ROZDZIAŁ 1
– Zważywszy na okoliczności, mogłaś wykorzystać inną porucznik.
Anaander Mianaai, władczyni (w chwili obecnej) całego rozległego obszaru przestrzeni Radch, siedziała w wielkim fotelu wyściełanym haftowanym jedwabiem. To ciało, które do mnie mówiło – jedno z tysięcy – wyglądało na jakieś trzynaście lat. Czarno odziane, ciemnoskóre. Na twarzy zaznaczały się już arystokratyczne rysy, które w radchaajskiej przestrzeni stanowiły wyznacznik mody i najwyższej rangi. W normalnych okolicznościach nikt nigdy nie oglądał tak młodych wersji lord Radch, ale to nie były normalne okoliczności.
Pokój był mały, trzy i pół metra kwadratowego, ściany wyłożone kratownicą z ciemnego drewna. W jednym kącie drewna brakowało – prawdopodobnie zostało zniszczone w zeszłym tygodniu podczas gwałtownej dyskusji pomiędzy rywalizującymi częściami samej Anaander Mianaai. Po ocalałych kratach pięły się wiotkie pędy jakiejś rośliny, wąskie srebrzysto zielone listki, tu i tam maleńkie białe kwiatki. To nie było miejsce publiczne ani pałacowa sala audiencyjna. Obok krzesła lord Radch stało drugie, puste, oddzielone stolikiem, na którym znajdowała się zastawa do herbaty: dzbanek i czarki z białej, gładkiej porcelany, o wdzięcznej linii, jakie na pierwszy rzut oka wydają się zwyczajne, ale już po chwili widać, że to dzieła sztuki warte więcej niż niejedna planeta.
Zaproponowano mi herbatę, poproszono, żebym usiadła. Wolałam stać.
– Powiedziałaś, że mogę wybierać oficerów. – Powinnam dodać pełne szacunku „pani”, ale nie dodałam. Powinnam również uklęknąć i dotknąć czołem podłogi, kiedy weszłam do pokoju i zobaczyłam lord Radch. Tego też nie zrobiłam.
– Wybrałaś dwie. Oczywiście Seivarden i porucznik Ekalu, wybór do przewidzenia.
Nazwiska odruchowo przywołały na myśl obie te osoby. Mniej więcej za jedną dziesiątą sekundy Łaska Kair zaparkowana w odległości jakichś trzydziestu pięciu tysięcy kilometrów od tej stacji, otrzyma niemal instynktowne żądanie danych, a po następnej jednej dziesiątej sekundy dotrze do mnie jej odpowiedź. Przez ostatnie kilka dni uczyłam się kontrolować ten bardzo dawny nawyk. Nie całkiem mi się udało.
– Kapitan floty ma prawo do trzech – ciągnęła Anaander Mianaai.
Trzymając piękną porcelanową czarkę w dłoni okrytej czarną rękawiczką, wykonała gest, zapewne wskazując mój mundur. Radchaajscy wojskowi nosili ciemnobrązowe kurtki i spodnie, buty i rękawiczki. Moje były ...
renfri73