Redakcja Milena Schefs Projekt okładki Magda Zawadzka Zdjęcia na okładce © isoga / Shutterstock, © Serov / Shutterstock Zdjęcie autorki © Joanna Jaśkowiak, milkart.pl Korekta Maciej Korbasiński, Elżbieta Steglińska Text © copyright by Joanna Opiat- Bojarska, 2015 Copyright for the Polish edition © by Wydawnictwo Czarna Owca, 2015 Wydanie I ISBN 978-83-8015-040-9 Wydawnictwo Czarna Owca Sp. z o.o. ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa www.czarnaowca.pl Redakcja: tel. 22 616 29 20; e- mail: redakcja@czarnaowca.pl Dział handlowy: tel. 22 616 29 36; e- mail: handel@czarnaowca.pl Księgarnia i sklep internetowy: tel. 22 616 12 72; e- mail: sklep@czarnaowca.pl lesiojot Akt 1 Dziewczyna biegła w głąb lasu, by uciec przed spojrzeniami kierowców samochodów przejeżdżających drogą wojewódzką numer 431. Gdy straciła z oczu asfaltową wstążkę, podciągnęła spódnicę i opuściła majtki. Silny strumień moczu rozlał się po leśnym runie. Poczuła ulgę. W końcu mogła zapomnieć o nieprzyjemnym ucisku na pęcherz. Chwilę wcześniej myślała, że prędzej oszaleje, niż się go pozbędzie. Podciągnęła majtki i odwróciła się. Nagle świat wydał jej się piękniejszy. Kilka sekund temu widziała tylko samochody i ciemne pnie drzew. Teraz zieleń w wielu odcieniach oddziaływała na zmysły. Zauroczona widokiem zbliżała się do drogi, gdy jej uwagę przykuło coś, co burzyło idealną harmonię kolorów. Zamiast wracać prosto do auta, skręciła w lewo i zaciekawiona podeszła bliżej biało-żółtej plamy. – O kurwa! Sebastian Kaźmierczak opierał się o maskę stojącego na poboczu samochodu i wystawiał twarz do słońca. Mijający go kierowcy przyglądali mu się uważnie lub rzucali nostalgiczne spojrzenia. Gdy kolejny jadący z naprzeciwka samochód zatrąbił, a jego kierowca wykonał niewybredny ruch ręką, Sebastian uświadomił sobie, że sytuację, w której się znalazł, można było interpretować całkiem opacznie. Oto stał na skraju lasu, przy źródełku płatnej miłości, a przejeżdżający mężczyźni zwyczajnie mu zazdrościli. – Aaaaaa! – Krzyk dotarł do niego wcześniej niż biegnąca dziewczyna. – Aaaaa! Niestety, nie był to krzyk rozkoszy. Blada i spocona Barbara Chabrzyk dotarła do auta i szarpnęła drzwiami. Nie mogła jednak wejść do środka. Samochód był zamknięty. – Seba… – Oddychała szybko. – Przestraszyłaś się pająka? Gdy wybrzmiewała ostatnia część pytania, nie miał już wątpliwości. Dziewczyna nie żartowała. Wpatrywała się w niego nieprzytomnie, jednocześnie szarpiąc klamkę. Była śmiertelnie przestraszona. – Trup… tam jest trup… – szepnęła i zakryła usta rękoma. *** – Opowiedz mi o swojej żądzy – ciepły głos wyartykułował żądanie. – O żądzy? – Tak. – Chodzi ci o… – prowokował i uważnie obserwował reakcję kobiety. – Dobrze wiesz, o co mi chodzi. O źródło twojej przyjemności. – Aha. – Usatysfakcjonowany mężczyzna kiwnął głową. – W takim razie zacznijmy od początku: opowiedz mi o swojej żądzy. – Żądza… dobre słowo. Ale osobiście wolę określenie „nadaktywność”. – Nadaktywność? – Tak. Widzę świat zupełnie inaczej niż ty. Dociera do mnie zniekształcony. Wszystko jest szare, a na pierwszy plan wysuwa się właśnie TO. TO mnie motywuje i pobudza. Widzę TO wszędzie. Gdy widzę, rośnie we mnie napięcie i czuję potrzebę aktywności, więc działam. Często działam, stąd to określenie: nadaktywność. – Działasz, bo chcesz, czy dlatego, że musisz? – Chcę. Chcę pozbyć się wkurwiającego napięcia. Wiem, jak to zrobić, więc po co mam się ograniczać? – Czyli jednak czujesz wewnętrzny przymus… – Czyli jednak masz ochotę mnie wkurwiać! Chęć, przymus… o co ci, kurwa, chodzi? Mam ochotę, więc TO robię. Nie mam, to nie robię. Nikt mi do skroni lufy nie przykłada! Nie czuję przymusu! Chociaż faktycznie, rzadko zdarza się, żebym nie miał ochoty… – Potrafisz nad sobą panować? – dopytywała kobieta, nie przejmując się, że dolewa oliwy do ognia. Zachowywała się tak, jakby była piromanką. Chciała, by niewielkie ognisko zmieniło się w pożar. – Nad tą chęcią? – A po… – Zamilkł na chwilę, spojrzał prosto w kamerę i dodał, uważniej dobierając słowa: – A po co? Potrafię się w niej zatracać. To jest o wiele przyjemniejsze. Akt 2 Ptaki wydawały się nie zauważać poruszenia wokół znaleziska. Ćwierkały w oddali przyjemnie i głośno, jakby chciały zademonstrować przyjezdnym, że ptasie trele na żywo są o wiele lepsze niż jakiekolwiek relaksujące „odgłosy lasu” nagrane na płytach i sprzedawane mieszczuchom. Przyjemny cień drzew zachęcał do położenia się na ziemi i zaczerpnięcia energii z naturalnego źródła. Gdzieniegdzie przez korony drzew przedzierały się ostre promienie słoneczne. Miejscowy policjant Jerzy Franek, który dotarł na miejsce oględzin z komisariatu w Kórniku, szturchnął kolegę po fachu: – Patrz, kryminalni już są. – Podarować sobie nie mogli, co? – No. – Funkcjonariusz splunął przed siebie. – Jakbyśmy sami sobie nie poradzili… Pieprzona Jedynka. Energicznym krokiem zbliżał się do nich policjant z Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej. Franek udał serdeczność: – Witamy Poznań! – Witam, podkomisarz Burzyński. – Przemysław przywitał się z lokalnymi funkcjonariuszami krótkim uściskiem dłoni. – Witam. A to jest posterunkowy… Odwrócił się, żeby przedstawić Michała Majewskiego, ale ten tkwił jeszcze przy samochodzie, odwrócony do reszty towarzystwa plecami, więc dalsza prezentacja nie miała sensu. Burzyński przeszedł do konkretów. – Co tu mamy? – Rozejrzał się. – Przyszło zgłoszenie telefoniczne, podjechaliśmy na miejsce zdarzenia – referował Franek. – Potwierdziliśmy zgłoszenie i zabezpieczyliśmy miejsce do waszego przyjazdu. Mężczyźni stali nad znaleziskiem. Na mchu leżał szkielet człowieka. Postać miała rozpostarte ręce i nogi. Już na pierwszy rzut oka widać było, że kościec jest niepełny. Brakowało dużej części dłoni i fragmentów stóp. – Trochę już sobie leży. – Radosny głos Majewskiego zakomunikował jego przybycie. – Ale ładnie tu jest. Jaki spokój! Burzyński upomniał partnera wzrokiem. Jak zwykle, zamiast najpierw skoncentrować się na czynnościach związanych z pracą, chłopak delektował się widokiem. – Młody, skup się! – Na wszelki wypadek do mrożącego spojrzenia dodał komunikat werbalny. Oczywiście ściszonym głosem, by dotarł tylko do adresata. Michał Majewski pojawił się w komendzie pierwszego dnia kwietnia i bez skrępowania przedstawił się jako chrześniak szefa szefów. Ówczesny partner Burzyńskiego, Ryszard Milczek, żegnał się właśnie ze służbą i zmęczony walką z rakiem udawał się na zasłużony, prawdopodobnie wieczny odpoczynek. Opuszczone biurko Milczka zajął ten młody, irytujący mężczyzna. Burzyński postanowił bronić się przed tym kukułczym jajem, jawnym dowodem nepotyzmu komendanta głównego. Br...
TOMI-3231