Dzien spowiedzi - Allan Folsom.pdf

(1639 KB) Pobierz
Allan Folsom
Dzień Spowiedzi
The Day of Confession
Tłumaczył Piotr Jankowski
S&C
EXLIBRIS
Główne postaci
Harry Addison
Ojciec Daniel Addison – młodszy brat Harry’ego; osobisty sekretarz kardynała Marsciana
Siostra zakonna Elena Voso, pielęgniarka Hercules, karzeł
Osobistości Watykanu
Giacomo Pecci, papież Leon XIV
Papiescy domini di fiducia, „mężowie zaufania”: kardynał Umberto Palestrina
kardynał Nicola Marsciano
kardynał Joseph Matadi
monsinior Fabio Capizzi
kardynał Rosario Parma
ksiądz Bardoni, doradca kardynała Marsciana Vigilanza – Urząd Straży Porządkowej Państwa Watykańskiego
Jacov Farel, szef Urzędu Straży
Policja włoska
Detektywi z wydziału zabójstw:
Otello Roscani
Gianni Pio
Scala
Castelletti
Gruppo Cardinale – zespół do zadań specjalnych, powołany zarządzeniem ministra spraw wewnętrznych Włoch do
prowadzenia śledztwa w sprawie zamordowania kardynała wikariusza Rzymu
Marcello
Taglia,
prokurator
kierujący
Gruppo
Cardinale
Chińczycy
Li Wen, inspektor Państwowego Urzędu Jakości Wody Yan Yeh, prezes Narodowego Banku Chińskiego Jiang Youmei,
ambasador Chin we Włoszech Zhou Yi, minister spraw zagranicznych
Chen Yin, handlarz kwiatami ciętymi
Wu Xian, sekretarz generalny partii komunistycznej
Wolni strzelcy
Thomas Jose Alvarez-Rios Kind, międzynarodowy terrorysta
Adrianna Hall, korespondentka World News Network James Eaton, sekretarz do spraw politycznych; ambasada Stanów
Zjednoczonych w Rzymie
Pierre Weggen, szwajcarski bankier inwestycyjny Miguel Valera, hiszpański komunista
Edward Mooi, poeta
Prolog
Rzym.
Niedziela, 28 czerwca
Dzisiaj nazwał się „S”. Z wyglądu był uderzająco podobny do Miguela Valery, trzydziestosiedmioletniego Hiszpana, śpiącego
płytkim, narkotycznym snem w głębi pokoju.
Mieszkanie na piątym piętrze, w którym się znajdowali, było marne – zaledwie dwa pokoje z maleńką kuchnią i łazienką. Stały
tu tanie, sfatygowane meble; jak w każdym takim miejscu, wynajmowanym na tygodnie. Najokazalej prezentowała się
pluszowa kanapa, na której wiercił się niespokojnie Hiszpan, oraz stół ze składanym blatem pod oknem, przez które wyglądał
teraz „S”.
Tak więc mieszkanie było marne. Wynagradzał to widok z okna – na zieleń Piazza San Giovanni i majestatyczną bryłę Bazyliki
Świętego Jana na Lateranie, katedry papieża jako biskupa Rzymu i „matki wszystkich kościołów”, ufundowanej przez cesarza
Konstantyna w roku 313. Dziś widok był jeszcze ciekawszy niż zwykle.
Mszę świętą z okazji swych siedemdziesiątych piątych urodzin odprawiał Giacomo Pecci, papież Leon XIV. Plac przed
kościołem wypełniał po brzegi tłum wiernych, jak gdyby urodziny papieża obchodził cały Rzym.
Przeciągnąwszy dłonią po ufarbowanych na czarno włosach, „S” spojrzał na Valerę. Za dziesięć minut otworzy oczy. Za
dwadzieścia oprzytomnieje i będzie w pełni zdolny do działania. „S” odwrócił się nagle i jego spojrzenie przesunęło się na
czarno-biały telewizor w rogu pokoju. Na ekranie widać było transmisję na żywo z wnętrza bazyliki.
Papież, w białych liturgicznych szatach, przemawiał, patrząc na swoich wiernych uduchowionym wzrokiem, pełnym życia i
nadziei. Kochał ich, a oni odpłacali mu tym samym; odnosiło się wrażenie, że mimo podeszłego wieku i słabnącego powoli
zdrowia czerpie z tego odmładzającą energię.
Obraz się zmienił; w tłumie wypełniającym ciasno bazylikę kamerzyści zaczęli wyszukiwać znajome twarze polityków,
sławnych osobistości i ludzi interesu.
Następnie oko kamery przesunęło się na postacie siedzących za papieżem duchownych. Byli to jego długoletni doradcy, jego
uominidifiducia.
Mężowie zaufania. Wspólnie stanowili bez wątpienia najpotężniejszą grupę wpływów w całej hierarchii Kościoła
rzymskokatolickiego. Było ich pięciu:
– Kardynał Umberto Palestrina, sześćdziesiąt dwa lata.
Sierota i ulicznik z Neapolu, obecnie watykański sekretarz stanu. Niezwykle popularny w Kościele i cieszący
się
wielkim
poważaniem
w
świeckiej
społeczności międzynarodowych dyplomatów. Potężnie zbudowany: ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu przy wadze stu
trzydziestu pięciu kilogramów.
– Rosario Parma, sześćdziesiąt siedem lat. Kardynał
wikariusz Rzymu; wysoki, surowy, konserwatywny prałat z Florencji; to w jego diecezji i kościele odbywała się papieska
msza.
– Kardynał Joseph Matadi, pięćdziesiąt siedem lat.
Prefekt Kongregacji Biskupów, pochodzący z Zairu.
Szeroki w barach, jowialny, miłośnik podróży, znający wiele języków, zręczny dyplomata.
– Monsinior Fabio Capizzi, sześćdziesiąt dwa lata.
Dyrektor generalny Institutio Opera Religiosa – Instytutu Dzieł Religijnych – banku watykańskiego. Urodzony w Mediolanie.
Absolwent Oksfordu i Yale; samodzielnie doszedł do milionów jeszcze przed wstąpieniem do seminarium w wieku trzydziestu
lat.
– Kardynał Nicola Marsciano, sześćdziesiąt lat.
Najstarszy syn rolnika z Toskanii, kształcony w Szwajcarii i Rzymie, przewodniczący Administracji Dóbr Stolicy
Apostolskiej; tym samym główny nadzorca inwestycji watykańskich.
Dłoń „S” w rękawiczce wyłączyła odbiornik i mężczyzna wrócił do stołu pod oknem. Za jego plecami Miguel Valera
zakaszlał i poruszył się we śnie. „S” zerknął na niego, a potem znów wyjrzał przez okno. Przed samą bazyliką policja ustawiła
zapory, nie dopuszczające tłumu na brukowany placyk przy wejściu, a teraz po obu stronach odlanych z brązu wrót kościoła
stanęli policjanci na koniach. Na lewo za nimi, poza zasięgiem wzroku zgromadzonych, „S” dojrzał kilkanaście niebieskich
furgonetek i oddziały interwencyjne policji, również niewidoczne z tłumu, lecz w pełnej gotowości.
Nagle pod schody bazyliki podjechały cztery ciemne lancie.
Były to nie oznakowane limuzyny Polizia di Stato, włoskiej policji państwowej, która zajmowała się ochroną papieża i
kardynałów poza obrębem Stolicy Apostolskiej.
Po mszy miały odwieźć duchownych do Watykanu.
W tym momencie brązowe wrota stanęły otworem i w tłumie podniosła się wrzawa. Jednocześnie rozdzwoniły się dzwony
wszystkich chyba kościołów Rzymu. Przez chwilę nic się nie działo. A potem ponad dźwięk dzwonów wzniósł się ryk tłumu.
W drzwiach bazyliki pojawił się papież. Biel jego sutanny odbijała wyraźnie od purpury strojów mężów zaufania,
podążających za nim.
Całą tę grupę otaczał ciasno kordon ochroniarzy w czarnych garniturach i ciemnych okularach.
Valera jęknął i zamrugał oczami, usiłując się przekręcić na bok. „S” spojrzał na niego, lecz tylko przelotnie. Potem odwrócił
się i z cienia pod oknem wydobył podłużny przedmiot owinięty w ręcznik kąpielowy. Umieścił go na stole i odwinąwszy
ręcznik, przystawił do oka lunetę fińskiego
karabinu
snajperskiego.
Obraz
bazyliki
powiększył się stukrotnie. Kardynał Palestrina zrobił
akurat krok naprzód i jego postać znalazła się w całości w kręgu celownika, którego krzyżyk spoczął dokładnie ponad
szerokim uśmiechem duchownego. „S” nabrał
powietrza i wstrzymał oddech, a jego palec wskazujący przylgnął mocniej do spustu. Palestrina usunął się na bok.
W celowniku karabinu znalazła się teraz pierś kardynała Marsciana. Ignorując jęki Valery, „S” przejechał lunetą po
kardynalskiej purpurze, aż ujrzał biel sutanny Leona XIV.
Ułamek sekundy później nici celownicze zbiegły się między brwiami papieża.
Valera krzyknął coś głośno. „S”, w dalszym ciągu nie zwracając nań uwagi, zacisnął palec na spuście. Papież ruszył naprzód i
ominąwszy jednego z ochroniarzy, zaczął
z uśmiechem pozdrawiać tłum. „S” szybko przeniósł lufę karabinu na prawo, najeżdżając celownikiem na złoty pektorał
Rosaria Parmy, kardynała wikariusza Rzymu. A potem, z kamienną twarzą, po prostu trzykrotnie szybko nacisnął spust.
Pokój wypełnił się hukiem wystrzałów. Dwieście metrów dalej krew jednego z mężów zaufania trysnęła na białą sutannę
papieża Leona XIV i zbryzgała otaczających go kardynałów.
1
Los Angeles.
Czwartek, 2 lipca; 21.00
W głosie z automatycznej sekretarki pobrzmiewał
strach.
„Harry, tutaj twój brat Danny... Nie chciałem dzwonić do ciebie z czymś takim... tyle czasu minęło. Ale nie mam... poza tobą
nie mam nikogo, komu mógłbym to powiedzieć. Harry... strasznie się boję... nie wiem, co robić. ...Nie wiem, co jeszcze się
stanie. Boże, ratuj...
Harry, jeśli tam jesteś, odbierz, błagam... Jesteś tam?
Chyba nie... Jeszcze zadzwonię”.
– A niech to szlag.
Harry Addison odwiesił samochodowy telefon, po czym nie zdejmując z niego ręki, podniósł ponownie i wcisnął „redial”.
Usłyszał tony wybierającego się samoczynnie numeru. Po chwili ciszy odezwał się miarowy sygnał włoskiej sieci
telefonicznej.
– No już, Danny, odbieraj...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin