Jayne Ann Krentz - Miedziana plaza.pdf
(
2009 KB
)
Pobierz
Jayne Ann
Krentz
Miedziana plaża
Tytuł oryginału Copper Beach
1
Steve’owi Castle’owi, z miłością, a także ogromną wdzięcznością za informacje o
pierwiastkach ziem rzadkich.
Ale jeszcze większą rzadkością są bracia tak wspaniali jak Ty. To TL R
cudowne, że udało nam się trafić do tej samej rodziny.
2
Rozdział 1
NIE MA TO JAK DRAMATURGIA ŁOŻA ŚMIERCI, jeśli chodzi o rodzinne tajemnice.
Nigdy nie wiadomo, co wyjdzie na jaw, pomyślała pielęgniarka.
Ciągnące się latami konflikty, skrucha, żal, długotrwałe urazy, miłość aż po grób albo
niesłabnąca nienawiść – skrywane przez dziesiątki lat, a nawet całe pokolenia – w końcu
wychodzą na światło dzienne.
Personel z nocnej zmiany zebrany w pielęgniarskiej dyżurce popijał
kawę, zajadał przekąski z automatu i spekulował na temat orientacji seksualnej nowego
chirurga ortopedy, kiedy pojawił się syn umierającego mężczyzny.
W niewielkiej grupce wywołało to różne reakcje, od cynizmu po ulgę.
Wszyscy niejeden raz widzieli pacjentów, którzy umierali w samotności, opuszczeni przez
rodzinę. Zdarza się to częściej, niż sądzi większość ludzi.
Ale każdy, kto wykonuje taką pracę, zdaje sobie sprawę, że stosunki rodzinne bywają
pogmatwane, trudne, a nawet wręcz chore. Czasem istnieją ważne powody, dla których
krewni odwracają się od umierającego członka TL R
rodziny. A trudno było pominąć fakt, że pacjent z sali 322 był bardzo wyniszczony nie
tylko przez nowotwór, ale też lata ciężkiego życia i poważne uzależnienia.
– Knox pewnie nie był ideałem ojcem – stwierdził lekarz dyżurny. –
Ale najwyższy czas, żeby pojawił się ktoś z jego rodziny.
Pielęgniarka w średnim wieku patrzyła na gościa znikającego w półmroku sali 322. Potem
spojrzała na ekran komputera.
– Powiedział, że jest synem Knoxa – mruknęła. –A Knox nie podał
żadnych krewnych.
3
Jeden z sanitariuszy wepchnął do ust garść chipsów ziemniaczanych.
– Może chciał przez to dać do zrozumienia, że to nie jest bliska rodzina.
Lander Knox wiedział, co myśli tłumek w pielęgniarskiej dyżurce.
Marnotrawny syn wreszcie się pojawił. Bawiło go to, lecz tego nie okazał.
Zdawał sobie sprawę, że dobry humor byłby przy tej okazji zupełnie nie na miejscu.
Dawno już nauczył się odgrywać poprawne reakcje na różne sytuacje.
Jego talent aktorski zasługiwał na Oscara. Potrafił świetnie udawać, że jest łagodną
owieczką, poruszając się wśród otaczających go słabych, uczuciowych, naiwnych istot jak
wilk. Którym w istocie był.
Zastanawiał się, czy nie poświęcić kilku chwil na oczarowanie personelu w dyżurce. Tak
łatwo byłoby wcisnąć im opowieść o tym, jak to na drugim końcu świata, w rejonie
nękanym wojną, dostał wiadomość, że jego ojciec umiera. Mógłby im powiedzieć, że nie
spał trzy dni, by zdążyć i zastać ojca jeszcze przy życiu. Ale chyba szkoda zachodu. Miał
zamiar spędzić tu kilka minut, tylko tyle, by się zemścić.
TL R
Sala 322 tonęła w mroku. Urządzenia szpitalne szumiały, posykiwały i wydawały piski jak
chór grecki, obwieszczający nadejście tego, co nieuniknione. Quinn Knox miał zamknięte
oczy. Był podpięty do kroplówki.
Oddychał chrapliwie, nabieranie powietrza w płuca stanowiło dla niego ogromny wysiłek.
Wydawał się skrajnie wyczerpany. I przeraźliwe wychudzony, to było widać mimo
okrywającego go prześcieradła.
Nowotwór zżerał go od dawna.
4
Lander podszedł do łóżka i chwycił za poręcz. Niewiele rzeczy wzbudzało w nim emocje,
ale na widok ojca, który go zdradził, poczuł, jak głęboko ożywa w nim znajoma,
gwałtowna fala. Gniew.
– Niespodzianka? Ja żyję – wyszeptał. – Ale założę się, że cały czas wiedziałeś, że nie
zginąłem w tym wypadku na łodzi. W końcu jesteś obdarzony zdolnościami
parapsychicznymi. Ale pewnie miałeś nadzieję, że nie żyję, prawda? Cóż, teraz jestem
tutaj. Ale nie na długo. Wpadłem tylko na chwilę, żebyś wiedział, że ja wygrałem, a ty
przegrałeś. Słyszysz mnie, sukinsynu?
Powieki Quinna drgnęły. Starcza dłoń poruszyła się lekko. Lander się uśmiechnął. Bliska
euforii satysfakcja mieszała się z dawną wściekłością.
– Więc mnie słyszysz – powiedział. – To dobrze. Bo chcę, żebyś poszedł do grobu,
wiedząc, że wszystkiego się dowiedziałem: jak mnie okłamałeś, jak próbowałeś mnie
oszukać i pozbawić dziedzictwa, wszystkiego. Trafiłem już na ślad notatek z laboratorium.
Są na północno–
zachodnim wybrzeżu Pacyfiku. Kiedy będę miał notatnik, znajdę tę zaginioną kopalnię.
TL R
Quinn zatrzepotał powiekami. Wyblakłe szare oczy, zmętniałe od morfiny i nadchodzącej
śmierci, spojrzały na Landera.
– Nie – wycharczał.
– Kilka lat temu znalazłem jeden kryształ, ten, który zatrzymałeś na pamiątkę. Co więcej,
nauczyłem się, jak wykorzystać go do popełnienia morderstwa doskonałego.
Przeprowadziłem kilka udanych eksperymentów.
Ten kryształ jest bardzo przydatny. Ale teraz mam zamiar odnaleźć całą kopalnię pełną
tych kamieni, a ty już nie możesz nic zrobić, żeby mnie powstrzymać.
5
– Nie, słuchaj….
– Jesteś już martwy albo wkrótce będziesz. W dyżurce pewnie stawiają zakłady, czy
przeżyjesz noc.
– Notatnik z laboratorium jest zaszyfrowany kodem psi – wyrzęził
Quinn, oddychając z trudem. –Jeśli spróbujesz go złamać, zniszczysz swoje zmysły.
Możesz nawet zginąć.
– Słyszałem plotki o tym kodzie – odparł Lander. – Ale nie powiedziałem ci jeszcze
najlepszego. Już namierzyłem w Seattle kogoś, kto łamie takie kody. Ta kobieta działa na
czarnym rynku takich książek.
Wykorzystam ją, żeby kupiła dla mnie ten notatnik i złamała szyfr. Wiesz, dwie pieczenie
na jednym ogniu.
Quinn patrzył na niego z narastającym przerażeniem. Lander uśmiechnął się, zadowolony.
– Nie boisz się śmierci, ale przeraża cię, że ten notatnik może wpaść w moje ręce,
prawda? – powiedział. – A tak się stanie, staruchu, tak się stanie.
Jestem już bardzo blisko.
– Nie – wycharczał Quinn. – Niczego nie rozumiesz. Te kryształy są TL R
niebezpieczne. Nie możesz otworzyć tej kopalni.
– Kopalnia Phoenix to moje dziedzictwo. Nie miałeś prawa mnie go pozbawić. Ale teraz
sam ją znajdę. Planuję to od miesięcy. Prawie żałuję, że nie będziesz żył dość długo, by
zobaczyć, jak ponownie znów ją otwieram.
Prawie żałuję.
Quinn niespokojnie poruszył głową na poduszce.
– Nie wiesz, co robisz.
– Mylisz się. – Lander cofnął się. – Doskonale wiem, co robię.
Odbieram to, co mi się należy.
6
– Proszę, wysłuchaj mnie…
– Żegnaj, żałosny draniu. – Lander zaczął się odwracać, ale znieruchomiał, spoglądając na
kable. – Wiesz, kusi mnie, żeby przycisnąć ci poduszkę na twarzy i wykończyć cię od
razu. Ale chcę, żebyś miał jeszcze czas rozmyślać nad tym, jak nie udało ci się odebrać mi
tego, co do mnie należy. Chcę, żebyś trochę dłużej pocierpiał. Tatusiu…
Odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł z sali. Gdyby został tam chwilę dłużej, pewnie
ogarnięty wściekłością, wyszarpnąłby wtyczkę z gniazdka.
W holu szybko podszedł do wind. Czuł, jak spojrzenia personelu wwiercają mu się w
plecy. Do diabła z nimi. I tak nikogo z nich już nigdy nie zobaczy.
W sali 322 Quinn zmobilizował się, by zebrać resztki dawnych zdolności. Rozjaśniło mu
się trochę w głowie. Wysiłek wprowadził do jego krwiobiegu trochę adrenaliny, niwelując
działanie leków. Po trzech niezdarnych próbach w końcu udało mu się nacisnąć guzik.
Przyszedł pielęgniarz. Quinn wydobył jego imię z zawodnych TL R
archiwów swojej pamięci.
– Nathan – wycharczał.
– Ma pan bóle? – Nathan podszedł do łóżka. – Zawołam pielęgniarkę.
Da panu jeszcze jeden zastrzyk.
– Do diabła z tymi cholernymi lekami. Pomóż mi zadzwonić.
– Dobrze. Mogę wystukać numer, jeśli pan chce.
– Jest w moim portfelu. Miałem go przy sobie, kiedy tu przyszedłem.
– Nie powinien pan zabierać do szpitala cennych rzeczy – powiedział
Nathan.
7
Plik z chomika:
uzavrano
Inne pliki z tego folderu:
Jayne Ann Krentz - Szepczące źródła.pdf
(1102 KB)
Jayne Ann Krentz - Miedziana plaza.pdf
(2009 KB)
Jayne Ann Krentz - Przygoda na Karaibach.pdf
(768 KB)
Jayne Ann Krentz - Wakacje na Hawajach.pdf
(648 KB)
Jayne Ann Krentz - Zapomniane marzenia.pdf
(754 KB)
Inne foldery tego chomika:
J B Livingstone -
J P Delaney
J V Jones
J. D. Barker
J. D. Vance
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin