Motte Anders de la - Szczątki pamięci.txt

(974 KB) Pobierz
	Tytuł oryginału



	 MEMORANDOM





	Redakcja



	Ewa Kaniowska





	Projekt okładki



	Mariusz Banachowicz





	Zdjęcie autora na okładce



	Peder Lingdén





	Korekta



	Małgorzata Denys, Piotr Królak





	Copyright © Anders de la Motte



	2014 Published by agreement with



	Salomonsson Agency.



	Copyright for the Polish edition ©



	by Wydawnictwo Czarna Owca,



	2015





	ISBN 978-83-7554-870-9





	Wydawnictwo Czarna Owca Sp. z o.o.



	ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa



	www.czarnaowca.pl



	Redakcja: tel. 22 616 29 20; e-



	mail: redakcja@czarnaowca.pl



	Dział handlowy: tel. 22 616 29 36; e-



	mail: handel@czarnaowca.pl



	Księgarnia i sklep internetowy: tel. 22 616 12 72;



	e-mail:sklep@czarnaowca.pl





	Dla Anette





	Sobota, 23 listopada





	Niebieskie



	światło.



	To



	jego



	pierwsza czytelna myśl po otwarciu



	powiek.



	Stan nieprzytomności nie mógł



	trwać dłużej niż okamgnienie,



	dosłownie



	mikropauza



	w



	jego



	głowie. Mimo to świat zdaje się taki



	obcy, taki nieznany. Jakby wciąż



	w pełni się nie obudził.



	Niebieskie rozbłyski tańczą wokół



	niego. W lusterku, odbijają się od



	betonowych ścian, dachu, mokrej



	jezdni, nawet od tych błyszczących



	plastikowych elementów na tablicy



	rozdzielczej.



	Samochód. Siedzi za kierownicą



	samochodu, który jedzie przez długi



	tunel.



	Ból go dogania. Jak przez mgłę



	pamięta



	go



	sprzed



	utraty



	świadomości.



	Świetlisty,



	zimnoniebieski płomień z elektrody



	przebijający na wskroś lewą stronę



	czaszki zamienił jego myśli w lepki



	muł.



	Wciąż czuje ten zapach.



	Metalu, plastiku, prądu.



	Coś dzieje się z jego ciałem, coś



	poważnego,



	zagrażającego



	jego



	istnieniu, ale – co ciekawe – nie



	napawa go to większymi obawami.



	Zaciska ręce na kierownicy, czuje jej



	miękką



	skórę.



	Przyjemne,



	uspokajające doznanie. Przez chwilę



	chce mu się poddać całkowicie. Po



	prostu poluzować uścisk i podążyć



	za tymi wszystkimi błyszczącymi



	molekułami z powrotem do stanu



	nieprzytomności.



	Trzyma jednak kierownicę tak



	mocno, jak tylko może. Próbuje



	zmusić obolałą głowę, by mu



	wyjaśniła, co się dzieje.



	– David Sarac. Nazywasz się David



	Sarac i…



	I co?



	Samochód wciąż jedzie przez tunel,



	któryś z tych nieczytelnych, małych



	wskaźników na tablicy rozdzielczej



	na pewno daje znać, że prędkość



	jest za duża. O wiele za duża.



	Próbuje podnieść nogę z pedału



	gazu, ale ona go nie słucha. Swoją



	drogą w ogóle nie czuje nóg. Ból się



	wzmaga, ale jednocześnie – co



	zaskakujące – dręczy jakby z oddali.



	Ciało za chwilę zgaśnie, przerwie



	wszystkie procesy, które nie służą



	podtrzymywaniu życia, aż awaria



	jądrowa w jego głowie zostanie



	opanowana.



	– Nazywasz się David Sarac –



	 mruczy do siebie. – David Sarac.



	Z głośników wydobywają się różne



	chropowate



	dźwięki:



	muzyka,



	sygnały połączenia, podniesione,



	chrapliwe,



	wzajemnie



	się



	przekrzykujące głosy.



	Patrzy w lusterko. Wydaje mu się,



	że przez ułamek sekundy widzi



	ruch, że przemknęła w nim ciemna



	sylwetka. Czy ktoś jest na tylnym



	siedzeniu? Ktoś, kto może mu



	pomóc?



	Próbuje otworzyć usta, widzi, że



	postać w lusterku robi to samo.



	Dostrzega



	kilkudniowy



	zarost,



	dobrze znane, obolałe spojrzenie.



	Wie, co to znaczy. Nikogo tam nie



	ma. Jest sam.



	Światło odbijające się w lusterku



	oślepia



	go,



	sprawia,



	że



	oczy



	zaczynają mu łzawić. Głosy w radiu



	wciąż terkoczą, tym razem głośniej,



	jeszcze bardziej gorączkowo.



	Wygaszanie



	organizmu



	przyspiesza. Rozprzestrzenia się od



	nóg w kierunku klatki piersiowej.



	– Policja! – krzyczy głos z radia.



	Słowo zarzuca kotwicę i wypełnia



	całą świadomość.



	Policja.



	Policja.



	Policja.



	Spuszcza



	wzrok



	z



	lusterka



	i odwraca dzielnie głowę o kilka



	centymetrów. Wysiłek wyrywa mu



	z gardła jęk bólu.



	– Nazywasz się David Sarac.



	I?



	Daleko z przodu migocą tylne



	światła innego samochodu. Przed



	nimi widzi duży znak ostrzegawczy,



	rodzaj



	blokady



	informujący



	o zjeździe. Światła nagle stają się



	ognistoczerwone.



	Powinien skręcić, pojechać za



	tamtym



	samochodem.



	Instynkt



	mówi mu, że to jedyna mądra



	decyzja, ale głowa traci właśnie



	kontakt z rękami. Jedyne, na co go



	stać, to krótki, gwałtowny ruch.



	Przeszkoda



	zbliża



	się



	coraz



	szybciej, to duża betonowa bariera



	oddzielająca rury tunelu. Znaki



	ostrzegawcze skrzą się w świetle



	reflektorów samochodu. Próbuje



	wyprzedzić czas o kilka sekund,



	obliczyć



	prawdopodobieństwo



	kolizji. Ale mózg nie działa już tak



	jak powinien.



	Proces



	wygaszania



	organizmu



	dociera do twarzy, sprawia, że jego



	dolna szczęka opada.



	Odległość od bariery wciąż się



	kurczy.



	– POLICJA.



	Słowo powróciło. Tym razem



	z jeszcze większą siłą. I nagle



	zaczyna rozumieć dlaczego. Jest



	policjantem,



	niebieskie



	światło



	pochodzi z jego samochodu.



	Nazywa się David Sarac. Jest



	policjantem. I…?



	Ból głowy zelżał już wystarczająco,



	by mógł stworzyć w miarę spójny



	ciąg myśli. Czym się zajmuje? Kogo



	ściga? A może to on jest ścigany?



	Reflektory widoczne w lusterku



	wstecznym świecą coraz mocniej.



	Żarzą się w jego głowie.



	Przepełnia



	go



	strach,



	puls



	przyspiesza. Zimnoniebieski ból



	znów powraca, tym razem uderza



	silniej.



	Powieki



	drżą,



	dźwięki



	odpływają w dal. Próbuje zachować



	przytomność, walczy z awaryjnym



	wygaszaniem organizmu. Jednak



	nic już nie może zrobić.



	Nagle samochodem zatrzęsło. On



	już



	tego



	nie



	czuje.



	Proces



	wygaszania prawie się zakończył,



	świadomość



	znów



	odpłynęła.



	Przyszło



	wyzwolenie



	od



	bólu,



	strachu i zaskoczenia. Jedyne, co



	pozostało, to ledwo odczuwalny



	sygnał



	w



	jego



	wycieńczonym



	mózgu.



	Elektryczny



	impuls



	w



	drodze



	między



	dwoma



	neuronami, który jakby nie chciał



	zgasnąć.



	Dopóki



	nie



	wykona



	zadania.



	Tuż przed zderzeniem samochodu



	z betonową barierą, na sekundę



	przed tym, jak pojazd z przedmiotu



	o definiowalnej formie stanie się



	bezkształtną kupą złomu, impuls



	dociera do celu drogi. W tym



	jednym



	krystalicznie



	czystym



	momencie wszystko staje się jasne.



	Przypomina



	sobie,



	co



	robi



	w samochodzie. O co w tym



	wszystkim chodzi.



	Twarze, imiona, miejsca, sumy.



	Powód, dla którego wszyscy, każdy



	z nich, musieli zginąć.



	Wszystko



	z



	jego



	powodu.



	Z powodu tajemnicy…



	Niesamowite



	uczucie



	ulgi



	przepełnia jego ciało. A później żal.



	Nazywa się David Sarac. Jest



	policjantem.



	I



	zrobił



	coś



	niewybaczalnego.





	Piątek, 18 października





	Kiedy



	Jesper



	Stenberg



	był



	dzieckiem, czasami wydawało mu



	się, że może zatrzymać czas.



	Zazwyczaj w Wigilię lub urodziny.



	To były szczególne okoliczności, na



	które



	czekał



	z



	gorączkową



	niecierpliwością. W samym środku



	świętowania,



	kiedy



	ekscytacja



	sięgała zenitu, czas jakby nieco



	zwalniał.



	Dawał



	Jesperowi



	możliwość napawania się w spokoju



	i



	ciszy



	każdym



	najmniejszym



	niuansem,



	każdym



	radosnym



	doznaniem przeżytym w chwili, na



	którą tak długo czekał.



	Po trzydziestu latach wciąż potrafił



	się



	przenieść



	w



	tamte



	dni,



	odtworzyć



	je



	w



	najmniejszym



	szczególe: kolor ubrania mamy,



	zapach wody po goleniu ojca,



	śliskość



	papieru



	okalającego



	prezent, który trzymał w swoich



	małych palcach. Wszystko świeże,



	bez tej przykrej śniedzi ze zdjęć



	w albumie.



	Ale kiedy stał się nastolatkiem,



	zdolność



	zatrzymywania



	czasu



	nagle zniknęła. Długo wydawało mu



	się, że to przez rozwód rodziców.



	Albo że po prostu wydoroślał



	i stracił swoją dziecięcą rachubę



	czasu. Tak czy owak, już nigdy



	żadne święto nie było takie samo.



	Matura,



	egzamin



	prawniczy,



	pierwsza



	sprawa



	sądowa,



	oś...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin