pierścień 4 - dzieci pierścienia_kr33.doc

(1143 KB) Pobierz
pierścień 4 - dzieci pierścienia

 

Larry Niven

 

Dzieci Pierścienia

 

 

 

 

 

Pierścień

Tom IV

 

 

Przekład:

Tomasz Walenciak

 

 

 


Strażakom z Kalifornii i sąsiednich stanów, walczącym z pożarami w październiku 2003 roku, ze szczególnym podziękowaniem tym, którzy ocalili nasz dom oraz inne w Indian Falls, hrabstwo Los Angeles.

 

- Wszystko to jest nieodzowne - odparł jednooki doktor - niedole poszczególne składają się na powszechne dobro; tym samym, im więcej jest nieszczęść poszczególnych, tym bardziej całość jest dobra.

Pangloss w „Kandydzie” Woltera


PRZEDMOWA

 

Pierścień ma mniej więcej tę samą masę co Jowisz. Ma kształt wstęgi o średnicy miliona mil i długości sześciuset milionów mil, nieco więcej niż wynosi orbita Ziemi, oraz o grubości kilku mil. Okrąża żółtą karłowatą gwiazdę. Prędkość jego obrotu, 770 mil na sekundę, wystarcza, żeby wytworzyć zbliżone do ziemskiego ciążenie wywołane siłą odśrodkową. Krawędzie wysokie na tysiąc mil pozwalają zatrzymać atmosferę przez całe miliony lat.

Te podstawowe założenia pociągają za sobą o wiele więcej.

Wewnętrzna powierzchnia Pierścienia tworzy siedlisko o powierzchni trzy miliony razy większej od powierzchni Ziemi. Topografia, stworzona przez budowniczych Pierścienia, kimkolwiek byli, stanowi prawdziwe dzieło sztuki, w którym spodnia część Pierścienia przypomina odwróconą maskę.

Noc tworzy blokujący światło słońca wewnętrzny pierścień prostokątów cienia; inaczej, na Pierścieniu trwałoby wieczne południe. Od dna oceanów pod podłożem Pierścienia, w górę po zewnętrznej stronie ściany krawędziowej i przez samą krawędź prowadzi system rurociągów, wprowadzających powtórnie do cyklu życia gleby muł z dna morza nazywany flup, z którego zbudowane są góry wylewowe. Aby zrównoważyć wewnętrzną niestabilność Pierścienia, na szczycie ściany krawędziowej zamontowano ogromne strumieniowe silniki pozycyjne, wykorzystujące jako paliwo protony z wiatru słonecznego. Po zewnętrznej stronie ściany znajdują się położone na półkach porty kosmiczne. Dwa rozległe słone oceany są rezerwatami życia morskiego, oraz czymś jeszcze - mapami kilku światów w skali jeden do jednego. Podłoże Pierścienia zbudowane jest z niezwykle wytrzymałego materiału, o nazwie scrith, który posiada również inne niezwykłe właściwości.

Do obrony Pierścienia przed uderzeniem meteorytu wykorzystano samo słońce. Zatopiona w podłożu Pierścienia sieć nadprzewodników działa jako generator efektu lasera supertermicznego zsynchronizowanego ze słońcem. Jedyna wada tego układu: nie da się strzelać przez sam Pierścień. Stąd każdy meteoryt, który uderza w Pierścień, jak na przykład ten, przez który powstała góra Pięść Boga, zwykle uderza od spodu w górę.

Niektóre detale zdradzają pewne wskazówki co do natury Budowniczych Pierścienia.

Obfitość zatok i fiordów razem z płytkimi w większości oceanami sugerują rasę, korzystającą tylko z górnych warstw oceanu.

Nie istnieją tam nieprzyjazne formy życia: komary, muchy, szakale, rekiny, nietoperze wampiry. Niektóre z tych nisz ekologicznych zostały zajęte przez hominidy. Budowniczowie byli ogrodnikami, nie ekologami.

Mieszkańcy Pierścienia to oszałamiająco zróżnicowane hominidy, niektóre inteligentne, inne nie. Wypełniają nisze ekologiczne, zajmowane na Ziemi przez prawie wszystkie ssaki, ale zwłaszcza przez mniej przyjemne formy życia, takie jak szakale, wilki i nietoperze wampiry... Zupełnie jakby przodków ludzkości, Homo habilis, chroniono tak długo, aż populacja sięgnęła setek miliardów, po czym porzucono, pozwalając na nieskończone mutacje.

Nie poznacie Pierścienia, póki nie zrozumiecie jego ogromu.

Kiedy ukazała się pierwsza książka, pewien z moich przyjaciół chciał zbudować przed zbliżającym się konwentem pomniejszony w skali model. Do określenia skali służyła mu błękitna kulka do gry, udająca Ziemię. Okazało się, że potrzebowałby wstążki o wysokości pięciu stóp i długości pół mili. Hotel był na to za mały.

Pewien facet, który próbował narysować mapę Pierścienia, powiedział mi, że bardzo szybko skończyła mu się przestrzeń obliczeniowa komputera. Doszedł do zbyt wielu potęg liczby dziesięć.

David Gerrold opowiada o grupie powieści, które nazwał „To Ogromne Coś”. Dziś można by wypełnić nimi przyzwoitych rozmiarów półkę. Należą do nich między innymi „Spotkanie z Ramą” Arthura C. Clarke’a, „Orbitsville” Boba Shaw, i mój własny „Tęczowy Mars”.

Pierwszy jednak był wydany w 1970 roku „Pierścień”.

Mogli się z niego śmiać. Był nazbyt wielki, zbyt nieprawdopodobny. Sama prędkość jego obrotu rozerwałaby każdy zwykły materiał konstrukcyjny. Z pewnym lękiem oczekiwałem na recenzje.

James Blish napisał, że choć nie powinna, to książka dostanie Hugo.

Czytelnicy i tak przyznali jej Hugo.

Pisarze przyznali jej Nebulę.

Nie planowałem kontynuacji. Nie spodziewałem się powodzi poprawek.

Podczas jednego z moich wystąpień, ktoś zauważył, że matematyka Pierścienia jest całkiem prosta: to pozbawiony punktów końcowych most wiszący.

Pewien angielski uczony zauważył, że wytrzymałość konstrukcji Pierścienia na rozciąganie musi być zbliżona do siły spajającej jądro atomu. Stąd scrith.

Uczniowie pewnej szkoły z Florydy spędzili nad Pierścieniem cały semestr. Wnioski: największym problemem geofizycznym jest to, że przy braku aktywności tektonicznej, w ciągu kilku tysięcy lat cała górna warstwa gleby spłynęłaby do oceanów. Stąd flup i rurociąg pod dnem oceanu.

Obecni na Światowym Konwencie Science Fiction w 1970 studenci MIT skandowali w holu: „Pierścień jest niestabilny! Pierścień jest niestabilny!”. Zrobiłem, co tylko mogłem... stąd strumieniowe silniki pozycyjne.

Ktoś uznał, że prostokąty cienia tworzą zbyt długi zmierzch. Potrzeba pięciu długich prostokątów orbitujących w kierunku przeciwnym do Pierścienia.

W końcu pojawiło się aż nazbyt wiele okazji do poprawek. Po prostu musiałem napisać „Budowniczych Pierścienia”.

Wszyscy wymienieni wyżej czytelnicy odkryli coś, o czym warto wiedzieć. Pierścień to wielka, jarmarczna zabawka intelektualna, plac zabaw z zapraszająco otwartą furtką.

Niektórzy czytelnicy po prostu czytają książkę i na tym kończą.

Inni bawią się postaciami, realiami lub środowiskiem. Sami wymyślają sobie zadanie domowe. Oczywiście, my, czytelnicy robimy to od niepojętych tysiącleci: domagamy się od Platona więcej informacji o Atlantydzie, między Niebem a Piekłem wymyślamy czyściec, tworzymy od nowa Piekło Dantego, piszemy nowe Odyseje.

Internet tworzy dla tego rodzaju ludzi zupełnie nowe pole działania. Pojawiło się już kilka (a w każdym razie, co najmniej dwie) strony internetowe, poświęcone pisarstwu Larry’ego Nivena.

We wrześniu 1999, dzięki wskazówkom mojej kochanej agentki, Eleanor Wood, zalogowałem się na larryniven-1@bucknell.edu. Spierali się tam o to, czy można sklonować protektora oraz czy Poszukiwacz i Teela Brown mogli zostawić po sobie dziecko. Gdyby mieli rację, nie dostrzegłbym w tym tematu na opowieść, ale ponieważ zaczęli od złej strony, mogłem to w jakiś sposób naprawić. Po kilku miesiącach śledzenia dyskusji i nielicznych interwencjach, zebrałem dość materiału do „Dzieci Pierścienia”.

Oto pole do zabawy dla waszego umysłu. To również zagadka, labirynt. Kwestionuj każdą zmianę kierunku albo pogubisz się. A kiedy skończysz czytać tę książkę, pamiętaj, nie zamykaj bramy.


POSTACI

 

Przybysze:

Louis Wu. Ziemianin. Członek pierwszej i drugiej wyprawy na Pierścień.

Teela Brown. Ziemianka, produkt eksperymentów genetycznych lalkarzy Piersona, prowadzonych w celu wyhodowania szczęściarzy. W „Budowniczych Pierścienia” przeszła przemianę w protektora, po czym zginęła. Członkini pierwszej wyprawy na Pierścień.

Nessus. Lalkarz Piersona, towarzysz i partner seksualny Zatylnego. Przywódca pierwszej wyprawy na Pierścień.

Zatylny. Lalkarz Piersona, dawniej przywódca swojego gatunku. Przywódca drugiej wyprawy na Pierścień.

Chmee. Dawniej Mówiący do Zwierząt. Kzin. Członek pierwszej i drugiej wyprawy na Pierścień.

Roxanny Gauthier. Ziemianka, detektyw pierwszego stopnia ARM. Członek załogi Szybkiego Jak Ślimak i Szarej Piastunki.

Oliver Forrestier. Urodzony na Wunderland, detektyw ARM. Członek załogi Szybkiego Jak Ślimak i Szarej Piastunki.

Claus Raschid. Ziemianin, detektyw drugiego stopnia ARM. Członek załogi Szybkiego Jak Ślimak i Szarej Piastunki.

Major detektyw Schmidt. Ziemianin. Członek załogi Szarej Piastunki.

Wes Carlton Wu. Ziemianin, kapitan załogi na Koala.

Tanya Haynes Wu. Ziemianka, główny steward na Koala.

 

Dzieci Pierścienia:

Poszukiwacz. Gatunek nieznany, ostatnio widziany z Teelą Brown.

Akolita. Kzin, wypędzony syn Chmee.

Bram. Zmieniony w protektora wampir. Dopóki nie zabił go Grajek przy pomocy Louisa Wu, przez całe epoki rządził centrum napraw.

Wembleth. Gatunek nieznany, urodzony na Pierścieniu podróżnik.

Grajek. Zmieniony w protektora ghul (z Ludu Nocy).

Fujarfa. Syn Grajka, z Ludu Nocy.

Hanuman. Zmieniony w protektora członek Wiszącego Ludu.

Valavirgillin. Przedstawicielka Imperium Handlu Dalekosiężnego, z Ludu Maszyn.

Prozerpina. Pozostały przy życiu protektor Paków.

Przedostatni. Protektor Paków, od dawna nieżywy.

Szeblinda. Kobieta Hinsh, Ludzi Żyraf.

Kawaresksenjajok. Budowniczy Miast.

Fortaralisplyar. Budowniczy Miast.


 

CZĘŚĆ PIERWSZA

 

2893 A.D.

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

LOUIS WU

 

Louis Wu obudził się pod wiekiem trumny automeda, pulsując nowym życiem.

Ponad sobą widział jarzące się wyświetlacze. Skład chemiczny kości, parametry krwi, odruchy i balans potasu i cynku: większość z nich potrafił odczytać. Lista nie zawierała większych obrażeń. Rany kłute i cięte, znużenie organizmu, naderwane więzadła, rozległe sińce, dwa złamane żebra, ślady po walce z protektorem wampirem, Bramem. Wszystko zostało wyleczone. Automed odbudował go pewnie komórka po komórce. A wchodząc do przedziału intensywnej opieki medycznej urządzenia, czuł się jak stygnący trup.

Według wyświetlacza było to osiemdziesiąt cztery dni temu.

Sześćdziesiąt siedem dni Pierścienia. Prawie jeden falan. Falan trwał dziesięć obrotów Pierścienia, siedemdziesiąt pięć trzydziestogodzinnych dni. Na leczenie powinno wystarczyć przecież dwadzieścia, może trzydzieści dni! Wiedział jednak, że był poważnie poturbowany. Pokiereszowany po walce z Bramem, wśród wszystkich obrażeń nie zauważył nawet kłutych ran na plecach.

Za pierwszym razem, kiedy znalazł się w tym pudle, naprawa trwała dwa razy dłużej. Jego wewnętrzne rurociągi zaczynały już przeciekać, a od jedenastu lat nie zażywał środka na długowieczność zwanego dopalaczem. Umierał wtedy i był już stary.

Poziom testosteronu był wysoki, poziom adrenaliny wysoki i wciąż rósł.

Louis naciskał na pokrywę automeda. Nie przyspieszyło to otwarcia, ale jego ciało tęskniło za działaniem. Wyśliznął się z automeda i opadł na posadzkę. Pod bosymi stopami poczuł zimne kamienie. Kamienie?

Był nagi. Stał w rozległej pieczarze. Gdzie była Igła?

Kiedy ostatnio go widział, międzygwiezdny statek kosmiczny Gorejąca Igła Dociekliwości był zatopiony w schłodzonej magmie, a eksperymentalny nanotechniczny automed Carlosa Wu znajdował się w pomieszczeniach załogi. Teraz jego części leżały w kłębowisku przewodów i przyrządów na posadzce z ostudzonej lawy. Automed został częściowo rozebrany. Wszystko nadal działało.

Nieogarnione, przytłaczające, fantastyczne: to musiała być robota protektora. Kiedy Louis znajdował się w automedzie, ten był pewnie badany przez protektora ghula, Grajka.

Teraz Gorejąca Igła Dociekliwości stała obrana jak pozbawiona płetw ryba. Ktoś odciął sięgającą prawie od nosa do ogona sekcję kadłuba, odsłaniając przy tym pomieszczenia mieszkalne, ładownię, dok zniszczonego już lądownika, płyty popychaczy oraz przedział napędu nadprzestrzennego. Ponad połowę objętości statku zajmowały zbiorniki, teraz oczywiście opróżnione. Krawędź cięcia obrobiono miedzią lub brązem, a przewody prowadziły do przyrządów i generatora.

Wycięta sekcja kadłuba została odciągnięta na bok za pomocą masywnej maszynerii. Krawędzie odciętej powierzchni pokrywał przetykany przewodami brąz.

Kiedyś napęd nadprzestrzenny zajmował całą długość statku. Teraz leżał na lawie, otoczony przyrządami. Znowu robota Grajka?

Louis podszedł, żeby przyjrzeć się bliżej.

Napęd naprawiono.

Dwanaście albo trzynaście lat temu, Louis uwięził Zatylnego w przestrzeni Pierścienia, przecinając napęd nadprzestrzenny na pół. Obecnie zdemontowany napęd wydawał się gotowy do zabrania Igły między gwiazdy, z prędkością kwantum I, rok świetlny w trzy dni.

Mógłbym, wrócić do domu, pomyślał Louis, smakując tę myśl.

Gdzie są wszyscy? Louis rozejrzał się dokoła, czując przypływ adrenaliny. Zaczynał drżeć z zimna.

Miał już pewnie jakieś dwieście czterdzieści lat, prawda? Łatwo na Pierścieniu zgubić rachubę. Jednak nanomaszyny eksperymentalnego meda Carlosa Wu odczytały jego DNA i naprawiły wszystko aż po jądra komórkowe. Louis już kiedyś przez to przeszedł. Jego ciału wydawało się, że przeszło dopiero okres dojrzewania.

Spokojnie, chłopie. Nikt cię jeszcze nie wzywał.

* * *

Statek kosmiczny, sekcja kadłuba, automed, maszyneria przeznaczona do ich przemieszczania i naprawy, oraz rozłożone do ich badania przyrządy o prymitywnym wyglądzie, tworzyły razem ciasne skupisko w bardziej rozległej przestrzeni. Pieczara była olbrzymia i niemal pusta. Louis dostrzegał dyski transportowe jak sterty żetonów do pokera, a za nimi przechyloną wieżę potężnych toroidów biegnącą przez szczelinę w podłożu aż do dachu. W pobliżu szczeliny leżały otoczone kolejną maszynerią Grajka cylindry. Każdy z nich był większy od Igły, każdy różnił się od pozostałych.

Był już kiedyś w tym miejscu. Wiedząc, czego oczekiwać, Louis podniósł wzrok.

Pięć, może sześć mil w górę, pomyślał. Mapa Marsa miała czterdzieści mil wysokości. Dach musiał być blisko tego poziomu. Louis dostrzegał jego zarysy. Pomyśl o nim jak o tylnej części maski... maski wulkanu tarczowego rozmiaru Ceres.

Igła wbiła się przez krater w Mons Olympus, w centrum napraw położone pod Mapą Marsa, fragmentem Pierścienia odwzorowującym w skali jeden do jednego rzeczywistą powierzchnię Marsa. Kiedy Teela Brown przeszła przemianę w protektora, złapała ich tam w pułapkę. Przeniosła statek osiemset mil tymi tunelami, po czym zalała ich stopioną skałą. Od tamtej pory, przez wszystkie te lata, statek był uwięziony.

A teraz Grajek sprowadził go z powrotem do warsztatu pod Mons Olympus.

Louis znał protektora, choć niezbyt dobrze. Zastawił pułapkę na Grajka z Ludu Nocy, reproduktora, a on przeszedł potem przemianę w protektora. Przyglądał się walce Grajka z Bramem, i to było mniej więcej wszystko, co o nim wiedział. Teraz jego życie znajdowało się w ręku Grajka, a Louis sam był temu winien.

Musiał być bystrzejszy od Louisa. Próba przechytrzenia protektora była równie głupia jak nieunikniona. W końcu ludzkie kultury nie zaprzestały nigdy prób przechytrzenia Boga.

Gdyby ktoś zdołał ponownie zamontować napęd nadprzestrzenny, Igła mogła znowu stać się statkiem międzygwiezdnym. Ta potężna - czterdziestomilowa, o ile sięgała aż do podłoża centrum napraw - przechylona wieża była akceleratorem liniowym, systemem wystrzeliwania statków kosmicznych. Statek mógł się kiedyś Grajkowi przydać. Do tego czasu zostawił Igłę wybebeszoną, aby Zatylny i Louis Wu nie mogli wykorzystać jej do ucieczki, a do tego protektor nie mógł dopuścić.

Louis szedł, aż ujrzał wznoszącą się nad nim Igłę: spłaszczony cylinder o średnicy stu dziesięciu stóp. Brakowało niewielu części statku. Napędu nadprzestrzennego, automeda, czegoś jeszcze? W górze widział przekrój pomieszczeń załogi. Pod podłogą odsłonięto cały układ automatu kuchennego i systemu podtrzymywania życia.

Gdyby wspiął się tam, mógłby zjeść jakieś śniadanie i zdobyć ubranie. Było jednak za wysoko. Może istniało łącze dysków transferowych? Nie potrafił jednak domyślić się, gdzie Grajek mógł umieścić dysk transferowy, ani dokąd by go zaprowadził.

Odsłonięto również pokład sterowni lalkarza. Sięgał trzech pięter wysokości, z sufitami niższymi niż potrzebowałby kzin. Louis widział trasę możliwej wspinaczki na najniższy poziom. Protektorowi nie sprawiłaby ona żadnych problemów.

Louis pokręcił głową. Co teraz myśli Zatylny?

Lalkarze wyznawali starą jak świat filozofię, opartą na tchórzostwie. Kiedy Zatylny zbudował Igłę, odciął pokład dowodzenia przed wszelkimi intruzami, nawet przed własną, złożoną z przedstawicieli obcych gatunków, załogą. Nie było żadnych drzwi, tylko zabezpieczone tysiącami pułapek dyski transferowe. Teraz lalkarz musi się czuć tak samo odsłonięty jak Louis.

Przykucnął pod krawędzią jakiejś zaokrąglonej misy, może układem wymiany powietrza. Podskoczył, podciągnął się i wspinał dalej. Po zabiegach automeda był szczupły, prawie wychudzony, nie ważył wiele. Na wysokości pięćdziesięciu stóp przez chwilę zawisł na palcach.

To był najniższy poziom kabiny Zatylnego, jego najbardziej prywatny obszar. Musiał mieć tu jakieś zabezpieczenia. Może Grajek wyłączył je... a może i nie.

Podciągnął się i znalazł się w zakazanej strefie.

*

Zobaczył Zatylnego. A potem spoczywający na stole swój własny wtyk.

Wtyk był łącznikiem między naściennym gniazdkiem elektrycznym a mózgiem Louisa Wu. Louis zniszczył go... oddał go Chmee i przyglądał się, jak kzin roztrzaskuje go na kawałki.

A zatem nowy wtyk. Przynęta na Louisa Wu, uzależnionego od prądu narkablarza. Dłoń Louisa wpełzła we włosy na tyle głowy, pod warkoczem. Podłączyć się, pozwolić sączyć prąd elektryczny do ośrodka przyjemności w mózgu... gdzie jest gniazdo?

Louis roześmiał się jak szaleniec. Gniazda nie było! Nanomaszyny automeda odbudowały jego czaszkę bez łącza!

Louis przemyślał to. Potem podniósł wtyk. Zdezorientowany, dawał dezorientujące znaki.

Zatylny, w pozycji ochronnej, z trzema nogami i obiema głowami pod tułowiem, leżał jak obsypany klejnotami zydel. Louis wykrzywił wargi. Podszedł bliżej, żeby zatopić dłoń w ozdobionej klejnotami grzywie i wyrwać lalkarza z napadu tchórzostwa.

- Niczego nie dotykaj!

Louis wzdrygnął się gwałtownie. Przemawiający we wspólnym głos był rozdzierającym uszy muzycznym kontraltem, nagranym głosem Zatylnego.

- Powiedz mi, czego chcesz - powiedział. - Niczego nie dotykaj.

Głos Zatylnego, autopilot Igły, znał go, a w każdym razie znał jego język i stąd nie zabił go. Louis odzyskał mowę.

- Spodziewałeś się mnie?

- Tak. Daję ci w tym miejscu pewną ograniczoną swobodę. Źródło prądu znajduje się obok...

- Nie - powiedział Louis, kiedy jego żołądek dał nagle znać, że umiera pusty. - Śniadanie. Potrzebuję jedzenia.

- Nie ma tu automatu kuchennego dla twojego gatunku.

Wzdłuż ścian biegła płytka rampa prowadząca na wyższe poziomy.

- Wrócę - powiedział Louis.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin