freeman.brian.osaczeni.2010.polish.ebook-olbrzym.pdf

(1648 KB) Pobierz
B R I A N F R E E M A N
OSACZENI
Z angielskiego przełożył
Andrzej Leszczyński
Świat Książki
Tytut oryginału STALKED
Redaktor prowadzący
Ewa Niepokólczycka
Redakcja
Hanna Smolińska
Redakcja techniczna
Agnieszka Gąsior
Korekta
Jacek Ring
Elżbieta Jaroszuk
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do zdarzeń,
miejsc i osób (żywych czy zmarłych) jest całkowicie przypadkowe.
Copyright © 2007 by Brian Freeman
All rights reserved
Copyright © for the Polish translation by Andrzej Leszczyński, 2010
Świat Książki Warszawa 2010
Świat Książki Sp, z o.o.
ul. Rosola 10
02-786 Warszawa
Skład i łamanie
Piotr Trzebiecki
Druk i oprawa:
Druk-Intro, Inowrocław
ISBN 978-83-247-1064-5 Nr 6356
Dla Marcii
Gdzie z dawnych lat sterty zgniłych liści,
Gdzie zbrodni moc i uczynków złych,
Zgubnych idei i chybionych myśli,
Dla siebie grzech znajdę, pókim żyw.
Algernon Charles Swinburne,
Triumf czasu
Prolog
Przez gęstą drucianą siatkę osłaniającą okna tylnej części wozu patrolowego więzień
obrzucił podejrzliwym spojrzeniem skłębione ciemne chmury burzowe. Zdawał sobie
sprawę, że powinien się bać, ale był w środku jak gdyby wypalony. Jego serce
przypominało bryłkę węgla. Mógł tylko biernie obserwować, jak wiatr przybiera na
sile, w głębi ducha licząc na to, że go porwie i uniesie w głąb wirującego coraz
szybciej mrocznego leja. Pięć sekund później burza runęła na nich z pełną mocą.
- Och, Matko Przenajświętsza! - pisnęła policjantka prowadzą-
ca samochód. Nowicjuszka, mocno zbudowana i otyła, kurczowo zaciskała
serdelkowate palce na kierownicy auta. Pot spływał jej po policzkach spod obciętych
po męsku gęstych czarnych włosów.
Gwałtowny poryw wiatru aż poderwał w powietrze przednie koła rozpędzonego
samochodu, a ściana deszczu z impetem spadła na szybę. Kobieta zrobiła jedyną
rozsądną rzecz w tej sytuacji, zaczę-
ła hamować, całkowicie straciwszy widoczność. Wóz zatańczył na śliskiej
nawierzchni.
- Jedź dalej - rzucił jej partner.
- Odbiło ci? Nie zauważyłeś, durny sukinsynu, że wiatr zmienił kierunek i spycha burzę
prosto na nas?
Zatrzymali się ukosem przez dwa pasy na odludnym odcinku 9
autostrady, dokoła rozciągały się tylko pola uprawne. Wszyscy mieszkańcy tych okolic
zdążyli wyjechać, uciekli na północ, pozostawiając swoje domostwa na pastwę
wichury i wody.
- Jesteśmy pięćdziesiąt kilometrów od Holman - odezwał się gliniarz. Glos miał
nieprzyjemnie chrapliwy. - Musimy jak najszybciej wpakować ten worek gówna za
kraty. Jedź dalej.
Kolejny poryw wiatru cisnął w szyby gradem śmieci, kamieni, kawałków gałęzi
grubych jak przedramię, dachówek, martwych ptaków.
- Nic z tego, chłopie. Nie pojadę. Teraz to musimy jak najszybciej znaleźć jakieś
schronienie.
- Szukanie ratunku pod dachem jest bez sensu - burknął policjant. Koledzy nazywali go
Deet ze względu na wiecznie ciągnący się za nim słodkawy zapach środka
odstraszającego natrętne ko-mary z Alabamy. Ale poza tym nie miał w sobie za grosz
słody-czy. Niski i szczupły, odznaczał się charakterem dzikiej bestii.
Nosił podkute buciory ze stalowymi noskami i uwielbiał łamać przeciwnikom
piszczele szybkimi celnymi kopniakami.
- Niedawno mijaliśmy jakąś farmę. Cofnę do niej.
Wykręciła się na siedzeniu, żeby popatrzeć przez tylną szybę.
Więzień śmiało zajrzał jej w oczy rozszerzone zwierzęcym niepo-hamowanym
przerażeniem. Była tak spanikowana, że lada chwila mogła narobić w majtki. Bijąca od
niej woń strachu obudziła w nim dobrze znane wrażenia razem z fizycznym
podnieceniem.
Po ujechaniu kilkuset metrów pod kołami zachrzęścił żwir.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin