OGNIE W RUINACH
Nigdy nie zapomnę tej chwili. Właśnie odkładałem książkę i sięgałem do kontaktu, by zgasić światło, gdy zadzwonił telefon. Spojrzałem na stojący obok łóżka budzik. Wpół do drugiej w nocy – trochę za późno na zwykłą rozmowę. Podniosłem słuchawkę, czując narastające napięcie, jak zazwyczaj w takich sytuacjach.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, usłyszałem nie znany mi męski, nosowy głos.
– Czy to doktor Piwowski? – W tonie rozmówcy wyczułem duży niepokój.
– Tak. W czym mogę pomóc? – zapytałem najgrzeczniej jak umiałem, wiedząc, że nie jest to zwykły telefon z prośbą o pomoc medyczną. Tego numeru nie podawałem swoim pacjentom. Dzwonili zazwyczaj na komórkę, o tej porze trafiając na pocztę głosową.
– Mówi podporucznik Adam Jastrzębski ze sztabu Okręgu Dolnośląskiego, kod Alfa–Alfa. Otrzymał pan kartę mobilizacyjną, proszę natychmiast zgłosić się w macierzystej jednostce.
– Ale ja... – Szczerze mówiąc, zaskoczył mnie tak bardzo, że nie wiedziałem, jak zareagować. – Ale...?
– Za kilka minut pod pana dom podjedzie nieoznakowany samochód. Proszę zabrać zestaw mobilizacyjny i czekać przed bramą.
– Tak jest – wymamrotałem do głuchej słuchawki. Mój rozmówca rozłączył się natychmiast po wypowiedzeniu ostatniego słowa. Zapewne miał jeszcze wiele osób do obdzwonienia.
Wstałem z łóżka i przejechałem dłonią po twarzy. Szorstki jednodniowy zarost nie był problemem. Przy mobilizacji nikt nie zwróci uwagi na taki szczegół. Włożyłem wytarte dżinsy i wyjąłem z szafy świeżą koszulę. Po chwili namysłu wybrałem schodzone, i dzięki temu wygodne, wysokie buty. Na końcu sięgnąłem po stojący w głębi szafy plecak. Każdy z nas, odchodząc ze służby w jednostkach specjalnych, otrzymał identyczny zestaw narzędzi, lekarstw i sortów mundurowych na wypadek niespodziewanej mobilizacji. Sądziłem, że nigdy nie będę musiał go użyć, ale jak widać – myliłem się. Spojrzałem na zegarek, od odłożenia słuchawki minęły już trzy minuty. Nie miałem wiele czasu na zastanawianie się. Włożyłem kurtkę, przygładziłem włosy, przejrzałem się po raz ostatni w lustrze i wyszedłem na korytarz, cicho zamykając drzwi.
Mieszkałem na trzecim piętrze starej poniemieckiej kamienicy, jakich pełno stoi w śródmieściu Wrocławia. Skrzypiące schody, pamiętające ...
renfri73