Allington Maynard - Zabić Stalina.txt

(455 KB) Pobierz
MAYNARD ALLINGTON


ZABIĆ STALINA

PRZEKŁAD IZABELA BUKOJEMSKA
TYTUŁ ORYGINAŁU THE GREY WOLF
 

Prolog
Tylko połysk wilgotnego przeciwdeszczowego płaszcza wiadczył o tym, że kto stoi na mocie. Kryjšcy się w mroku nocy mężczyzna patrzył w czarny nurt rzeki. Lubił ciemnoci, bo osłaniały go. Jego próżnoć nie cierpiała wtedy tak bardzo.
Rzucone na poczštku wojny niemieckie bomby zapalajšce nie pozostawiły chirurgom zbytniego pola do popisu. Ogień spalił mu wargi, ucho, wypalił do korzeni częć włosów. Teraz mężczyzna nosił perukę, chociaż była marnej jakoci, tak jak tyle innych rzeczy w poczštkach tysišc dziewięćset czterdziestego drugiego roku.
Londyński East End, rozpocierajšcy się po drugiej stronie Tamizy, wyglšdał jak makieta nieudolnie wykonana przez dziecko. Domy odcinały się ostro na tle blednšcego porannego nieba. Mężczyzna cofnšł się głębiej w cień przed narastajšcym blaskiem dnia.
Po Victoria Embankment szły dwie kobiety. Głono rozmawiały, chwilami wybuchały radosnym miechem. Najprawdopodobniej urzędniczki z jakiej rzšdowej instytucji, które spieszyły się na dziennš zmianę, rozpoczynajšcš się o szóstej rano. Zauważyły mężczyznę kryjšcego się w mroku i na widok jego twarzy miech zamarł im na ustach. Niezgrabnie przyspieszyły kroku. Mężczyzna patrzył za nimi, dopóki stukot ich obcasów na bruku i rozmowa nie ucichły w oddali. Spalone wargi wykrzywiły się w ponurym, gorzkim umiechu. Pamiętał, że kiedy podobał się kobietom.
Ale nie miał czasu na użalanie się nad sobš. Na wezwanie Churchilla człowiek stawia się punktualnie, nawet jeżeli wiadomoć przychodzi w rodku nocy. Ruszył więc żwawym krokiem. W punkcie kontrolnym okazał dokumenty i zagłębił się w labirynt dróg, cišgnšcych się pod ulicš Whitehall. To włanie tu w specjalnie wybudowanych podziemiach pracował premier. Słowo Whitehall było nie tylko synonimem brytyjskiego rzšdu, lecz także oporu przeciw hitlerowskiej nawale.
Mężczyzna szedł przez ciemnawe, owietlone słabymi żarówkami korytarze, wypełnione stęchłym powietrzem. Od czasu do czasu słyszał z daleka jakie głosy, matowe i senne o tak wczesnej porze. W przewodzie poczty pneumatycznej nad jego głowš zabrzęczał pojemnik z przesyłkš. Pomijajšc to nowoczesne urzšdzenie, panowała tu atmosfera właciwa raczej dla epoki Ryszarda III czy redniowiecznej Wojny Róż, tak odległa w czasie od warkotu bombowców i pochodu niemieckich pancernych armii przez Europę.
Drzwi gabinetu stały otworem. Churchill siedział samotnie przy stole konferencyjnym, zarzuconym mapami i dokumentami. Ubrany był jak zwykle w koszulę z wykrochmalonym gorsem, zapiętš pod samš szyję. Po jego zmęczonej twarzy trudno było poznać, czy wstał bardzo wczenie, czy też w ogóle się nie kładł. Słyszšc poruszenie przy drzwiach, spojrzał znad oprawek okularów.
- Rosewall? Gotowy do rozmowy?
- Przyszedłem, gdy tylko otrzymałem wiadomoć.
Mężczyzna nazwany Rosewallem wszedł do pokoju cuchnšcego wypalonym tytoniem i potem zmęczonych ludzi. Nie siadał, póki premier nie wskazał mu krzesła.
Na stole przed Churchillem leżały trzy teczki osobowe, które Rosewall kilka dni temu dostarczył na Downing Street, do oficjalnej siedziby premierów brytyjskich. Każda z nich zawierała dane zawodowego oficera służšcego w SIS, Tajnych Służbach Wywiadowczych. Mieli jednš cechę wspólnš: wszyscy trzej biegle mówili po rosyjsku.
- Przejrzałem te akta - powiedział Churchill. - To naprawdę wspaniali chłopcy.
- Podjšł pan decyzję?
- Mylę, że Kanadyjczyk będzie najlepszy.
Premier otworzył jednš z teczek. Zdjęcie ukazywało mężczyznę nieco po trzydziestce. Opalona twarz, wydatne koci policzkowe, blizna przecinajšca policzek, czarne włosy zgarnięte za uszy, domagajšce się strzyżenia. Taka twarz, pomylał Rosewall, mogłaby się spodobać Churchillowi, gdyby nie wyzierajšca z oczu melancholia.
Pod zdjęciem figurowało nazwisko i imię: RYDER Antony.
- Urodził się w Rosji - zauważył Churchill, czytajšc akta.
- Jego ojciec był oficerem kawalerii w Białej Gwardii. Usiłował uratować cara i jego rodzinę, więzionych w Jekaterynburgu. Gdy mu się to nie udało, uciekł z kraju z żonš i synem.
- Jego prawdziwe nazwisko to Rydorow?
- Zmienił je na Ryder, gdy uzyskał obywatelstwo kanadyjskie.
- Zgodnie z tym, co tu piszš - Churchill stuknšł rękš w akta - Antony, ten syn, wrócił do Rosji.
- W trzydziestym trzecim - potwierdził Rosewall. - Przebywał tam trzy lata.
- Jako inżynier?
- Radziecki rzšd importował ich na pęczki, przeważnie Amerykanów, do budowy kompleksów przemysłowych wokół Stalingradu. Ryder znał doskonale język, więc oczywicie go zaangażowano.
- Gdzie jest teraz?
- W Beaulieu - odparł Rosewall. - Przeniesiony do operacji specjalnych. Wie sporo o materiałach wybuchowych, a także uprawia wspinaczkę. Wykłada na kursach dla Polaków, którzy zamierzajš zostać agentami wywiadu. Okazało się, że większoć Polaków ze wschodu zna rosyjski, ale po angielsku nie mówiš.
- Jak rozumiem, pan wybrałby jego - powiedział Churchill.
- Tak.
- Dlaczego?
- To ma zwišzek z jego żonš - wyjanił Rosewall. - Ożenił się z Angielkš. Byli małżeństwem zaledwie dwa tygodnie, gdy jš stracił. Nalot na Coventry...
Premier zmarszczył czoło. Wyjšł nowe cygaro i zapalił je. Unoszšcy się w górę dym przesłonił na chwilę jaki głęboki smutek czajšcy się w podpuchniętych oczach.
- Coventry - mruknšł.
- Trzeba do tego podchodzić pragmatycznie - kontynuował Rosewall. - Gdyby doszło do najgorszego, nie zastanawiałby się, czy pozwolić się złapać, czy też zażyć cyjanek. Widzi pan, on nie ma do kogo wracać, podczas gdy rodziny pozostałych kandydatów nadal żyjš.
Premier nie odpowiedział, ale jego spojrzenie zdawało się mówić: Rosewall, jeste zimnym draniem. Jednak wesoła iskierka w oczach wiadczyła, że to milczšcy komplement.
- Rozumiem go. - Rosewall wzruszył ramionami. - Jego żona została zraniona odłamkami bomb zapalajšcych. Przeżyła jeszcze dwa dni w szpitalu. - Umiechnšł siew taki sam sposób jak wtedy, gdy dwie urzędniczki mijały go nad rzekš. - Do pewnego stopnia co nas łšczy.
- Cišgle pan mówi o cyjanku - rzucił szorstko Churchill. - Nie wierzy pan, że misja się powiedzie?
- Panie premierze, zawsze należy brać pod uwagę, że co się nie uda.
- Czy nie jest to więc zbyt ryzykowne dla rzšdu Jego Królewskiej Moci?
- Jedynym kłopotem byłoby to, że mogliby złapać naszych ludzi żywych.
Premier wstał i podszedł do mapy wiszšcej na cianie. Przez chwilę jego tęga postać pozostała nieruchoma. Potem pulchna ręka powoli przesunęła się przez Ukrainę, poprzecinanš niebieskimi żyłami rzek, aż wreszcie zacisnęła się w pięć i uderzyła w Moskwę. Objaw frustracji? A może znak, że decyzja została podjęta?
- Kontynuujemy operację Szary Wilk? - spytał Rosewall.
Premier odwrócił się. Nad jego ramionami rozpocierała się radziecka północ.
- Jak możemy kontynuować co, co nie istnieje? - warknšł. - Przecież nie ma niczego takiego jak operacja Szary Wilk.
- Oczywicie panie premierze. - Rosewall też stał. Nie był pewny, jak rozumieć to dziwne zaprzeczenie. Jako żart? A może premier usiłował uwolnić swój rzšd od odpowiedzialnoci w razie porażki? Sukces zawsze jest cnotš. Tylko klęskę traktuje się jak grzech.
Churchill wrócił do stołu, odsuwajšc się od wielkich przestrzeni papierowego kraju, od Uralu, od zielonych lasów Syberii. Przesunšł teczki w stronę Rosewalla.
- Lepiej niech pan to zaniesie z powrotem do MI-6.
- Tak jest. - Rosewall potraktował te słowa jako pożegnanie. Włożył papiery do aktówki, pochylił głowę w uprzejmym ukłonie i ruszył do drzwi.
- Rosewall! - Warknięcie premiera dobiegło już zza jego pleców. Oficer SIS obejrzał się. Premier znów siedział przy stole; jeszcze raz zerknšł na niego znad oprawek okularów.
- Proszę mnie informować na bieżšco o przebiegu operacji Szary Wilk.
Antony Ryder wysiadł z metra przy Queensway. Na dworze już zmierzchało, wiał ostry wiatr. Ryder podniósł kołnierz płaszcza. W mżawce tak delikatnej jak pajęcze nici szybko szedł po Bayswater Road.
Szyld pubu Pod lwiš głowš kołysał się nad wilgotnym brukiem, mgła moczyła kwaterowe okna. Ryder wszedł do zatłoczonego lokalu. Było tu wręcz goršco. Nad barem zobaczył belkowany sufit, w powietrzu unosiła się zastarzała woń taniego piwa i dymu. Zamówił whisky i rozejrzał się za Rosewallem. Z kšta, w którym siedzieli mężczyni w roboczych ubraniach, dobiegł dudnišcy wybuch miechu. Trochę im zazdrocił, bo sam już nie potrafił się miać. Od czasu Coventry...
Wokół rozstrojonego pianina stali żołnierze i piewali wojskowš piosenkę:
Ona tam przyjdzie... przyjdzie tam, Do fontanny na małym placyku. We włosach będzie miała kwiat, I będzie twoja już za godzinkę. Lecz sierżant powie twojej żonie...
Kelnerka przyniosła zamówionš whisky. Jej ręce były szczupłe i białe, takie, jak ręce żony Rydera. Znów wróciło przykre uczucie, które tak go męczyło. Złoć albo może żal? Ostatnio ich nie rozróżniał.
Ponad czarnym dębowym barem białe ręce odliczały resztę z funta. Nagle poczuł chęć dotknięcia ich, ale u podłoża tego impulsu leżała zazdroć, że barmanka żyje, a jego żona umarła.
- Tony, musisz zapanować nad swoim bólem - poradził mu kiedy znajomy. Kiedy to było? Rok i trzy miesišce temu? Ale istnieje taki rodzaj bólu, nad którym nie można zapanować. On zachował swój ból w stanie nienaruszonym, tak samo jak zachował w szafie ubrania zmarłej żony.
W pubie zasłona oddzielała ogólnodostępnš salę od lóż, w których dżentelmeni pili tę samš whisky, ale za wyższš cenę. Miało to wiadczyć o ich pozycji społecznej. Chociaż wród ludzi takiego pokroju trudno o różnice klasowe, pomylał Ryder. Odsunšł zasłonę i zobaczył Rosewalla. Jego partner grzał się przy kominku. Spojrzeli na siebie przez długoć sali. Płomienie owietlały zeszpeconš twarz mężczyzny i Ryderowi przyszedł na myl Strach na Wróble z bajki o czarnoksiężniku Ozie. Pozwolił, by ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin