Upadle_serca_-_Virginia_C.pdf

(1185 KB) Pobierz
Tytuł oryginału
FALLEN HEARTS
Copyright © 1988 by Virginia C. Andrews Trust
Pocket Books, a division of Simon & Schuster, Inc.
All rights reserved
Projekt okładki
Izabella Marcinowska
Zdjęcie na okładce
Fot. © Margie Hurwich / Arcangel Images
Redaktor prowadzący
Katarzyna Rudzka
Redakcja
Agnieszka Rosłan
Korekta
Grażyna Nawrocka
ISBN 978-83-7961-942-9
Warszawa 2014
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Drogi Papo!
Pomimo całego smutku i trudnych chwil, jakie przeżyliśmy w przeszłości, gotowa jestem Ci
wybaczyć i jednocześnie prosić o wybaczenie. Minęły dwa lata od czasu śmierci Toma – dwa lata,
kiedy nawet przez jeden dzień nie przestałam go opłakiwać, podobnie jak dziadka. Teraz jednak czas
żałoby minął, nastał dla mnie czas szczęścia, miłości i nowego życia. Mam bowiem wspaniałe wieści
dla Ciebie. Wychodzę za mąż! Za Logana Stonewalla, którego może pamiętasz, bo był moją dziecięcą
miłością. Mieszkam teraz w Winnerrow i pracuję w szkole. Spełniłam swoje marzenie o zostaniu
nauczycielką, jak panna Marianne Deale, która zawsze zachęcała mnie do czytania, pisania i marzeń.
Dzięki niej uwierzyłam, że mogę być tym, kim zechcę. Wydaje się, że moje dziecięce marzenia wreszcie
zaczynają się spełniać. Wszystkie – z wyjątkiem ułożenia sobie stosunków z Tobą. Chcę, żebyś razem
ze Stacie i Drakiem zjawił się na moim ślubie. Pragnę, Papo, abyś poprowadził mnie do ołtarza
i przekazał mnie przyszłemu mężowi, jak ojciec córkę. Jestem taka szczęśliwa! Papo, proszę,
zapomnijmy o urazach z przeszłości. Chcę Ci wybaczyć i chcę, żebyś Ty mi wybaczył. Może teraz, kiedy
minęło już tyle lat, wreszcie będziemy mogli być prawdziwą rodziną. Fanny będzie moją druhną. Mam
nadzieję, że Ty wreszcie będziesz moim ojcem.
Kocham Cię
Heaven
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
Rozdział pierwszy
OBIETNICE WIOSNY
Siedziałam na długiej ławce przed domkiem, kolejny raz czytając swój list do papy. Był ciepły
majowy ranek; wiosna zaczynała już dojrzewać do gorącego lata. Wydawało mi się, że świat Wzgórz
Strachu budzi się razem ze mną, przechodząc stopniowo od lodowatej, mrocznej zimy śmierci
i żałoby do bujnego, słonecznego lata. Wróble i rudziki ćwierkały, rojąc się wśród gałęzi, aż drżało
listowie. Słońce przenikało przez korony leśnych drzew – brzóz, hikor, klonów – tkając złociste
wzory, prześwietlając liście jasnym blaskiem. Świat był piękny i cudownie ożywiony.
Głęboko zaczerpnęłam powietrza, wdychając słodki aromat kwiatów i bujnej zieleni. Niebo nad
moją głową miało intensywny odcień błękitu usianego obłoczkami przypominającymi strzępy
cukrowej waty, które zwijały się w urocze kłębuszki niczym małe dzieci sposobiące się do snu.
Logan był ze mną od dnia, kiedy wróciłam do Winnerrow. Towarzyszył mi w tym strasznym
okresie po śmierci Toma, kiedy papa leżał w szpitalu. I potem, kiedy papa wrócił ze Stacie i małym
Drakiem do swojego domu w Georgii. Trwał przy mnie, kiedy umarł dziadek i zostałam samotna
w chacie mojego dzieciństwa, teraz przebudowanej na nowy, przytulny dom. I tamtego dnia, kiedy
miałam swoją pierwszą lekcję w podstawówce w Winnerrow. Uśmiechnęłam się na wspomnienie, jak
przejęta wchodziłam do klasy, gotowa sprawdzić swoje umiejętności i przekonać się, czy naprawdę
potrafię być nauczycielką, o czym od tak dawna marzyłam.
Wyszłam na ganek, jak czyniłam prawie każdego ranka, aby przez chwilę posiedzieć w starym
bujanym fotelu babuni i popatrzeć na Wzgórza Strachu, zanim wyruszę w dolinę, do szkoły. Tamtego
ranka, w dniu, w którym miałam rozpocząć pracę, zobaczyłam Logana stojącego na schodkach
z szerokim, radosnym uśmiechem; jego ciemnoszafirowe oczy jaśniały w porannym słońcu.
– Dzień dobry, panno Casteel. – Skłonił się głęboko. – Przysłano mnie, abym zaprowadził panią
na lekcje. To drobny prezent od Rady Szkolnej.
– Och, Logan! – zawołałam. – Wstałeś tak wcześnie, żeby tu dotrzeć!
– Bez przesady. Musiałem wstać wcześnie, żeby otworzyć drogerię. Jest teraz trzy razy większa niż
za naszych czasów – powiedział z dumą – i wymaga więcej pracy. Proszę, panno Casteel – dodał,
wyciągając ku mnie rękę. Zeszłam z ganku i po chwili już schodziliśmy w dół krętą górską drogą jak
dawniej, kiedy łączyła nas szkolna miłość.
W ogóle miałam wrażenie, jakby czas cofnął się do chwil, kiedy szłam z nim za Tomem, Keithem
i Naszą Jane, a Fanny drwiła z nas, usiłując odwrócić ode mnie uwagę Logana swoim
prowokującym, lubieżnym zachowaniem. Nie mogąc nic wskórać, rezygnowała w końcu i nadąsana
odbiegała. Niemal słyszałam głosy moich braci i sióstr biegnących przodem. Choć nasze życie było
wtedy koszmarne, łzy rozrzewnienia napłynęły mi do oczu.
– Hej, hej! – wykrzyknął Logan, widząc, że zaraz się rozpłaczę. – To jest twój szczęśliwy dzień.
Proszę o wielki uśmiech! Chcę słyszeć twój śmiech odbijający się echem po górach, tak jak dawniej.
– Och, Logan, dziękuję. Dziękuję, że tu jesteś i że tak o mnie dbasz.
Przystanął i obrócił mnie ku sobie. Spojrzenie miał poważne i pełne miłości.
– Nie, Heaven. To ja powinienem ci dziękować, że nadal jesteś tak piękna i urocza, jaką cię
Zgłoś jeśli naruszono regulamin