Dla Sandy Passarelli
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nie mam pojęcia, ile czasu spędziłem już w królewskim więzieniu. Dnie wydawały się takie same, tyle tylko, że z każdym kolejnym byłem coraz bardziej brudny. Co rano rozedrgany, pomarańczowy blask latarni umocowanej tuż za drzwiami mojej celi zamieniał się w przyćmione, ale jednolite światło słońca, padające na główny dziedziniec. Wieczorami, gdy znów stawało się ciemniej, pocieszałem się, że jeden dzień mniej dzieli mnie od wyjścia na wolność. Dla zabicia czasu, skupiałem się na miłych wspomnieniach, układając je w kolejności chronologicznej i przyglądając im się szczegółowo. W nieskończoność analizowałem plany, które wydawały się takie proste zanim trafiłem do więzienia i przysięgałem sobie, a także każdemu bogu, którego znałem, że jeśli tylko uda mi się wyjść stąd cało, już nigdy, ale to nigdy nie zrobię więcej czegoś tak idiotycznie ryzykownego.
Schudłem od kiedy mnie aresztowano. Opasująca moją talię duża, żelazna obręcz zrobiła się luźna, jednak jeszcze nie na tyle, bym dał radę przecisnąć przez nią kości biodrowe. Niewielu więźniów pozostawało skutych wewnątrz swych cel, jedynie ci, których król szczególnie nie znosił: hrabiowie, książęta czy kanclerz skarbu, po tym, jak poinformował władcę, że nie ma więcej funduszy na wydatki. Nie byłem wprawdzie żadnym z nich, ale wydaje mi się, że można spokojnie założyć, że i mnie król nie znosił. Choć nie pamiętał mojego imienia i choć byłem pospolity jak kurz na drodze, to i tak nie chciał, abym wymknął mu się z rąk. Oprócz żelaznego pasa w talii, miałem jeszcze łańcuchy na kostkach i kompletnie bezużyteczne okowy na nadgarstkach. Na początku zsuwałem kajdany z dłoni, ale ponieważ czasami zmuszony byłem zakładać je z powrotem w pośpiechu, poobcierałem sobie przeguby do żywego mięsa. Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że oszczędzę sobie bólu zostawiając je w spokoju. By oderwać się od snów na jawie, postanowiłem zacząć ćwiczyć bezgłośne poruszanie się po celi.
Łańcuch pozwalał mi na spacer po łuku od przedniego narożnika celi, przez jej środek, do kąta w głębi. Tam właśnie znajdowało się moje łóżko – kamienna półka przykryta workiem trocin. Pod nim stał nocnik. Poza mną, łań...
renfri73