Książkę tę dedykuję następującym osobom:
Wilowi Wheatonowi, z całą serdecznością,
na jaką może się zdobyć przepełnione serdecznością serce;
Mykalowi Burnsowi, przyjacielowi od czasu,
gdy pracowaliśmy na TRS–80 w Bibliotece Publicznej w Glendora;
oraz Joe Mallozziemu i Bradowi Wrightowi,
którzy zabrali mnie ze sobą w kosmos.
PROLOG
Ze szczytu potężnego głazu, na którym siedział, podporucznik Tom Davis spojrzał na kapitana Luciusa Abernathy’ego, oficera naukowego Q’eenga i inżyniera pokładowego Paula Westa, usadowionych na drugim, jeszcze większym głazie po przeciwnej stronie jaskini. Paskudnie to wygląda – pomyślał.
– Borgowiańskie czerwie pustynne! – zawołał Abernathy i plasnął otwartą dłonią w głaz. – Powinienem był wiedzieć!
Powinieneś był wiedzieć? Raczej: jak to możliwe, że nie wiedziałeś – pomyślał Davis i spojrzał na piaszczyste dno rozległej jaskini, gdzie ciemniejsze wybrzuszenia znaczyły tu i ówdzie szlak wielkich mięsożernych piaskali.
– Nie najlepsze miejsce na potańcówkę – powiedział do Chena, drugiego członka grupy rekonesansowej, gdy natknęli się na to miejsce.
Abernathy, Q’eeng i West zdążyli już wejść do środka, mimo że – zgodnie z zasadami – powinni byli poczekać na Davisa i Chena, stanowiących ich wsparcie.
Chen, który był nowy, prychnął:
– Daj spokój. To tylko jaskinia. Co niby mielibyśmy tam znaleźć?
– Niedźwiedzie? – odparł Davis. – Wilki? Inne wielkie drapieżniki, które lubią ciemne kryjówki? Nie biwakowałeś nigdy w dziczy?
– Na tej planecie nie ma niedźwiedzi – zauważył Chen, rozmyślnie ignorując sens słów kolegi. – Poza tym mamy broń. No już, daj spokój! To moja pierwsza misja. Nie chcę, żeby kapitan zastanawiał się, gdzie jestem.
I wbiegł do środka za pozostałymi.
Kilka chwil później Davis przyglądał się ciemnej plamie na dnie jaskini, która była wszystkim, co zostało po Chenie. Zwabione odgłosem kroków czerwie błyskawicznie zlokalizowały nieostrożnego młodzika i wessały pod powierzchnię. Echo jego wrzasków ucichło równie błyskawicznie i plama była jedynym śladem tego, co zaszło.
Nie, to nie do końca prawda, skrzywił się podporucznik, spoglądając w głąb jaskini i widząc samotną dłoń Chena, wciąż kurczowo ściskającą miotacz laserowy, który, jak się okazało,...
renfri73