Dębski Rafal - Cykl o komisarzu Wrońskim Tom 01 Labirynt von Brauna.pdf

(1017 KB) Pobierz
Rafał Dębski
Labirynt von Brauna
Labirynt von Brauna
Prolog
Człowiek w pokrytym pyłem mundurze otarł spoconą twarz. Brudna
dłoń pozostawiła na skórze długie, ciemne smugi. Dawniej, a tak
naprawdę jeszcze całkiem niedawno, jego wojskowy uniform
prezentował się o wiele lepiej. Wyczyszczony, w kolorze feldgrau,
wyprasowany i wymuskany, z odznaczeniami, po których pozostały
obecnie tylko niewielkie otwory. Był dumą właściciela. Dzisiaj
przypominał zmiętą szmatę, którą ktoś wytarł brudy z ulic całego
miasta. Człowiek oparł się na szpadlu, patrząc ponuro na oświetlone
niepewnym płomieniem karbidówki śmieci pod nogami. Papiery
przemieszane z cegłami i odłamkami wapienia.
— Panie Obersturmführer — zwrócił się do stojącego obok oficera —
tu mamy kopać?
— Tutaj, Heinz — potwierdził zapytany. Miał aksamitny, starannie
modulowany głos. Heinz pomyślał, że ten miły głosik potrafi na
pewno wrzasnąć, znienacka zamieniając się w przykry skrzek.
Oficerowie SS mieli to opanowane do perfekcji. — Róbcie swoje, a ja
zajmę się planem.
Usiadł pod ścianą w niewygodnej pozycji. Feldfebel wzruszył
ramionami. W takim miejscu trudno zająć wygodną pozycję — w
podziemnym korytarzu, gdzie ściany zbiegają się w niskie sklepienie,
wszystko jest krzywe i jakieś mało przyjazne. Ale i tak zazdrościł
przełożonemu. Hrabia Wilhelm de Berg, esesowski prominent,
przyświecając sobie latarką, będzie teraz nanosił poprawki na
dokumenty, zaznaczał jakieś tajemnicze miejsca, a zwykli żołnierze
mają się zająć czarną, niewdzięczną robotą. Toż tutaj trzeba się
przebić przez solidną ceglaną nawierzchnię, żeby dotrzeć do
miększej ziemi!
— Szlag by ich, tym naszych inżynierków — warknął od swojego
kilofa Johann. — To stary korytarz. Pewnie sobie doskonale radził
bez ich pomocy. Ale nie, musieli wyłożyć wszystko nowymi cegłami!
— Pewnie żeby się nie kurzyło — dorzucił trzeci.
— Co chcesz, Georg, nie przewidywali takiego końca wojny.
Tysiącletnia Rzesza...
— Zamknijcie się — Obersturmführer podniósł wzrok znad papierów
— i do roboty! Za trzy godziny wszystko ma być gotowe! Skrzynie są
już w drodze. Jeśli złapiemy opóźnienie, sowieci nas tu zastaną.
Hołota z Wehrmachtu — dodał pod nosem — na dyskusje im się
zbiera.
Żołnierze zamilkli, spoglądając spode łba na dowódcę. A potem
posłusznie wzięli się do rozbijania podłogi. Wilhelm de Berg od czasu
do czasu sprawdzał postępy, marszcząc niechętnie brwi.
— Marna coś ta podłoga — rzekł po kilku minutach Heinz. — Kilof
wchodzi jak w masło.
— Bo to najgorszy sort! — Georg, w cywilu murarz, wziął odłamek
cegły, pociągnął szorstką powierzchnią po wnętrzu dłoni. — Źle
wypalone, z marnej gliny. A i na spoiwo pożałowali materiału.
— Cisza! — tym razem de Berg podniósł głos. — Gadać będziecie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin