Joyce Carol Oates - Córka grabarza.pdf

(2715 KB) Pobierz
J
OYCE
C
AROL
O
ATES
C
ÓRKA GRABARZA
(P
RZEKŁAD
: K
ATARZYNA
K
ARŁOWSKA
)
Mojej babce, Blanche Morgenstem,
„córce grabarza”
IN MEMORIAM
oraz Davidowi Ebershoffowi,
taką okrężną drogą
Źródła
Fragmenty Części I ukazały się pierwotnie, w nieco innej wersji, na łamach czasopisma
„Witness”, lato/jesień 2003.
Rozdziały 6 i 7 ukazały się pierwotnie na łamach czasopisma „Conjunctions”, jesień/zima
2003
Rozdziały 16 i 17 ukazały się pierwotnie w innej wersji w antologii
Childhood,
pod
redakcją Marian Wright Edelman, wydawnictwo Houghton Mifflin, rok 2003.
I
W DOLINIE
CHAUTAUOUQA
PROLOG
W
świecie zwierząt nie ma miejsca dla słabych.
Od dziesięciu lat nie żył. Od dziesięciu lat jego zmasakrowane szczątki leżały w
grobie. Od dziesięciu lat nikt go nie opłakiwał. Myślałbyś, że przez ten czas ona, jego
dorosła córka, już żona i matka, wreszcie się go pozbyła. Starała się, do jasnej cholery!
Nienawidziła go przecież. Tych oczu koloru nafty, tej gęby jak ugotowany pomidor.
Zagryzała wargi do krwi, tak strasznie go nienawidziła. W pracy, gdzie była najbardziej
bezbronna. Słyszała go przy taśmie montażowej w Niagara Fiber Tubing, kiedy ukołysana
hukiem maszyn wpadała w trans. Słyszała go przy taśmie, która wibrowała tak silnie, że
aż dzwoniło jej w zębach. Słyszała go tam, gdzie czuła w ustach smak zeschłego krowiego
łajna. Nienawidziła go! Obracała się na ugiętych nogach, myśląc, że to pewnie czyjś
kawał, chamski numer, że wrzeszczy jej do ucha któryś z tych drani pracujących razem z
nią w fabryce. Z tym uczuciem, że męskie paluchy obmacują jej piersi przez kombinezon
albo gmerają jej między nogami; stawała sparaliżowana, niezdolna oderwać uwagi od
kawałków przewodów na gumowej taśmie posuwającej się spazmatycznie do przodu,
zawsze prędzej, niżby się chciało. Cholerne zaparowane okulary ochronne, które wrzynały
się boleśnie w twarz. Przymykała oczy, wciągając śmierdzące, pyliste powietrze do ust,
choć doskonale wiedziała, że nie powinna tego robić. Chwila wstydu, uwiądu duszy, tego
poczucia „żyjesz albo zdechniesz, jaka to różnica”, które nachodziło ją w momentach
wyczerpania albo smutku, i wtedy po omacku szukała na taśmie tego przedmiotu, który w
owej chwili nie miał nazwy, tożsamości ani przeznaczenia, ryzykując, że maszyna
sztancująca zagarnie jej dłoń i zmiażdży połowę palców, zanim ona zdąży na dobre
wytrząsnąć go z głowy, jego, który przemawiał do niej spokojnie, wiedząc, że zostanie
usłyszany mimo jazgotania maszyny.
– Dlatego musisz ukrywać swoją słabość, Rebeko.
Jego twarz tuż przy jej twarzy, jakby byli parą spiskowców. Nie byli, nie mieli z
sobą nic wspólnego. Ani trochę nie byli do siebie podobni. Nienawidziła tego kwaśnego
smrodu z jego ust. Tej twarzy jak pomidor, który się rozpadł w gotowaniu. Widziała tę
twarz, jak eksplodowała krwią, chrząstkami, mózgiem. Starła tę twarz ze swoich nagich
rąk. Do jasnej cholery, starła tę twarz z własnej twarzy! Wydłubała tę twarz z włosów.
Dziesięć lat wcześniej. Dziesięć lat i prawie cztery miesiące. I nigdy nie zapomni tamtego
dnia. Nie miała z tym człowiekiem nic wspólnego. Nigdy. I z matką też nigdy nic. Nie
dopatrzyłbyś się żadnego podobieństwa. Była dorosłą kobietą, już dwudziestotrzyletnią, co
ją zdumiewało: żyła już tak długo. Przeżyła ich. Wyrosła z tamtego zastraszonego dziecka.
Wyszła za człowieka, który był prawdziwym mężczyzną, a nie jakimś biadolącym nad
sobą tchórzem i mordercą, i ten mężczyzna dał jej dziecko, syna, którego jej zmarły ojciec
nie miał nigdy zobaczyć. Ależ satysfakcja dla niej: nigdy nie zobaczy wnuka. Nigdy nie
wsączy swego jadu do uszu jej dziecka. A jednak wciąż ją nachodził. Wiedział, kiedy była
słaba. Kiedy była śmiertelnie zmęczona, kiedy jej dusza kurczyła się do rozmiarów
uschłego winogrona. W tej hałaśliwej fabryce, gdzie jego słowa nabierały przemożnego,
maszynowego rytmu, mocy, gdzie okładały ją tak długo, aż wreszcie pogrążała się w
stanie tępego posłuszeństwa.
– W świecie zwierząt nie ma miejsca dla słabych. Dlatego musisz ukrywać swoją
słabość, Rebeko. Jak my wszyscy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin