White Stephen - Alan Gregory 08 Biała śmierć.txt

(601 KB) Pobierz
Stephen White 

Biała mierć

Przekład Jan Jackowicz

Możesz strzelać do sójek, jeżeli tylko trafisz,
Ale pamiętaj, grzechem jest zabijać drozda.

Harper Lee

Prolog

Nikomu nie przyszło do głowy, że może mu co grozić, więc nie zabezpieczano się w żaden sposób. Wtedy, w roku 1988, tylko przez jaki czas sprawy wyglšdały inaczej. Po tym, co przydarzyło się wówczas dwu dziewczętom, niektórzy farmerzy zaczęli wozić w półciężarówkach naładowane karabiny i strzelby. Kilku z nich posunęło się tak daleko, że chodzili w pole z przypasanymi rewolwerami. Ale ta paranoja nie trwała długo i w cztery lata póniej, wiosnš 1992 roku, Elk River Valley w Kolorado nie wydawała się nikomu niebezpiecznym miejscem.

Ranczo przy Silky Road zajmowało kanion w kształcie podkowy po zachodniej stronie doliny. Z trzech stron graniczyło z łagodnymi zboczami parku narodowego Routt, z czwartej za z odludnš Mount Zirkel Wilderness. Północny fragment drogi biegł brzegiem strumienia Mad, a otwarta częć podkowy stykała się z szosš stanowš, która cišgnęła się równolegle do rzeki Elk.
Nowy parterowy dom na farmie, zbudowany z bali i kamienia sprowadzonego z południowej Francji, stanšł na południowy zachód od gęstego osikowego zagajnika i miał blisko pięćset metrów kwadratowych. Gospodarstwem zajmowała się para czterdziestoparoletnich lesbijek, które mieszkały czterysta metrów dalej w drewnianym domu, postawionym jeszcze w roku 1908, kiedy to farmę zaczęto nazywać Diamentowš Podkowš. Uprawa trzystu szesnastu akrów ziemi i oporzšdzanie dwudziestu siedmiu koni wymagały zatrudnienia na stałe dwóch parobków, którzy zajmowali nie najgorsze kwatery tuż obok nowoczesnej stajni.
Gloria Welle kochała swojš farmę i dom, który, jak to powiedziała drugiemu z trzech architektów na dzień przed zwolnieniem go z obowišzków, zaprojektowała tak, żeby wyglšdał, jakby został zbudowany przez kogo, kto z radociš przeniósł się z Prowansji w góry Kolorado. Stajnia została pomylana z takš samš precyzjš. Gloria uwielbiała swoje konie, odnosiła się z pewnš poufałociš do dwóch parobków i tolerowała niemrawe kucharki, bo nie chciała, aby komu z okolicy przyszło do głowy, że zwalnia je z powodu orientacji seksualnej. Czasami modliła się, aby obie dziewczyny, jak je nazywała, same doszły do wniosku, że powinny odejć. Ale modliła się tak samo, jak robiła większoć rzeczy nie majšcych nic wspólnego z wydawaniem i zarabianiem pieniędzy, czyli bez wewnętrznego zaangażowania, więc dziewczyny siedziały tu nadal.

W dniu, w którym Brian Sample zapukał do frontowych drzwi rozległego domu, naladujšcego wiejskie rezydencje francuskie, kucharki pojechały do miasta po zakupy, a kowboje do Gallup, żeby przyprowadzić dwa konie, które Gloria kupiła podczas niedawnej wyprawy do Nowego Meksyku. Mšż Glorii, doktor Raymond Welle, przyjmował pacjentów w gabinecie psychoterapii na drugim piętrze pięknie odnowionego starego handlowego budynku przy Lincoln Avenue w centrum pobliskiego miasta Steamboat Springs.
Kiedy Gloria otworzyła drzwi, nie wiedziała, jak nazywa się jej goć, chociaż mógł się jej wydać znajomy? Pewnie widziała go raz czy dwa w miecie. Stał przed niš mężczyzna w rednim wieku, ubrany w wieżo uprane sztruksowe dżinsy, gładko uprasowanš niebieskš koszulę z cienkiej bawełny i kowbojskie buty. Wielu mieszkańców Steamboat ubierało się tak w niedzielę, więc widok Briana Sample przed drzwiami domu nie wywołał nawet cienia niepokoju na twarzy Glorii.
Ludzie, którzy dobrze znali Briana, mówiš, że pewnie umiechnšł się niemiało, patrzšc gdzie w bok, i dopiero potem się przedstawił i zapytał, czy może wejć. Jeli jednak wzišć pod uwagę to, co wydarzyło się w jego życiu w cišgu ostatniego roku, może zrezygnował z umiechu. Jeli w momencie, gdy Gloria otworzyła drzwi, miał jeszcze na głowie czarny, wytarty kowbojski kapelusz, który nazywał wizytowym, pewnie go zdjšł albo przynajmniej uchylił na powitanie. Zdaniem ludzi, którzy znali dobrze Glorię, nie zastanawiała się długo, jak przyjšć gocia, ale zaprosiła go do przestronnego salonu, w którym zmieciłby się pewnie niemal cały wędrowny cyrk. Gloria była dumna ze swego salonu i uwielbiała pokazywać go obcym ludziom.
Wydaje się prawdopodobne, że Brian Sample przez jakie dwadziecia minut zwlekał z przedstawieniem Glorii Welle swych prawdziwych zamiarów. W tym czasie Gloria zaparzyła którš z chińskich herbat, sobie Sleepytime, jemu Red Zinger. A ponieważ gospodynie, Ranelle i Jane, miały tego ranka wychodne, zadała sobie trud ukrojenia kilku plasterków cytryny, aby goć mógł je wycisnšć do swojej herbaty. Sama nie pijała herbaty z cytrynš. Podała też trochę kruchych ciasteczek na glinianym talerzyku, który ulepiła i wypaliła osobicie w jednym z nachodzšcych jš okresów samodoskonalenia. Wród ciasteczek były zarówno koniczynki, jak i płaskie miętuski. Dostarczono je wprawdzie parę miesięcy temu, ale Gloria kupowała zawsze na zapas. Jedynš niespodziankš było to, że postanowiła podzielić się swoimi miętuskami z prawie nieznajomym przybyszem. Przyjaciele Glorii żartowali, bowiem często z jej słaboci do miętusków.
Większoć miejscowych uważała, że jeli Gloria i Brian prowadzili jakš niezobowišzujšcš rozmowę, to jej tematem były konie. Być może, nawet odkryli, że oboje korzystajš z usług tego samego weterynarza, specjalistki od dużych zwierzšt Lurindy Gimble. Konie były ulubionym tematem Glorii. Należały też do ulubionych tematów Briana, choć z pewnociš wolał rozmawiać o swoich dwóch synkach i o wędkowaniu na muszkę.
Jeli Glorię ogarnšł akurat jeden z nieczęstych u niej nastrojów, kiedy to pozwalała sobie na powięcenie uwagi gociom, a nie tylko własnemu wdziękowi jako gospodyni, odkryła zapewne, że Brian jest zmęczonym, ponurym mężczyznš, który niedawno obgryzł paznokcie aż do krwi. Opowiedział jej może o swej rodzinie i przykrych przeżyciach, które zmusiły go nie tylko do porzucenia pracy, ale jego zdaniem groziły też, że rzuci dom. I choć nie wydaje się, aby mógł posunšć się aż tak daleko, może wspomniał także o swojej niedawnej nieudanej próbie samobójczej, polegajšcej na nieumiejętnym przedawkowaniu valium i penicyliny, co naraziło go bardziej na upokorzenie niż na utratę życia. Dosłownie wszyscy, którzy wypowiadali się na ten temat, uważali, że Brian dał upust swojej nienawici do opiekujšcego się nim psychologa, którym był mšż Glorii doktor Raymond Welle.
Ludzie uważali, że po podaniu herbaty, ale przed sprzštnięciem ciasteczek Gloria zorientowała się, że została zakładniczkš. Mieszkańcy Elk River Valley sprzeczajš się cišgle, czy Brian przyszedł do niej tego dnia od razu ze złymi zamiarami, czy też to, co zdarzyło się póniej, znaczyło, że co poszło nie tak w domu Glorii na ranczu przy Silky Road.
W jaki czas po tym, gdy na stole zjawiły się herbata i ciasteczka, Brian wycišgnšł broń i stanšł naprzeciwko Glorii w gronej pozycji, podczas gdy ona dzwoniła do męża, który był akurat w swoim gabinecie. Powiedziała, że odwiedził jš jeden z jego pacjentów, i prosiła, aby natychmiast wrócił do domu i wyjanił sytuację. Mówiła głonym, spiętym głosem. Raymond Welle przysłuchiwał się uważnie, starajšc się wychwycić oznaki zagrożenia. Był w końcu psychologiem. Zrobił nawet notatki. Gloria dwa razy poprosiła męża, żeby się pospieszył, i dwa razy podkreliła, żeby nie zawiadamiał policji.
Za każdym razem zapisał jej polecenia. Pierwszš rzeczš, jakš zrobił po zakończeniu rozmowy, był telefon do okręgowego szeryfa, Phila Barretta, którego Ray Welle uważał za swojego przyjaciela.

Niewiele można powiedzieć o tym, co zdarzyło się w cišgu następnych trzydziestu minut w domu z kamienia i drewnianych bali. W pewnej chwili Brian kazał Glorii podnieć się z sofy w salonie i wejć do pomieszczenia przy apartamencie gocinnym, który znajdował się po drugiej stronie holu. Gloria przechowywała tam wina podawane na częstych przyjęciach. Brian łaskawie popchnšł do rodka krzesło, żeby miała na czym usišć. Nie zwišzał jej ršk ani nie zakneblował ust., Ale zamknšł drzwi na klucz z zewnštrz.
Ranelle, jedna z gospodyń, wspomniała póniej, że Gloria zwykle zostawiała klucz w zamku.

Szeryf i jego ludzie przyjechali do rancza przy Silky Road na chwilę przed przybyciem Raymonda Welle. Dojazd ze Steamboat Springs zajšł niecałe piętnacie minut. Trzy podskakujšce na gruntowej drodze samochody wiozły pięciu funkcjonariuszy. Szeryf okręgu Routt zdecydował już, że potraktuje sytuację jako zajcie z wzięciem zakładniczki.
Zanim przedstawiciele prawa zdołali co postanowić po przyjedzie na miejsce i zanim rozpoczęto jakiekolwiek szczegółowe dyskusje o tym, jak najlepiej poprowadzić negocjacje z porywaczem, gdyby nadarzyła się taka sposobnoć, funkcjonariusze usłyszeli trzy strzały dobiegajšce z wnętrza domu. Zostały oddane w sekundowych odstępach. Policjanci instynktownie pochylili się, szukajšc osłony za samochodami. Raymond Welle zareagował znacznie wolniej.
Może pół minuty potem, kiedy policjanci spierali się jeszcze, czy oddano trzy czy cztery strzały, zaalarmował ich brzęk tłuczonego szkła. Raymond zerknšł w stronę domu i powiedział szeryfowi, że kto wybił małe okienko nad zlewem w pralni.
Najwyżej po minucie padł kolejny strzał. Przednia szyba jednego z policyjnych aut  za którym akurat nikt się nie krył  rozleciała się na kawałki. Huk wystrzału odbił się echem o zbocza doliny, oblatujšc je niczym stalowa kulka w automacie do gry.
 Rany boskie  powiedział jeden funkcjonariuszy.  Wali z armaty, czy co?
 Nie  odparł kto.  To chyba czterdziestka pištka.
 Jak on się tu dostał, u diabła?  zapytał szeryf.  Na piechotę? Czy który z was nie zauważył jakiego auta nie stšd? A ty, Raymond?
Raymond rozejrzał się.
 Nie, nie widzę. Ale jest gruntowa droga, która prowadzi z Copper Ridge do tamtego lasu. Jego samochód może stać tam.
 Albo w garażu, n...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin