Durbridge Francis Harry Brent A5 popr.pdf

(1508 KB) Pobierz
Francis Durbridge
Harry Brent
Przełożył Kazimierz Piotrowski
Tytuł oryginalny: Man called Harry Brent
Rok pierwszego wydania: 1970
Rok pierwszego wydania polskiego: 1975
Wszystkie postaci występujące w tej książce są fikcyjne.
-2-
Rozdział pierwszy.
Harry Brent tak wykształcił swą pamięć, że automatycznie
rejestrowała każdy szczegół z jego życia, umieszczała w kartotece
mózgu i zamrażała tam na wypadek, gdyby ów fakt był mu kiedyś
potrzebny. Charakterystyczna więc scenka, jaka się rozegrała na
stacji Waterloo, pozostała w jego podświadomości i mógł ją
potem obejrzeć po raz drugi niczym kolorowy film, przechowany
wraz z zapisem dźwięku.
Taksówkarz podwiózł go przed halę, w której znajdują się kasy
biletowe, na dziesięć minut przed odjazdem pociągu. Brent
przystanął przed kioskiem z książkami, kupił powieść i włożył
pod pachę. W tej samej ręce trzymał niedużą walizkę. Pociąg do
Market Weldon, jak wiedział z doświadczenia, odchodził z peronu
trzeciego. Brent dołączył do gromadki pasażerów stojących w
kolejce przy wejściu na perony. Kontroler, imigrant z Indii
Zachodnich, sprawdzał bilety.
- Pociąg do Market Weldon na prawo. Tylko ostatnie cztery
wagony.
- Dziękuję.
Szedł wzdłuż pociągu szukając miejsca przy oknie, frontem do
lokomotywy. W pociągu, odchodzącym o dziesiątej rano, było
więcej niż zwykle pasażerów. Dopiero w czwartym wagonie
Brentowi udało się znaleźć miejsce w rogu, od korytarza. Położył
walizkę na górze i usiadł wygodnie z książką na kolanach. Miał
jeszcze dużo czasu na lekturę. Na razie chciał się dobrze przyjrzeć
tym, którzy przez półtorej godziny mieli być jego towarzyszami
podróży. Jedną z ulubionych zabaw Brenta było określanie
pochodzenia i zawodu osób widzianych po raz pierwszy.
Zakwalifikował jako zacną starą pannę siedzącą naprzeciw
niego damę i zastanawiał się, w jakiej szufladce umieścić
-3-
głodnego, nerwowego i onieśmielonego starego kawalera w
przeciwnym rogu, gdy jego uwagę zwróciła twarz dziewczyny,
która zaglądała z peronu do przedziału. Ocenił ją na jakieś
dwadzieścia lat. Była chyba ładna, rysy miała regularne. Ale nie
przypadła mu do gustu. Jej twarz była dziwnie martwa, bez
wyrazu. Nie miała bagażu, tylko w jednej ręce ściskała bukiet, a
pod pachą drugiej trzymała ilustrowany magazyn. Nawet spieszne
zamykanie drzwi i ostry sygnał konduktorskiego gwizdka,
ostrzegające, że pociąg zaraz ruszy, nie zrobiły na niej
najmniejszego wrażenia. Zniknęła mu z oczu. Znów zaczął
przyglądać się sześciu pasażerom w przedziale. Zarejestrował
wszystkich w pamięci i właśnie zabierał się do lektury powieści,
gdy zauważył, że ktoś szarpie się z klamką drzwi. Podniósł wzrok.
W korytarzu stała dziewczyna z kwiatami i żonglowała
magazynem, torebką i bukietem. Naprzeciw niego było jedno
wolne miejsce, ale pasażerowie, w poczuciu owej konspiracyjnej i
dziwnie wrogiej solidarności, jaka tak szybko łączy osoby w
przedziale wagonu, uporczywie ignorowali kandydatkę ubiegającą
się o przyjęcie do towarzystwa.
Po krótkim wahaniu Brent pochylił się i otwarł drzwi.
- Przepraszam, czy to miejsce jest zajęte?
Jej głos mógł być miły, ale teraz zabrzmiał głucho,
bezdźwięcznie.
- Nie - odparł Brent. - Chyba wolne.
Prześliznęła się koło niego pozostawiając mu zamknięcie drzwi.
Miał czas na szybkie, ale dokładne zlustrowanie jej kształtów.
Przedstawiały się nader korzystnie. Miała pantofle z krokodylej
skóry i taką samą torebkę. Ciemnobrązowy kostium był dobrze
uszyty. Ale sposób noszenia się dziewczyny sprawił na nim
wrażenie, że nie dba o to, czy się podoba mężczyznom.
-4-
Zacna cioteczka posunęła się trochę. Dziewczyna ostrożnie
usiadła, wciąż troskliwie trzymając w ręce kwiaty, jakby nie
bardzo wiedziała, co z nimi zrobić. Zauważyła, że Brent jej się
przygląda, spojrzała nerwowo w jego stronę.
- Czy... czy ten pociąg idzie do Market Weldon?
- Mam nadzieję - odparł Brent. Z uśmiechem skinął głową w
stronę okna. Pociąg ruszył w sposób ledwie dostrzegalny. - Ja też
tam jadę.
Szuka schronienia po jakiejś miłosnej katastrofie - pomyślał
Brent - a może chce się otrząsnąć po stracie bliskiej osoby. To by
tłumaczyło apatię, puste spojrzenie i ręce nerwowo ściskające
bukiet. Poczuła się nieswojo. Otwarł książkę i pogrążył się w
lekturze pierwszego rozdziału.
Historia była pasjonująca i półtorej godziny podróży do Market
Weldon szybko minęło. Dziewczyna - zauważył to kątem oka -
nawet nie zajrzała do magazynu, tylko patrzyła na krajobraz
przesuwający się za oknem. Gdy ukazała się dobrze mu znana
farma ze zbiornikiem gazu i pociąg zaczął zwalniać, Brent
zamknął książkę, wstał, wziął z półki walizkę i wyszedł na
korytarz. Zanim pociąg stanął, wyskoczył i jako jeden z
pierwszych znalazł się przy wyjściu z peronu.
Wiedział, że Eryk Vyner będzie czekał na parkingu po drugiej
stronie placu przed stacją. Od razu zauważył dużego humbera
combi, okrytego grubą warstwą kurzu, z kołami oblepionymi
błotem. Wygląd samochodu świadczył, że służy na farmie, a
kierowca był niezawodnie człowiekiem mającym stale do
czynienia z traktorami, żywym inwentarzem i płodami ziemi.
Eryk Vyner był mężczyzną po czterdziestce i zdążył przekonać
się, że gospodarstwo rolne, jeśli prowadzić je z wydajnością
nowoczesnego przedsiębiorstwa, może się pięknie opłacać.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin