Mia Sheridan - Bez lęku.pdf

(1256 KB) Pobierz
A.P
A.P
Książkę dedykuję moim przyjaciółkom,
duchowym siostrom, które nieraz mnie ocaliły
A.P
PANNA
Persefona, królowa świata podziemnego, skazana na spędzanie połowy życia
w ciemności, a połowy w świetle.
A.P
PROLOG
Widziałem ją wszędzie. Na ulicach, w zatłoczonych restauracjach, raz nawet
w krótkim mgnieniu ciemnych włosów i białej koronki tuż przed zamknięciem
drzwi windy. Bez zastanowienia, z sercem walącym w piersi jak dzwon,
przebiegłem dwie kondygnacje schodów tylko po to, by odkryć, że to inna
kobieta. Trzymała za rękę małego chłopca. Przyciągnęła go do swojego boku,
gdy wychodziła z windy, i spojrzała na mnie podejrzliwie, jakby się bała, że go
porwę i ucieknę.
A.P
W tamtym czasie wciąż się zastanawiałem, czy nie zwariowałem. Wątpiłem,
czy ona kiedykolwiek w ogóle istniała. Ale potem przypominałem sobie dotyk
jej palców na mojej skórze, gładki jedwab jej włosów, melodię jej śmiechu i to,
jak bardzo wciąż ją kochałem. I wiedziałem, w głębi duszy w i e d z i a ł e m, że
była prawdziwa.
Śniłem o niej, a ona w ciemności trzymała mnie w ramionach. W mroku
szeptała, że jestem dość silny, by wytrwać, że jestem wart miłości, którą mi dała.
Przypominała mi, kim byłem, zanim w ogóle stałem się kimś.
Moja Nocna Lilia. Skąpana w blasku księżyca.
Bo teraz – tak samo jak wtedy – gdy nadeszło światło dnia, już jej nie było.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Holden
Huk śmigła helikoptera ucichł, gdy zwolniło i w końcu się zatrzymało.
Zamroczony otworzyłem oczy i spojrzałem za okno na ogromny las otaczający
polanę, na której wylądowaliśmy. Mięśnie mi drżały, pięści zaciskałem na
udach, ale czułem się trochę lepiej niż wtedy, gdy wylatywaliśmy z San
Francisco. Przynajmniej się przespałem. Kilka godzin? Zawsze to coś, więcej
A.P
niż poprzedniej nocy. Może nawet więcej niż w ciągu ostatnich trzech dni.
– Idziesz, stary? – zawołał Brandon, otwierając szarpnięciem drzwi. –
Przepraszam, że cię budzę, ale w środku jest łóżko, na którym będzie ci o wiele
wygodniej niż na tym siedzeniu.
– Nie spałem – wymamrotałem.
Chwyciłem sportową torbę i powoli ruszyłem w stronę wyjścia. W mojej
głowie walił bolesny werbel, ogarnęły mnie mdłości. Cholera, ciągle czułem się
półżywy. Skrzywiłem się i wyskoczyłem przez otwarte drzwi.
– Modliłem się – dodałem.
Brandon zaśmiał się cicho.
– Człowieku małej wiary. Chyba nie wątpiłeś, że dostarczę cię tu w jednym
kawałku? Mam dziki talent do latania, stary.
Odwrócił się i zaczął iść, nawet nie zamykając drzwi helikoptera. Jak się
domyśliłem, oznaczało to, że długo nie zostanie. Poszedłem za nim.
– Przez większość czasu nie umiesz nawet utrzymać piłki. A za to płacą ci
miliony. Czemu miałbym powierzać ci swoje życie?
Brandon rzucił mi przez ramię szydercze spojrzenie, ale potem się roześmiał.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że kupiłeś helikopter – powiedziałem, doganiając
go, gdy szliśmy przez wysoką trawę pokrytą rosą.
Wzruszył ramionami.
– Zawsze chciałem nauczyć się latać. Czemu nie? Życie jest krótkie. Jeśli ma
się szansę odhaczyć parę rzeczy z listy życzeń, trzeba to zrobić. Poza tym z
najbliższego lotniska pasażerskiego jedzie się tutaj trzy godziny. Tak było o
wiele szybciej.
– Rany, a jak daleko stąd do cywilizacji w ogóle?
– Ponad sto kilometrów do Telluride. Kiedy mówiłem o prywatności,
miałem na myśli p r a w d z i w ą prywatność.
Gdy przeszliśmy przez rzadki zagajnik, naszym oczom ukazał się bok
ogromnego dwupiętrowego domu letniskowego z oknami od sufitu do podłogi
A.P
na obu poziomach. Gdy się zbliżaliśmy, widziałem drzewa i niebo odbijające się
w szkle, jak gdyby cała budowla była po części migoczącą iluzją. W nocy
świeciła pewnie jak latarnia. Gwizdnąłem, zerkając na las rosnący bezpośrednio
przed domem – taki widok miałem oglądać ze środka.
– Cholera, kiedy budujesz chatę w dziczy, to się nie patyczkujesz. Jak
w cholernym Lśnieniu, stary. Masz na wyposażeniu parę upiornych bliźniaczek?
Brandon zaśmiał się, gdy wszedłem za nim po dużych kamiennych
schodach.
– Uważaj, z czego żartujesz. Kiedy ostatnio byłem tu z grupą, kilka
dziewczyn zarzekało się, że widziały ducha w lesie. Wybiegły z jacuzzi
z przeraźliwym wrzaskiem.
Zrobił minę, która miała chyba wyrażać śmiertelne przerażenie, i zagiął
palce jednej dłoni jak szpony.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin