Nowacka Ewa Może nie może tak A5 ilustr.pdf
(
3636 KB
)
Pobierz
Ewa Nowacka
Może nie, może tak
Wydanie polskie 1982
Ilustrowała Krystyna Michałowska
-2-
Najpierw wędrowałam i wędrowałam wśród trzcin, wysokich i
szeleszczących, zamykały mnie tunelem pełnym szumu, trzepotu,
ptasich głosów, potem dopiero była zatoczka o spokojnej wodzie.
Pac, pac, pac, zapadały w toń żaby, by za moment wystawić
ciekawe oczy spod liści grążeli, chciały widzieć wielkie
stworzenie, które tak ciężko tupało na brzegu, i trudno się dziwić,
że chciały je widzieć. Kiedy zerkały na mnie, czułam się jakaś
szczególnie wielka i potężna, coś w rodzaju Waligóry, Wyrwidęba
albo smoka. Rodzina zaskrońców zażywająca kąpieli słonecznej
na pniu obrośniętym czapą mchu ignorowała moje przybycie.
Leżały bez ruchu w białej plamie słońca i udawały, że nic nie
wiedzą o potworze, pod którego stopami ugina się brzeg.
- Idźcie popływać - mówiłam zachęcająco do leniwych
zaskrońców, a namawiałam je na kąpiel nie tylko dlatego, że
miałam ochotę chociaż raz usiąść na aksamitnie zielonym pniu,
ale i dlatego, że trochę się bałam tych długich lśniących ciał
wygrzewających się w słońcu.
Trochę się też bałam ogromnego szczupaka stojącego
nieruchomo, zawsze w tym samym miejscu, woda łamała
migotliwie srebro jego łusek, on chyba spał w cieple letniego
przedpołudnia, obojętny na ławice rybiego drobiazgu kręcącego
się niestrudzenie tu i tam, podpływającego do samego brzegu i
rzucającego się bez powodu do ucieczki.
- Mogłybyście wziąć pod uwagę, że szczupak po drzemce lubi
coś przekąsić. - Już byłam w wodzie, przezroczystej i chłodnej,
odwróciłam się na plecy i leżałam patrząc w niebo. Właśnie
odeszło słońce, puchaty obłok stanął nieruchomo nad jeziorem. -
Poważne i rozsądne ryby nie kręcą się szczupakowi pod samym
nosem.
Potem popłynęłam bardzo wolno i cicho, żadnych tam
rozchlapywań wody, krauli, delfinów i motylków, ta zatoka
wymagała przyzwoitej żabki, zresztą nie śpieszyło mi się nigdzie,
-3-
ani na brzegu, ani w wodzie nie było nikogo, przed kim
musiałabym się popisywać.
Zaskrońce dalej spały na swoim pniu, szczupak drzemał w
przezroczystej wodzie, żaby obserwowały mnie uważnie - gdy
wyżymałam na brzegu mokre włosy.
Nic ciekawego. Wzrost około metra sześćdziesięciu. Niecałe
pięćdziesiąt kilo żywej wagi. Nos zadarty, włosy niezdecydowane,
mogę być ciemną blondynką albo szatynką, jak kto woli, oczy
piwne, znaków szczególnych brak.
- Powinnaś codziennie pić co najmniej litr mleka - mówi mama
patrząc na mnie bez szczególnego zachwytu.
- Dlaczego?
- Wszystko wisi na tobie jak na wieszaku.
- Sporo ważę. Agnieszka.
- Madziu, przestań mi wmawiać, że wyglądasz jak pączek w
maśle. Być może te twoje źrebakowate kości dużo ważą, ale...
Jeżeli ktoś widział kiedyś źrebaka, wie, co mama chciała mi
powiedzieć. Mój szkielet jest w pewnym sensie na wyrost. Jeżeli
chodzi o nogi, to od dołu chudziutko, od góry chudziutko, w
środku kolano od zupełnie innej nogi, masywne i solidne, ręce
mam także wyraźnie za duże i stopy jak podolski złodziej.
Powiem szczerze i otwarcie, że nie przypominam dziewczyn z
okładek kolorowych tygodników.
Dawniej nie myślałam o tym, czy jestem ładna, czy nie. Kiedy
wspominam tamten czas, wydaje mi się, że wszystkie byłyśmy
takie same, najwyżej jedna miała jaśniejsze włosy, a druga
ciemniejsze, ktoś miał piegi, a ktoś inny nosił okulary. Aż
przyszedł taki dzień, w którym okazało się, że wcale nie jesteśmy
już takie same.
-4-
To była zabawa, taka najnormalniejsza szkolna zabawa, z
kolorowymi czapkami, pączkami i z konfetti, bardzo lubiłam ten
wesoły harmider, wrzask orkiestry, tłok, w którym hasałam z
Agnieszką, Beatą czy Joanną. W zeszłym roku poprosiłam do
tańca pana od gimnastyki, powiedział, że gdybym była wyższa,
toby mnie wziął do drużyny koszykówki - mam dobrą skoczność i
refleks.
Od razu kiedy weszłam na salę, wiedziałam, że coś jest zupełnie
inaczej, ale jeszcze nie wiedziałam co. Już grali, ale nikt nie
tańczył, wszystkie dziewczyny albo bardzo głośno rozmawiały,
albo patrzyły przed siebie dziwnym, niewidzącym spojrzeniem.
Mijałam je kolejno, mówiłam: „cześć”, a one mnie wcale nie
widziały i nie słyszały. Jakbym nagle przestała istnieć.
Dotarłam wreszcie do Agnieszki, tylko po to, aby zobaczyć, że
ona także ma takie same niewidzące oczy i że na coś czeka,
pochylona do przodu i milcząca.
- Chodź, Paproch, zatańczymy - odezwałam się do niej tak samo
jak rok temu. - Fajnie grają.
Pewno nie usłyszała, więc powtórzyłam:
- Rusz się, Paproch! - Do Agnieszki mówi się Paproch dlatego,
że opisując na fizyce jakąś zawiesinę z opiłkami, nazwała te opiłki
paprochami, i tak już zostało.
Pociągnęłam ją za rękę, żeby wreszcie wstała, ale ona
wyszarpnęła się.
- Nie chcę.
A potem dodała bardzo prędko i cicho:
- Nie gniewaj się, Magda.
To było tak, jakby nagle na środku ulicy, na której zna się każde
drzewko i każdą płytę chodnika, wybuchnął - ni z tego, ni z
owego - wulkan. Dotąd Agnieszka chciała tego samego, co ja, i ja
-5-
Plik z chomika:
entlik
Inne pliki z tego folderu:
Nowacka Ewa Może nie może tak A5 ilustr.doc
(3406 KB)
Nowacka Ewa Może nie może tak A5 ilustr.pdf
(3636 KB)
Inne foldery tego chomika:
Nagata Linda
Nair Anita
Naphy William
Nathan Melissa
Nathanson E M
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin