Anne McAllister - Wieczory w Nowym Jorku.pdf

(728 KB) Pobierz
Anne McAllister
Wieczory
w Nowym Jorku
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wieczorem zadzwonił telefon. Sophy szybko podniosła słuchawkę. Bała się, że dźwięk
telefonu obudzi Lily, która właśnie zasnęła po urodzinowym przyjęciu. Na co dzień była
grzecznym i pogodnym dzieckiem, ale przez kilka ostatnich dni chodziła zdenerwowana.
Sophy zaprosiła pięcioro dzieci i ich mamy. Wszyscy spotkali się na plaży, a potem
przeszli do domu na słodki poczęstunek.
Czteroletnia Lily była zachwycona przyjęciem, ale po wyjściu gości rozpłakała się z
nadmiaru emocji. Uspokoiła się dopiero po ciepłej kąpieli, siedząc u mamy na kolanach z
nową przytulanką Chloe. Sophy przeczytała córce bajkę na dobranoc, a gdy Lily wreszcie
zasnęła, posprzątała po przyjęciu.
Gdy zadzwonił telefon, natychmiast chwyciła za słuchawkę, by nie obudził córki.
- Słucham?
- Pani Savas? - usłyszała nieznajomy głos.
Dawno nikt jej tak nie nazwał. Zapewne chodziło o jej kuzynkę Natalie, wspól-niczkę w
interesach, która po wyjściu za mąż nosiła nazwisko Savas.
- Przykro mi, Natalie nie ma. Proszę zadzwonić w godzinach pracy.
- Nie chodzi mi o Natalie, ale o Sophie Savas. Czy to numer… - Mężczyzna przeT L R
rwał na chwilę, po czym odczytał na głos numer telefonu. - Halo? Słyszy mnie pani? Czy
to ten numer?
Sophy wstrzymała oddech.
- Tak. Nazywam się Sophie McKinnon, dawniej Savas.
- Żona George’a Savasa?
- Tak…
Właściwie nie była już żoną George’a Savasa. Dlaczego nie zaprzeczyła? Przez ostatnie
cztery lata praktycznie nie byli małżeństwem. George w każdej chwili mógł jej przysłać
papiery rozwodowe, choć dotąd tego nie zrobił. Sophy od dawna próbowała zapomnieć o
byłym mężu. Prawdę mówiąc, rozwód nie zmieniłby niczego w jej życiu. Nie zamierzała
powtórnie wychodzić za mąż. Przyszło jej na myśl, że to może George chce się znów
ożenić i potrzebuje jej zgody.
Miała w głowie mętlik. Ścisnęła mocniej słuchawkę. Nie zależało jej na George’u, zresztą
ona też nie była w jego typie. Może wreszcie kogoś znalazł i dzwonił jego adwo-kat.
- Tak, to ja, Sophie Savas.
- Mówi doktor Harlowe. Przykro mi, że muszę przekazać pani tę wiadomość, ale zdarzył
się wypadek.
- Jesteś pewna? - spytała Natalie.
Przyjechała z mężem natychmiast po telefonie Sophy. Przyglądali się oboje, jak Sophy
pospiesznie pakuje walizkę.
- Jedziesz do Nowego Jorku? Na drugi koniec kraju?
- Wiem, gdzie leży Nowy Jork - odparła ostro Sophy. - George też przy mnie był, kiedy
byłam w potrzebie.
- Nie miał wyjścia - przypomniała jej Natalie.
- Przestań!
Sophy zdawała sobie sprawę, że działała pod presją. Wrzuciła do walizki parę trampek.
Znała Nowy Jork i wiedziała, że się przydadzą, bo będzie musiała dużo chodzić.
T L R
- Myślałam, że się z nim rozwiodłaś - odezwała się po chwili Natalie.
- Owszem, ale jeszcze nie podpisaliśmy papierów rozwodowych. Miałam nadzieję, że
George się tym zajmie. Zgodnie z informacjami od ubezpieczyciela, wpisał moje
nazwisko w rubryce „rodzina”. Teraz leży w szpitalu nieprzytomny i być może trzeba go
będzie operować. Nie wiem, jak poważne są obrażenia.
Nie była w stanie dokładnie powtórzyć kuzynce tego, co usłyszała od lekarza.
- Sophy, kochanie… - powiedziała ze współczuciem Natalie.
- Muszę jechać. Kiedy byłam w ciąży, George mi pomógł.
Ożenił się z nią, aby Lily miała ojca.
- Jestem mu coś winna. Muszę spłacić dług.
Natalie spojrzała na nią z powątpiewaniem.
- Nie rozumiem, jak to możliwe, żeby dorosły mężczyzna wpadł pod ciężarówkę.
Było to całkiem możliwe, gdy tym mężczyzną był fizyk zajęty rozmyślaniem o
zderzających się atomach.
- Nie wiem - odparła Sophy. - Dziękuję, że tak szybko przyjechaliście i zaopieku-jecie się
Lily. Zadzwonię rano. Może uda nam się porozmawiać przez skype’a. Kiedy Li-ly mnie
zobaczy, uspokoi się. - Sophy poklepała teczkę, do której włożyła laptop. - Nie lubię
wyjeżdżać bez pożegnania.
Przez cztery lata ani razu nie zostawiła Lily samej na dłużej niż kilka godzin. Wiedziała,
że jeśli obudzi córkę, żeby się z nią pożegnać, będzie ją musiała zabrać ze sobą, a to
mogło skomplikować cały pobyt w Nowym Jorku.
- Poradzimy sobie - zapewniła ją Natalie. - Jedź i zrób, co uważasz za stosowne.
Uważaj na siebie.
- Nie martw się!
Christo zaniósł walizkę do samochodu, a Sophy poszła do pokoju Lily, by ostatni raz
rzucić okiem na śpiącą córkę. Jej czarne włosy były rozrzucone na poduszce, a usta lekko
rozchylone. Odziedziczyła urodę po Savasach. Sophy spojrzała na zdjęcie obok łóżeczka
przedstawiające George’a, który trzyma w objęciach małą Lily. Dziewczynka go nie
pamiętała, ale wiedziała, kim jest i często o niego pytała.
- Gdzie jest tata? Co robi? Dlaczego nie mieszka z nami? Kiedy wróci?
T L R
Zasypywała ją pytaniami, na które Sophy nie potrafiła odpowiedzieć. Trudno było
wytłumaczyć dziecku coś, co było tak skomplikowane. Powtarzała jedynie, że George
kocha córkę i obiecywała, że Lily kiedyś pozna swojego ojca.
- Kiedy?
- Jak przyjdzie czas. Kiedy podrośniesz.
Teraz zaczęła się zastanawiać, co zrobi, jeśli George umrze. To niemożliwe! Wydawał się
taki twardy, odporny na ciosy, wręcz niezniszczalny. Ale co ona właściwie wiedziała o
mężczyźnie, który przez krótki okres był jej mężem? Łudziła się tylko, że go zna.
- Sophy - powiedziała cicho Natalie, stając za jej plecami. - Christo czeka.
- Już idę.
Sophy pocałowała Lily i pogłaskała ją po główce. Ciężko westchnęła i wyszła z pokoju.
Zatroskana Natalie czekała w korytarzu.
- Wrócę za kilka dni - powiedziała Sophy, siląc się na uśmiech.
- Na pewno - odparła kuzynka i mocno ją objęła. - Nie kochasz go, prawda?
- Skąd! - Sophy zaprzeczyła oburzona, gwałtownie kręcąc głową.
To byłoby absurdalne. Nie mogła go kochać.
George nie dostał środków przeciwbólowych, dlatego poruszanie nogą i ręką sprawiało
mu wielki ból. Marzył, by się wyspać, ale mu nie pozwalano. Gdy tylko zapadał w sen,
ktoś się nad nim pochylał i zaczynał mówić jak do dziecka. Świecono mu w oczy latarką,
pytano, jak się nazywa, ile ma lat, kto jest prezydentem kraju.
To było idiotyczne. Przed wypadkiem często zapominał, ile ma lat i kto jest prezydentem
kraju. Gdyby go spytano, jak obliczyć prędkość światła albo czym się charakte-ryzują
czarne dziury, odparłby bez wahania. Jednak nikt nie zadawał mu takich pytań.
Dali mu na chwilę spokój, ale wrócili po jakimś czasie i znów zaczęli go badać. Robili mu
zdjęcia, radzili i dyskutowali, zadawali pytania. Kiedy nie był w stanie odpowiedzieć, czy
ma trzydzieści cztery lata, czy trzydzieści pięć, ze smutkiem kręcili głowami. Co to kogo
obchodzi?
T L R
- Jaki mamy teraz miesiąc? - spytał George.
Urodziny miał w listopadzie.
Spojrzeli po sobie zdziwieni.
- Nie wie, jaki mamy miesiąc - powiedziała lekarka i pospiesznie zapisała coś w laptopie.
- Nieważne. - Machnął ręką. - Czy Jeremy dobrze się czuje?
To było najważniejsze. Ile razy zamykał oczy, widział przed sobą czteroletniego sąsiada o
ciemnych włosach, który wybiegł na ulicę za piłką, wprost pod koła ciężarów-ki. Ten
obraz wciąż go prześladował.
- Co z Jeremym?
- Wszystko w porządku. Ma lekkie zadrapania - odparł lekarz, świecąc mu w oczy latarką.
- Wrócił już do domu. Na pewno ma się lepiej od ciebie, George. Nie ruszaj się i otwórz
oczy.
Na co dzień doktor Sam Harlowe miał zapewne więcej cierpliwości do swoich pacjentów.
Z George’em znali się od dziecka. Złapał go za podbródek i zaświecił mu latarką prosto w
oczy. George poczuł ostry ból i zacisnął zęby. Kiedy Sam go puścił, opadł na poduszkę i
zamknął oczy.
- Chcesz się wygłupiać? Twoja sprawa, ale masz leżeć i odpoczywać. Proszę mieć go na
oku - zwrócił się Sam do pielęgniarki - i natychmiast mnie powiadomić, gdyby coś się
działo. Najbliższa doba będzie decydująca.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin