Gizycki Kamil_Dzika i Jacek_02_W pogoni za Mwe.rtf

(9368 KB) Pobierz
Gizycki Kamil_Dzika i Jacek_02_W pogoni za Mwe

http://www.bialykruk.com.pl/sklep/galerie/w/w-pogoni-za-mwe-kamil-gi_30586.jpg


 

Kamil Giżycki

 

W POGONI
ZA MWE


1.

 

 

Pan Goraj, jeden ze wspólników firmy S. Goraj i W. Rawicz, zajmującej się łowieniem dzikich zwierząt dla ogrodów zoologicznych, przechadzał się od kilkunastu już minut wzdłuż barier lotniska w Monrovii i od czasu do czasu niespokojnie spoglądał na zegarek. Służba lotniskowa sennie snuła się tu i tam, kilku ludzi grało w kości, a jeden cicho brząkał na krajowej, trzechstrunnej gitarze. Celnicy, siedzący przy stołach, spali z głowami złożonymi na skrzyżowanych ramionach, przy kasie lotniska kilku po europejsku ubranych Murzynów kupowało bilety.

Dochodziła dopiero godzina dziesiąta, ale upał był straszliwy i senność ogarniała wszystkich. Nagle pan Goraj zatrzymał się i począł nadsłuchiwać. Jego wyostrzone ucho uchwyciło daleki, ledwo dosłyszalny pomruk silników, przypominający raczej brzęczenie skrzydeł owada. Pomruk ten z każdą chwilą stawał się wyraźniejszy, wreszcie na czystym, rozsłonecznionym niebie ukazał się czarny punkt, który rósł, pęczniał, wreszcie przeistoczył się w olbrzymi czteromotorowy samolot. Potężna maszyna z głośnym rykiem silników przeleciała nad miastem i morzem, zniżyła lot i sprawnie wylądowała na betonowym runwayu [(ang.) pas startowy].

Lotnisko momentalnie ożyło. Murzyni stanowiący ziemną obsługę podstawili schody do otwartych już drzwi samolotu, w których ukazała się najpierw drobna, szczupła, dwunastoletnia może dziewczynka, potem czternastoletni chłopiec, a wreszcie wysoki mężczyzna. Podeszli do bariery, w której znajdowała się furtka prowadząca do biura celnego. Celnicy szybko przejrzeli walizki i torby i już za chwilę nasi podróżni witali się z panem Gorajem.

Jak się masz, Dziko? wesoło pytał pan Goraj. Mieliście dobrą podróż? A ty, Jacku? serdecznie witał syna. Dzień dobry, Władziu! No to jesteśmy znowu razem.

Pan Rawicz mocno ściskał dłonie swego wspólnika i przyjaciela.

Pewno masz już dla nas kwaterę? Tak z powietrza to ta Monrovia nieszczególnie wygląda, ani porównać z naszym Chartumem! Długo już tu siedzisz?

Pokoje macie w znośnym, jak na Liberię, hotelu. Siedzę tu już dwa tygodnie. Przyjechałem statkiem Muhammed Salim z Aleksandrii i wyładowałem cały sprzęt. No, a teraz chodźmy do samochodu, pojedziemy wprost do hotelu. Tam porozmawiamy sobie spokojnie o wszystkim.

Tuż przed dworcem lotniczym czekał samochód, usadowili się więc wygodnie, pan Goraj zasiadł za kierownicą i ruszyli z miejsca jak wicher. Mijali pola, nowe, budujące się dzielnice, wioski, nowe wielkie budowle, wpadli w szeroką ulicę, gdzie na każdym nieomal skrzyżowaniu stał policjant regulujący ruch. Po drodze spotykali kobiety ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin