Mróz Remigiusz (Ove Logmansbo) - Czarna Madonna.rtf

(2962 KB) Pobierz
Czarna Madonna

             

             

             

             

             

             

             

              Copyright © Remigiusz Mróz, 2017

              Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2017

             

             

             

             

              Redaktor prowadząca: Monika Długa

              Redakcja: Karolina Borowiec

              Korekta: Magdalena Owczarzak

              Projekt okładki: Dark Crayon / Piotr Cieśliński

              Projekt typograficzny, skład i łamanie: Stanisław Tuchołka / panbook.pl

              Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

             

             

              Wydanie elektroniczne 2017

             

              ISBN 978-83-7976-711-3

             

             

              CZWARTA STRONA

              Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

              ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

              tel.: 61 853-99-10

              fax: 61 853-80-75

              redakcja@czwartastrona.pl

              www.czwartastrona.pl

             

             

             

             

             

             

              Dla Ev,

              to ta czerwona okładka, na którą czekałaś?

             

             

             

              Choć fabuła jest fikcyjna, w książce zostały

              opisane także prawdziwe zdarzenia.

              Katastrofa lotu Japan Air 123 została odtworzona na

              podstawie nagrań z czarnych skrzynek.

             

             

              Vigilate itaque, quia nescitis diem neque horam.

              (Czuwajcie zatem, bo nie znacie dnia ani godziny).

              Słowa Jezusa Chrystusa,

              Ewangelia wg św. Mateusza

             

              Rozdział I

             

              Signum sanctae crucis

             

             

             

              I

             

             

              Szatan istnieje. Nie tylko jako idea, uosobienie naszych

              własnych demonów lub symbol zła, ale jako osoba. Jezus

              rozmawiał z nim, przebywając na pustyni. Leon XIII widział

              go, kiedy odprawiał mszę – potem polecił całemu miastu

              modlić się, by Bóg strącił diabła do piekła. W Rytuale

              rzymskim znajduje się egzorcyzm, który papież ułożył

              niedługo potem i który odmawiał kilkakrotnie każdego dnia.

              Być może dzięki osobom tak gorliwym, jak Leon XIII, zło

              przez lata pozostawało w ukryciu. W pewnym momencie coś

              się jednak zmieniło.

              Było to trzynastego kwietnia, cztery lata po tym, jak na

              dobre zdjąłem koloratkę i schowałem ją na dnie jednej

              z szuflad. Wcześniej spędziłem sześć lat w seminarium, po

              prymicji jeszcze przez kilka podążałem drogą, która

              wydawała mi się jedyną słuszną. Zszedłem z niej niedługo

              po tym, jak poznałem Anetę.

              Przychodziła na msze, które celebrowałem jako wikariusz

              parafialny. Spowiadałem ją kilkakrotnie, bywałem u niej na

              kolędzie.

              Udzieliłem

              nawet

              ślubu

              jej

              siostrze,

              nie

              przypuszczając, że kiedyś sam stanę z Anetą na ślubnym

              kobiercu.

              A raczej, że niemal to zrobię.

              Stało się to możliwe tylko dlatego, że po zrezygnowaniu

              z kapłaństwa dzięki mojemu biskupowi uzyskałem papieską

              dyspensę. Wprawdzie sakramentu święceń wyrzec się nie

              mogłem i duchownym miałem pozostać do końca życia, ale

              wolno mi było uczestniczyć w życiu Kościoła jak każdemu

              innemu wiernemu. Także poprzez zawarcie małżeństwa.

              Trzynastego kwietnia dzieliło mnie od tego raptem kilka

              miesięcy. Razem z Anetą mieliśmy wybrać się w podróż

              przedślubną do Ziemi Świętej. Długo to planowaliśmy,

              odłożyliśmy pieniądze, ale pech chciał, że sytuacja zmusiła

              mnie, bym został w Polsce. Może gdyby nie zaciągnięte

              kredyty i opłakana sytuacja finansowa, stałoby się inaczej.

              Ostatecznie jednak nie miałem wyjścia – musiałem wybierać

              między podróżą do Izraela a perspektywą pożegnania się

              z pracą.

              Moja narzeczona po długich namowach poleciała sama.

              A ja niedługo potem miałem przekonać się, że dług we

              frankach okaże się błahostką w porównaniu z tym, co

              przyjdzie mi spłacać przez resztę życia.

              Tamtej nocy miałem problemy z zaśnięciem – może

              dlatego, że puste łóżko przypominało mi samotne życie,

              które niegdyś wiodłem. Obawiałem się, że nie zmrużę oka,

              ale w pewnym momencie sen w końcu mnie zmorzył. Nie na

              długo. Kwadrans, może dwa po tym, jak zasnąłem, obudziła

              mnie komórka.

              Wibrowała na szafce nocnej, ale miałem wrażenie, jakby to

              rzeczywistość drgała.

              Jęknąłem, żałując, że wyrwano mnie z błogiej nicości snu,

              którego

              już

              nie

              pamiętałem.

              Dopiero

              po

              chwili

              zreflektowałem się, że najpewniej dzwoni Aneta, by

              powiedzieć, że bezpiecznie wylądowała.

              Spojrzałem na wyświetlacz i przekonałem się, że mam

              kilka nieodebranych połączeń. Może spałem mocniej

              i dłużej, niż mi się wydawało. Zmrużyłem oczy, rozdrażniony

              blaskiem wyświetlacza i faktem, że to nie narzeczona

              próbowała się ze mną skontaktować, ale mój ojciec.

              Jedna z ostatnich osób, z którymi chciałbym rozmawiać.

              Szczególnie w środku nocy.

              Mimo to przesunąłem palcem po ekranie.

              – Tak? – zapytałem.

              – Chryste… – powiedział na wydechu ojciec. – Myślałem…

              – Co się dzieje?

              – Myślałem, że jesteś na pokładzie tego samolotu.

              Podsunąłem się do wezgłowia i włączyłem nocną lampkę.

              Wyraźna ulga w głosie ojca była niepokojąca, należał bowiem

              do wyjątkowo powściągliwych osób. Nie popadał w egzaltację

              nawet wtedy, kiedy sytuacja tego wymagała. Z punktu

              widzenia przeciętnego rozmówcy była to niewątpliwa zaleta –

              z punktu widzenia syna niekoniecznie.

              – Nie poleciałem – odparłem, jeszcze niedobudzony. –

              Aneta w końcu dała się przekonać, żeby…

              – Była tam?

              Czas

              przeszły

              był

              jak

              cios

              prosto

              między

              oczy.

              Odchrząknąłem nerwowo.

              – Co się dzieje? – powtórzyłem. – O co chodzi?

              Milczał, ale słyszałem, jak łapczywie nabiera tchu.

              Zupełnie jakby dopiero wynurzył się spod wody po próbie

              pobicia rekordu w czasie nurkowania.

              – Halo? – ponagliłem go.

              Wiedziałem już, z czego wynika moja irytacja. Nawet gdyby

              powiedział mniej, a mój umysł wzbraniałby się przed

              zrozumieniem implikacji tego telefonu, pojąłbym, że

              wydarzyła się tragedia.

              – Stracili kontakt z maszyną – oznajmił.

              Nie odpowiedziałem.

              – Włącz NSI – poradził. – Trwa relacja na żywo.

              Podniosłem się powoli, spokojnie. Nie docierał do mnie

              sens słów ojca. Poszedłem do salonu, odnosząc wrażenie,

              jakby każdy krok był okupiony wręcz absurdalnym

              wysiłkiem. Włączyłem telewizor i stanąłem przed nim jak

              przed ołtarzem.

              Ojciec przez chwilę podawał mi te same informacje, które

              przekazywano na antenie stacji informacyjnej. Na koniec

              zapytał, czy to na pewno ten samolot.

              Lot tanich irlandzkich linii lotniczych Air Hibernia

              z wrocławskich Strachowic na lotnisko Bena Guriona

              w Tel Awiwie. Numer rejsu AH 3836. Boeing 747-100-SR-46.

              Nie mogło być mowy o żadnej pomyłce.

              Nogi się pode mną ugięły i opadłem ciężko na fotel.

              Słyszałem głos w słuchawce, ale nie rozumiałem już

              żadnych słów.

              – Filip? – zapytał z niepokojem ojciec. – Słyszysz mnie?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin