Bułyczow Kirył - Cena krokodyla.txt

(26 KB) Pobierz
KIR BUŁYCZOW

cena krokodyla

Szesnastoletni, chudy, rozczochrany i zachwycony życiem młodzieniec - taki był kiedy Lew Minc. Ałłoczka Brusiłowicz wyprowadzała go na spacery nabrzeżem rzeki 
Moskwy. Włanie szli wieczorkiem obok Kremla, trzymali się za ręce. Rzekš płynęły kawały kry. Na jednej z nich siedział nieszczęliwy kociak, a wiatła z 
brzegu, z hotelu "Bukareszt", odbijały się w jego oczach, sprawiajšc, że wyglšdały jak diamentowe okruchy. Dłoń Ałłoczki była ciepła i uległa.
- Biedne stworzenie - szepnęła Ałłoczka. - Skoczyłby, żeby je ratować?
- Gdyby chodziło o ciebie, tobym skoczył - odpowiedział Lowuszka, a wzruszona Ałłoczka zacisnęła paluszki na jego dłoni.
Jakże jestem szczęliwy, mylał Minc. Muszę zapamiętać tę chwilę. Stoimy przy balustradzie, po drugiej stronie w hotelu "Bukareszt" wiecš się dwa okna na trzecim piętrze, ulicš jedzie czarny zis, a Ałłoczka ma sterczšce piersi, 
chociaż o tym nie wolno myleć. Ale można o tym, że kosmyk kruczoczarnych włosów zasłonił jej ucho. Ach, jakże pragnę ucałować to ucho!
- O czym mylisz? - zapytała Ałłoczka.
Minc zawstydził się i nie powiedział, że myli o szczęciu, o kosmyku czarnych włosów i nawet o jej stromych piersiach.
- Ciekaw jestem, kto jechał tym zisem. Może sam Stalin?
- Nie strasz mnie - wyszeptała Ałłoczka Brusiłowicz.
Ałłoczka miała wujka weismanistę-morganistę i cała rodzina żyła w strachu przed aresztowaniem.
Ale Minc był szczęliwy, nigdy wczeniej nie był jeszcze tak szczęliwy. I nigdy już póniej nie będzie tak szczęliwy.
Bo co to jest szczęcie?

Pół wieku póniej Minc powiedział sobie: szczęcie to krótka chwila, której istotę i wartoć można docenić dopiero do długim czasie.
Ale przecież zdawałem sobie sprawę, że jestem szczęliwy?
I na szczęcie zapomniałem o tym, tak samo jak zapomniałem o Ałłoczce Brusiłowicz, której nie poznałbym już na ulicy.
A czy można przywrócić takš chwilę? Czy można jš powtórzyć? Na czym polega tragedia Fausta? Szukał chwili, a znajdował rozczarowanie. Może będšc wielkim 
uczonym rozumiał, że szczęcie to tylko fartownie zestawione drgania molekuł? 
Albo reakcja chemiczna organizmu na zapach rozmówczyni?
No to po jakie licho dano nam rozum, skoro łakniemy zwyczajnego pierwotnego szczęcia?
Wynajdujesz, bracie, komputer i tłuczesz nim orzechy!
Ale mimo że tak włanie mylał, Minc nie ustawał w próbach wynalezienia odpowiedniego preparatu. Nawet jeli nie zdawał sobie z tego do końca sprawy, dšżšc do szczęcia i nie majšc nadziei na jego osišgnięcie, usiłował w gruncie 
rzeczy przywrócić sytuację, w której czuł się szczęliwy.
W tym celu należało zmusić mózg, by na nowo przeżył tę chwilę. To znaczy mózg musi uwierzyć, że ta chwila wróciła. I musi w to uwierzyć nie dzisiejszy, 
rozczarowany i zmęczony, niewierzšcy w szczęcie umysł, ale tamten - młodzieńczy, drżšcy i pełen wštpliwoci.
Taki problem może rozwišzać tylko niewštpliwy geniusz.
Udałow tak włanie powiedział:
- Lwie Christoforowiczu, to jest problem dla prawdziwego geniusza.
Na co Minc odpowiedział:
- Dlatego włanie ja go rozwišżę.
W pokoju dominował zapach spalenizny, jeszcze nie rozwiał się dym po niewielkim wybuchu, w kolbie co bulgotało.
- To nie będzie łatwe - Udałow pokręcił głowš. - Nawet dla ciebie.
Miał prawo tak powiedzieć - byli sšsiadami od ćwierćwiecza. To oznacza, że spotkali się jakby w czasach cara Pawła I, a teraz nadeszła pora na powstanie 
dekabrystów. Albo, powiedzmy, Minc wprowadził się do domu numer 16 przy ulicy Puszkina w Wielkim Guslarze w przededniu rewolucji padziernikowej, a w tej 
chwili odbywa się bitwa pod Stalingradem. Przecież to kawał historii, takie ćwierć wieku!
- Jakš drogš pójdziesz, sšsiedzie? - zapytał Udałow.
- Zdecydowałem się na hipnopedię.
- A konkretnie? - Udałow nie miał pojęcia, co to takiego hipnopedia.
- Kształcenie podczas snu - wyjanił Minc. - Proponuję ci zobaczenie snu. Ale nie chodzi mi o zwyczajny sen, tylko sen wieszczy na opak.
- Słuchaj, sšsiad, ty co mi tu kitujesz. Wieszczy sen na opak nie jest już snem wieszczym. Co ja w takim nie zobaczę? 
- Zobaczysz to, co ci się przydarzyło. W sposób doskonały przeżyjesz na nowo jakie wydarzenie.
- Jakże ty tego dokonasz?
- Kiedy dokonam, zastukam do ciebie.
Ponieważ Udałow mieszkał nad Mincem, to ów, kiedy miał zapotrzebowanie na Korneliusza, stukał w sufit kijem od miotły, a Udałow odstukiwał w podłogę obcasem.
Minc zastukał po trzech tygodniach - tak wolno posuwała się praca nad hormonem snu. Jak to w nauce - wydaje się, że odkrycie jest tuż-tuż, a  tu figa! Mijajš 
tygodnie, a rodek przeciwko AIDS cišgle nie został wynaleziony.
Minc zastukał akurat wtedy, kiedy Udałow sšczył kompot, po powrocie z zebrania społecznej rady stowarzyszenia "Zielony Dół". Korneliusz odstawił szklankę i 
pognał piętro niżej. Aż dygotał z przejęcia i ciekawoci, czy możliwe jest osišgnięcie szczęcia jednostki.
Minc siedział przy biurku w niebieskim frotowym szlafroku i pił kawę.
- Nie dręcz! - zawołał od progu Udałow.
- Wypróbowałem. To było szczęcie!
- Gadaj szybko!
- Zasnšłem. I nił mi się koniec lat czterdziestych, i pewien wieczór na brzegu rzeki Moskwy pod murami Kremla. Wiesz, z kim tam stałem?
- No, z kim?
- Z Ałłoczkš Brusiłowicz.  To był zimny marcowy wieczór. Trochę kry płynęło po rzece. Na jednej siedział kotek. Jego oczy lniły jak okruchy diamentów. A w 
hotelu "Bukareszt" na trzecim piętrze wieciło się w dwóch czy trzech oknach. 
Paluszki Ałłoczki ulegle spoczywały w mojej dłoni, patrzyłem na niš i mylałem: 
jakże jestem szczęliwy, widzšc, jak kosmyk czarnych włosów opadł na jej malutkie różowe uszko.
- Nie miała na głowie czapki? - zdziwił się Udałow.
- Słucham?
- Jak jš matka puciła z domu? Przecież był mróz?
- Był. Ale nie o to chodzi.
- A kiedy będzie można skorzystać? 
- Co to znaczy skorzystać?
- No, zażyć. Każdy przecież ma swoje problemy.
- A jakie ty masz problemy? Ze szczęciem?
- Może i ze szczęciem.
- Ale jeszcze nie jestem do końca gotów.
- No włanie. Tak sobie mylę, nie wyobraziłe sobie czasem tego szczęcia, Lwie Christoforowiczu?
- To bolesne posšdzenie - odparł Minc. - Żeby więc mi uwierzył i żeby pokonać twój sceptycyzm, obiecuję, że jako pierwszy będziesz testował sen.
- Lwie Christoforowiczu, ja tak to rozumiem, że jeste w stanie zasugerować sen dotyczšcy okrelonego momentu z przeszłoci. Niekoniecznie musi to być szczęliwa chwila?
- Masz rację, Korneliuszu - potwierdził profesor. - Nie mogę zagwarantować szczęcia. Ale mogę obiecać: we nie ponownie przeżyjesz taki to a taki dzień i godzinę swojego życia.
- Do mnie należy tylko zamówienie odpowiedniego momentu?
- I odpowiedniej godziny.
- A jeli się pomylę?
- Jeli się pomylisz, wówczas zobaczysz to, czego nie oczekiwał.
Ale Udałow nie szukał szczęcia. Inny problem nurtował jego dociekliwy umysł.
Minc domylił się, że Udałow co przed nim ukrywa.
- Do czego ci potrzebny wieszczy sen? - zapytał.
- Potrzebuję snu proroczego do znalezienia czego. Kiedy zrobisz mi ten zastrzyk?
- To nie zastrzyk, tylko pigułka.
- Jeszcze lepiej.

Test odbył się po dwóch tygodniach.
Rano.
Minc wyglšdał na zmęczonego.
- Znowu nie spałe? - zapytał go Udałow.
- Byłem w tym samym miejscu i niło mi się to samo.
- Znowu Ałłoczka Brusiłowicz na wybrzeżu pod Kremlem?
- I w oczkach kota diamentowe błyski.
- Lwie Christoforowiczu, czy aby nie wpadasz w narkomanię? Jeli będziesz raz po raz usiłował zaznać szczęcia, to potem nie będzie ci się chciało wracać do naszej rzeczywistoci. Będziesz zwiększał dawki, aż w końcu zewirujesz!
- A może włanie chciałbym zostać tam na wieki i wydłużyć szczęcie od chwili do wiecznoci?
- Obiecałe - przerwał przyjacielowi Korneliusz - że pierwszš pigułę dasz mi po starej przyjani. Tak czy nie? Nie zmieniłe aby zdania?
- No to gadaj, jakš chwilę z przeszłoci chcesz odwiedzić w mylach? Co chcesz przeżyć na nowo w całym realizmie? Pierwszy pocałunek?
- Nie.
- Czyżby ten dzień, kiedy zawišzano ci na szyi czerwonš chustę?
- Nie.
- Ostatni egzamin w szkole?
Udałow pokręcił przeczšco głowš.
Minc wzruszył ramionami.
- Jeste zboczeńcem - owiadczył.
Udałow i teraz zaprzeczył.
- No to gadaj!
- Trzecia w nocy ósmego padziernika tego roku.
- Co?! - Zdziwienie Minca nie miało granic. - Dwa miesišce temu?
- Włanie.
- Ale co się wtedy mogło wydarzyć?
- Nie dręcz. Jestemy dorosłymi ludmi i nie zadajemy niepotrzebnych pytań. No, pokaż, jak działa ten twój narkotyk!
- Bardzo prosto.
Minc sięgnšł po stojšcy na biurku duży tajwański budzik z kalendarzem, w markecie po sto dziesięć rubli sztuka. Szkło budzika zostało wyjęte. Następnie Lew Christoforowicz wydobył z probówki pomarańczowš pastylkę i położył jš na cyferblacie. Mamrotał przy tym na głos:
- Trzecia w nocy ósmego padziernika tego roku.
Udałow zobaczył, że cyferblat ma godziny, minuty, jak również datę, dzień tygodnia i jeszcze małš wskazówkę, dorobionš - rok od narodzin Chrystusa.
Minc ustalił odpowiedniš datę i czas.
- Teraz musimy poczekać - oznajmił. - Przyrzšd musi się naładować.
Rozegrali partyjkę szachów, potem Minc poczęstował sšsiada herbatš. Pogadali o wydarzeniach życia codziennego w ostatnich dniach, o rosnšcej bezkarnoci bandytów w skali województwa, o zmniejszeniu się pogłowia krokodyli w jeziorze Kopenhaga, trzęsieniu ziemi w Gwatemali, perspektywach na urodzaj narkotyków w Złotym Trójkšcie i nawet o szansach Rosjanina Stoczasowa na zwycięstwo w 
wyborach na burmistrza miasta Pataliputra na planecie o tejże nazwie.
Czas zleciał im niezauważalnie.
Budzik szczęknšł jakim mechanizmem i zagrał arię Trubadura.
- No i już - powiedział Minc. - Załadowała się ta twoja piguła. Połknij jš przed snem i pij sobie spokojnie, a wkrótce zaczniesz nić sen całkowicie realistyczny, powtarzajšcy wydarzenie z życia. Otrzym...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin