Anna Walczak - Spalona roza.pdf

(917 KB) Pobierz
ANNA WALCZAK
SPALONA RÓŻA
Największe zło to tolerować krzywdę.
Platon
Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości.
Paulo Coelho
Prolog
Następny dzień dobiegał końca. Kolejne mijające minuty świadczyły o beznadziejności
życia. Absurdalnie intensywne światło z kominka raziło mnie w oczy. Klaustrofobiczny
wystrój pomieszczenia sprawiał, że odczuwałam na twarzy języki ognia.
Nie dało się tu wytrzymać bez wody; moje gardło było wysuszone, paliło. Co chwila
dolewałam wody do szklanki o cienkich ściankach. Tylko człowiek siedzący naprzeciw
mnie zdawał się być przyzwyczajony do panującego tu mrocznego klimatu. Jego
demonicznie czarne oczy skrywały głęboką nienawiść. Posyłał mi wrogie spojrzenia, a ja
odwzajemniałam się tym samym. Mierzyliśmy się wzrokiem, choć moje jasne tęczówki
niknęły w nienawiści.
Tak wyglądało moje życie. Wieczna bitwa zakończona klęską. Mimo że walczyłam do
utraty tchu, nie byłam w stanie wygrać.
Atmosfera w pokoju przerastała mnie. Gęste powietrze, unoszący się zapach
aromatycznych kadzideł i olejków… To wszystko otumaniało moją biedną, zmęczoną
głowę, tylko demon siedział spokojnie ze wzrokiem utkwionym we mnie.
Nie chciałam po raz kolejny wpaść w złość i wylądować na izbie przyjęć. Wstałam,
drżąc na całym ciele. W dłoni trzymałam szklankę z wodą. Zamierzałam wyjść z salonu.
Marzyłam o zaczerpnięciu świeżego, czystego powietrza. Nim się obejrzałam, ciepłe,
delikatne ręce spoczęły na moim nadgarstku i obróciły mnie w stronę demona. Tym razem
jego oczy były martwe i zimne. Szklanka spadła na podłogę, a on zbliżył się na
niebezpieczną odległość.
Rozdział I
Powiew złych wspomnień
Jesień. Pochmurna i deszczowa jak nigdy dotąd. Ani jeden promyk słońca nie chciał się
przebić przez szare niebo.
Ciemność unosiła się nad wysokimi budynkami z brudnej czerwonej cegły.
Smog zmniejszał widoczność. Wszystko było szare. Ta dzielnica była jedną z
najniebezpieczniejszych. Domy miały powybijane szyby, wiele z nich nosiło ślady bójek i
popisów grafficiarzy.
W jednym z takich domów siedziała dwudziestotrzyletnia kobieta. Długie jasnobrązowe
włosy spływały na jej ramiona, piękne zielono - niebieskie oczy patrzyły na album ze
zdjęciami. Nagle jedna łza spłynęła na brzoskwiniowy policzek kobiety.
Na jednym ze zdjęć była ona - siedemnastolatka ubrana w niemodną czarną spódnicę i
jeszcze gorszą białą bluzkę. Na nogach miała za małe, obtarte buty w kolorze błota.
Obok niej stał wysoki blondwłosy chłopak - ubrany modnie i elegancko. Jego wzrok
wbity w fotografa wyrażał kpinę, wręcz irytację.
Kobieta zerwała się ze starego fotela i zatrzasnęła album, aby odrzucić złe
wspomnienia.
Wszystkie momenty, w których ją poniżał. Wróg, który wiedział o wszystkim. Który
nie pomógł, lecz zrównał z ziemią.
- Nic niewarte śmieci! - krzyknęła.
Jej głos mimo wyczuwalnej złości i bezsilności był gładki jak aksamit.
Spojrzała w okno. Pogoda nie przytłaczała jej, wręcz przeciwnie - dodawała sił i
energii. Szare chmury i brak słońca - to było jej teraz potrzebne.
Spojrzała na stłuczony zegar wiszący na ścianie. Ogarnęła swoim morskim spojrzeniem
cały pokój. Wszystko było utrzymane w porządku, lecz ciężko był mówić o schludności.
Starała się utrzymywać czystość. Nie zawsze jednak było to możliwe.
Kochała noc. To była ta pora dnia, w której ojca nie było w domu. Upijał się.
Codziennie. Zwyczajnie. Normalnie.
Szedł do baru niedaleko domu i nad ranem wracał pijany.
Kiedy ona była w swoim ulubionym miejscu…
Lecz czy „ulubionym miejscem” można nazwać zapuszczony park, pełen starych gazet
i puszek po napojach?
Gdzie drzewa są uschnięte, a wychudzone psy wyżerają resztki jedzenia ze śmietnika?
Gdzie zatacza się obdarty pijak?
Pasowała tylko do tego miejsca.
***
Na ławce nad rzeką siedział młody mężczyzna. Krótkie,
starannie obcięte, postawione blond włosy nadawały jego twarzy wyraz młodzieńczej
bystrości. Nie miał nastu lat, ale w czym mu to przeszkadzało? Te naiwne
siedemnastolatki i tak się w nim kochały.
Czarne oczy patrzyły w nieosiągalny punkt poza widnokręgiem, który tylko on
dostrzegał. Bo widział wspomnienia.
Te wszystkie dziewczyny pamiętał jak przez mgłę. W szkole był uznawany za
najprzystojniejszego chłopaka. Jednak nigdy nie miał trzech dziewczyn naraz. Owszem,
zdarzało mu się mieć dwie…
Albo ta… Jak jej tam było… Medison? Ta brązowowłosa dziewucha. Kochał sprawiać
jej przykrość. Dobrze wiedział, że te siniaki to nie wina upadku ze schodów. Nie
omieszkał powiedzieć, kim jest jej ojciec… Chociaż to jego rodziców zabili, hmm,
przyjaciele…
I aż do teraz nic się nie zmieniło. Mimo dwudziestu trzech lat na karku nie wyrósł z
głupich rozrywek, był niepoprawnym kobieciarzem, kochał… poniżać innych?
Zrównywać ich z ziemią? W jego życiu toczyła się wieczna walka o pieniądze.
Po co mu to było? Od zawsze był bogaty! Nigdy nie brakowało mu pieniędzy. Nawet
nie musiał pracować w tej durnej firmie, pozostawionej mu przez ojca. Nie chciał być z
nim utożsamiany. Nie z… bandytą.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin