White Stephen - Alan Gregory 04 Teatr zła.txt

(507 KB) Pobierz
STEPHEN WHITE

TEATR ZŁA

Przekład Agnieszka Jacewicz

Tytuł oryginału HARMS WAY
Dla Rose
W wycigu ze mierciš nie wszyscy ludzie sš równi.
Norman MacLean
Young Men and Fire

W ciepły pištkowy wieczór nieruchome powietrze pachniało bzami. Emily chciała wyjć na spacer. Owinšłem smycz wokół palców, patrzšc, jak suka kręci się w kółko. Węszyła za odpowiednim miejscem.
Peter włanie wyjeżdżał na ulicę. Na chwilę zatrzymał stare volvo i wysunšł rękę przez otwarte okno. -  Czeć, Em! -  zawołał.
Odpowiedziałem mu podobnym gestem. Patrzyłem za znikajšcymi wiatłami wozu. Emily postawiła uszy, przysiadajšc na piasku.
Wolałaby pewnie dłuższy spacer, ale ja chciałem wrócić do domu, do żony czekajšcej na mnie ze schłodzonš butelkš wódki, kasetš wideo i wygodnym miejscem na kanapie.


Żeby zrozumieć sens tego, co wydarzyło się póniej tego wieczoru, musiałem porozmawiać z wieloma osobami.
Z księgi rejestru miejskiego szpitala wynikało, że o drugiej dziesięć nad ranem dwóch mężczyzn wniosło Petera do izby przyjęć. Natychmiast położono go na łóżku przykrytym przecieradłem poplamionym krwiš ciężko rannej ofiary wypadku autobusu szkolnego, który rozbił się niedaleko Allens park. Rzut oka na Petera wystarczył, aby zorientować się, że nie było czasu na zmianę przecieradeł. Natychmiast zebrał się wokół niego zmęczony personel.
-  Ma bardzo słabe tętno. Pospieszcie się! Stracił mnóstwo krwi! -  krzyknšł jeden z dwóch mężczyzn, którzy przywieli rannego z teatru Boulder.
Był krępej budowy, miał grube ramiona i krótkie nogi. Zmierzwione włosy koloru miedzi poprzetykane były srebrnymi nitkami. Miał zarumienionš z wysiłku twarz i niespokojnie błyszczšce małe oczka. Był sanitariuszem w Wietnamie i mógłby przysišc, że gdy przyszedł do teatru, aby posprzštać po przedstawieniu, i znalazł tam rannego Petera, wyczuł jednak u niego słaby puls. Z dowiadczenia wiedział, że nie ma czasu wzywać karetki. Przywiózł więc Petera do szpitala własnym wozem, starym półciężarowym el camino z połyskujšcš plandekš z tyłu.
Po drodze zgarnšł z chodnika przypadkowego przechodnia, studenta. Poprosił go, żeby usiadł z tyłu z Peterem. Chłopak włanie wracał z imprezy jednego z bractw uniwersyteckich. Upił się i zgubił kluczyki, musiał więc ić pieszo do domu przy Spruce Street. Samochód zatrzymał się przy nim, gdy wymiotował w zaułku.
W goršczkowej atmosferze ostrego dyżuru, zawiany chłopak wydawał się zupełnie zagubiony. Jak cień chodził za byłym sanitariuszem.
-  Brak pulsu. Czy kto go wyczuwa?! -  zawołała wysoka siwowłosa pielęgniarka. Ona pierwsza znalazła się przy łóżku Petera. Łóżko stało w holu, na który wychodziły drzwi pokojów zabiegowych.
Nadbiegł lekarz dyżurny i dokładnie obejrzał rannego.
-  Jeszcze nie podłšczony? Mamy jakš wolnš salę? -  spytał spokojnie.
-  Chyba pan żartuje.
-  Dawać krew. Zero Rh- . Cinienie?
Przez chwilę wszyscy milczeli. W końcu kto powiedział.
-  Jeszcze nic, wcišż próbuję.
-  Zawołajcie tu zespół reanimacyjny. Potrzebny mi zestaw. - Nie oddycha. Brak pulsu.
-  Nie przerywajcie sztucznego oddychania. Musimy natychmiast dostać zestaw reanimacyjny. Potrzebna nam sala! - Trójka reanimacyjna jest już wolna?! -  zawołał kto z głębi korytarza. - Kiedy czuł pan puls? Jak dawno temu? -  Lekarz dyżurny, mężczyzna po czterdziestce z bliznami po tršdziku i przerzedzonymi włosami zwišzanymi w kucyk, spojrzał na zaczerwienionego mężczyznę. - Jakie pięć minut temu! -  mruknšł były sanitariusz. -  Nie więcej. Może nawet cztery. Ja go znam, panie doktorze! Tego człowieka warto ratować.
Ubranie i skóra mężczyzny poplamione były krwiš. Krwiš Petera, która powoli wysychała. Cienka brunatna skorupa pokrywajšca owłosione ramiona zaczęła pękać. Były sanitariusz przyjanił się z Peterem. Stał przy nim prosty jak struna i płakał. W przesiškniętych krwiš Petera roboczych spodniach i podkoszulku, z oczami lnišcymi jak słońce, budził szacunek ludzi w izbie przyjęć.
Inni, patrzšc na niego, poważnieli.
Moja droga przyjaciółka Adrienne, żona Petera, była urologiem i tego wieczoru miała dyżur w szpitalu. Włanie skończyła trudny zabieg cewnikowania u dziesięcioletniej dziewczynki z pękniętš miednicš. Z korytarza dobiegły jš odgłosy zamieszania. Od razu wiedziała, że kogo reanimowano. Pomylała, że pewnie jednš z ofiar wypadku szkolnego autobusu. Dokończyła zakładanie cewnika, cišgnęła rękawiczki i wyszła sprawdzić, co się dzieje.
Adrienne miała metr szećdziesišt w szpilkach. I to nie na pewno. Widziała więc jedynie ludzi otaczajšcych łóżko. Przecisnęła się między nimi i znalazła się przy stopach leżšcego. Dyżurny lekarz z kucykiem pochylał się nad ciałem. Liczšc cicho, robił masaż serca. Pielęgniarka ciskała balon -  pompowała powietrze przez maskę, która zasłaniała usta i nos pacjenta. Inna pielęgniarka tamponami z gazy tamowała krew płynšcš z niezliczonych krótkich ciętych ran. W żyły mężczyzny wkłuto igły.
Nic nie czuję. Brak pulsu. Zero.
Na stojakach zawieszono plastikowe torby wypełnione płynem, a do oczyszczonych miejsc na nagiej piersi Petera z niezwykłš precyzjš przymocowano elektrody.
Tracimy go. Cholera. Czy kto wyczuwa puls?
Adrienne nie wiedziała, kto pyta. Głos wydał się jej bardziej zmęczony niż ponaglajšcy. Głos kobiety, pomylała. Nikt nie odpowiedział. Z głębi korytarza dobiegło ich wołanie: - Trójka wolna!
- Nie przerywać masażu. Przenosimy go na trójkę. Wszyscy razem. Raz, dwa, teraz! -  Lekarz dyżurny, który regularnie uciskał pier Petera, mówił wyranie, pewny, że jego polecenia zostanš spełnione. Sala numer trzy znajdowała się za plecami Adrienne. Odskoczyła, żeby
zrobić miejsce dla łóżka i otaczajšcych je ludzi.
Gdy przejeżdżało obok, zobaczyła męża. Patrzył prosto na niš. Przez
niš. Zamarło jej serce.
Och, Jonas. To twój tatu -  powiedziała.


Pożyczony czas
Wydaje ci się, że kogo znasz. Peter Arvin był moim sšsiadem prawie dziesięć lat. Setki razy jedlimy razem kolację. Pomagałem mu stawiać ogrodzenie, czycić rynny i sadzić drzewa. Godzinami patrzyłem, jak w swojej pracowni tnie i ociosuje drewno. Pocieszał mnie, gdy odeszła moja pierwsza żona. Pozwolił się wypłakać, kiedy zdechł mój pies. A gdy przyszło na wiat jego dziecko, byłem przy nim. Poprosił mnie, żebym przytrzymał pępowinę, kiedy jš przecinał. Zgodziłem się, choć nie mam pojęcia dlaczego.
Wraz z Peterem, i za jego namowš, opróżnilimy wiele butelek wspaniałego wina, chociaż wcale nie musielimy. Razem biegalimy na dziesięć kilometrów, chociaż wcale nie musielimy. Nigdy nie udało mi się pokonać go na korcie tenisowym. Ani razu. Wštpię, czy w ogóle przeszło mu przez myl, żeby choć raz dać mi wygrać. Peter lubił być najlepszy. I lubił być starowiecki.
W pracowni słuchał zawsze starych płyt. Winylowych. Creedence Clearwater, Grand Funk, Cream. Early Airplane. Przyjemnoć sprawiało mu podawanie steków z sosem i tłustych gulaszy gociom obsesyjnie dbajšcym o poziom cholesterolu. Jedził volvo kombi z tysišc dziewięćset siedemdziesištego szóstego roku ze starym radiem. Jeli w ogóle miał jakie nowe ubrania, ja nigdy ich nie widziałem.
Uwielbiał pustkowia i góry, a mimo to ożenił się z kobietš, dla której prawdziwš dziczš było Boulder. Sam jedził na biwaki i wędrówki. Przeważnie wybierał Indian Peaks. Gdy brakowało mu natchnienia, można go było spotkać wiszšcego na jednej ze cian kanionu Eldorado. Kpił sobie z prawa cišżenia. Regularnie uprawiał free- solo -  wspinaczkę po skalnych cianach bez asekuracji. Ja odważyłbym się podejć do takiej skały tylko gdyby stało przy niej rusztowanie.
Pewnego razu, niedługo po tym, jak okazało się, że Adrienne spodziewa się dziecka, Peter zaprosił mnie na kolację. Włanie wtedy nad talerzem pikantnych krewetek Adrienne poprosiła go, żeby więcej tego nie robił. Tak po prostu.
- Mam się nie wspinać bez asekuracji? -  spytał, wpatrujšc się w jedzenie. - Włanie tak, Geppetto. Koniec ze wspinaniem się na żywioł. Ludzie, którzy uprawiajš free- solo to ginšcy gatunek, a ja chciałabym, żeby kto pomagał mi zmieniać pieluszki. Zaczerpnšł tchu i dopiero po chwili odezwał się:
A mogę zostać przy wspinaczce sportowej?
Adrienne skinęła głowš. Wspinaczka sportowa oznaczała asekurację, a nawet kask, o ile udałoby jej się wpłynšć na Petera. Dla mnie różnica między wspinaczkš free- solo a wspinaczkš sportowš przypominała różnicę między pływaniem wród rekinów bez broni i pływaniem wród rekinów z małym scyzorykiem. Nikt jednak mnie o zdanie nie pytał, więc zachowałem je dla siebie.
Adrienne jeszcze raz przytaknęła.
Sportowa może być.
Peter umiechnšł się oczami, ale jego twarz pozostała nieruchoma.
Tego wieczoru byłem jedynie obserwatorem, odniosłem jednak wrażenie, że ta krótka wymiana zdań oznaczała zawarcie kontraktu małżeńskiego negocjowanego bez wzajemnej nienawici. Mimo to w cišgu następnego roku od wielu wspólnych przyjaciół słyszałem, że Petera nieraz widziano na cianach Diving Board, Tagger lub na innych słynnych skałach Eldorado bez lin i bez kasku.
Znajomy psycholog klinicysta, który widział jedno z jego wejć, orzekł, że każda zakończona sukcesem wyprawa Petera to nic innego, jak tylko nieudana próba samobójstwa.


Peter Arvin miał blond włosy do ramion i golił się raz w tygodniu bez względu na to, czy było to potrzebne, czy nie. miał się jak dobry duszek, a umiechem zaszczycał innych rzadko. Okazja musiała być naprawdę wyjštkowa. Miał oczy raczej złote niż orzechowe. Zawsze wydawały się smutniejsze i mšdrzejsze niż oczy pozostałych.
Nawet w Boulder, pełnym domorosłych filozofów, Peter jednš uwagš na temat znaczenia jakiego aspektu życia, nad którym nikt się nigdy nie zastanawiał, potrafił sprawić, że w pokoju nagle zapadała cisza. Raz interesowało go życie pozaziemskie, kiedy indziej kwestia gabinetu cieni. Problem wycinania lasów tropikalnych rozpalał go do czerwonoci.
Zawsze się czym mar...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin