Milosc_po_wlosku.pdf

(564 KB) Pobierz
Sharon Kendrick
Miłość po włosku
Tłumaczenie:
Anna Dobrzańska-Gadowska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dante D’Arezzo bez trudu zorientował się, kiedy jego była narzeczona weszła do
katedry – we wnętrzu ogromnego kościoła zapadła cisza jak makiem zasiał, którą
dopiero po dłuższej chwili przerwał ostrożny szept.
– Patrzcie, to Justina Perry!
– Och, tak! – wymamrotał ktoś z podziwem.
I w kierunku Justiny zaczęły odwracać się głowy tych, którzy koniecznie chcieli
zobaczyć, czy i jak bardzo się zmieniła. Ludzie płonęli ciekawością, czy na jej
twarzy pojawiły się jakieś nowe zmarszczki albo czy wyprasowała dawne i nowe
rękami chirurga plastycznego. Pragnęli sprawdzić, czy przytyła lub schudła. Chcieli
wiedzieć o niej wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami, ponieważ była sławna,
a sława sprawia, że ludzie uważają cię za swoją własność.
Dante aż zbyt dobrze znał te scenariusze. Sława miała także i mroczne oblicze,
o tak. Odmieniała, niszczyła i zatapiała normalne życie falą żrącego kwasu.
Pełen napięcia, uważnie obserwował, jak Justina lekko sunie środkiem głównej
nawy katedry w Norwich, gdzie miała się odbyć ceremonia ślubna jej koleżanki
z zespołu. Ciemne włosy miała pięknie upięte z tyłu głowy, a jasną satynową suknię
w orientalnym stylu zdobiły haftowane smoki i kwiaty. Na pierwszy rzut oka ta
kreacja wydawała się rozczarowująco skromna, lecz przy każdym kroku wysokie
rozcięcie odsłaniało imponująco długą nogę.
Ogarnęło go pożądanie, które szybko ustąpiło miejsca wściekłości. Zatem nadal
lubiła pokazywać nagie ciało niczym tania puttana, tak? Wciąż uwielbiała czuć na
sobie pożądliwe spojrzenia mężczyzn, snujących marzenia o ciele grzesznicy
połączonym z wrażliwą twarzyczką smutnego anioła?
Gniew nie do końca przytłumił wyrafinowany ból, który przeniknął jego ciało.
Justina zajęła miejsce w jednej z pierwszych ławek i rzuciła lekki uśmiech siedzącej
obok osobie. Satyna napięła się na jej zgrabnej pupie i z głowy Dantego wyparowały
wszystkie myśli poza tą, że nie widział swojej byłej od pięciu długich lat. Pięć lat
powinno w zupełności wystarczyć, aby się uodpornić na ten jej koci wdzięk, więc
dlaczego serce biło mu jak szalone? I dlaczego miał tak potężną erekcję, że musiał
zasłonić ją kartką z tekstami hymnów?
Justina wijąca się pod nim na śnieżnobiałej pościeli.
Justina z czarnymi jak heban włosami, skórą jak płatki magnolii i oczami jak
bursztyny.
Dobrze pamiętał słodką jędrność jej ciała. Pamiętał te prężne, malutkie sutki,
jakby specjalnie stworzone po to, aby mężczyzna mógł wziąć je w usta.
Nieświadomie potrząsnął głową. Chciał zapomnieć, że pierwszy i jedyny raz
w usianym sukcesami życiu popełnił błąd. Zerwane zaręczyny były jego jedyną
porażką.
Dante był dumnym mężczyzną, który chlubił się swoim pochodzeniem
z arystokratycznej toskańskiej rodziny. Jego przodkowie byli uczonymi, żołnierzami
i dyplomatami, którzy posiadali wielkie majątki ziemskie i prawie zawsze cierpieli
na brak gotówki, lecz odkąd interesami D’Arezzów zaczął zarządzać Dante,
sytuacja uległa diametralnej zmianie. Dziś jego rodzina miała nie tylko ogromne
winnice pod Florencją, ale i liczne nieruchomości na całym świecie. Dante miał
wszystko, o czym może marzyć mężczyzna, jednak jego serce wciąż było puste.
Dzwony odezwały się donośnym, triumfalnym dźwiękiem, obwieszczając koniec
ceremonii, i Dante szybko wrócił do rzeczywistości. Z pewnym niedowierzaniem
popatrzył na Roxy Carmichael, naprawdę uroczą w białym jedwabiu i perłach,
tulącą się do ramienia swego świeżo poślubionego męża z książęcym tytułem. Kto
by to pomyślał? Kiedy Dante widział Roxy ostatni raz, pląsała na gigantycznej
scenie, ubrana w naszywaną cekinami koszulkę, która nawet nie udawała sukienki.
W tamtym okresie, kiedy Justina i Lexi założyły zespół Lollipops, który szybko
zdobył ogromną popularność, wszystkie tak się ubierały. W tamtym okresie, kiedy
on, Dante, należał do orszaku ich wiernych fanów.
Uczestnicy nabożeństwa zaczęli już wychodzić za młodą parą. Przez głowę
Dantego przemknęła myśl, że być może Justina też żałuje wyborów, jakich
dokonała, zwłaszcza tych, które doprowadziły do tego, że ją odepchnął.
Poprzedniego wieczoru uległ pokusie i poszukał w internecie danych o byłej
narzeczonej, wiedział więc, że nie wyszła za mąż i nie miała dzieci. Musiała
dobiegać trzydziestki, wieku, w którym bezdzietne kobiety zaczynały słyszeć
tykanie biologicznego zegara. Wargi Dantego wykrzywił cyniczny uśmiech. Nie,
Justina na pewno nie miała tego rodzaju niepokojów. Niby dlaczego kobieta taka jak
ona miałaby pragnąć dziecka? Kariera była dla niej wszystkim. Wszystkim.
Jego spojrzenie spoczęło na jasnej twarzy idącej w jego kierunku dziewczyny.
Kiedy spojrzał w złociste, pełne niedowierzania oczy, jej lekki krok nagle zgubił
rytm. Pomyślał, że zupełnie nie obchodzi go, co czuje Justina Perry. Już nie.
Na krótką chwilę znalazła się tuż obok niego, dość blisko, aby poczuł leciutki
aromat jej perfum, delikatne połączenie jaśminu i miodu, i szybko poszła dalej.
Gdy wyszedł na zewnątrz, ogarnął wzrokiem plac przed wejściem do katedry i od
razu zobaczył sporą grupkę ludzi tłoczących się wokół Justiny. Nie słuchała ich, jej
uwaga skupiona była na drzwiach świątyni, zupełnie jakby czekała, aż on się pojawi
i kiedy jej oczy spoczęły na nim, przeszył go dziwny dreszcz, uczucie, którego nie
byłby w stanie opisać nawet w swoim rodzimym języku.
Ruszył ku niej, nie do końca świadomy obecności innych kobiet, które odwracały
się, żeby na niego popatrzeć, ponieważ pełne adoracji kobiece spojrzenia były
zjawiskiem, jakie towarzyszyło mu od najwcześniejszych lat. Ujrzał, jak Justina
przygryza dolną wargę i kiedy pamięć podsunęła mu obrazy tego, do czego zdolne
były te piękne usta, pośpiesznie odepchnął nową falę pożądania.
Otaczający ją ludzie ucichli, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Pewnie jego
typowo włoska uroda rozbudziła ich zainteresowanie albo może chodziło o bardzo
chłodny wyraz jego twarzy, bo rozproszyli się szybko, zostawiając ich dwoje
samych.
– No, no, no – odezwał się Dante. – Kto by pomyślał…
Justina patrzyła na niego z sercem bijącym mocniej i szybciej niż zwykle od
ładnych paru lat. Czuła, że jej zmysły ocknęły się nagle, jakby ktoś przytknął do nich
zapałkę. Nie chciała pragnąć Dantego i za wszelką cenę starała się zachować
spokój, ale nie było to łatwe, nie teraz, kiedy miała przed oczami jego twarz,
piękniejszą i jednocześnie bardziej surową niż jakakolwiek inna. Jego ciemne oczy
wpatrywały się w nią, potężne ciało naruszało granice jej świadomości. Zrobiło jej
się słabo, miała wrażenie, że ktoś podstępnie wypompował krew z jej żył i zastąpił
ją wodą.
Nie jesteś przecież słaba, powiedziała sobie. I nie waż się okazać słabości, nie
w obecności Dantego D’Arezza, mężczyzny, który myli miłość z kontrolą.
Mężczyzny, który rzucił cię, ponieważ nie chciałaś zachowywać się jak jego
osobista kukiełka, który najspokojniej w świecie poszedł do łóżka z inną i… i…
Ujrzała pogniecioną, stłamszoną pościel na łóżku, wzburzoną grzywę jasnych
włosów i jędrny, kształtny tyłek. I Dantego, z zamkniętymi oczami i ekstatycznym
uśmiechem na tych kłamliwych wargach, podczas gdy tamta, zupełnie naga,
zaspokajała wszystkie jego pragnienia.
Wyraźny obraz jego zdrady był jak poszarpany kawał szkła, który utkwił w jej
umyśle, i Justina wiedziała, że jeśli chce przetrwać, musi przestać o tym myśleć.
Wyrzucić z pamięci, zapomnieć. Nie mogła pozwolić sobie na hodowanie tych
wspomnień, musiała skupić się na tym, co ważne. I właśnie dlatego w tej chwili
zależało jej tylko na tym, aby Dante poszedł sobie i zostawił ją w spokoju.
– Serdeczne dzięki, że zepsułeś mi tak dobrze zapowiadający się dzień –
Zgłoś jeśli naruszono regulamin