Kijora Agata - Zmienni.pdf

(2056 KB) Pobierz
Moim rodzicom,
bez nich ta książka nigdy by nie powstała.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W CIENIU DRZEW
Przekopywałam nerwowo kredens w poszukiwaniu zaproszeń na rocznicę rodziców.
Dlaczego ta mama ma takiego bzika na punkcie zaproszeń? Nie łatwiej zadzwonić?
– MAMO!!! Gdzie są te cholerne zaproszenia? Szukałam już chyba wszędzie!
– Oj, Liluś! Poszukaj dokładniej! Na pewno gdzieś tam są.
Liluś. Zawsze mnie tak nazywała, chociaż wiedziała, że bardzo tego nie lubię.
Lilusiem można nazywać małą dziewczynkę, a nie siedemnastoletnią dziewczynę, która jest
prawie dorosła! Jednak w takich chwilach, kiedy była czymś mocno zaaferowana,
wspaniałomyślnie jej to wybaczałam i wtedy nawet nie poprawiałam. Tata szybciej się
dostosował, że trzeba się już do mnie zwracać inaczej, na przykład Lil, tak jak wszyscy, ale
jemu też się zdarzało. Jednak mimo tego, że czasami byli wnerwiający, rodziców miałam
naprawdę spoko. Byłam jedynaczką, a jednak nigdy mnie nie rozpieszczali. Chociaż teraz
mama przechodziła samą siebie!
– Nie ma! Nie wiem, po co ty w ogóle zawracasz sobie głowę takimi głupstwami jak
zaproszenia! Nie możesz po prostu do nich zadzwonić?
– Nie bądź niegrzeczna! – Mama wychyliła głowę z kuchni i wymachując drewnianą
łyżką, najwyraźniej czymś ubrudzoną, przystąpiła do tyrady. – To nieelegancko na taką
ważną uroczystość zapraszać przez telefon. Poza tym wysłanie zaproszeń to z naszej strony
wyraz dobrego gustu i smaku.
– Jakby nie było telefonów. Dobrze, że nie każe po każdą duperelę wysyłać posłańca
z listem… – mruknęłam do siebie i ponownie przeszukałam cały kredens.
Westchnęłam z rezygnacją, gdy nic nie znalazłam. Powlokłam się do kuchni, gdzie
mama stała przy kuchence i mieszała w wielkim garze, zapewne w bigosie. Stanęłam przy
niej, lecz była tak zajęta sypaniem tam czegoś, co wyglądało jak bobki chomika, że
zauważyła mnie dopiero po chwili.
– I co? Znalazłaś? – zapytała.
– Nie ma – odparłam, wiedząc, że powtarzam to już po raz trzeci, i uprzedziłam
wyjaśnieniami jej gniewną minę. – Przeszukałam całą waszą sypialnię i dwa razy kredens
w salonie. Nie wmówisz mi, że to zaproszenie jednak gdzieś tam jest i mam to zrobić jeszcze
raz. – Westchnęłam z rezygnacją.
– Dobrze już, dobrze. Stój tu i pilnuj bigosu, a ja sprawdzę na rachunku, ile ich
kupiłam. – To mówiąc, wyszła, a ja byłam całkiem zadowolona, że zostawiła mnie
z pachnącym jedzonkiem sam na sam.
Już wkładałam parującą łyżkę do buzi, gdy poderwał mnie wrzask mamy. Wrzuciłam
łyżkę z powrotem do bigosu i wypadłam z kuchni do jadalni, a następnie wbiegłam po
schodach na górę, gdzie znajdowały się pokoje mój i rodziców, a także dwie łazienki. Stojąc
na szczycie schodów, zorientowałam się, że mamie nic nie jest i że stoi w drzwiach mojego
pokoju.
– Co się tutaj stało?! – Była przerażona. Skonsternowana podeszłam bliżej.
– O co chodzi? Przecież wczoraj sprzątaa… – zajrzałam mamie ponad ramieniem i aż
zachłysnęłam się ze zdumienia. Cały pokój wyglądał jak graciarnia, nawet obraz z końmi
biegnącymi po plaży, który wisiał nad łóżkiem, teraz zwisał smętnie na jednym gwoździu.
Biurko było przewrócone, lampka na nocnym stoliku potłuczona, a zawartość szafy
wyrzucona na podłogę. Spojrzałam dalej i zobaczyłam, że okno, które wcześniej było tylko
uchylone, teraz jest otwarte na oścież, a firanki zerwane.
– Ktoś się do nas włamał! – wyrzuciłam z siebie. Nagle oblał mnie zimny pot. A co,
jeśli ten ktoś tu jeszcze jest? Tata jest w pracy i nikt nam nie pomoże!
Nie chciałam mówić tego na głos, ale widać mój wyraz twarzy mówił sam za siebie,
bo mama nagle pobladła jeszcze bardziej, niż to możliwe, i sztywno podeszła do drzwi swojej
sypialni. Stanęłam za nią, a ona po krótkim wahaniu pchnęła drzwi. Otworzyły się szeroko,
ale w pokoju rodziców nie było żadnej demolki. Niczego, co świadczyłoby o włamaniu.
Sprawdziłyśmy w ten sposób każdy pokój, nawet salon i jadalnię na dole, aż w końcu
doszłyśmy do kuchni. Mama opadła ciężko na drewniane krzesło z oparciem, które zawsze
stało w rogu razem z małym kwadratowym stolikiem, i ukryła twarz w dłoniach. Kucnęłam
obok niej i przytuliłam ją. Pogłaskała mnie po głowie, a potem wyjęła komórkę z kieszeni
rybaczek. Wybrała numer taty i zadzwoniła. Długo nikt nie odpowiadał, aż w końcu włączyła
się poczta głosowa. Mama zostawiła wiadomość tacie, że ma jak najszybciej wracać do domu,
bo prawdopodobnie ktoś się do nas włamał, i odłożyła telefon na stolik. Była zmartwiona,
podobnie jak ja. Wyczułam jednak, że chce mi coś powiedzieć.
– To nie było zwykłe włamanie, prawda? – zapytałam.
– Nie, to nie było zwykłe włamanie, ale nie mam czasu ci teraz tego wyjaśniać. –
Wyprostowała się na krześle i spojrzała na mnie poważnie. – Musisz iść po tatę do pracy, bo
nie wiem, kiedy odsłucha wiadomość, a nie mam zamiaru zostawać tu wyłożona z tobą na
srebrnej tacy i czekać na…
– Czekać na co? – To pytanie zawisło między nami i mama przez kilka sekund
wpatrywała się z napięciem w moją twarz. Naraz potrząsnęła głową, opuściła wzrok na swoje
ręce, kurczowo zaciskające się na blacie stolika, i westchnęła krótko, z roztargnieniem.
– Musisz iść. Nie czas na wyjaśnienia. Dowiesz się… tego wszystkiego w swoim
czasie, gdy… gdy będziemy już w bezpiecznym miejscu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin