Braun Lilian Jackson Kot który 11 mieszkał wysoko A5.pdf

(2063 KB) Pobierz
Lilian Jackson Braun
Kot, który mieszkał wysoko
Cykl: Kot, który… tom 11
Przełożył: Stanisław Kroszczyński
Tytuł oryginału: The Cat Who Lived High
Tytuł oryginalny serii: The cat who... Series!
Wydanie oryginalne 1990
Wydanie polskie 2008
Tym razem Qwilleran i jego koci podopieczni (tylko kto kim się
tu opiekuje...?) zamieszkali na ostatnim piętrze wiekowego
wieżowca noszącego dźwięczną nazwę „Casablanca”. Ściany
apartamentu zdobią malowidła, a na każdym z nich widnieje
diabelnie ostry, niebezpieczny nóż. Koko węszy zbrodnię!
Krwawa plama pod dywanem, tajemniczy napis na ścianie,
zamaskowany kolejnym dziełem sztuki: ponurym wizerunkiem
rzeźnickiego stołu... Komu na rękę było zamordowanie
dziedziczki
„Casablanki”
oraz
samobójstwo
młodego,
obiecującego malarza?
Nad „Casablancą” gromadzą się chmury, a los jej
ekscentrycznych mieszkańców spoczywa w aksamitnych kocich
łapkach!
-2-
Rozdział 1.
Wiadomość, która dotarła do miasta Pickax w ten zimny,
listopadowy poranek, przejęła grozą tę niewielką społeczność
zamieszkującą odległy, północny kraniec stanu. Pierwszy o
wypadku samochodowym dowiedział się Andrew Brodie,
komendant policji w Pickax. Doszło do niego czterysta mil na
południe, w niebezpiecznym, zurbanizowanym rejonie, który
miejscowi nazywali Nizinami. Policja z wielkiego miasta
poprosiła Brodiego o pomoc w znalezieniu najbliższej rodziny.
Dowiedział się, że zgodnie z relacją świadków zabity jechał
czteropasmową autostradą przez centrum miasta, kiedy
pasażerowie mijającego wozu zaczęli do niego strzelać i
spowodowali, że kierujący stracił kontrolę nad pojazdem, uderzył
w betonowy wspornik i samochód zapalił się. Ciało kierowcy
spłonęło, ale po tablicy z numerami udało się ustalić, że samochód
zarejestrowany był na Jamesa Qwillerana, lat pięćdziesiąt dwa,
mieszkańca Pickax.
Brodie walnął pięścią w biurko. Jego twarz wykrzywiła rozpacz
i gniew.
- A ostrzegałem go! Ostrzegałem! - zawołał.
Qwilleran nie miał żadnych żyjących krewnych. Potwierdził to
telefon do jego adwokata. Jego rodzina składała się z jedynie
dwóch kotów syjamskich, choć jeśli spojrzeć na to pod innym
kątem, można powiedzieć, że obejmowała zarazem wszystkich
mieszkańców Moose County. Miłe obejście i ekscentryczny styl
życia byłego dziennikarza zaskarbiały „panu Q” powszechną
sympatię. Był autorem rubryki w lokalnej prasie, która zyskała
grono miłośników. Bujne wąsy, ciężkie powieki i włosy siwiejące
na skroniach pociągały kobiety w każdym wieku. Dodatkowo
fakt, że był najbogatszym kawalerem w trzech okręgach i
-3-
zapamiętałym filantropem, czynił go wartościowym członkiem
społeczności.
Brodie natychmiast zadzwonił do Archa Rikera, wieloletniego
przyjaciela Qwillerana i obecnego wydawcy gazety w Moose
County.
- Cholera! Ostrzegałem go przed tą dżunglą! - komendant
krzyczał przez telefon. - Mieszka tu od trzech lat i już zapomniał,
że życie na Nizinach to jak gra w rosyjską ruletkę!
Riker był wstrząśnięty i nie mógł wykrztusić słowa, w końcu
zdołał tylko stwierdzić:
- Qwill o tym wiedział. Zanim się tu przeprowadził, mieszkał w
mieście przez pięćdziesiąt lat. Dorastaliśmy razem w Chicago.
- Wiele rzeczy zmieniło się od tamtego czasu - zauważył
Brodie. - Boże! Czy wiesz, co to znaczy?
Otóż Qwilleran odziedziczył ogromny majątek, fortunę
Klingenschoenów, ale pod jednym warunkiem: musiał mieszkać
w Moose County przez pięć lat. W przeciwnym razie miliony albo
może i miliardy Klingenschoenów miały przypaść w udziale
alternatywnym spadkobiercom spoza stanu.
Riker wysłuchał posępnie tyrady Brodiego i zadzwonił do Polly
Duncan, bliskiej przyjaciółki Qwillerana. Była zdruzgotana
żałobną wieścią. Arch postanowił jak najszybciej polecieć do
miasta. Gdy wydawca powiadomił dział informacyjny swojej
gazety i lokalną stację radiową, w mieście rozdzwoniły się
telefony, przekazując ponurą wiadomość coraz dalej; przerażenie i
smutek opanowały Moose County. Tysiącom czytelników będzie
brakowało rubryki Qwillerana na drugiej stronie gazety. Setki z
nich będą tęsknić za widokiem pana Q przejeżdżającego na
rowerze przez wiejskie drogi albo przechadzającego się długimi
krokami po centrum miasta Pickax, z poważnym wyrazem twarzy,
odpowiadającego na powitania uprzejmym pozdrowieniem.
-4-
Wszyscy zdawali sobie sprawę, że społeczność straci teraz
stypendia, dofinansowania i nieoprocentowane pożyczki.
Zadawali sobie pytanie, dlaczego tak nierozważnie zaryzykował
wyprawę na Niziny? Tylko jedna osoba martwiła się o koty. Lori
Bamba, jego sekretarka na pół etatu, rozpłakała się:
- Co teraz będzie z Koko i Yum Yum?
W Moose County było mnóstwo kotów: polujących na myszy w
stodołach, kotów zdziczałych, rozpieszczonych kotów domowych.
Jednak nikt nie rozpieszczał kotów tak jak Qwilleran, a żaden z
nich nie był tak wyjątkowy jak Kao K'o-kung, zwany na co dzień
Koko. Koko ze swoimi szlachetnymi wąsami, arystokratycznymi
uszami, wrażliwym nosem i nieprzeniknionym spojrzeniem
widział to, co niewidzialne, słyszał to, co niesłyszalne, i wyczuwał
to, czego nikt jeszcze nie wiedział. Jego towarzyszką była kotka
Yum Yum, która podbiła serce Qwillerana, gdy z przymkniętymi
oczami dotykała łapką jego wąsów, mrucząc przy tym gardłowo.
Była to nader urodziwa parka o złocistobeżowych futerkach,
brązowych pyszczkach i łapach, obdarzona hipnotyzującymi,
niebieskimi oczami. Co się teraz z nimi stanie? Czy ktoś będzie je
karmił?
Pozostawało jeszcze najważniejsze dotyczące ich pytanie: Czy
koty jeszcze żyją? Czy były w płonącym samochodzie?
Na dwa tygodnie przed tym, jak policja stanowa zadzwoniła do
Brodiego ze wstrząsającą wiadomością, Qwilleran i jego dwaj
koci towarzysze spędzali spokojny wieczór w domu w Moose
County. Krzepki mężczyzna, wzrostu ponad metr osiemdziesiąt,
beztrosko rozpierał się w głębokim fotelu, prawie
najwygodniejszym w domu - i nie myślał właściwie o niczym.
Koty wylegiwały się w najlepszym z foteli, traktując to
wyróżnienie jako naturalne i należne kocim majestatom.
Pogrążone były w medytacji, a przy tym prezentowały się
wytwornie i malowniczo. Kiedy domową ciszę zakłócił hałas
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin