Mo Hayder - Jack Caffery 02 - Granica mroku.pdf

(1697 KB) Pobierz
Pogrzeb odbywał się w anglikańskim kościele na wzgórzu, na
obrzeżach Bath, starożytnego uzdrowiska. Ponad tysiącletni
kościółek mieścił niewiele poza kaplicą, a podjazd przed budynkiem
był zbyt mały, aby pomieścić wszystkich dziennikarzy i fotografów,
którzy tłoczyli się i przepychali, próbując znaleźć najdogodniejszy
punkt obserwacyjny. Dzień był ciepły. W powietrzu unosił się
delikatny zapach trawy i kapryfolium, witający nadjeżdżających
żałobników. Sarny, które pojawiały się w tej okolicy popołudniami,
aby skubać mech z nagrobków przykościelnego cmentarza, z
zaskoczeniem obserwowały niecodzienne zamieszanie, po czym
szybko przeskoczyły niski kamienny murek i zniknęły w leśnej
gęstwinie.
Kościół powoli zapełniał się ludźmi, jednak dwie kobiety
pozostały na zewnątrz. Siedziały bez ruchu na ławeczce pod białą
budleją, a nad ich głowami fruwały motyle wabione zapachem
kwiatów. Żadna z kobiet nie podniosła jednak wzroku. Zjednoczone
w milczeniu i otępieniu, z niedowierzaniem rozmyślały o ciągu
wydarzeń, który doprowadził je do tego punktu. Sally i Zoë
Benedict. Dwie siostry, których na pierwszy rzut oka nikt nie
podejrzewałby o pokrewieństwo. Zoë, wysoka i smukła, była
starsza. O rok młodsza Sally była o wiele niższa i bardziej
korpulentna, wciąż jeszcze miała okrągłą, gładką buzię dziecka.
Siedziała z opuszczoną głową, ze wzrokiem wbitym w trzymaną
w rękach chusteczkę higieniczną, którą gniotła i skubała nerwowo.
– To trudniejsze, niż sądziłam – odezwała się nagle. – To
znaczy... nie wiem, czy zdołam wejść do środka. Wydawało mi się,
że dam radę, ale teraz nie jestem już tego taka pewna.
– To tak jak ja – wymamrotała Zoë.
Przez dłuższą chwilę siedziały w milczeniu. Jedna czy dwie
osoby minęły ich i weszły po schodach do kościoła – nie rozpoznały
żadnej z nich. Potem pojawiło się dwóch przyjaciół Millie: Peter
oraz Nial. Wyraźnie nie czuli się komfortowo, poważni i w
odświętnych garniturach.
– Jego siostra tu jest – powiedziała po chwili Zoë. –
Rozmawiałam z nią na schodach.
– Nie wiedziałam, że ma siostrę.
– Owszem, ma.
– Dziwnie mi ze świadomością, że on ma jakąś rodzinę. I jak
wygląda ta jego siostra?
– Zupełnie niepodobna, Bogu dzięki. Ale pytała mnie, czy
mogłaby z tobą pomówić.
– A czego ode mnie chce?
Zoë wzruszyła ramionami.
– Podejrzewam, że chce cię przeprosić.
– I co jej odpowiedziałaś?
– A jak myślisz? Powiedziałam, że nie ma mowy, to chyba
oczywiste. Jest już w środku.
Zerknęła przez ramię na drzwi kościoła. Stał w nich tutejszy
pastor i przyciszonym głosem rozmawiał ze Steve’em Finderem,
nowym chłopakiem Sally. Zoë z ulgą pomyślała, że Steve to dobry
facet, który da radę opiekować się Sally, a przy tym nie będzie jej
ograniczał. Potrzebowała kogoś takiego. Teraz właśnie podniósł
głowę, napotkał spojrzenie Zoë i kiwnął głową w jej kierunku, po
czym uniósł rękę i znacząco postukał palcem w zegarek. Pastor
przytrzymywał drzwi kaplicy i chciał je już zamykać. Zoë wstała.
– Chodźmy. Miejmy to już za sobą.
Sally nawet nie drgnęła.
– Zoë, muszę cię o coś zapytać. W związku z tym, co się stało.
Zoë zawahała się. To nie był odpowiedni moment na tę
rozmowę. Roztrząsanie wszystkiego jeszcze raz i tak nic by nie
zmieniło. Mimo to jednak usiadła z powrotem.
– Słucham.
– Być może zabrzmi to dziwnie... – Sally obracała w dłoniach
postrzępioną chusteczkę higieniczną. – Ale... patrząc z perspektywy
czasu... Myślisz, że mogłaś przewidzieć to wszystko, co się stało?
– Och, Sally... skąd. Nie. Bycie policjantem nie oznacza
posiadania daru jasnowidzenia. Chociaż czasem mam wrażenie, że
tego oczekuje od nas społeczeństwo.
– Tak tylko pytam. Bo wiesz...
– Co?
– Bo jak się teraz nad tym zastanawiam, to wydaje mi się, że
ja
mogłam to przewidzieć. Odnoszę wrażenie, że widziałam znaki
ostrzegawcze. Wiem, że to brzmi idiotycznie, ale miałam jakieś
przeczucie.
– Daj spokój, Sally, gadasz bzdury.
– Tak, też tak wtedy myślałam. Uważałam, że to głupie. Ale
teraz przypuszczam, że gdybym była uważniejsza, gdybym była w
stanie przewidzieć to wszystko... – Wskazała na kościół, na
karawan stojący przy schodach, na wozy transmisyjne i fotografów.
– Mogłabym temu zapobiec.
Zoë myślała o tym, co powiedziała siostra. Jeszcze nie tak
dawno wybuchłaby śmiechem, słysząc podobne słowa. Teraz jednak
wcale nie była rozbawiona. Świat był zagadkowym miejscem.
Podniosła wzrok na Steve’a i pastora, potem ponownie spojrzała na
siostrę.
Nigdy
nie
wspominałaś
mi
o
żadnych
znakach
ostrzegawczych. Co dokładnie masz na myśli? Kiedy się pojawiły?
– Kiedy? – Sally pokręciła głową. – Nie jestem do końca pewna.
Ale wydaje mi się, że tego dnia, kiedy usłyszałam o tej całej
sprawie z Lorne Wood.
=== =
Zgłoś jeśli naruszono regulamin