Anthony Piers - Xanth 12 Młodzian z Mundani.doc

(1388 KB) Pobierz
Piers Anthony

Piers Anthony

Młodzian z Mundanii

 

Cykl: Xanth - Tom XII

Rozdział 1.

NIEBIAŃSKI CENT

 

Ivy obudziła się, przeciągnęła i otworzyła oczy. Na dworze świtało; słońce, które nie ukazało jeszcze krągłego oblicza, gdyż ciemność je drażniła, wkrótce miało odzyskać werwę. Dziewczynka spojrzała na Gobelin, żywą mapę Xanth. Nigdy nie miała dość tego widoku, chociaż jej zainteresowanie raz rosło, raz malało. Rosło, kiedy padał deszcz, bo wtedy przyjemniej było w suchym wnętrzu; a malało, gdy zombi Zora woskowała schody i wszędzie unosiła się ciężka woń wosku.

O, dzisiaj Zora też woskowała, zapaszek był okropny. Ivy miała tylko parę minut na znalezienie pretekstu, który umożliwiłby wyniesienie się stąd, najlepiej na kilka dni, aż zapach zniknie. Ale zaczynało jej brakować wymówek; jaka jeszcze została?

Dziewczynka wyskoczyła z łóżka tak gwałtownie, że wystraszyła tkwiące pod nim straszydło. Nerwowuś skurczył się, wydając głuchy dźwięk. Był to młody potworek, następca Snortimera, który odszedł już dawno temu; ten nowy zapowiadał się na bojaźliwego. Co gorsze, Ivy wchodziła w wiek, w którym ludzie coraz mniej wierzą w Straszydła spod Łóżka. Kiedy skończy osiemnaście łat, całkiem przestanie w nie wierzyć i biedaczek zniknie. Nerwowuś pewnie nie był zachwycony taką przyszłością i trudno mu się dziwić. Współczuła mu, ale nie było na to rady - przecież nie mogła przestać dorastać.

Ivy pobiegła na bosaka do sąsiedniego pokoju, w którym spała księżniczka Nada. Księżniczka zajmowała tę komnatę od trzech lat - od czasu kiedy Dolph ją tu przywiózł. Dziewczynki bardzo się zaprzyjaźniły - obie były ładne, w tym samym wieku i równego stanu. Nada była tylko w połowie człowiekiem, ale w trakcie swego pobytu w Zamku Roogna kurtuazyjnie zachowywała ludzką postać. Księżniczki od najmłodszych lat muszą się uczyć dobrych manier.

- Nado! - zawołała Ivy. - Natychmiast potrzebuję jakiegoś pretekstu!

- Wiem. Też to czuję. Pójdę z tobą. - Nada usiadła na łóżku i zmarszczyła nos.

- Jasne! Ale dokąd?

- Czy już wykorzystałyśmy zwierciadło?

- Nie mamy magicznego zwierciadła - przypomniała jej Ivy. - Kom-Pluter zabrał je w ubiegłym roku i nie oddał!

- A prawda. Więc...

- Więc musimy tam pójść i odebrać je - wpadła jej w słowo Ivy. - Jest mi potrzebne, kiedy posługuję się Niebiańskim Centem!

- Właśnie. Lecz...

- Wiem. Lecz Kom-Pluter nie odda zwierciadła bez walki, a stosuje nieczyste chwyty. Gdyby udało nam się wymyślić jakiś sposób na Kom-Plutera, byłby to znakomity pretekst.

- Może Elektra...

- Oczywiście! Mogłaby go tak trzepnąć, że pozwoliłby nam zabrać zwierciadło!

- Czy ktoś wymówił moje imię? - zapytała sennie Elektra, stając w drzwiach. Była dzieckiem piegowatym, o lekko kręconych włosach; miała pełne zdumienia oczy, wokół guzikowatego noska rysowały się fałdki od uśmiechu. Nikt by nie pomyślał, że była nieszczęśliwie zakochana.

- Zora woskuje schody! Pomóż nam odebrać Kom-Pluterowi magiczne zwierciadło!

- To właśnie wy wąchałam! Tylko się ubiorę!

Wszystkie trzy rozbiegły się i pospiesznie wskoczyły w odpowiednie stroje. Po chwili znów były razem; obie księżniczki, w sukienkach, zazdrośnie patrzyły na Elektrę w tęczowych dżinsach. Była z pospólstwa, więc mogła się wygodnie ubierać. No i była szczupła, toteż mogła nosić takie ciuszki, nie przyciągając męskich spojrzeń i nie prowokując kobiet do marszczenia brwi.

Dziewczynki szybko przeszły przez hol do najbardziej oddalonych schodów, unikając zapachu wosku. Niestety, musiały przemaszerować obok pokoju Dolpha, więc je usłyszał. Miał uszy jak wilkołak, może dlatego, że do drzemki zwykle przybierał wilczą postać. Energicznie otworzył drzwi.

- Hej, dokąd idziecie? - zawołał. - Znów się wymykacie? Nada i Elektra przystanęły: Nada dlatego, że nie chciała urażać jego uczuć, Elektra dlatego, że była w nim zakochana. Obie były zaręczone z Dolphem, choć miał tylko dwanaście lat. Elektra przez chwilę miała ochotę poprosić go, żeby z nimi poszedł, gdyż zawsze chciała być blisko niego.

Ivy postanowiła temu przeszkodzić.

- Chcemy odebrać Kom-Pluterowi magiczne zwierciadło, żebym je miała, kiedy posługuję się Niebiańskim Centem - oznajmiła. - Wtedy dowiemy się, gdzie jest Dobry Mag Humphrey, i wreszcie zakończysz swoje Poszukiwania.

- Ale matka nie pozwoli ci... - zaczął rozsądnie chłopak.

- No to musisz nas osłaniać! - ucięła Ivy. - Cześć!

Dolph ciągle był pełen wątpliwości. Nada podeszła i ucałowała go, nie mówiąc ani słowa.

- Hmm... no dobrze - ustąpił.

Chłopak był wobec niej bezwolny jak marionetka, chociaż wiedział, że księżniczka go nie kocha. Stanowiło to lustrzane odbicie jego związków z Elektra. Zmienił się w zombi i poszedł tam, skąd nadeszły dziewczynki. Zombi nie są wrażliwe na zapach wosku, więc nie musiał unikać nawoskowanych schodów.

Dziewczynkom udało się uciec. Nikt im nie próbował przeszkadzać, widać działania Dolpha odniosły skutek. Ivy gwizdnęła na Stanleya i już po chwili smok przyłączył się do nich. Był już prawie dorosły, więc wkrótce będzie musiał przenieść się do Rozpadliny, by lam pełnić straż. Ivy będzie za nim tęsknić, ale tak dla niej, jak i dla smoka czas niósł nowe problemy. Na razie Stanley był wspaniałym opiekunem; towarzystwo tego oswojonego smoka chroniło dziewczynki przed dzikimi potworami.

Ivy, Nada i Elektra przebiegły sad, zrywając i jedząc po drodze owoce. Dotarły do głównego szlaku, który wiódł na północ. Kom-Pluter często otwierał tu objazdy i król Dor musiał kogoś wysyłać, żeby je zamknąć, bo było to naruszenie porządku publicznego. Ivy wiedziała, że akurat teraz jest tam Objazd i że tym razem muszą weń wejść. Była to najprostsza droga do złośliwej machiny. Oczywiście będą musiały uniknąć jego piekielnych pułapek, ale to właśnie one sprawiały, że był tak intrygujący. Stanley nie obroni ich przed nim, lecz może uda się to Elektrze.

I rzeczywiście był tam Objazd. Skręcili weń. Teraz mogli odpocząć, bo jeśli

nawet zostanie zamknięty, to już go nie zgubią.

Zatrzymali się na noc w pobliżu wyboistego placu, po którym tam i z powrotem szarżowały Byki i Niedźwiedzie. Golem Grandy znalazł owo miejsce, kiedy poszukiwał zaginionego smoczęcia. Plac ten nazywano Rynkiem, a Byki i Niedźwiedzie - Inwentarzem i Zasobami. Te zwariowane zwierzaki prawie codziennie wyprawiały swoje dziwaczne harce, histerycznie reagując na błahe wydarzenia i nie zwracając uwagi na ważniejsze. W Xanth istniało wiele dziwów, ale to, co się tu działo, było tak dziwaczne, że nie mogli tego pojąć nawet najwięksi postrzeleńcy. Cóż tak fascynującego widziały Byki i Niedźwiedzie w Rynku Zasobów?* [* Nieprzetłumaczalna gra słów: market (ang.) - plac, rynek; stock (ang.) - inwentarz, akcje, papiery wartościowe, zasoby; Stock Market - rynek papierów wartościowych.]

Stanley skoczył w gąszcz złapać coś na przekąskę, a dziewczynki zrywały ciastka z ciastkowca rosnącego obok ścieżki. Nie było to zbyt krzepkie drzewko, ale gdy Ivy użyła swego daru, z ciasteczek aż unosiła się para. Przy ścieżkach rosło teraz wiele więcej drzew niż dawniej, bo matka Ivy, Iren, wysiała nasiona i sprawiła, że wykiełkowały i wyrosły, a dziewczynka dodała im mocy.

Dziewuszki jadły i rozmawiały - pogawędka jest przyjemniejsza, jeśli nie przysłuchuje się nikt z dorosłych. Szybko zaczęły mówić o Romantycznych Przeżyciach, bo to najbardziej fascynuje nastolatki.

- Ivy, kiedy znajdziesz sobie chłopca? - dopytywała się Nada. - Idzie ci siedemnasty, a twoja matka była młodsza, gdy złowiła i usidliła twego ojca.

- A mój braciszek już w dziewiątym roku życia miał dwie narzeczone - zgodziła się Ivy. - Przyznaję, że jestem nieco spóźniona.

Nada i Elektra uśmiechnęły się ponuro. Nada miała czternaście lat, kiedy młody książę Dolph poprosił jej ojca, króla plemienia Naga, o pomoc; lud Naga potrzebował przymierza z ludźmi, więc król się zgodził, pod warunkiem że Dolph poślubi Nadę. Musiała udawać, że ma tyle lat co książę - dziewięć - bo jej prawdziwy wiek przeraziłby go. Oczywiście były to tylko zaręczyny; musieli zaczekać, aż Dolph osiągnie wiek stosowny do zawarcia małżeństwa. Przymierze zostało zawarte i Nada dotrzymywała księciu towarzystwa, a jej lud dostawał z arsenału Zamku Roogna wszystko, co potrzebne do zwalczania goblinów wdzierających się na ich teren. Wyglądało na to, że w Xanth jest teraz o wiele więcej goblinów niż niegdyś. Nikt nie wiedział, dlaczego tak się dzieje, ale były źródłem kłopotów.

Potem Niebiański Cent przyniósł Dolphowi Elektrę. Musiała poślubić księcia lub umrzeć, więc zgodził się zaręczyć także z nią. Akurat wtedy odkrył również, że Nada jest od niego o pięć lat starsza, co ułatwiło mu podjęcie decyzji o drugich zaręczynach. Uświadomił sobie jednak, że kocha księżniczkę, więc nie zerwał z nią. Cała trójka wiedziała, że Dolph musi wybrać jedną z dziewcząt, zanim stanie się pełnoletni. Jeśli wybierze Nadę, dotrzyma słowa danego plemieniu Naga, a książę powinien dotrzymywać słowa. Ale wtedy Elektra umrze... Żadne z nich tego nie chciało.

Trzy lata minęły od czasu, kiedy Elektra posłużyła się swoim darem, żeby wykonać Niebiańskiego Centa. Dziewczynki prędko się zaprzyjaźniły i normalnie traktowały

tę dziwną sytuację. Elektra kochała Dolpha, a on kochał Nadę. Ta z kolei nie kochała księcia, a on nie kochał Elektry. Jak rozwiązać tę łamigłówkę? Nikt tego nie wiedział; był to ulubiony temat domysłów i hipotez. Na szczęście do pełnoletności Dolpha brakowało jeszcze paru lat, więc nie było pośpiechu.

- Przecież znałaś jakiegoś chłopca, prawda? - spytała Elektra.

Elektra urodziła się ponad osiemset lat temu - a może i dziewięćset - i spała przez te wszystkie stulecia, dopóki nie obudził jej pocałunek Dolpha. Faktycznie miała więc czternaście lat, a wyglądała na dwanaście. Była dzieckiem, które zaklęciem zmuszono do pokochania księcia. Przez ten czar wiedziała co nieco o miłości i żywo ją to interesowało.

- Tak, znałam Hugona, syna Dobrego Maga Humphreya - przypomniała sobie Ivy. - Był ode mnie starszy o pięć lat.

- Odpowiednia różnica! - odezwała się Nada.

Wszystkie wiedziały, że chłopak może pokochać młodszą o pięć lat dziewczynę, ale dziewczyna nie może zakochać się w chłopcu młodszym o pięć lat. To była przyczyna tarapatów Nady. Mogła wyjść za Dolpha, kiedy nadejdzie czas, ale nie zdoła go pokochać.

- A więc Dobry Mag Humphrey zniknął razem z synem! - domyśliła się Elektra.

- Tak. Hugo nie był taki nadzwyczajny, ale za to miły, no i potrafił wyczarować owoc. Co prawda najczęściej zgniły owoc.

- Zgniły owoc! - roześmiała się Elektra; wydłubała wiśnię ze swojego ciasteczka i rzuciła w Ivy. - Łap!

- A więc to tak! - krzyknęła Ivy, udając złość. Zdjęła kawałek brzoskwini ze swojego ciastka i cisnęła w tamtą. - Masz kawałek brzoskwiniowego ciasta!

Elektra schyliła się i pocisk trafił w Nadę. Ona zaś miała cytrynową bezę, w której nie było przecież kawałeczków cytryny, więc cisnęła całym ciastkiem. I po chwili już cała trójka brała udział w swojej ulubionej zabawie - bitwie na ciastka. Z jakiegoś powodu w Zamku dorośli krzywo na to patrzyli, lecz teraz nadarzyła się wymarzona okazja. Kiedy wrócił Stanley, wszystkie trzy były upaćkane ciastkami. Smok chciał je wylizać do czysta, ale przy pierwszym liźnięciu okazało się, że Elektra jest wrażliwa na łaskotki, co pobudziło resztę do niepohamowanego śmiechu.

Na szczęście w pobliżu znajdowało się ciepłe źródło. Dziewczynki wskoczyły do

wody - zaczęła się chlapanina i piski, a Stanley krążył wokół nich, szykując się do wysuszenia całej trójki. Gdyby nie obecność smoka, radosne piski kąpiących się małych nimf zwabiłyby do źródła drapieżników z całej okolicy.

Zabawnie być dziewczyną.

 

***

 

 

Noc spędziły na poduszkach w gnieździe utworzonym przez zwiniętego w krąg smoka, trzymającego ogon w paszczy. Ivy opowiedziała mu kiedyś o Uroborusie, wężu oplatającym Mundanię (podobno była okrągła!) i gryzącym własny ogon; historia spodobała się Stanleyowi, więc zaczął sypiać w tej pozycji. Był długi, ale nie aż tak bardzo - nie zdołałby opleść świata. Ale cóż z tego, lubił tak spać i już. A one były bezpieczne i o to przecież chodziło.

Kiedy dziewczynki były zmęczone marszem, dosiadały smoka. Trudno było się na nim utrzymać, ale miały już wprawę. Najpierw jeździec znajdował się nisko, potem wysoko i znów nisko. Elektrze bardzo się to podobało i nie wstydziła się ulegać młodzieńczym emocjom. Ivy i Nada, jako starsze (i w sukienkach), musiały udawać, że to nic specjalnego.

Zbliżali się do jaskini Kom-Plutera, więc zatrzymali się na krótką naradę.

- Czy powinniśmy zataić przed nim, kim jesteśmy? - zastanawiała się Ivy.

Kom-Pluter właściwie był "czymś", a nie "kimś", ale łatwiej było przypisać zło mężczyźnie.

- Nie da się go oszukać - orzekła Nada. - Zorientuje się, że nie przyszłyśmy tu dla zabawy.

- Może gdyby się nam udało ukryć nasze zdolności...

- Można spróbować. - Nada wzruszyła ramionami. - Ale wątpię, czy się to uda. On na pewno wie o Ivy.

- Chyba że jest zbyt pewny siebie, więc nie sprawdzi i... - Ivy zerknęła znacząco na Elektrę.

- Kiedy zmienię postać, spróbuj uciekać, rozproszyć jego uwagę... - zaczęła Nada.

- Dobra - zgodziła się Elektra.

- To wszystko to tylko blaga - odezwała się Ivy. - Może odbierzemy mu zwierciadło bez przemocy.

- Może. - Nada przytaknęła, choć nie bez wątpliwości.

- Ukryj się w dżungli, Stanley! - poleciła Ivy. - Wypełznij i idź za nami, jak tylko przejdzie Niewidzialny Olbrzym, ale niech cię nikt nie zobaczy. Ta machina jest podstępna i możemy potrzebować pomocy, gdyby coś poszło nie tak.

Stanley kiwnął łbem. Był tylko smokiem, lecz przy Ivy potęgowała się jego dzikość i inteligencja i świetnie rozumiał, co dziewczynka do niego mówi. Przestał falować i ukrył się w chaszczach koło ścieżki. Zielone wężowate ciało zlało się z liśćmi i przestało być widoczne. Czuwał i obserwował. Dziewczynki rozglądały się i paplały niewinnie, jak to zwykle czynią nastolatki, chociaż miały w głowie zupełnie co innego. Ziemia zadrżała.

- Oto Niewidzialny Olbrzym - stwierdziła Ivy. - Bądźcie gotowe do odegrania przestrachu.

Ziemia znów się zatrzęsła. Wszystkie trzy zatrzymały się i rozejrzały z udanym przerażeniem.

- Co to?! - krzyknęła Elektra, jej włosy lekko zaiskrzyły, świetnie potrafiła udawać strach.

Jeszcze jeden wstrząs.

- To Niewidzialny Olbrzym! - zawołała Ivy, udając przestrach.

- Iiiiiiiii! - wrzasnęły piskliwie Nada z Elektra.

- Uciekajmy! - zakomenderowała Ivy.

Zaczęły biec prosto ku jaskini. Tak właśnie Kom-Pluter to zaplanował: podróżnicy najpierw wchodzili w Objazd, potem Niewidzialny Olbrzym zapędzał ich do jaskini, a tam już łapał ich Kom-Pluter. Tym razem dziewczęta biegły tam z własnej woli. Wpadły do groty, zanim wolno człapiący Olbrzym znalazł się w zasięgu wzroku. W środku było ciemno, ale już po chwili w głębi zapaliło się światło, więc tam się skierowały. Wkrótce znalazły się w głównym pomieszczeniu Kom-Plutera. Tkwił tam - osobliwe zbiorowisko przewodów i barwnego metalu, z wielkim szklanym ekranem pośrodku. Na ekranie ukazały się świetliste litery:

- WITAM, DZIEWCZĘTA.

Zachichotały, zażenowane. Ivy przygryzła palec, udając zdenerwowaną; istotnie nie czuła się zbyt pewnie.

- Co to? - spytała, wpatrując się w ekran.

- JESTEM KOM-PLUTER. CZEMU ZAWDZIĘCZAM TWĄ WIZYTĘ, KSIĘŻNICZKO IVY?

I już po tajemnicy!

- Przychodzę po magiczne zwierciadło, które ukradłeś z Zamku Roogna - wypaliła prosto z mostu Ivy.

- NIE UKRADŁEM! - oddrukował gniewnie. - WYGRAŁEM!

- Ukradłeś! I chcę je odzyskać! - upierała się.

- NIE UKRADŁEM!

- Ukradłeś!

- NIE!

- Tak!

- NIE!

Ivy zorientowała się, że Kom-Pluter może tak w kółko. Maszyny były jak golemy:

nie nudziły się bezustannym powtarzaniem tego samego. Prawie dorosła księżniczka (bo przecież brakowało jej tylko chłopca) nie mogła na to pozwolić. Dalsze powtórki były poniżej jej godności:

- Zwabiłeś tu podróżnika, który korzystał ze zwierciadła za zgodą mojego ojca! I wypuściłeś go dopiero wtedy, kiedy zostawił tu zwierciadło! - rzekła śmiało Ivy.

- TO PRAWDA. GRAŁEM Z NIM I WYGRAŁEM. ZWIERCIADŁO JEST MOJE.

- Zwierciadło wcale nie jest twoje! - parsknęła. - Nie należało do tego człowieka i nie miał prawa go oddawać! Tylko je pożyczał i miał zwrócić po ukończeniu misji. Czyli ukradłeś je i powinieneś oddać.

- WYGRAŁEM JE I NIE MUSZĘ ODDAWAĆ.

- Musisz! - zagroziła Ivy. - Albo...!

- ALBO CO?

- Albo mój ojciec, król Dor, coś zrobi.

- TWÓJ OJCIEC NIE WIE, ŻE TU JESTEŚ.

Ta maszyna była zdecydowanie zbyt sprytna!

- No to ja coś zrobię.

- CO?

- Odbiorę zwierciadło, nie przebierając w środkach.

- ALE KSIĘŻNICZKA NIE MOŻE OSZUKIWAĆ.

- To będzie wyjątek od reguły.

- TO ZOSTANIESZ MOIM WIĘŹNIEM.

- Grozisz mi, ty stary gracie? - spytała Ivy wyniośle.

- TAK.

No i skończyły się żarty!

- A więc wojna!

- JUŻ OD DAWNA.

- No to wojna - rzekła bezczelnie Ivy. - Gdzie trzymasz zwierciadełko?

- PO CO CI ONO?

- Dlaczego miałabym ci to powiedzieć?

- DLACZEGO MIAŁBYM ZDRADZIĆ, GDZIE ONO JEST?

- Powiesz mi, gdzie ono jest, jeśli zdradzę ci, do czego go potrzebuję?

- TAK JEST.

- Muszę je mieć przy sobie, kiedy posługuję się Niebiańskim Centem.

Ekran zamigotał. Słowa Ivy najwyraźniej zaskoczyły maszynę. Potem ukazał się napis:

- ZWIERCIADŁO JEST W SEKRETARZYKU KOŁO TYLNEGO WYJŚCIA.

Księżniczka spojrzała w głąb jaskini. Rzeczywiście stał tam sek-retarzyk. Dziewczynka wiedziała, że maszyna nie może kłamać, lecz może ujawnić tylko część prawdy.

- Czy sekretarzyk jest zamknięty?

- NIE.

- Czy jest jakiś powód, dla którego nie będę mogła zabrać zwierciadła, nawet jeśli cię zwyciężę?

- NIE MA ŻADENGO.

- Nie wierzę.

- PODEJDŹ DO SEKRETARZYKA I WEŹ ZWIERCIADŁO.

- Dajesz mi je? - zdumiała się.

- NIE. PO PROSTU DOWODZĘ SWOJEJ PRAWDOMÓWNOŚCI. MOŻESZ WZIĄĆ ZWIERCIADŁO. TO NIE MA ZNACZENIA - JEŻELI CIĘ ZATRZYMAM, TO I ONO TU ZOSTANIE.

Ivy podeszła do sekretarzyka. Wysunęła górną szufladę. Leżało tam magiczne zwierciadło! Wzięła je.

- Może to fałszywe zwierciadło! - wykrzyknęła Nada. - Może tylko wygląda jak prawdziwe!

- WYPRÓBUJ JE.

- Ukaż mojego brata - poleciła Ivy zwierciadłu.

Ukazało księcia Dolpha. Siedział bez ruchu, co było podejrzane.

- Pokaż całą scenę.

Postać Dolpha zmniejszyła się, obraz ukazał więcej szczegółów. Chłopak siedział na łóżku Ivy i wpatrywał się w magiczny Gobelin.

- A to podstępny drań! - wrzasnęła Ivy. - Zakradł się do mojego pokoju i gapi się na Gobelin!

- Podoba mu się - stwierdziła Nada.

- Prawie tak samo jak ty - przyznała Ivy. Zwierciadło było prawdziwe.

- No dobra, Pluter - oznajmiła Ivy. - Wychodzę stąd i zabieram zwierciadło.

Ruszyła do wyjścia z jaskini.

- KSIĘŻNICZKA IVY ZMIENIA ZDANIE - wyświetlił ekran.

- Cóż, może bez zwierciadła...

- Ivy! - krzyknęła Nada. - Nie pozwól, żeby zmienił scenariusz!

- A więc próbujesz tego, Pluter! - powiedziała groźnie Ivy, patrząc na ekran. - Nie trudź się, to nie podziała! Nie mam zamiaru zmienić zdania.

Dziewczynka szła ku wyjściu.

- KSIĘŻNICZKA IVY WIDZI NA PODŁODZE WIELKIEGO WŁOCHATEGO PAJĄKA.

Przed dziewczynką ukazał się wielki pająk. Wrzasnęła z przerażenia.

- Nie daj się na to nabrać! To tylko złudzenie! - zawołała Nada.

- Ale wielkie i włochate! - odparła Ivy.

- Przejdź po nim!

Dziewczynka zrozumiała, że właśnie to powinna uczynić. Zrobiła krok w stronę pająka. Owad uniósł się na sześciu włochatych odnóżkach i zasyczał. Ivy przestraszyła się i cofnęła.

- To śmieszne - orzekła Nada. - Zajmę się tym paskudztwem.

- NADA WIDZI TO, CO BUDZI W NIEJ NAJWIĘKSZĄ ODRAZĘ.

Pająk zmienił się w wielkie ciastko pokryte lukrem, na które wylano czekoladowy karmel. Całość wieńczyła czapa z bitej śmietany.

- Uuuu, co za ohyda! - jęknęła Nada i cofnęła się.

- Brzydzisz się ciasta? - zdumiała się Elektra.

- Kiedy podróżowałam z Dolphem, dotarliśmy do wyspy zbudowanej z ciasta i czekolady. Tak się najedliśmy, że aż się pochorowaliśmy. Od tej pory nie cierpię tego ohydztwa. Żołądek mi się przewraca na sam widok czegoś takiego!

- A mój nie! - Elektra oblizała się. - Przepuśćcie mnie!

- ELEKTRA WIDZI TO, CO BUDZI W NIEJ NAJWIĘKSZE PRZERAŻENIE.

Ciasto przekształciło się w otwartą szklaną trumnę. Wnętrze było wysłane pluszem, leżała tam poduszeczka i przykrycie.

- Nie, nie! Nie chcę znów tam spać! - krzyknęła Elektra z oczami pełnymi przerażenia.

Bo właśnie w takiej trumnie spała prawie tysiąc lat (należy odjąć zawieszenie kary za dobre sprawowanie) jako ofiara klątwy Maga Murphy'ego. Jeżeli znów znajdzie się w owej trumnie, będzie musiała przespać resztę wyroku i umrze we śnie.

Przerażona Elektra cofała cię i cofała, aż oparła się o wielki ekran. Ivy właśnie na to czekała.

- Dość tego! - oznajmiła twardo. - Tym razem nie pozwolę, żeby zatrzymał mnie jakiś włochaty pająk! Nada...

- Rozumiem. - Nada zmieniła się w węża. Jeżeli pająk znów się pojawi, wąż go połknie.

- NADA WIDZI...

W tym właśnie momencie Elektra, reagując na umówiony znak, trzepnęła ręką w górną część ekranu, uwalniając przy tym potężne wyładowanie elektryczne. Na tym polegał jej talent, i bardzo się im teraz przydał.

Ekran zamigotał.

- BŁĄD WYDRUKU...

Na ekranie zaczęły się kłębić niezrozumiałe znaki i symbole. Potem ukazał się napis: WYŁĄCZYĆ. I już nic więcej - ekran zgasł.

- Uciekajmy stąd, zanim się pozbiera! - odezwała się Ivy. Pomknęły ku wyjściu z jaskini; nic im nie przeszkadzało - zniknęły obrazy pająka, tortu i trumny. Wstrząs zaaplikowany przez Elektrę wywołał w Kom-Pluterze taki chaos, że maszyna musiała doprowadzić do porządku wszystkie swoje obwody; dopiero potem spróbuje oddziaływać na rzeczywistość. Nada wróciła do ludzkiej postaci, przebrała się w rzeczy niesione przez Ivy i wszystkie trzy uciekły z jaskini.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin