Adler Warren - Prywatne kłamstwa.doc

(1883 KB) Pobierz
Warren Adler

Warren Adler

Prywatne kłamstwa

 

 

 

Warszawa 1993

 

 

Kilimandżaro to pokryta śniegiem góra, wysokości 19 710 stóp, o której powiadają, że jest najwyższa w Afryce. Szczyt zachodni znany jest pod nazwą "Ngaje Ngai", czyli Dom Boga. Tuż pod zachodnim szczytem leży wyschnięty i zamarznięty szkielet lamparta. Nikt nie potrafił dotąd wytłumaczyć, czego mógł szukać lampart na tak wielkiej wysokości.

 

Ernest Hemingway "Śniegi Kilimandżaro"

(w przekładzie Miry Michałowskiej)

 

 

 

 

Rozdział I

 

Ken uzmysłowił sobie, że wszystko zaczęło się od błysku nagłego przeczucia; w jednej chwili wiedział, że statek jego życia, zacumowany dotąd w spokojnej przystani, zaczyna się wypuszczać na niebezpieczne wody.

Przyglądał się tym dwojgu, jak zadyszani strzepują krople kwietniowego deszczu z płaszczy nieprzemakalnych i podają je szatniarce u Pumpkinsa. Tę drogą restaurację na Second Avenue, z eklektyczną kuchnią Zachodniego Wybrzeża i atmosferą luksusu Art D‚co, wybrała Maggie.

Siedział na wprost wejścia i najpierw zobaczył profil kobiety, gdy ocierała policzki papierową chusteczką. To nie może być ona, pomyślał w pierwszej chwili i nagle zdał sobie sprawę, że wypatrywał jej twarzy od ponad dwudziestu lat.

Próbował wmówić sobie, że się myli. Wiedział, że to jego obsesyjna autosugestia podsuwa mu jej obraz. Przecież to niemożliwe, to nie może być Carol Stein: nie sposób powstrzymać procesu starzenia się. A jednak nie potrafił oderwać od niej oczu. Był w niej ten sam spokojny wdzięk płynącego łabędzia, postawa tancerki i kocia twarz z wysokimi kośćmi policzkowymi, to samo pochylenie głowy i wyraźnie zarysowana ostra linia brody nad długą, smukłą białą szyją.

Oprócz uczuciowego wstrząsu i mocnego ciosu w splot słoneczny psyche, zaskoczyła go również fizyczna reakcja własnego organizmu. Serce wyskakiwało Kenowi z piersi, zaschło mu w gardle, plecy oblały się zimnym potem.

Maggie, żona Kena, pomachała ręką, a wysoki mężczyzna w dwurzędowym prążkowanym garniturze i eleganckim złoto-niebieskim krawacie w pasy odpowiedział jej podobnym gestem, po czym poklepał po ramieniu kobietę, która była repliką Carol Stein.

Ken obserwował jej zgrabne, precyzyjne ruchy baletnicy, gdy zbliżała się w jego stronę: ciało płynęło w takt własnego wewnętrznego rytmu, a długa jedwabna spódnica unosiła się nad botkami z miękkiej skóry jak w delikatnych powiewach wiatru. Dobrze mu znana, zmysłowa gracja tej kobiety na nowo roznieciła w nim wirujące erotyzmem wspomnienia.

Czyżby po dwudziestu trzech latach Carol Stein znowu miała wkroczyć w jego życie? Poczuł podmuch dawnego żaru, płomienną namiętność, która zawładnęła w młodości jego duszą.

Gdy podeszła bliżej, dalsze zaprzeczanie nie miało sensu. Był osaczony, schwytany w pułapkę, pozbawiony możliwości ucieczki. Przypominał eksponat, któremu mogła się dowoli przyglądać, bez przeszkód taksować wzrokiem. Poczuł falę niepokoju. Wyobraził sobie swoje napęczniałe zwłoki na zimnym blacie, czekające na koronerski nóż Carol Stein. Jaki defekt mógł ujść uwagi przy tak wnikliwym badaniu? Zawstydził się. Był bliski okazania goryczy z powodu zawiedzionych marzeń. Nagle nie miał się gdzie ukryć.

Jak na ironię, wcale nie chciał pójść na tę kolację. Tego dnia był z siebie zadowolony. Czuł się dowartościowany. Najbardziej liczący się klient agencji wyraził uznanie dla jego kampanii reklamowej, więc wszyscy lizali Kenowi tyłek. Rozpływali się w pochwałach w przesadny, typowy dla biznesu reklamowego sposób. ywali znanych i wyświechtanych frazesów, typu: "geniusz twórczy", "olbrzymi talent", "godna podziwu błyskotliwość".

Oczywiście doskonale rozumiał tę konwencję. Egzaltacja i pretensjonalność to nieodłączne cechy towarzystwa wzajemnej adoracji, jakim jest wiecznie z siebie zadowolona branża reklamowa. Tyle że, prawdę mówiąc, czuł się już zmęczony udawaniem skromności. A twórca reklam musiał ją często symulować. Tego od niego oczekiwano. Inni i tak wiedzieli, że zna swoją wartość.

Dla boleśnie odkrywanej obecnie prawdy odrzucił zaproszenie kolegów na uroczyste przyjęcie, gdzie jako honorowy gość mógłby się pławić przez cały wieczór w ciepłym syropie ich podziwu. Spotkanie z klientem Maggie, wielkim Eliotem Butterfieldem, było zaplanowane wyłącznie na jej, rzec by można, benefis.

I oto miał przed sobą kopię Carol Stein, której widok zapędzał myśli do ciemnych, osnutych pajęczyną kątów i zmuszał do konfrontacji z zapomnianą przeszłością. Tylko że tej przeszłości nie dało się zapomnieć. Rozkwitała wspomnieniami o dniach wielkich możliwości i obietnic, kierowała uwagę ku rzeczywistości, która okazała się klęską. Tej chwili bał się od ponad dwudziestu lat...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin