUTENTYK CZY FALSYFIKAT


Projekt okładki Maciej Sadowski

Redaktor Wiesław Stępniewski

Recenzenci Konstanty Gebert Roman Wapiński

Wydawnictwo INTERLIBRO Warszawa

© Copyright by Janusz Tazbir, Warszawa 1991 © Copyright by Wydawnictwo Interlibro, Warszawa 1991 Made in Poland

Wstęp

Umberto Eco, autor głośnej powieści Imię róży (spopularyzowanej także przez film), wydal niedawno swój kolejny bestseller, do którego jeszcze powrócimy. Jest to bowiem książka poświęcona tajnym stowarzyszeniom oraz knutym (projektowanym) przez nie spiskom. Chodzi tu o powieść zatytułowaną Wahadło Foucaulta. Doczekała się ona już kilku przekładów. Polskie tłumaczenie przygotowuje Państwowy Instytut Wydawniczy. Otóż Eco ustami jednego z bohaterów tej powieści mówi, iż nic łatwiejszego niż zapoznanie się z Protokołami mędrców Syjonu, ponieważ są one stale gdzieś wznawiane.

Istotnie, od chwili pierwszej edycji w 1903 r. Proto­koły ukazywały się wielokrotnie, a ich ogólny nakład sięgnął kilku czy nawet kilkunastu milionów egzemplarzy. Wychodziły (i wychodzą nadal) w różnych językach. Dość niedawno drukowała je w odcinkach jedna z gazet wychodzących w Słowenii (Jugosławia) oraz francuski miesięcznik ,,Revision" (1989), który zasłynął również z tego, że zanegował istnienie komór gazowych w hit­lerowskich obozach zagłady.

Jako oddzielna pozycja Protokoły bywają co jakiś czas wznawiane — jawnie i z poparciem władz — w niektórych krajach arabskich, nieoficjalnie zaś i w obiegu bezdebitowym pojawiają się w Związku Radzieckim i w Polsce. Od czasu do czasu można je nabyć na stoisku przy bramie warszaw­skiego uniwersytetu, sprzedawane były w zakrystiach i kios­kach przykościelnych w Warszawie i w innych miastach.

Ostatnio pojawiły się w prasie glosy sprzeciwu wobec ich kolportowania, a nawet były ingerencje prokuratury m.in. we Wrocławiu. Dlaczego? Otóż dotychczasowym edycjom Protokołów, gdziekolwiek i kiedykolwiek się ukazywały, towarzyszyły solenne zapewnienia wydawców, iż mamy do czynienia z autentykiem. Czy tak jest na­prawdę?

Protokoły — ponad wszelką wątpliwość — stanowią istotny rozdział spiskowej teorii dziejów; są one jednym z ogniw w długim łańcuchu ludzkich podejrzeń, oskarżeń i lęków, ale także i tęsknoty za uporządkowaną wizją przeszłości. Odwołajmy sie jeszcze raz do wspomnianej powieści Umberto Eco, w której jedna z bohaterek, Lia, powiada: ,.Ludzkość nie może znieść myśli, że świat zrodził się z przypadku, z błędu [...] A więc trzeba wy myśleć spisek kosmiczny".

Zacznijmy zatem od takiego właśnie obrazu historii.


Spiskowa teoria dziejów

Historia tajnych stowarzyszeń doczekała się już rozległej i wielojęzycznej literatury przedmiotu, na rów­ni zresztą traktującej organizacje przestępcze uprawiają­ce terror (kamorra lub mafia) czy sekty posługujące się skrytobójczymi mordami (asasyni, tugowie) i — kon­spiracje dążące do odzyskania niepodległości (nasze wolnomularstwo narodowe z okresu Królestwa Polskie­go) lub obalenia wstecznej formy rządów (dekabryści). Podczas gdy wyżej wymienione stowarzyszenia są zwią­zane z określonym czasem i miejscem, to templariu­szom, różokrzyżowcom, iluminatom, przede wszystkim zaś masonerii bywa przypisywany nader długi żywot, którego początki sięgają wczesnego średniowiecza czy nawet czasów biblijnych. Tajnym stowarzyszeniom zo­stała poświęcona nie tylko rozległa literatura; przez pewien czas wychodziło nawet specjalne czasopismo ich dotyczące („Revue Internationale des Sociétés Sécré­tés"). Obok zawodowych historyków o tajnych stowa­rzyszeniach chętnie piszą publicyści, realizujący pewne polityczne cele lub żądni pokupnej sensacji. Czynią to zazwyczaj przy zachowaniu pozorów naukowości, za­rzucając przy tym badaczom, iż z różnych względów


pomijają milczeniem znane sobie materiały na temat „spisków przeciwko światu", jakie powstawały w róż­nych epokach historii.

W czasach nowożytnych zamiar podporządkowa­nia sobie całej kuli ziemskiej zaczęto przypisywać kolej­no jezuitom, masonom, Mędrcom Syjonu, komunistycz­nej trzeciej międzynarodówce. Żydzi mieli sterować wszystkimi tymi organizacjami, poza oczywiście Towa­rzystwem Jezusowym, choć niektórzy pisali, że krypto- wyznawcy judaizmu przeniknęli nawet do władz zako­nu. Tak czy inaczej zarzucano im już we wczesnym średniowieczu, że spiskują przeciwko chrześcijaństwa.

Dla spiskowej wizji dziejów „ideałem byłby jezuita o wyraźnie semickich rysach twarzy, noszący fartuszek masoński na sutannie..." — zauważa złośliwie jeden ze współczesnych nam publicystów1.

Obok historyków i dziennikarzy dziejami tajnych stowarzyszeń zajmują się z upodobaniem autorzy sensacyj­nych powieści, tworząc na tej kanwie fabułę zdolną w każdej epoce przykuć uwagę czytelników. Z wypiekami na policzkach czytają oni o działających w podziemiu wszechpotężnych organizacjach, które w drodze do celu nie cofały się przed popełnianiem najstraszliwszych zbrod­ni. Prowadzona przy pomocy takich właśnie metod walka o władzę nad światem stanowi o atrakcyjności utworu: świadczą o tym poświęcone masonerii, a stale wznawiane również i w Polsce, powieści Aleksandra Dumasa (zwłasz­cza Józef Balsamu), niesłychana popularność jaką cieszył się w ubiegłym stuleciu Żyd wieczny tułacz Eugeniusza Sue (wznowiony niedawno w Polsce) czy wielonakładowe książki radzieckich autorów, Wiktora Iwanowa (Sądny dzień) i Iwana Szewcowa ( W imię ojca i syna), mówiące o antyrosyjskim spisku żydomasonerii.

Powieść spiskowa stała się tak znanym w literaturze gatunkiem, że doczekała się swego Don Kichota (jak wiadomo genialny utwór Cervantesa stanowił parodię literatury rycerskiej). Mam tu na myśli znakomite Lochy Watykanu (1914), w których André Gide kazał pomys­łowym oszustom czerpać poważne korzyści finansowe z rzekomego porwania Leona XIII przez masonów. Elementy pastiszu oraz parodii dotychczasowej literatu­ry spiskowej zawiera książka Umberto Eco, Il pendole di Foucault (Wahadło Foucaulta, Milano 1989). Autor Imienia róży sięgnął w swej nowej powieści do wszyst­kich tajnych stowarzyszeń, ugrupowań czy sekt, jakie miały kiedykolwiek istnieć, z wyraźnym rozbawieniem imitując szereg pomysłów Dumasa oraz Sue'go2. Obok m.in. templariuszy, różokrzyżowców oraz masonów Eco uwzględnił także Protokoły mędrców Syjonu (korzystał tu z podstawowej monografii na ich temat, jaka wyszła spod pióra Normana Cohna).

Spiski towarzyszyły dziejom politycznym ludzkości niemal od samego ich początku. I wszystko wskazuje na to, że różnego rodzaju sprzysiężenia będą istnieć aż do końca historii naszego globu. „Tajne zmowy" poprzedzi­ły Noc św. Bartłomieja (1572), podczas której dokonano rzezi hugenotów i Noc Listopadową, zamach majowy Józefa Piłsudskiego i wprowadzenie stanu wojennego w Polsce (13 grudnia 1981 roku). Nonsensem byłoby negowanie tych faktów poświadczonych przez liczne przekazy źródłowe. Bywały oczywiście spiski wymyślane przez dyktatorów, którzy w ten sposób chcieli rozprawić się ze swoimi przeciwnikami. Tak właśnie postąpił Hitler, likwidując Rôhma z jego sztabem (1934), czy Stalin, który posłał na śmierć niemal całą elitę partyjną pod zarzutem, że „te wyrzutki społeczeństwa" już od pierw­szych dni rewolucji „należały do spisku przeciw Lenino- wi, przeciw partii, przeciw państwu radzieckiemu"3.

Pod spiskową (nazywaną także przez niektórych badaczy agenturalną czy policyjną) wizją historii rozu­miem więc nie samo zajmowanie się tego rodzaju sprzy- siężeniami lecz przypisywanie im decydującego znacze­nia. Łączy się to zazwyczaj z lekceważeniem lub wręcz negowaniem innych czynników sprawczych. Po drugie, spiskowa wizja dziejów zakłada istnienie demonicznych organizacji działających poprzez dziesiątki lat, czy na­wet stulecia. W sposób niesłychanie konsekwentny mia­ły one realizować ten sam program, sformułowany w tajnych radach, protokołach czy instrukcjach. Przyję­cie agenturalnej teorii dziejów czyni bezprzedmiotową i niepotrzebną całą żmudną pracę historyków, starają­cych się ustalić skomplikowane nieraz przyczyny wyda­rzeń lub uwarunkowania procesu dziejowego. Na miej­sce racjonalnie prowadzonych badań wchodzi pry­mitywne myślenie, stanowiące poniekąd swoistą odmia­nę magii.

Nic więc dziwnego, że już w ubiegłym stuleciu krytykowano podobny sposób patrzenia na dzieje. Woj­ciech Gutkowski (1775-1826) autor jednej z pierwszych naszych utopii (Podróż do Kalopei) pisał, iż powstania wybuchają wtedy, „gdy cały naród jest zniechęcony przeciwko rządowi". Daremnie więc oskarża się „towa­rzystwa tajemne, że knują rewolucje, istniały te towarzy­stwa od wieków, a rewolucyjów nie było"4. Również Józef Ignacy Kraszewski wyśmiewał się z takich „co się wzajem straszą, sami nie wiedząc czym; jedni skrytą potęgą Lojoli, drudzy masonami i tajemniczymi spiski. [...] W średnich wiekach można się było może obawiać takich machinacji podziemnych, dziś są to straszydła na wróble". A jednak agenturalna wersja historii utrzymuje się w sposób zastanawiający swą trwałością oraz inercją, o której Fernand Braudel napisał, iż „jest jednym z naj­większych rzemieślników historii"s.


Występowanie zjawisk historycznych, których korzenie bywają trudne do zrozumienia dla osób im współczesnych, rodzi zapotrzebowanie na wyjaśnienia najprostsze. Po cóż na przykład bawić się w żmudne ustalanie powodów, dla których doszło do szturmu na Bastylię czy Pałac Zimowy skoro łatwiej jest powiedzieć, że za pierwszym z wydarzeń stali masoni, a drugim sterowali Żydzi. Zdaniem Eco każdemu człowiekowi jest właściwa tendencja doszukiwania się ukrytych sprę­żyn wszystkich zjawisk. „Syndrom spisku" stanowi swo­isty atrybut ludzkiego umysłu, „zdegenerowaną formę mentalności normalnej, poszukującej tylko sensów właś­ciwych, nie mnożącej sensów nad potrzebę"6.

„Według tej teorii na kształt rzeczywistości nie mają wpływu takie czynniki, jak ruchy społeczne i poli­tyczne, obyczaje, prądy umysłowe".7 Przyjęcie spiskowej wizji dziejów zwalnia ludzi od wysiłku umysłowego; urojony wróg występuje jako kozioł ofiarny. Ludzie nie lubią się przyznawać do własnych błędów: wolą je przypisywać innym. Zamiast wizji dziejów, w której wiele wydarzeń bywa rezultatem zbiegu okoliczności czy głupoty, o wiele bardziej kuszące wydaje się przyjęcie tezy, iż sterują nimi tajemnicze siły, działające z pełną premedytacją. Całkowitą rację ma pod tym względem Leszek Kołakowski, który przed laty napisał, iż dla wielu ludzi irracjonalność historii jest nie do zniesienia, jako prowadząca do poczucia całkowitego bezsensu życia8.


Jest rzeczą oczywistą, iż historyk nie może uznawać spiskowej teorii dziejów za busolę swej pracy badawczej. Nie znaczy to jednak, że powinien on zaniechać studiów nad dziejami wszelkiego rodzaju spisków, tych rzeczywi­stych i tych wymyślonych. Nie wolno mu również pozo­stawiać agenturalnej wersji historii poza zasięgiem zain­teresowań badawczych. Tworzy ona bowiem doniosły element świadomości społecznej, który w wielu epokach wywarł jakże doniosły wpływ na kształtowanie obrazu wroga. W krajach rządzonych przez dyktatorów służy on jednoczeniu wokół nich zwolenników nieubłaganej walki, prowadzonej również przy pomocy skrajnego terroru, z tym wyimaginowanym przeciwnikiem.

Spiskowa teoria dziejów, stanowiąca narzędzie wie­lopłaszczyznowej manipulacji, stanowi zarazem jeden z rozdziałów propagandy politycznej. Twórcy kolejnych „tajnych instrukcji", przypisywanych kierownictwu wszechpotężnych organizacji, czerpali pełnymi garścia­mi z dzieł swoich poprzedników. Największą chyba oryginalność wykazał pod tym względem nasz rodak, Hieronim Zahorowski (ok. 1582-1634), autor głośnego w całej Europie pamfletu Poufne rady Towarzystwa Jezusowego ( Monita privata Societatis Iesu, w później­szych edycjach Monita secreta).

Kariera jednego pamfletu

Zahorowski został usunięty z zakonu (w r. 1613) z niejasnych dziś dla nas powodów. Wówczas to, mszcząc się na dawnych konfratrach, ułożył (sam, czy też, jak sądzą niektórzy, we współpracy ze znanym przeciwnikiem Towarzystwa, księciem Jerzym Zbarskim) Poufne rady, przypisujące jezuitom żądzę opanowania świata (1614). Ten najbardziej prężny z zakonów, działających w dobie kontrreformacji, był znienawidzony nie tylko przez protes­tantów. Także w wielu kołach katolickich zazdroszczono jezuitom sukcesów misyjnych odnoszonych na innych kontynentach, jak również wpływów politycznych, jakie posiadali na licznych dworach Europy.

Wszystko to sprawiło, iż utwór Zahorowskiego już w XVII stuleciu doczekał się pół setki wydań, zarówno w łacińskim oryginale jak w tłumaczeniach na wiele języków nowożytnych. Choć inne pamflety antyjezuickie biły nieraz na głowę jego dziełko zaletami stylu, barwnoś­cią wywodów, umiejętnym ukazywaniem słabych stron Towarzystwa Jezusowego, to jednak o utworach tych wiedziano dobrze, iż są pamfletami. Natomiast Poufne rady dość powszechnie były uważane za autentyk. Posłu­szeństwo z jakim uczniowie św. Ignacego Loyoli wykony­wali polecenia zwierzchników nie stanowiło dla nikogo tajemnicy. Stąd również i wśród katolików niechętne Zakonowi osoby okazywały się skłonne uwierzyć, że jego kierownictwo udziela swym podwładnym instrukcji, które ci skrzętnie ukrywają przed oczyma postronnych. Zahoro- wski potrafił dość udatnie (co przyznawała i strona katolicka) naśladować rzeczywiste instrukcje, ułożone przez generała Klaudiusza Akwawiwę. Przypomnijmy, że szlacheccy czytelnicy Poufnych rad od stu lat wierzyli w autentyczność tak zwanych Rad Kallimachowych dla króla Olbrachta, w których przewrotny Włoch pouczał władcę Polski w jaki sposób ma w niej zaprowadzić absolutyzm (w rzeczywistości był to pamflet, sporządzony w XVI stuleciu przez któregoś z zagorzałych zwolenników „złotej wolności"). Pożądaną reakcję wywoływało też chytrze do Poufnych rad dodane pouczenie, aby w razie dostania się ich w niepowołane ręce wyprzeć się tych instrukcji, przeciwstawiając im oficjalne zalecenie władz zakonnych.

W XVIII-XX wieku liczba edycji Poufnych rad wzrosła do trzystu. Był to swoisty rekord, który można tylko porównać z późniejszą popularnością Protokołów mędrców Syjonu. Z tą jednak różnicą, iż te ostatnie były na ogół dość wiernie przedrukowywane za pierwszym wydaniem z r. 1903, gdy tymczasem do kolejnych edycji dziełka Zahorowskiego wprowadzano coraz to nowe poprawki i aktualizujące treści. W dobie Oświecenia dodano kluczowy dla późniejszej wersji dziełka rozdział XVII, w którym czytamy o dążeniach jezuitów do rozciągnięcia swej władzy na wszystkie państwa poprzez mieszanie się do polityki, rozniecanie kłótni wśród panu­jących, a następnie występowanie w roli mediatorów itd. W ten sposób utwór, w którym Zahorowski załatwiał również osobiste porachunki, stracił ostatecznie swój regionalny charakter. Wraz z powstawaniem całościowej wizji dziejów, obejmującej wszystkie kontynenty, działal­ność tego zakonu nabierała pod piórem kolejnych wy­dawców coraz to bardziej cech spisku wszechświatowego. Natomiast sprzysiężenia, o jakich pisano w średniowieczu miały zasięg lokalny, żeby wymienić choćby głośny we Francji XIV stulecia „spisek trędowatych", czy zarzuty wysuwane pod adresem żydowskich mieszkańców róż­nych miast oraz regionów. W konsekwencji Poufne rady stały się jednym z kamieni węgielnych, na których zbudowano później agenturalną wizję historii.

Popularność Monita secreta nie osłabła nawet po — przejściowej zresztą — likwidacji zakonu jezuitów (1773). W tekście pamfletu znajdowano moralne uza­sadnienie tej decyzji; sam fakt kasaty posłużył zaś za źródło tak często w XIX wieku powtarzanych opowie­ści, iż Poufne rady zostały znalezione w jednym z lik­widowanych archiwów zakonnych (zazwyczaj wymie­niano tu kolegium w Brukseli). W XIX i XX wieku każda kolejna fala antyklerykalizmu (i związanej z nim ściśle jezuitofobii) przynosiła nowe wydanie tego dzieł­ka, podobnie zresztą jak później rozwój antysemityzmu dawał impuls do reedycji Protokołów mędrców Syjonu. Skoro wierzono w autentyczność Poufnych rad, nikt nie chciał pamiętać o ich autorze; twórca tego bestselleru czytelniczego pozostał na dobrą sprawę znany jedynie wąskiemu gronu badaczy. Choć na przełomie XIX i XX wieku dowiedli oni, zdawałoby się ostatecznie, iż mamy tu do czynienia z oczywistym falsyfikatem, to jednak wśród niechętnych jezuitom badaczy radzieckich jeszcze przed kilkunastoma laty odzywały się głosy w obronie autentyczności dziełka, które w pierwotnej wersji napi­sał Zahorowski.

I pod tym względem Monita secreta podzieliły los Protokołów mędrców Syjonu; zwracał na to uwagę artykuł ogłoszony 4 marca 1938 r. na łamach „Os- servatore Romano". Zdaniem jego autora Protokoły stanowią „godną siostrę" Poufnych rad, a wiara w oba te utwory źle świadczy o inteligencji czytelników. Ci jednak dość często pozostawali nadal pod urokiem powieści popularyzujących spiskową wersję dziejów. Na czoło wysuwa się tu literatura awanturniczo-sen- sacyjna, w którym to gatunku pisarze francuscy ubie­głego stulecia (zwłaszcza A. Dumas oraz E. Sue) doszli do prawdziwego mistrzostwa, rodząc całe zastępy mniej lub bardziej utalentowanych naśladowców. Po Tajem­nicach Paryża Eugeniusza Sue ukazały się Tajemnice Berlina i Petersburga, Wiednia i Warszawy, Lipska i Pesztu. Elementami sensacji i tajemnicą zagadki i zbro­dni nie gard/iii tacy mistrzowie pióra jak Charles Dickens, Fiodor Dostojewski czy Wiktor Hugo. O ile zaś w ubiegłych stuleciach członkom tajnych stowa­rzyszeń oraz pospolitym przestępcom pisarze kazali się zbierać gdzieś w odludnych zamkach, w grotach czy pieczarach, to w XIX wieku następuje coś, co dałoby się określić jako urbanizację wyobraźni lite­rackiej. Terenem groźnych dla społeczeństwa spotkań stają się miejskie cmentarze, rozległe korytarze i lochy podziemne czy kanały, żeby przypomnieć choćby­dzników Wiktora Hugo. Eco zwraca słusznie uwagę, że podziemie zaczyna fascynować wielu powieściopi- sarzy; tam właśnie miał działać Fantomas oraz liczni bohaterowie książek Jules'a Verne'a.

Francuscy historycy literatury twierdzą, iż Aleksan­der Dumas właśnie pod wpływem Poufnych rad prze­kształcił w popularnej, stale u nas wznawianej, powieści Wicehrabia de Bragelonne, jednego z trzech muszkiete­rów w generała zakonu jezuitów. Aramis zyskuje dzięki temu olbrzymią władzę, pozwalającą mu zamienić Lud­wika XIV na jego brata-bliżniaka, osadzonego w Bas- tylii, skąd uwalnia króla dopiero d'Artagnan. Scena rozmowy Aramisa najpierw z umierającym poprzedni­kiem, a następnie z lekarzem, który go otruł na polece­nie „Wielkiej Rady", stanowi osąd zarówno moralności, jak wszechmocy jezuitów w duchu w pełni odpowiada­jącym pamfletowi Zahorowskiego.

Na Monita secreta powołuje się również Eugeniusz Sue w Żydzie wiecznym tułaczu. Tematem tej głośnej powieści, której polskie tłumaczenie ukazało się w rok po jej paryskim wydaniu (1844), jest bezpardonowa walka o spadek, jaką mieli stoczyć jezuici z członkami rodziny Rennenpontów. Już w 1851 r. warszawski dziennikarz i beletrysta, Antoni Wieniarski, przeniósł Żyda wiecznego tułacza na grunt polski. W jego książce Wysokie w XVII wieku czyli arianie w Polsce jezuici zostali zastąpieni przez antytrynitarzy (socynian), któ­rzy w naszej powieści historycznej ubiegłego stulecia mieli jak najgorszą opinię.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin