Andrzej K. Barcz - Randez - vous w hotelu Royal.pdf
(
1027 KB
)
Pobierz
Powieść co miesiąc - 098 - Powieść co miesiąc
Ewa wzywa 07… Ewa wzywa 07… Ewa wzywa 07…
Andrzej Krzysztof Barcz
Randez-vous w hotelu „Royal”
ISKRY Warszawa 1978
Silniki odrzutowego Boeinga mruczały cicho. Lot na trasie Paryż - Warszawa, oznaczony
numerem 976, rozpoczął się. Na podświetlonych tabliczkach zapaliły się napisy
pozwalające na
rozpięcie pasów.
Jan Kowalewski wyciągnął się wygodnie w fotelu. Wbrew pozorom nie był jednak
spokojny i
odprężony. Wyciągnął z kieszeni Le Figaro i próbował czytać. Nie mógł się skupić.
Wyobrażał już
sobie żonę i synów oczekujących na lotnisku, późniejsze wizyty rodziny i sąsiadów, miny
wiecznie
zazdrosnych kolegów. W całym dotychczasowym życiu jakoś nie widział nic wesołego.
Był to jego pierwszy urlop w kraju od czasu, kiedy przed blisko półtora rokiem objął
funkcję
doradcy handlowego polsko-francuskiej spółki „Corex” w Paryżu. Jego dotychczasowa
kariera nie
była typowa. Prace w handlu zagranicznym rozpoczynał po wojnie jako starszy goniec,
maturę zrobił
dopiero mając lat trzydzieści. Później rozpoczął studia i starsi pracownicy ze zdziwieniem
obserwowali jego parcie do przodu, jak dla nich zbyt szybkie, a w przekonaniu żony
Kowalewskiego
o wiele za wolne. W pracy zadziwiał jednak wszystkich swoją pilnością, a także
przewyższającą
ową pilność ambicją. Przy wyjazdach był jednak pomijany i dopiero od niedawna sytuacja
zmieniła
się. Został przedstawicielem w Budapeszcie, gdzie spisywał się nadspodziewanie dobrze,
tak, że w
rok później zaproponowano mu pracę w paryskim oddziale „Corexu”.
Teraz leciał na zasłużony urlop, w czasie którego oprócz załatwienia kilku interesów miał
zamiar poddać się lekarskim oględzinom docenta Kuznowicza. Jego żołądek nie
wytrzymywał już
skromnego kawalerskiego gospodarstwa. Żona, której szczerze nienawidził, a także
obawiał się jak
nikogo na świecie, przedstawiała w listach coraz to nowe żądania. Paryskie ceny
sprawiały, że do
niedawna najadał się tylko kanapkami na przyjęciach, w których ze względów
handlowych niekiedy
uczestniczył.
- Kawa czy herbata? - spytała po raz drugi stojąca przy nim stewardesa.
- Kawa! - odpowiedział machinalnie, rozglądając się jednocześnie po wnętrzu. Dopiero
teraz
zauważył siedzącą obok niego dziewczynę, całą w dżinsowych błękitach, pogrążoną w
lekturze
kryminału w żółtej lakierowanej okładce.
Podniosła oczy czując na sobie jego wzrok. Była ładniejsza, niż sądził. Zmieszał się tym
odkryciem i nie chcąc, aby to dostrzegła - lubił przecież panować nad wyrazem swojej
twarzy, w
czym niektórzy widzieli źródło jego zawodowego powodzenia - zaczął nerwowo składać
gazetę.
Chuda francuska stewardesa roznosiła śniadanie.
Jan Kowalewski w Paryżu nabrał męskiej pewności siebie. To miasto pełne młodzieży, ze
swoją atmosferą niefrasobliwości sprawiło, że ten zahukany małżonek, obnoszący
wiecznie len sam
wymięty garniturek, kupiony mu przez żonę w przystępie jednego z nielicznych
przypływów dobroci,
teraz zmienił się nie do poznania. Wracając po pracy do swojego małego pokoiku, wysoko
podnosił
głowę, przypatrywał się kobietom, a niekiedy ku własnemu zdumieniu odwracał się za
nimi. Pomimo
że kobiety nic były mu nieprzychylne, wszystko jednak z niewiadomych powodów
kończyło się na
tym, iż ten przystojny, o lekko siwiejących skroniach mężczyzna zasypiał czytając
Playboya lub inne
kolorowe pisemko, co w jego wieku nie mogło być objawem pocieszającym. Wierzył
jednak święcie
w rychłą odmianę tego stanu rzeczy.
W samolocie Unii Air France, nie zważając nu zbliżające się z szybkością dziewięciuset
kilometrów na godzinę oblicze żony. Kowalewski postanowił dać z siebie wszystko.
Wykorzystał
chwilę, kiedy dziewczynie, chcącej zająć się swoim śniadaniem, wypadła z ręki książka.
Schylił się
wtedy szybko, uderzając przy tym głową o fotel przed nim, podniósł książkę i z
uśmiechem podał ją
sąsiadce. Kiedy uśmiechnęła się w niemym podziękowaniu, spytał swoją dobrze
wyuczoną
francuszczyzną:
- Przepraszam, czy pani po raz pierwszy udaje się do Polski?
Dziewczyna popatrzyła na niego badawczo, zatrzymując wzrok na krawacie zawiązanym
ciasno
pod szyją, pomimo dość wysokiej temperatury panującej w samolocie.
- Często wracam do Polski. Jestem Polką - odpowiedziała językiem Elizy Orzeszkowej.
- Jak to miło spotkać w samolocie rodaczkę - mówił szybko bojąc się, że za chwilę
przestanie
się nim interesować. - Pozwoli pani, że się przedstawię. Moje nazwisko Kowalewski.
- Joanna Zając.
Ucałował z gracją podaną dłoń umieszczając pocałunek gdzieś w okolicy zegarka firmy
Seiko,
błyszczącego na jej przegubie.
- Nie wiem jak pani, ale ja nie mogę doczekać się powrotu do Warszawy. Jestem w Paryżu
dyrektorem dużego polskiego przedsiębiorstwa, budujemy we Francji obiekty
przemysłowe na
wielką skalę…
W rzeczywistości spółka, którą reprezentował Kowalewski, sprzedawała, zresztą z
powodzeniem, szybkoobrotowe wiertarki dentystyczne.
- Te ciągłe rozjazdy - kontynuował - bywanie w różnych ministerstwach. To wszystko
razem
bardzo mnie wyczerpało.
- Rozumiem pana bardzo dobrze. Moje paryskie dni także były pracowite. Jestem z
zawodu
scenografem. W tym sezonie pracowałam na zaproszenie Comedie Francaise. Robiłam im
projekty
dekoracji do Szkoły żon. Może był pan na tym, mieliśmy bardzo dobre recenzje - w głosie
miała
lekką chropowatość, nie pasującą do jej delikatnej urody.
Kowalewski miał ochotę potwierdzić, lecz w ostatniej chwili przestraszył się rozmowy o
sprawach teatru. Ostatni raz był w nim przed wielu łaty, po prostu otrzymał bilety za
darmo w radzie
zakładowej, a miejsca sąsiadowały z fotelami, na których miał zasiąść jego ówczesny
przełożony.
Plik z chomika:
uzavrano
Inne pliki z tego folderu:
Andrzej K. Barcz. - Madonna z Piaskowej Gory.pdf
(878 KB)
Andrzej K. Barcz - Randez - vous w hotelu Royal.pdf
(1027 KB)
Andrzej K. Barcz. - Madonna z Piaskowej Gory.epub
(539 KB)
Andrzej K. Barcz - Randez - vous w hotelu Royal.epub
(559 KB)
Inne foldery tego chomika:
A. V. Geiger
A.& B.Strugaccy
A.E. Szumska
A.F. Brady
A.J. Finn
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin