Barça. Za kulisami najlepszej drużyny świata - Graham Hunter.pdf

(2205 KB) Pobierz
GRAHAM HUNTER
Barça:
za kulisami najlepszej
drużyny świata
tłumaczenie
Michał Pol
Piotr Czernicki-Sochal
NA TRONIE BARÇY
S
poglądanie za kulisy wielkich spraw zawsze jest bardzo kuszące. Wielką sprawą,
kto wie czy nie największą w futbolu, niewątpliwie jest Barcelona, więc uchylenie
rąbka tajemnicy kusi podwójnie. Na co dzień widzimy Barçę raz, dwa razy w
tygodniu. W środowo-wtorkowe spotkania Ligi Mistrzów i weekendowe mecze
ligowe. Klub musi jednak funkcjonować bez przerwy. Codziennie treningi
największych gwiazd to tylko wierzchołek góry lodowej, prawdziwa Barça kryje
się głębiej. Głębiej nawet niż zacisza gabinetów prezydenta i jego doradców,
decydujących o transferach i osobie trenera.
Wyobraźmy sobie Barcelonę jako wielki organizm, w którym trener jest
mózgiem, decydującym o taktyce, piłkarze są nogami, strzelającymi najważniejsze
gole, przynoszące trofea, a prezydenci to ręce, budujące wielkie, bordowo-
granatowe przedsięwzięcie. Sercem tłoczącym krew do tych wszystkich organów
jest jednak
La Masía,
wspaniała szkółka wychowująca kolejne pokolenia
najlepszych piłkarzy. To właśnie na sporej grupie trenerów wszystkich grup
młodzieżowych spoczywa olbrzymia odpowiedzialność za ciągłość filozofii
zaszczepionej dawno temu przez holenderski lek na całe zło – Johana Cruyffa.
Tylko oni wiedzą, jak wiele trzeba włożyć pracy, przelać krwi i potu na boisku,
żeby mieć szansę skosztowania występów w pierwszej drużynie. To oni widzą
proces kształtowania się największych piłkarzy. I choć wydaje się to całkiem
wiarygodne, Messi nie urwał się z nieba, by niczym anioł tchnąć boską cząstkę w
katalońską drużynę.
Zerknięcie „za kulisy” Barcelony pozwoli sprawdzić działanie tej magii od
środka. To trochę jak podejrzeć pracę iluzjonisty, bo przecież piłkarze Barçy nie
czarują, wbrew opinii wielu kibiców, naprawdę. Ich też obowiązują prawa fizyki. Po
prostu nauczyli się je wykorzystywać do granic możliwości, tak jak David
Copperfield zmysły publiczności. I choć można narzekać, że w ten sposób pozbawia
się tej aury tajemniczości, zabawa jest przednia. Zresztą mimo obnażenia całej
prawdy i tak chcemy wierzyć, że stoi za tym coś ponadnaturalnego. Ba, wierzymy!
Trzeba zdać sobie jednak sprawę, że obecne sukcesy Barcelony to nie przypadek,
kwestia chwili, że wszystko nagle zaskoczyło za dotknięciem różdżki Pepa, Leo czy
Franka Rijkaarda. To wynik wielu lat pracy całej grupy ludzi, wierności systemowi
Dream Teamu, a przede wszystkim wytrwałości w dążeniu do celu. Zdarzały się lata
słabsze, żeby nie powiedzieć fatalne. Wystarczyła chwila, jedna decyzja, a cała
wizja zostałaby wyrwana z korzeniami zanim zdążyłaby zakwitnąć. Dziś nie
pamiętamy, że posada Rijkaarda wisiała na włosku w 2003 roku, po bardzo słabym
początku sezonu. Rozważano zastąpienie go Luizem Felipe Scolarim i powierzenie
mu zadania stworzenia zespołu złożonego z wysokich i silnych zawodników.
Podobnie było w roku 2008, kiedy fatalnie zaczął pracę niezastąpiony dziś
Guardiola. Nikt by go nie żałował. Za każdym razem ufano jednak zmysłowi
Cruyffa, który twierdził, że cierpliwość się opłaci.
Opłaciła, i to jak. Trudno nawet zliczyć liczbę trofeów, które przyniosły obie,
słuszne decyzje. Barcelona od pięciu lat dochodzi przynajmniej do półfinału Ligi
Mistrzów, a trzykrotnie to trofeum zdobyła; ligę hiszpańską wygrywała dwa razy za
kadencji Rijkaarda i trzy za Guardioli (a kto wie, czy nie wygra po raz czwarty),
zwyciężała w Pucharze Króla, Klubowych Mistrzostwach Świata, Superpucharach
Europy i Hiszpanii… Miejsce na trofea w muzeum na Camp Nou musiało być
pewnie w trybie nagłym powiększone.
Można się sprzeczać o to, czy Barcelona już jest najlepszą drużyną w historii
czy dopiero będzie, a może w ogóle nie ma na to szans. Ale trzeba przyznać, że gra
piłkę urzekającą każdego miłośnika tego sportu. Wymiana futbolówki w polu
karnym między kilkoma zawodnikami na pięciu metrach, w gąszczu nóg
przeciwnika, to w ostatnich latach specjalność zakładu. Nawet jeśli wielu narzeka na
niezliczoną ilość nudnych podań w środku pola, w końcu przyzna, że to rozsądna
cena za pokaz w finalnej fazie akcji.
Pep Guardiola zdaje się „projektować” nowe schematy dla swojej drużyny w
piłkarskich grach komputerowych, i to na najniższym poziomie trudności. Nie jest
jednak trudno o takie wrażenie, gdy do swojej dyspozycji ma tak inteligentnych
graczy jak Xavi, Iniesta, Fàbregas czy Messi. Gdy to oni decydują o kierunku lotu
piłki, wszystko wydaje się banalnie proste – wystarczy przyłożyć nogę, o tak.
Przypomina to trochę dziecięcą fascynację grą na podwórku, gdzie wynik jest co
prawda ważny, ale w gruncie rzeczy chodzi o zabawę. Zdajemy sobie jednak
sprawę, że im wyższy koń, na którym się siedzi, tym boleśniejszy będzie upadek.
Porażka jest nieunikniona i zapewne kiedyś znów nadejdzie, ale póki co cieszmy się
chwilą jak małe dziecko. Nie warto zaprzątać sobie głowy tak przyziemnymi
sprawami jak konflikt z odwiecznym rywalem ze stolicy, bo sami piłkarze pokazali,
że są ponad tym. Najważniejsza jest radość płynąca z oglądania wielkiej drużyny
grającej cudowną piłkę. A Barcelona już udowadniała, że jest wierna swoim
zasadom nawet w chudych latach. Oglądanie porażek zawsze boli, ale kiedy
nadchodzą, trzeba je po prostu przetrzymać. Tak jak burzowe przedwiośnie
zwiastujące gorące lato.
O obecnej drużynie Barcelony będzie się mówiło bardzo długo. Większość z
nas na własne oczy widziała, i wciąż obserwuje, cały proces tworzenia się drużyny
Barçy, wchodzenie Messiego do zespołu, jego rozwój i objęcie tronu najlepszego
piłkarza świata. Rozkoszujmy się zatem myślą, że kiedyś będziemy mogli
opowiadać wnukom o wyczynach Argentyńczyka. Los jest dla nas łaskawy i
pozwala nam być świadkami fenomenu FC Barcelona. W 113-letniej historii klubu
to właśnie my i to właśnie dziś mamy przywilej podziwiać tych, którzy za
kilkanaście lub kilkadziesiąt lat będą ogłoszeni bogami futbolu.
A kto po nich? W najniższych grupach wiekowych być może kopie piłkę
kilkulatek, który w końcu oczaruje piłkarski świat. Tron Barçy jest dziedziczny.
Wydawało się, że nikt nie będzie w stanie dorównać Romario. Potem pojawił się
jednak Ronaldo. A po nim Ronaldinho, Messi… Myśl o tym, kto będzie następny,
już przyprawia o gęsią skórkę.
TOMASZ LASOTA
Prezes Polskiej Penyi FC Barcelona
Fan Club Barça Polska
Zgłoś jeśli naruszono regulamin