Larsson Stieg - Dziewczyna która igrała z ogniem.txt

(1184 KB) Pobierz
STIEG LARSSON

DZIEWCZYNA, KTĂ“RA IGRAĹA Z OGNIEM



Przełożyła Paulina Rosińska

Jacek Santorski & Co Agencja Wydawnicza Warszawa 2009

Tytuł oryginału FLICKAN SOM LEKTE MED ELDEN





PROLOG


LEĹ»AĹA PRZYPIÄTA pasami na wÄ…skiej pryczy z hartowanej stali.

Rzemienie miała zaciągnięte na klatce piersiowej. Leżała na plecach. Ręce

ułożone po bokach, unieruchomione na brzegach łóżka.

Już dawno zaniechała wszelkich wysiłków, by się wydostać. Nie spała, ale

oczy miała zamknięte. Gdyby je otworzyła, znalazłaby się w ciemności, a

jedynym źródłem światła byłaby wąska smuga sącząca się ponad

drzwiami. Czuła niesmak w ustach i bardzo chciała umyć zęby.

Jakaś część jej świadomości nasłuchiwała odgłosu kroków, co

oznaczałoby, że on nadchodzi. Nie miała pojęcia, czy to wieczór, czy noc,

a jedynie poczucie, że zaczynało być zbyt późno na odwiedziny. Nagle

drżenie łóżka sprawiło, że otworzyła oczy. Tak jakby gdzieś w budynku

włączyła się jakaś maszyna. Po kilku sekundach nie była już pewna, czy

tylko jej się zdawało, czy naprawdę coś usłyszała.

Odhaczyła kolejny dzień w pamięci.

Czterdziesty trzeci dzień w tym więzieniu.

Swędział ją nos, więc przekręciła głowę, by go podrapać o poduszkę.

Pociła się. W pokoju było duszno i gorąco. Miała na sobie prostą koszulę

nocną, która wciąż się podwijała. Gdy przesuwała biodro, palcem

wskazującym i środkowym udawało jej się dosięgnąć koszuli i obciągnąć

ją za każdym ruchem o jeden centymetr. Powtarzała całą operację drugą

ręką. Ale koszula nadal fałdowała się pod kręgosłupem. Materac był

nierówny i niewygodny. Całkowite odosobnienie sprawiało, iż wszystkie

delikatne bodźce, którymi w innej sytuacji w ogóle by się nie przejęła,

bardzo zyskiwały na sile. Pasy były na tyle luźne, że mogła zmienić

pozycję i położyć się na boku, lecz nie było to wygodne, bo musiała wtedy

położyć rękę za plecami, więc ramię cały czas drętwiało.

Nie bała się. Czuła za to, że jej tłumiony gniew rośnie.

Jednocześnie dręczyły ją własne myśli, które wciąż zmieniały się w

nieprzyjemne fantazje o tym, co się z nią stanie. Nienawidziła tej

narzuconej bezsilności. Jak usilnie by nie próbowała koncentrować się na

czymś innym, by zabić czas i odepchnąć świadomość swojej sytuacji, i tak

pojawiał się lęk. Wisiał nad nią niczym chmura gazu, grożąc, że przeniknie

przez pory skóry i zatruje jej egzystencję. Odkryła, że najlepszy sposób na

to, by trzymać lęk z dala, to wyobrażać sobie coś, co daje jej poczucie siły.

Zamykała oczy i przypominała sobie zapach benzyny.

Siedział w samochodzie z opuszczoną boczną szybą. Podbiegła, wlała

benzynę do środka i podpaliła zapałką. Wszystko to trwało moment. Od

razu buchnęły płomienie. A on wił się w męczarniach, słyszała jego krzyki

przerażenia i bólu. Czuła woń spalonego mięsa i ostry zapach plastiku i

tapicerki ze zwęglonego siedzenia.



PRAWDOPODOBNIE PRZYSNÄĹA, bo nie sĹ‚yszaĹ‚a krokĂłw, ale

obudziła się od razu, gdy tylko otworzyły się drzwi. Wpadające światło

oślepiło ją. To on, jednak przyszedł.

Był wysoki. Nie wiedziała, ile ma lat, w każdym razie był dorosły. Miał

rudobrązowe, zmierzwione włosy, okulary w czarnych oprawkach i rzadki

zarost na brodzie. Pachniał wodą po goleniu.

Nienawidziła jego zapachu.

Stał cicho w nogach łóżka i przyglądał się jej dłuższą chwilę.

Nienawidziła jego milczenia.

Jego twarz skrywała się w cieniu, widziała tylko sylwetkę. Nagle się

odezwał. Miał niski, wyraźny głos i pedantycznie akcentował każde słowo.

Nienawidziła jego głosu.

Powiedział, że dziś są jej urodziny i że chce złożyć życzenia. Jego głos nie

był wrogi ani ironiczny. Był neutralny. Podejrzewała, że się uśmiechał.

Nienawidziła go.

Podszedł do wezgłowia pryczy. Wierzchem wilgotnej dłoni dotknął jej

czoła i przesunął palcami u nasady włosów. Gest ten zapewne miał być

przyjazny. Prezent urodzinowy dla niej.

Nienawidziła jego dotyku.



MÓWIŠDO NIEJ. Widziała, jak porusza ustami, ale nie słyszała jego

głosu. Nie chciała słuchać. Nie chciała odpowiadać. Usłyszała, gdy zaczął

mówić głośniej. W jego głosie brzmiało poirytowanie z powodu braku jej

reakcji. Mówił o wzajemnym zaufaniu. Po kilku minutach zamilkł.

Zignorowała jego spojrzenie. Potem wzruszył ramionami i zaczął

poprawiać pasy. Zacisnął trochę bardziej rzemienie na jej klatce piersiowej

i pochylił się nad nią.

Odwróciła się natychmiast na lewy bok, tak daleko od niego, jak mogła, na

ile tylko pozwalały rzemienie. Podciągnęła kolana pod brodę i spróbowała

z całej siły kopnąć go w głowę. Celowała w jabłko Adama, ale trafiła

czubkiem palca gdzieś poniżej szczęki, bo był na to przygotowany. Zrobił

unik, więc skończyło się na lekkim, ledwie odczuwalnym uderzeniu.

Spróbowała kopnąć go jeszcze raz, ale był już poza zasięgiem.

Opuściła nogi na pryczę. Prześcieradło zwisało z łóżka na podłogę.

Koszula nocna podwinęła się wysoko nad biodra. Stał chwilę w bezruchu,

nic nie mówiąc. Obszedł pryczę i rozpiął pasy do krępowania nóg.

Usiłowała je podkurczyć, ale chwycił ją za kostkę, przygniótł kolano i

zacisnął rzemień. Znów obszedł pryczę i przypiął drugą nogę.

Teraz była już kompletnie bezradna.

Podniósł prześcieradło z podłogi i okrył ją. Patrzył na nią w ciszy przez

jakieś dwie minuty. Wyczuwała w ciemności jego podniecenie, chociaż go

nie okazywał, udawał obojętność. Na pewno miał erekcję. Wiedziała, że

chce jej dotknąć.

Potem odwrócił się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Słyszała, że je

zaryglował, zupełnie niepotrzebnie, bo nie miała szans wyswobodzić się z

więzów.

Leżała tak kilka minut i patrzyła na wąską smugę światła znad drzwi.

Potem poruszyła się, sprawdzając, jak ciasno są zapięte pasy. Mogła trochę

podciągnąć nogi, ale rzemienie na piersiach i wokół kostek natychmiast się

napinały. Rozluźniła się. Leżała w całkowitym bezruchu i patrzyła w

nicość.

Czekała. Marzyła o kanistrze z benzyną i zapałce.

Widziała go przesiąkniętego benzyną. Wyczuwała w dłoni pudełko

zapałek. Potrząsnęła nim. Zagrzechotało. Wyjęła zapałkę. Słyszała, że on

cos' mówi, ale była głucha na jego słowa. Widziała wyraz jego twarzy, gdy

przyłożyła zapałkę do pudełka. Słyszała trzask siarki w zetknięciu z

draską. Brzmiało to jak spowolniony grzmot pioruna. Widziała, jak bucha

płomień.

Uśmiechnęła się z zawziętością, nabrała wewnętrznej siły.

Tej nocy skończyła trzynaście lat.



Równania otrzymują nazwy według potęgi, do jakiej podniesiona jest

niewiadoma (według wartości wykładnika). Jeśli ta wartość to 1, mówimy

o równaniu pierwszego stopnia, jeśli jest to 2, drugiego stopnia itd.

Równanie wyższego stopnia niż pierwszy daje wiele rozwiązań. Wartości

te nazywamy pierwiastkami.

RĂłwnanie pierwszego stopnia (rĂłwnanie liniowe): 3x - 9 = 0 (pierwiastek:

x = 3)



Część 1

RĂłwnania nieregularne

16-20 grudnia



Rozdział 1

Czwartek 16 grudnia - piÄ…tek 17 grudnia



LISBETH SALANDER zsunęła okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa

i spoglądała spod ronda kapelusza. Widziała, jak kobieta z pokoju 32

wychodzi bocznym wyjściem z hotelu i spacerowym krokiem zbliża się do

jednego z biało--zielonych leżaków przy basenie. W skupieniu wbijała

wzrok w ziemię i zdawało się, że idzie na niepewnych nogach.

Salander widziała ją wcześniej jedynie z daleka. Wiek kobiety oszacowała

na jakieś trzydzieści pięć lat, lecz mogła być równie dobrze

dwudziestopięcio-, jak i pięćdziesię-ciolatką. Miała brązowe włosy do

ramion, pociągłą twarz i dojrzałe ciało, jakby wyjęte z katalogu bielizny

domu wysyłkowego. Miała na sobie sandały, czarne bikini i okulary

przeciwsłoneczne o fioletowym zabarwieniu. Była Amerykanką i mówiła z

południowym akcentem. Żółty kapelusz upuściła na ziemię obok leżaka i

dała znak barmanowi z baru Elli Carmichael.

Lisbeth Salander odłożyła książkę na kolana, upiła łyk kawy i wyciągnęła

rękę po papierosy. Nie odwracając głowy, przeniosła wzrok na horyzont.

Ze swojego miejsca na tarasie przy basenie, między rododendronem a

palmami, rosnącymi pod hotelowym murem, widziała w oddali Morze

Karaibskie. Kawałek od brzegu płynęła z wiatrem żaglówka, na północ, ku

Sant Lucia albo Dominice. Dalej na morzu zauważyła szarą sylwetkę

masowca w drodze na południe, do Gujany lub któregoś z sąsiednich

krajów. Delikatna bryza walczyła z przedpołudniowym upałem, jednak

Lisbeth Salander czuła, jak kropla potu powoli spływa jej na brew.

Nie lubiła smażyć się na słońcu. Każdy dzień spędzała, o ile to było

możliwe, w cieniu, dlatego wciąż przesiadywała pod markizą. Mimo to jej

skóra zrobiła się brązowa jak orzech. Nosiła szorty w kolorze khaki i

czarnÄ… koszulkÄ™.

Słuchała dźwięków steel pan płynących z głośnika przy barze. Nigdy,

nawet w najmniejszym stopniu, nie interesowała się muzyką i nie potrafiła

odróżnić szwedzkiej kapeli Sven Ingvars od Nicka Cave'a, ale muzyka

steel pan fas...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin