Norman Hilary - Ślepa trwoga.pdf

(1598 KB) Pobierz
Norman Hilary
Ślepa
trwoga
Przełożyła Kinga Dobrowolska
W serii ukazały się:
EYELYN ANTHONY:
Kryjówka,
CAROL HIGGINS CLARK
Brylantowy legat,
MARY HIGGINS CLARK:
Pusta kołyska,
Jesteś tylko moja,
Zatańcz z mordercą,
Sen o nożu,
Przyjdź i mnie zabij,
Najdłuższa noc,
Zanim się pożegnasz,
Gdy moja
śliczna śpi,
Syndrom Anastazji,
Na ulicy, gdzie mieszkasz,
Milczący
świadek,
Córeczka tatusia,
Dom nad urwiskiem,
Krzyk pośród nocy,
Nie trać nadziei,
MARY I CAROL HIGGINS CLARK:
Przybierz dom swój ostrokrzewem,
PATRICIA CORNWELL:
Gniazdo szerszeni,
Krzyż Południa,
Czarna kartka,
IRIS JOHANSEN:
A wtedy umrzesz,
Czy północ wybije?
DAPHNE DU MAURIER:
Generał w służbie króla,
DORIS MORTMAN:
Dziewczyna z nikąd,
HILARY NORMAN:
A gdybym umarł,
W sieci kłamstw,
Gra pozorów,
ANITA SHREVE:
Ostatni raz,
PAULLINA SIMONS:
Jedenaście godzin,
Czerwone liście,
Przesyłam wyrazy wdzięczności dla: doktora Hermana Asha, Howarda Barmada, Jill
Berelowitz - za to,
że
podzieliła się ze mną odrobiną swego wspaniałego talentu i
doświadczenia rzeźbiarskiego; Jennifer Bloch, Lynn Curtis, Sary Fisher - za
życzliwe
wskazówki i przyjaźń; dla organizacji Psi Przewodnicy dla Niewidomych - zwłaszcza dla
Carol Alexander, Shaun Basham, Joy Gilbey i, rzecz jasna, dla jej cudownego Kirka; dla
Gillian Grey - za to,
że
jest tak fantastyczną redaktorką; dla Jonathana Kerna (za wiele innych
fantastycznych rzeczy); dla Janet Munday i Super Troopera; dla Herty Norman - pierwszej
czytelniczki i krytyka już chyba tuzina książek; dla Judy Piatkus, za wspaniałe rady oraz
mnóstwo innych wybitnych talentów; dla Otisa Richardsa i Opus 40; dla Jessiki Starr za jej
mrówczą pracę oraz dla doktora Jonathana Tarłowa.
Jak zwykle, wszystkie postacie, sytuacje - oraz pogoda - są całkowicie fikcyjne.
1
Kiedy to się zaczęło, spał w ciasnej, ciemnej kryjówce.
Wślizgnął się do domu jakieś dwie godziny wcześniej w przekonaniu,
że
nikogo tu nie ma
i
że
tak będzie przez resztę wieczoru, ponieważ właściciele wyszli na kolację z przyjacielem,
a należeli do ludzi, którzy lubią posiedzieć do późna i nacieszyć się posiłkiem oraz winem;
czasem nawet zostawiali samochód przed restauracją i wracali taksówką.
Tak powiedział mu Książę:
że
będzie miał mnóstwo czasu na to, by dostać się do
środka,
rozejrzeć się w spokoju i wziąć, co trzeba.
Nie wiedział, dlaczego zmienili plany i wrócili w dziesięć minut po tym, gdy wszedł -
nawet nie miał dość czasu, by się dobrze rozejrzeć.
Nie wiedział dlaczego i niezbyt go to obchodziło.
Zobaczył zajeżdżający przed dom samochód i rozejrzał się, którędy by tu uciec.
Tyle
że
nie bardzo miał którędy - w każdym razie nie w ciągu najbliższych kilku sekund.
Zdążył jedynie znaleźć sobie kryjówkę, a o tym pustym miejscu między sufitem sutereny a
podłogą pokoju dziennego dowiedział się z tego samego
źródła
co o oknie z zepsutym
zamkiem - jak zawsze Książę podał mu wszystkie niezbędne szczegóły.
Znalazł właz, przecisnął się przez niego i zamknął w
środku.
Nawet nie było tak
źle,
nie aż tak ciasno - małe pomieszczenia nie działały na niego tak
bardzo jak na niektórych ludzi - więc wykombinował sobie,
że
posiedzi ukryty, aż
mieszkańcy domu zasną, a potem się wymknie.
W najgorszym wypadku sam się zdrzemnie i poczeka, aż wyjdą rano do pracy.
Lubił myśleć o sobie,
że
jest typem luzaka, nigdy łatwo nie wpadał w panikę, zawsze starał
się rozpatrzyć kilka możliwych wyjść i wziąć pod uwagę różne ewentualności.
Pożar po prostu nie przyszedł mu na myśl.
Nie wpadł na to,
że
jakiś pieprzony idiota podpali ten cholerny dom i podłoga pokoju nad
jego kryjówką zawali się z hukiem, uniemożliwiając mu ucieczkę ani też
że
odgłosy alarmu
przeciwpożarowego oraz płonącego ognia - Jezu Chryste, kto by pomyślał,
że
ogień potrafi
tak diabelnie hałasować? - zagłuszą wszelkie, krzyki tak dokładnie,
że
nikt nic nie usłyszy.
Po chwili dał sobie spokój z wołaniem o pomoc.
Wiedział już wtedy,
że
z tego nie wyjdzie.
Już nigdy nie będzie kradł, nie prześpi się z nikim, nie będzie jadł ani pił i nawet nie
zostanie aresztowany.
Pomyślał o Księciu.
Książę wścieknie się jak jasna cholera na ludzi, którzy nie usłyszeli jego krzyków.
Tak naprawdę to nie ich wina, ale Książę wpadnie w szał.
Kiedy o tym pomyślał, prawie zrobiło mu się ich
żal.
Oczywiście nie tak bardzo jak siebie samego.
Nad głową huczał mu ogień i wył przenikliwie alarm, więc znów chwycił go strach,
wykręcił wnętrzności i sprawił,
że
ponownie zaczął wrzeszczeć ile sił w płucach i walić w
sufit schronienia, które miało się stać jego trumną.
Na chwalę strach owładnął nim całkowicie, napędzając serce, mózg i całe ciało - ale
potem, po kilku minutach, znów zelżał.
Nieoczekiwanie zaczął się zastanawiać, czy najpierw zacznie się dusić czy palić, a potem
przypomniał sobie,
że
wcale nie musi się o tym przekonać, bo ma przy sobie trochę hery
najlepszego gatunku, którą Książę kazał mu chować na specjalne okazje.
W przypływie wisielczego humoru doszedł do wniosku,
że
lepsza okazja już mu się nie
trafi - a słyszał,
że
umieranie nie jest takie złe, jeśli człowiek szybuje akurat gdzieś w
okolicach Jowisza.
Szybko zajął się sobą.
W tych sprawach był ekspertem, ale nie miał ochoty nic schrzanić akurat w takiej chwili.
Nie miał chęci przekonywać się na własnej skórze, jak to jest, gdy człowiek smaży się
żywcem
- nie, na to nie miał zupełnie ochoty.
Teraz już wiedział,
że
wszystko, co słyszał o umieraniu, to prawda.
Cholera, cholera, cholera jasna - wszystko to prawda!
2
Czwartek, 7 maja
W ciemnej piwnicy jednego z domów przy spokojnej bocznej uliczce niedaleko Glasco
Turnpike w okręgu Ulster w stanie Nowy Jork leżała na stole młoda kobieta, pogrążona w
mrocznym
świecie,
znajdującym się gdzieś głębiej niż naturalny sen.
Książę przyłożył na chwilę prawą dłoń do miękkiego, płaskiego brzucha kobiety.
Poczuł gładkość skóry, a odrobina ciepła, którą wydzielała, przepłynęła jak ciekła moc w
jego ciało i krew, sunąc przez palce i przegub w stronę łokcia.
Kobieta pachniała drzewem sandałowym.
Książę zawsze najpierw ich kąpał.
Potem także.
Ta młoda kobieta cała wydawała się równie piękna.
Dlatego nie umiał określić, która część jej ciała była najbardziej idealna.
Przymykając oczy, Książę przeciągnął palcami po jej głowie, wyczuwając zwartą, małą
czaszkę pod delikatnymi, wilgotnymi włosami, które przedtem były długie, a które ze
względów praktycznych
ściął
na krótko.
Przeciągnął palcami w dół, po smukłych ramionach, wyczuwając pod opuszkami łopatki,
potem zjechał po prawym ramieniu i ujął dłoń, ten cud elastycznie połączonych kości.
Następnie dotknął klatki piersiowej.
Obojczyki, mostek, biust,
żebra.
Zręcznie, ostrożnie, przewrócił kobietę na brzuch i przesunął dłonią wzdłuż kręgosłupa,
licząc kręgi, podziwiając ich ułożenie i symetrię podłodze do kości krzyżowej i ogonowej.
Potem przerzucił ją z powrotem na plecy i zszedł palcami niżej.
Kość udowa, rzepka, piszczel, strzałka.
I nagle wiedział już,
że
znalazł to, czego szukał.
Lewa kostka i stopa były wprost niezwykłe, wprawdzie podeszwa zrogowaciała, tak więc z
wierzchu niedoskonała, lecz kości w
środku
przewspaniałe.
Delikatnie, bo mimo narastającego podniecenia wiedział,
że
musi być ostrożny, Książę
zbadał wszystko dokładniej:
ścięgna,
mięśnie i więzadła.
Krew uderzyła mu do głowy.
Często mu się to zdarzało przy takich okazjach.
Kiedy dokonał wyboru.
W ciemnościach miał niezmiernie wyostrzony dotyk.
Przycisnął mocniej palcami jej skórę, bo musiał zyskać pewność: badał zbędną tkankę
włóknistą i tłuszcz,
żeby
odpowiednio poczuć i napiąć kość piętową, skokową, łódkowatą,
klinowatą, stopową oraz kości
śródstopia.
Młoda kobieta poruszyła się lekko i wydała cichy jęk.
Książę zabrał się do pracy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin