Dla Taty,
który na przykładzie swojego życia
nauczył mnie sięgać po najodleglejsze gwiazdy
i nigdy nie wątpił, że mogę tego dokonać.
1.
Los sprawił, że to ja napadłem na tych, którzy chcieli napaść na mnie.
Tego wieczora odbywał się pogrzeb mojej rodziny, a ja powinienem był już czekać w kaplicy. Jednak na myśl, że musiałbym siedzieć tam w towarzystwie aroganckich fircyków, robiło mi się niedobrze. Gdybym był kimkolwiek innym, mógłbym przeżywać tę uroczystość w samotności, sam na sam ze swoim bólem.
Od miesiąca byłem królem Carthyi, pełniłem funkcję, do której nikt mnie nie przygotował i która – zdaniem większości Carthyan – w ogóle do mnie nie pasowała. Nawet gdybym chciał z tym polemizować, nie mógłbym przedstawić żadnych przekonujących argumentów. Zabieganie o przychylność opinii publicznej nie należało do moich priorytetów. Skupiałem się na znacznie ważniejszym zadaniu: musiałem przekonać moich regentów, by pomogli w przygotowaniach do nadchodzącej wojny.
Największym zagrożeniem było królestwo Avenii, położone na zachód od naszego kraju. Jego przywódca, król Vargan, pojawił się nieoczekiwanie na pogrzebie. Choć twierdził stanowczo, że chce jedynie złożyć hołd mojej rodzinie, ja nie dałem się zwieść: bardziej byłoby mu żal utraconego podwieczorku niż moich rodziców i mojego brata. Vargan przyjechał tylko po to, by ocenić moją siłę i dostrzec słabości. Przyjechał mnie wybadać.
Wiedziałem, że zanim stanę twarzą w twarz z Varganem, muszę dobrze to przemyśleć i nabrać pewności siebie. Zamiast więc iść na pogrzeb, kazałem im zacząć beze mnie, a sam uciekłem tutaj, do ogrodów królewskich.
Ogrody stały się moim ulubionym azylem w tych licznych sytuacjach, gdy chciałem uciec przed wszystkimi. Królowały tu piękne wiosenne kwiaty oraz rośliny wszelkich rozmiarów i kształtów, ukryte za gęstym wysokim żywopłotem. Majestatyczne drzewa przez większość roku osłaniały ogrody od góry, a trawa była tak miękka, że nie wypadało chodzić po niej inaczej niż boso. W centralnym punkcie znajdowała się marmurowa fontanna z posągiem króla Artoliusa I, mojego przodka sprzed wielu pokoleń, któremu Carthya zawdzięczała niepodległość. Jedno z imion otrzymałem właśnie na jego cześć, oficjalnie nazywam się bowiem Jaron Artolius Eckbert III.
...
renfri73