269 - OSTRZEGAM PRZED DIABELSKĄ LALKĄ VOODOO !!!.docx

(1154 KB) Pobierz

OSTRZEGAM PRZED DIABELSKĄ LALKĄ VOODOO !!!

 

Lalką voodoo, można bardzo skrzywdzić człowieka. Ludzie mogą nią zadawać okrutne cierpienia.

OTO ŚWIADECTWO

Po studiach znalazła zatrudnienie w dużej korporacji. Czuła się wówczas, jakby złapała Pana Boga za nogi. Dobra płaca, ciekawe perspektywy rozwoju zawodowego, interesujący współpracownicy. Czego chcieć więcej? Kilka miesięcy po zatrudnieniu pojechała na firmowy wyjazd integracyjny. Tam spotkała Tomasza, i Janusza, nierozłącznych przyjaciół. Jeszcze tego samego wieczora przy ognisku zaczęli walczyć o jej względy. Chociaż „walka” to może za mocno powiedziane. Tomasz i Janusz pochodzili z dobrych domów, byli dobrze sytuowani i co najważniejsze - mieli dobry gust, skoro wybrali na obiekt zainteresowania jej osobę. Tak przynajmniej myślała.

Okazało się, że nie musiała długo zwlekać z wyborem, gdyż serce wskazało na Janusza. Kiedy po dwóch dniach zbierali się powoli do wyjazdu, Dorota zaprosiła Tomka na spacer. Powiedziała, że jest fajnym kompanem i bardzo go lubi, ale...

- Serce podpowiada ci innego? - No właśnie - przytaknęła.

- Wydaje mi się, że Janusz jest bardziej w moim typie. Chyba się na mnie nie gniewasz?

Odetchnęła z ulgą, gdy na twarzy Tomka zobaczyła uśmiech.

- Co prawda byłem przekonany, że twój wybór będzie inny, ale... - rozłożył bezradnie ręce - nic na siłę. Szanuję twoje uczucia i życzę wam wszystkiego najlepszego.

Kiedy wracali do domu autokarem, senna poobiednia atmosfera i jednostajne kołysanie całkowicie ją uśpiły. Zagłębiła się w nerwowy majak, w którym błądziła w mrocznym labiryncie z mgieł, nie mogąc znaleźć wyjścia ku światłu.

W pewnej sekundzie obudziła się. Otworzyła gwałtownie oczy. Miała twarz odwróconą do szyby. Zobaczyła w niej odbicie twarzy Tomasza, który siedział obok w sąsiednim rzędzie foteli. To była zimna i lodowata maska zła. Jego oczy patrzyły na nią z nienawiścią. Wystraszona, gwałtownie odwróciła się w stronę Tomka. On jednak miał normalny wyraz twarzy i uśmiechał się do niej przyjacielsko. W pewnym momencie puścił nawet oko. Odwróciła wzrok do okna i znowu zobaczyła martwą, bladą maskę twarzy przyjaciela, która sekundę później jakby zanikła. Przez kilka minut była tym wszystkim zdenerwowana. Szybko jednak wytłumaczyła sobie, że to wina snu, który najwyraźniej tak mrocznie ją nastroił.

O tym oraz innych dziwnych przypadkach, które zaczęły ją spotykać, przypomniała sobie wiele miesięcy później, gdy wydawało się, że nie ma już dla niej i Janusza ratunku. Powinna być wówczas bardziej rozważna i ostrożna. Ale zakochani ludzie chcą wierzyć, że cały świat życzy im wszystkiego najlepszego i wszyscy dokoła myślą tylko o tym, żeby on i ona byli jak najszczęśliwsi.

Tak więc w tamtych dniach beztrosko patrzyła w przyszłość. Tomek przez cały czas był z nimi, teraz jako serdeczny przyjaciel ich obojga. Kiedy Janusz zaproponował, żeby został świadkiem na ich ślubie, na twarzy Tomka można było zobaczyć dumę, że przyszli nowożeńcy tak go wyróżnili.

Dorota pobrała się z Januszem w sierpniu 1989 roku. Tego dnia była szczęśliwa także z innego powodu: w firmie zaproponowano jej kierownicze stanowisko. Janusz był również na dobrze płatnym etacie, więc mogli pomyśleć, że życie właśnie otworzyło przecł nimi róg obfitości.

W dniu ślubu, po uroczystym wypowiedzeniu „tak” i krótkiej kościelnej uroczystości, oboje zaczęli przyjmować życzenia.

Oczywiście świadkowie byli pierwsi. Tomasz podszedł i wziął Dorotę w ramiona. Stała wówczas na wprost lustra, które odbijało płaszczyznę drugiego zwierciadła, usytuowanego za jej plecami. Znowu zamiast pogodnej twarzy przyjaciela zobaczyła szarą, zimną maskę. Zamknęła na sekundę mocno oczy, otworzyła je i... odetchnęła z ulgą. Odbicie było normalne.

Kiedy jakiś czas później opowiedziała o wszystkim matce chrzestnej, która zajmowała się ziołolecznictwem, usłyszała, że najwyraźniej jej podświadomość krzyczała ostrzegawczo, ukazując prawdziwe oblicze rzekomego przyjaciela. Dorota jednak zlekceważyła te słowa.

Po tym jak goście złożyli życzenia nowo poślubionym, kelnerzy wnieśli kieliszki z szampanem. Dorota wzięła swój w dłoń i stuknęła się z kieliszkiem Janusza.

-              Gdzie Tomasz? - spytał.

-              Wyszedł na chwilę do toalety - teściowa wskazała kiwnięciem głowy w stronę wyjścia.

Nim wszyscy dopili toast za szczęście nowożeńców, po sali rozszedł się przeraźliwy krzyk Janusza. Kieliszek wypadł mu z dłoni i z brzękiem roztrzaskał się o posadzkę. On sam chwycił się za prawą nogę. Moment chwiał się na jednej, a potem runął z jękiem na dywan. Zwinął się pod wpływem przeszywającego bólu.

                

Dorota zawołała wystraszona, żeby dzwoniono po karetkę.

Ambulans przyjechał w ciągu kilku minut. Cierpiącego mężczyznę położono na noszach i zabrano do karetki. Zamiast jechać do wynajętej restauracji, wszyscy udali się do szpitala. Po godzinie badań lekarze nadal nie znaleźli przyczyny tak ostrego i bolesnego ataku.

W pewnej chwili Janusz nieoczekiwanie              przestał jęczeć. Ból zniknął. Usiadł na kozetce, rozglądając się niepewnie dokoła zmęczonym wzrokiem. Cierpienie minęło równie gwałtownie, co się pojawiło. Dorota chciała, żeby mąż został w szpitalu na obserwacji. On jednak uparł się, że w dniu własnego ślubu musi z żoną zatańczyć pierwszy taniec.

Po chwili wesele rozkręciło się na dobre. Niemal już nikt nie pamiętał, że panna młoda dopiero co stała przerażona na szpitalnym korytarzu, a pocieszający ją Tomasz przekonywał, że na pewno już wkrótce wszystko odmieni się na lepsze.

Janusz czuł się świetnie przez kolejne miesiące. Pewnej nocy dziewczynę obudziło jego przerażające wołanie o pomoc. Janusz krzyczał, że czuje jakby stalowe ostrze przeszywało jego oczy. Wreszcie Dorota usłyszała, że stracił wzrok. Oślepł! Wezwała karetkę. Janusz dostał zastrzyki uśmierzające ból, ale te nie pomogły i jego głowę nadal przebijały ostre szpile bólu.

Drugi zastrzyk, który podał lekarz, zawierał już narkotyk, ale i on nie przyniósł oczekiwanego efektu. Medyk spojrzał na pustą strzykawkę i wijącego się na noszach Janusza. - To niemożliwe - mruknął wówczas do siebie. A jednak wszystko to działo się w rzeczywistości.

Dwa dni później, po długim cierpieniu, którego nikt nie potrafił uśmierzyć, Janusz nieoczekiwanie odzyskał wzrok, a ból zniknął, jakby nigdy go nie było. Tym razem Dorota nie pozwoliła, żeby mąż wyszedł ze szpitala bez zrobienia wszystkich niezbędnych badań. Tylko że te niczego nie wykazały. Ordynator oddziału ogólnego spoglądał na dziewczynę bezradnie.

- Zgodnie ze znakami na niebie i ziemi, włączając w to zaor-dynowaną ostatnio tomografię komputerową głowy, wszystko mówi, że pani mąż jest okazem zdrowia.

Rankiem, przed wyjściem Janusza ze szpitala, Dorota pojechała do rodziców po swoje rzeczy. Kiedy mąż leżał w szpitalu, przeniosła się do mieszkania mamy, skąd miała kilka kroków do męża. W czasie ich nieobecności domem opiekował się Tomek.

- Już za drugim razem miałem myśli, żeby ze sobą skończyć - usłyszała od Janusza.

- Zanim jednak zdecydowałem się, że muszę ze sobą skończyć, ból raptownie ustąpił.

Następnego dnia mąż miał podrzucić ją do sklepu. Kiedy byli już w drodze, otworzyła torebkę w poszukiwaniu dzwoniącego telefonu. Ten zamilkł, gdy trafiła na klucze do mieszkania Tomasza. Zostawił je w ich mieszkaniu podczas ostatniej wizyty na kawie.

Telefon zadzwonił po raz drugi. Okazało się, że teściowie nie czują się najlepiej. Dopadła ich grypa. Dorota powiedziała mężowi, że jutro pójdzie im pomóc. Dzisiaj zaś, po drodze, niech podrzuci ją do Tomasza, to odda mu klucze, a on niech jedzie do rodziców.

Kiedy kwadrans później weszła na klatkę schodową starej kamienicy, uświadomiła sobie, że nigdy dotąd nie była z mężem w mieszkaniu przyjaciela. Czy to nie dziwne? On stale był ich gościem, ale oni nigdy go nie odwiedzali.

Stanęła przed wejściem, na którym wisiała tabliczka z nazwiskiem. Nacisnęła dzwonek. Raz, drugi, trzeci. Nikt nie odpowiadał. Najwidoczniej Tomka nie było w domu. Zachciało jej się pić. Postanowiła wejść do środka i poczekać. A może był to tylko pretekst, żeby zaspokoić kobiecą ciekawość i zobaczyć jak mieszka?

Kiedy znalazła się w przedpokoju, poczuła dziwny zaduch nieco tonowany kadzidełkami, które Tomasz wiecznie do nich znosił, gdyż według jego wiedzy w Indiach taki zapach uznawany był za leczniczy. Weszła do pokoju i sekundę potem ją zemdliło. Zobaczyła pomieszczenie bez mebli. Gołe ściany wymazane krwią. Na środku, obok wyrysowanego na podłodze pentagramu, leżało rozkładające się truchło. Zakryła rękawem nos przed słodkawo- -mdlącym smrodem. Po rogach, które ostro sterczały do góry z czaszki, objadanej przez larwy białych robaków, domyśliła się, że należy do kozła. W środku pentagramu leżała laleczka ulepiona ze stearyny. Na głowie miała przymocowane zdjęcie twarzy Janusza. Obok leżały dwie zakrwawione igły.

Już wiedziała wszystko! Pojęła, dlaczego jej przeczucia dwa razy podsunęły jej w lustrzanych odbiciach mściwą maskę twarzy Tomasza. On ich nienawidził. Czy za to, że postanowiła związać się z innym mężczyzną? Przecież to było chore!

Te myśli przebiegły przez jej głowę w ciągu ułamka sekundy.

Postanowiła jak najszybciej uciec z tego miejsca. Odwróciła się, żeby wyjść i wtedy zobaczyła w drzwiach pokoju Tomasza. Jego nienawistny wyraz twarzy mówił wszystko.

-              Zabije cię, dziwko. Miałem to zrobić później, ale widocznie Zły chce inaczej.

Sekundę potem wyciągnął schowany za plecami nóż i rzucił się na Dorotę. Uskoczyła w bok, a on pośliznął się na laleczce z twarzą Janusza. Moment później krzyknął rozdzierająco. Obróciła się. Tomasz leżał na brzuchu, przebity ostrymi rogami kozła.

Roztrzęsiona, drżącą ręką wystukała numer pogotowia, policji, a potem Janusza.

                                     

To wszystko nie powinno się wydarzyć. A jednak...

str. 2

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin