KKS2 - w dżunglach zieleni_kr33.doc

(1736 KB) Pobierz
kks2 - w dżunglach zieleni

 

Gene Wolfe

 

W dżunglach Zieleni

 

 

 

 

 

Księga Krótkiego Słońca

Tom II

 

 

Przekład:

Wojciech Szypuła

 


Dla Maddie i Becki

z szacunkiem

 

 

Imiona i nazwy własne występujące w tekście

 

Wiele osób i wiele miejsc, które pojawiają się w tej książce, występowało już w „Księdze długiego słońca", do której odsyłamy Czytelnika. W zamieszczonym tu spisie najważniejsze nazwy i imiona wyróżniono WERSALIKIEM.

 

Pułkownik Abanja – szefowa wywiadu w służbie generalissimus Siyuf.

Acalypha – żona Alki. Razem udali się na ZIELEŃ.

Kapitan Adatta – najważniejsza podwładna INCANTO w bitwie o BLANKO.

Affito – woźnica INCLITO.

ALGA – jednoręka kobieta, którą RÓG zostawił w Pajarocu.

Alka – złodziej stojący na czele grupy kolonistów, która udała się z VIRONU na ZIELEŃ.

Atteno – gospodarz INCANTO w BLANKO, właściciel sklepu papierniczego.

Babbie – hus, którego RÓG dostał w prezencie od Pleśni.

Badour – strażnik, który schodzi z posterunku, aby zaprowadzić INCANTO, SKÓRĘ, JAHLEE, MORĘ i pozostałych do oficera.

Bala – żona ŚCIĘGNA.

Pułkownik Bello – oficer w ordzie BLANKO.

BLANKO – miasto na BŁĘKICIE założone przez kolonistów z Grandecitta.

BŁĘKIT – lepsza z dwóch nadających się do zamieszkania planet w układzie KRÓTKIEGO SŁOŃCA.

Bricco – chłopczyk, którym opiekowała się FAVA.

Bruna – potulny muł należący do INCLITO.

Cantoro – kupiec z BLANKO.

Porucznik Carabin – oficer najemników.

Casco – zazdrosny zalotnik sprzed lat.

Chaku – najemnik z Gaonu.

Comus – pomniejszy bóg, trefniś Paha.

Cugino – drwal, który sporządził kostur dla INCANTO.

Cuoio – imię, pod którym SKÓRA jest znany w BLANKO.

Decina – kucharka w domostwie INCLITO.

Dentro – młody mężczyzna, który dawno temu zakochał się w stredze.

Eco – jeden z posłańców wybranych przez INCLITO.

FAVA – gość INCLITO, towarzyszka zabaw MORY.

Gagliardo – astronom z SOLDO.

Gaon – duże, kwitnące miasto, leżące na południowy wschód od BLANKO.

Gioioso – jeden z nieszczęsnych małżonków Saliki.

Gorak – sierżant najemników.

Grandecitta – miasto we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA, w krainach niebios.

Hiacynt – piękna Vironka, żona JEDWABIA.

Hierax – bóg śmierci we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA.

INCANTO – imię, pod którym dawny rajan Gaonu jest znany w BLANKO (także imię starszego brata INCLITO, zmarłego w dzieciństwie).

INCLITO – najbardziej wpływowy obywatel BLANKO.

JAHLEE – pierwszy inhumi ocalony przez INCANTO i Wieczorną Pieśń.

JASZCZURKA – wyspa leżąca na północ od NOWEGO VIRONU, na której stoi papiernia ROGA.

Patere JEDWAB – calde VIRONU w czasie, gdy koloniści odlatywali na BŁĘKIT; nazywany także calde JEDWABIEM.

Kam – syn ŚCIĘGNA. Ma dwa lata.

Krait – inhumi, który wyciągnął ROGA z jamy w ziemi.

KRÓTKIE SŁOŃCE – gwiazda, której wzejście na niebo rozpoczyna nowy dzień na BŁĘKICIE i ZIELENI. Wokół niej orbituje „WHORL".

Kapitan Kupus – dowódca najemników.

Patere Kwezal – od dawna nieżyjący inhumi, w swoim czasie prolokutor VIRONU.

Legaro – ambasador Novella Citta.

Maliki – tytuł wodza wioski ŚCIĘGNA, tu używany jako kobiece imię własne.

Mamelta – śpiąca obudzona przez Pleśń i uratowana przez JEDWABIA.

Mano – młody i popularny żołnierz ordy BLANKO.

Maytere Marmur – dawna sybilla, która towarzyszyła kolonistom w podróży na BŁĘKIT, gdzie wróciła do swojego dawnego powołania. Jest chemem.

Matka – bogini morza na BŁĘKICIE, podobna do Scylli.

Mistrz Miecznik – stary nauczyciel szermierki z VIRONU.

Maytere Mięta – bohaterka rewolucji w VIRONIE, znana również jako „generał Mięta".

MORA – nastoletnia dziewczyna, córka INCLITO.

Generał Morello – dowódca ordy SOLDO.

Nadar – szaleniec z wioski ŚCIĘGNA.

Nadi – rzeka przepływająca przez Gaon.

Novella Citta – małe miasto leżące nieopodal SOLDO.

NOWY VTRON – miasto na BŁĘKICIE, założone przez kolonistów z VIRONU.

Oliwin – młody chem z VIRONU, niepełnosprawna córka Marmur i Pięściaka.

Olmo – małe miasto leżące nieopodal SOLDO.

Onorifica – służąca, pomoc kuchenna w domostwie INCLITO.

OREB – nocny kruk, ptak INCANTO.

Pah – ojciec bogów WHORLA DŁUGIEGO SŁOŃCA.

Pajarocu – widmowe miasto na zachodnim kontynencie BŁĘKITU.

Pająk – viroński łowca szpiegów.

Perito – robotnik zatrudniony na farmie INCLITO.

Kapral Pięściak – żołnierz armii VIRONU.

Pismo Chrasmologiczne – święta księga VIRONU.

Pleśń – kobieta obdarzona mocami nadprzyrodzonymi, wnuczka Marmur.

Patere Płetwa – wiekowy, od dawna nieżyjący augur z Vironu.

Pokrzywa – żona ROGA, matka ŚCIĘGNA, Racicy i SKÓRY.

Poliso – zagraniczne miasto leżące nieopodal BLANKO.

Qarya – wioska ŚCIĘGNA na ZIELENI.

Quadrifons – jeden z aspektów ZEWNĘTRZNEGO we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA.

Racica – brat SKÓRY, jeden z synów-bliźniaków ROGA.

RAJAN – tytuł przysługujący władcom Gaonu, tu często używany jako imię własne.

Patere Remora – głowa Odłamu Obrządku Virońskiego na BŁĘKICIE.

Diuk Rigoglio – władca SOLDO.

Rimando – jeden z posłańców wybranych przez INCLITO.

Szeregowy Rimo – żołnierz ordy BLANKO.

RÓG – papiernik z NOWEGO VIRONU, któremu polecono sprowadzić JEDWABIA na BŁĘKIT.

Salica – starsza kobieta, matka INCLITO.

Sąsiedzi – nazwa rodowitych rozumnych mieszkańców BŁĘKITU, używana na zachodnim kontynencie. Inaczej: Zaginiony Lud.

Sborso – robotnik na farmie INCLITO.

Schiamazza – starsza służąca w domu rodzinnym Saliki.

Scylla – bogini z WHORLA DŁUGIEGO SŁOŃCA, patronka VIRONU, często nawiedzająca INCANTO w snach (także potwór morski z whorla czerwonego słońca).

Kapitan Sfido – oficer z SOLDO.

Shauk – syn ŚCIĘGNA. Ma trzy lata.

Generalissimus Siyuf – dowódca ordy Trivigaunte.

Sklerodermia – kolonistka z VIRONU, obecnie już nie żyje.

SKÓRA – jeden z synów-bliźniaków ROGA.

Dzielnica Słońca – dzielnica, w której znajdował się manteion JEDWABIA.

SOLDO – największe z miast założonych przez kolonistów z Grandecitta.

Solenno – jeden z nieszczęsnych małżonków Saliki.

Szpik – wpływowy obywatel NOWEGO VIRONU.

ŚCIĘGNO – najstarszy syn ROGA. Przybył za ojcem do Pajarocu.

Świnia – przyjaciel INCANTO we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA.

Pułkownik Terzo – oficer z SOLDO.

Thelxiepeia – bogini z WHORLA DŁUGIEGO SŁOŃCA.

Torda – służąca INCLITO.

Trivigaunte – miasto, które wtrąciło się do rewolucji w VIRONIE.

Turco – faworyt sprzed lat.

Ugolo – zamożny mieszczanin z BLANKO.

Urbanita – sąsiadka Volanty.

Ushujaa – pasażer lądownika, na którym RÓG przybył na ZIELEŃ.

Sierżant Valico – żołnierz ordy BLANKO.

VIRON – miasto we WHORLU DŁUGIEGO SŁOŃCA, rodzinne miasto JEDWABIA, ROGA i Pokrzywy.

Pułkownik Vivo – oficer ordy BLANKO

Volanta – gospodyni INCANTO w BLANKO, żona Atteno.

Volto – niepopularny żołnierz ordy BLANKO.

Radca Wari – przełożony virońskich szpiegów.

Porucznik Warren – najemnik.

Whorl czerwonego słońca – odległa planeta, na której urodził się Rigoglio.

WHORL DŁUGIEGO SŁOŃCA – wnętrze „WHORLA".

„WHORL" – statek pokoleniowy, z którego przybyli koloniści.

Wieczorna Pieśń – konkubina, która ukryła się na łodzi INCANTO.

Porucznik Wight – oficer najemników.

Ulica Wody – nadrzeczny bulwar w BLANKO.

Zaginiony Lud – nazwa rodowitych rozumnych mieszkańców BŁĘKITU. Inaczej: Sąsiedzi.

Porucznik Zepter – oficer najemników.

ZEWNĘTRZNY – bóg bogów.

ZIELEŃ – gorsza z nadających się do zamieszkania planet w układzie KRÓTKIEGO SŁOŃCA.

Zitta – dawno nieżyjąca żona INCLITO i matka MORY.


Dwudziesty siódmy dzień mobilizacji

 

Incanto, mój drogi przyjacielu i doradco,

 

Olmo padło. Nie ma co do tego cienia wątpliwości. Nasi zwiadowcy wypatrzyli powiewającą nad obozem chorągiew diuka Rigoglio. Ja sam przed niespełna dwoma godzinami widziałem martwego żołnierza w fioletowo-kasztanowych barwach. Dragoni straży przybocznej już tu są, a reszta nie pozostała daleko w tyle. Stajemy mężnie, ale musicie być przygotowani na cios.

Wiem, że błagałem cię rozpaczliwie o zaopatrzenie, ale już nie będzie potrzebne. Zatrzymaj muły i poganiaczy, którzy przyszli z Rimando. Jego samego również. Tylko w ten sposób mogę ci pomóc.

Dam ci dobrą radę. Wiesz, że próbowałem ocalić farmy na północy. Dzieliliśmy się mięsem i solą, Incanto, więc posłuchaj: farm nie da się uratować. Zabierz z nich wszystko, co zdołasz, i zostaw je na pastwę losu. Siwobrodzi starcy, kobiety i chłopcy, dla których udało ci się znaleźć broń, mogą jeszcze powalczyć – albo przynajmniej pogrozić nieprzyjacielowi z wałów – ale jeśli ruszysz z nimi na północ, kawaleria diuka w pół godziny rozniesie was w pył. Cokolwiek by się działo, nie wypuszczaj ich z miasta. Pokaż diukowi Rigoglio, że nie jesteś bezbronny, ogłoś zawieszenie broni i przyjmij zaproponowane przez niego warunki rozejmu.

Jeżeli będziesz miał wieści na temat Mory, napisz niezwłocznie.

Jeśli zginę, zaopiekuj się moją matką, Tordą i Onorificą. I nie opłakuj swojego źle wychowanego przyjaciela.

 

Inclito

 

Pamiętaj szczególnie o Tordzie i mojej matce. I.


ROZDZIAŁ 1

 

NOWY POCZĄTEK

 

Znów mam papier, a w małej buteleczce zostało jeszcze sporo atramentu. Jestem zresztą przekonany, że właściciel sklepu dostarczyłby mi więcej, gdybym go o to poprosił. To zdumiewające, jak wiele może znaczyć jedna marna libra papieru dla człowieka, który wytwarzał ogromne jego ilości.

To miasto ma mury obronne. Nigdy przedtem nie byłem w mieście, które byłoby obwiedzione murem. Nie jest to wysoki mur – widywałem wyższe, znacznie wyższe – ale za to otacza całe miasto, z wyjątkiem tych dwóch miejsc, w których rzeka wpływa do miasta i z niego wypływa.

Wydaje mi się, że nie jest to ta sama rzeka, którą mieliśmy na południu; ta płynie szybko i cicho, chociaż niewykluczone, że miejski hałas po prostu zagłusza jej odgłosy. Woda jest ciemna, jakby rozgniewana.

Nasza leniwa południowa rzeka zawsze się uśmiechała, a czasem śmiała w głos; przeskakując przez głazy, odsłaniała koronkową halkę z białej piany. Żyły w niej krokodyle – a w każdym razie istoty, które my nazywaliśmy krokodylami: smukłe szmaragdowe jaszczury o połyskliwych ciałach, ośmiu łapach i paszczach jak potrzask na dzikie zwierzęta. Zdawały się równie rozleniwione jak sama Nadi, kiedy wylegiwały się na słońcu i tylko ich niebieskie, rozwidlone języki wysuwały się z paszcz i znikały jak małe płomyki. Nie sądzę, aby nasze krokodyle były takie same jak te we „Whorlu", chociaż całkiem możliwe, że każde podobne do nich zwierzę zasługuje na tę nazwę. Tak jak „ptaki" bywają rozmaite.

A skoro o ptakach mowa, to powinienem napisać, że Oreb cały czas jest przy mnie: zazwyczaj przesiaduje mi na ramieniu albo – jeszcze chętniej – na czubku mojego kostura.

Przed przybyciem do miasta wyprałem ubranie w rzece. Widziałem parę ryb, ale ani jednego krokodyla.

Kostur zrobił mi pewien drwal. Pamiętam, że miał na imię Cugino. Nigdy nie spotkałem równie dobrodusznego człowieka; nikt też nie był tak jak on życzliwy mnie, obcemu. Bardzo się ucieszyłem na jego widok, bo od wielu dni nie widziałem żywej duszy. Pomogłem mu objuczyć osła i poprosiłem, żeby pożyczył mi siekierę, to wytnę sobie kostur. (Wcześniej próbowałem wyciąć i obrobić laskę azothem, o czym Cugino nie wspomniałem. Niestety, azoth siekł drewno w drzazgi).

Nawet nie chciał o tym słyszeć: przecież to on, Cugino, był największym autorytetem, jeśli chodziło o laski i kostury wszelkiej maści. Wszyscy w wiosce przychodzili do niego – i do nikogo innego. Sam wytnie mi kostur; osobiście wybierze gałąź i odpowiednio ją obrobi.

– Wszystkim się zajmę: stosowne drewno, właściwa wysokość, uchwyt w dobrym miejscu. O wszystko zadbam! Wyprostuj się!

Zmierzył mnie wzrokiem, dłońmi, a na koniec także siekierą – teraz już wiem, że mierzę dwa trzonki i jedno ostrze siekiery Cugino.

– Wysoki! Wysoki! – powtarzał, chociaż to nieprawda. Z całą pewnością nie wyróżniam się nieprzeciętnym wzrostem.

Przekrzywił głowę w lewo, czubek palca wskazującego oparł w kąciku ust. Jestem przekonany, że mój przyjaciel z południa nie robił nawet w przybliżeniu tak niezwykłego wrażenia, kiedy snuł plany nowej bitwy.

– Wiem! – zawołał Cugino i klasnął w dłonie. Odgłos był taki, jakby uderzył deską o deskę.

Spętaliśmy jego osła (wciąż był, biedaczysko, objuczony) i zagłębiliśmy się w las, aż doszliśmy do olbrzymiego drzewa, oplecionego pnączem grubszym niż moje przedramię. Dwa potężne uderzenia siekiery odcięły solidny, rozwidlony u góry kawał pnącza, a trzecie oddzieliło jedną z odnóg rozwidlenia.

– Grube – oznajmił Cugino z taką dumą, jakby osobiście je zasadził. – Silne jak ja. – Pokazał mi naprężony biceps, który rzeczywiście prezentował się okazale. – I wcale nie sztywne.

Zerwał odcięty kawał pnącza z drzewa (które zapewne dziękowało mu z całego rdzenia) i spróbował złamać go na kolanie. Naprężył wszystkie mięśnie.

– Giętkie, widzisz? Nie złamie się.

Odważyłem się zauważyć, że mój przyszły kostur wygląda bardzo masywnie.

– Jeszcze nie skończyłem.

Sękatymi palcami zdarł grubą jak korek korę i w niespełna pół minuty później wręczył mi gotowy kostur: prawie idealnie prosty, gładki jak szkło, z zagiętą pod kątem prostym końcówką, która sięgała mi pod brodę.

Mam go do dziś. Sam kostur należy do mnie, lecz zakrzywioną końcówkę przejął na własność Oreb, który właśnie siedzi na niej i mnie prowokuje:

– Rybie głowy? Rybie głowy?

Wskazuję mu rzekę i mówię, żeby sam nałowił sobie ryb. Wiem, że to potrafi. Nie miałbym nic przeciwko posiłkowi, ale mogę z tym zaczekać do zaciemnienia, o ile w ogóle znajdę coś do jedzenia. Na razie światło pada pod takim kątem, że dobrze mi się pisze – co oznacza, że słońce przebyło połowę nieba. Tutaj, nad rzeką, powietrze jest chłodne, a słabiutki wiatr nie zasługuje nawet na miano zefirka; na pewno nie wydąłby żagla, a jednak w sam raz wystarczy, żeby osuszyć atrament na papierze. Lepiej być nie może.

Zanim zapomnę, powinienem napisać, że to, co mój dobry przyjaciel Cugino nazwał „pnączem", na Zieleni nazywaliśmy „lianą". Zieleń to whorl stworzony dla drzew, które uporały się tam ze wszystkimi problemami – poza problemem lian.

Właściwie można by nazwać Zieleń whorlem stworzonym z drzew: porastają całą jej powierzchnię z wyjątkiem nagich skał na urwiskach i szczytach najwyższych gór oraz biegunów (czy jak tam należałoby nazwać te obszary skute lodem). A i tam zaczynają pomalutku zapuszczać korzenie.

We „Whorlu" mieliśmy biegun wschodni i zachodni – dwa pylony, pomiędzy którymi rozciągało się długie słońce. Dlatego wciąż mówimy (zarówno tutaj, jak i na Zieleni) o wyimaginowanym biegunie zachodnim, w stronę którego zmierza krótkie słońce, i równie fikcyjnym biegunie wschodnim, z którego ponoć przybywa. Z pokładu lądownika widać, że to wszystko nieprawda. Nie ma takich miejsc. Kolorowe whorle nie są cylindryczne, choć zwykle tak je sobie wyobrażamy, lecz kuliste; można by powiedzieć, że każdy z nich ma umowne „bieguny" na dole i na górze. Oznacza to, że gdyby jakiś uczony chciał zbudować model whorla, musiałby przeprowadzić przez „bieguny" oś, na której whorl by się obracał. Ta oś wystawałaby nad powierzchnię niby ogromny rożen, na który nadziano whorl.

 

Kiedy pisałem te słowa, przysiadł się do mnie mężczyzna imieniem Inclito. Zaczęliśmy rozmawiać, jak to zwykle czynią ludzie, którzy nie mają nic lepszego do roboty niż wygrzewać się na słońcu jak krokodyle w ciepłe jesienne popołudnie. Nasze języki poruszały się równie szybko, choć zapewne nie tak efektownie jak u krokodyli.

Inclito zagaił rozmowę, zadając mi całkowicie naturalne pytanie, co piszę. Odparłem, zresztą zgodnie z prawdą, że to tylko głupstwa.

– To mądrość – poprawił mnie. – Jesteś mądrym człowiekiem. Wszyscy to widzą. Taki mędrzec nie pisałby głupstw.

– A czy mędrzec w ogóle by coś pisał?

Chciałem zadać mu jakieś niewinne pytanie, żeby mówił dalej, i pomyślałem, że to będzie w sam raz.

– Właśnie, mistrzu, pisałby czy nie? – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.

Nie spodziewałem się, że tak się do mnie zwróci, ale taki chyba panuje tu zwyczaj. W domu mistrzem nazywaliśmy zwykle nauczyciela (takiego jak na przykład mistrz Miecznik) albo dyrygenta zespołu muzycznego.

– Owszem – odparłem – mędrzec mógłby pisać, ale nie tak, jak ja to czynię. Nie spisywałby swoich dziejów. Przewidziałby, że mogą trafić do rąk przypadkowego czytelnika, który przy ich lekturze wywichnie sobie szczękę ze śmiechu. Mędrzec nigdy nie krzywdzi innych, jeśli nie ma takiego zamiaru.

– Dobrze powiedziane. – Inclito wyprężył pierś. – Też kiedyś byłem żołnierzem.

Wyjaśniłem mu, że nigdy nie parałem się tym nad wyraz szacownym zajęciem.

– Jesteś przecież ranny.

Zerknąłem w dół, pełen obaw, że rana w boku otworzyła się i krew plami moją togę.

– Tam też? – zdziwił się Inclito. – Miałem na myśli twoje oko.

Powinienem przysłonić oczodół jakimś kawałkiem materiału, tak jak to robił Świnia.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin