Czarna psychoza - Konrad T. Lewandowski.pdf

(764 KB) Pobierz
Redakcja:
Maciej Parowski
Projekt okładki:
Irina Subocz
Skład i łamanie:
Jacek Kucharski
Korekta:
Maja Denisiuk
Opracowanie wersji elektronicznej
lesiojot
Copyright © Prószyński Media Sp. z o.o. - Warszawa 2005
ISBN 83-89325-40-3
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-651 Warszawa ul. Garażowa 7
tel. (22) 607-77-71,
faks (22) 848-22-66
e-mail: proszvnskimedia@proszvnskimedia.pl
1.
ZWIASTUNY
Klomb na środku ogrodu kipiał pięknymi, biało-żóttymi kwiatami o
długich, lejkowatych kielichach. Laik mógłby pomyśleć, że to lilie.
Helena Mirska na ich widok z wysiłkiem przełknęła ślinę. Lilie śmierci,
jeśli już. Poznała bieluń na pierwszy rzut oka. Bujna, soczyście zielona
roślina, od korzeni do kwiatów przesycona koktajlem morderczych
alkaloidów, przede wszystkim skopolaminą, serum prawdy... Gdyby
była przesądna, mogłaby to uznać za ostrzeżenie. Odepchnęła tę myśl i
spojrzała pytająco na swego przewodnika.
- Czy to bezpieczne? - Wskazała na klomb.
- Tradycja - rzucił od niechcenia mężczyzna w rozpiętym białym kitlu.
W bramie przedstawił się jako magister Sewczyk, farmaceuta. Chudy,
czterdziestolatek, zdecydowanie przeterminowany jako mężczyzna i
naukowiec. Na Helenie najbardziej odpychające wrażenie zrobiłyjego
dłonie. Nie wiedziała dlaczego. Nie były ani zaniedbane, ani obleśnie
wypielęgnowane, ot, zwykłe dłonie faceta w średnim wieku, któremu
nie obca musiała być praca fizyczna. A mimo to na myśl, że miałaby mu
podać rękę, poczuła wstręt. On też nie zainicjował tego gestu.
Poprzestali na wymianie ukłonów.
- Do tej części ogrodu ma dostęp tylko personel kliniki - wyjaśnił
Sewczyk. - Nie wpuszczamy tu pacjentów ani ich odwiedzających. Tam,
w cieniu pod murem znajdzie pani wilczą jagodę oraz kilka innych
ciekawych roślin. Mamy tu też naprawdę znakomite mykofitarium z
trzema strefami klimatycznymi, środkowoeuropejską, tropikalną i
półpustynną, ale o zgodę na zwiedzenie musi pani prosić ordynatora.
- Ale jednak to kuszenie licha... - stwierdziła Mirska.
- Nad wszystkim czuwa ogrodnik - odparł obojętnie Sewczyk. - Jest
mur, a w gałęziach drzew ukryto kilka kamer, które na bieżąco
monitorują stanowiska niebezpiecznych roślin. Zresztą mamy formalną
zgodę.
- Używacie tych roślin w terapii? - zdumiała się Helena. - Zamiast
leków?
- Częściowo. - Sewczyk skinął głową. - Realizujemy oryginalny
program leczenia nerwicy natręctw. Jak może pani wie, ta przypadłość
rozwija się na podłożu myślenia magicznego. Zabiegi szamańskie dają
więc pomyślne rezultaty, o szczegóły proszę pytać ordynatora. Chodzi o
to, że terapeuta, który odgrywa rolę szamana, nie powinien podawać
pacjentom współczesnych, kolorowych tabletek, bo byłoby to złamanie
konwencji, podważające wiarygodność i skuteczność terapii. Dlatego w
takich przypadkach przygotowujemy czasem leki według tradycyjnych
recept etnicznych, na oczach pacjentów.
Helena uśmiechnęła się z wysiłkiem.
- Robicie tu sabaty czarownic...? - Sama nie wiedziała, czy żartuje.
- Proszę pytać ordynatora - uciął Sewczyk, po czym zrobił coś, jak na
zblazowanego naukowego wyrobnika, zupełnie zaskakującego. Podszedł
do bieluniowego klombu i z czułością pogładził jeden z kwiatów. - Jak
pani sądzi, po co roślinom alkaloidy? - zapytał nagle.
- No, wie pan... - zmrużyła oczy - żeby zabezpieczyć się przed
zjadaniem przez zwierzęta...
- Do tego wystarczyłby intensywnie gorzki lub ostry smak. Tymczasem
alkaloidy mają wiele wspólnego z neuroprzekażnikami wyższych
kręgowców, dlaczego? Po co roślinom neuroprzekaźniki, skoro nie mają
centralnego układu nerwowego, neuronów ani synaps?
- To jedno z przystosowań - odparta Mirska, odzyskując pewność
siebie. - W ten sposób mogły skuteczniej dokuczyć gadającym je
zwierzętom, więc ewolucja premiowała takie mutacje.
- A może jest inne wytłumaczenie... Je pani marchewkę?
- Oczywiście. Jestem semiwegetarianką.
- A nie sądzi pani, że marchewki mogą być istotami wyższymi od
zwierząt?
- Niby jak?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin