Stanislaw Antoni Wotowski - Upiorny dom.pdf

(934 KB) Pobierz
Stanisław Antoni Wotowski
Upiorny dom
Powieść sensacyjna
Warszawa 2016
Spis treści
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział
I. Niesamowite wypadki
II. Dwór w Podbereżu
III. Diabelski seans
IV. Po omacku
V. Zmartwienia Dena
VI. Między nami... panienkami...
VII. W Lityczach
VIII. Ktoś zakrada się do zamku...
IX. Den poczyna działać
X. Izba prób
XI. Zły duch Podbereża
XII. Tajemnica Kińskiej
Rozdział I
Niesamowite wypadki
– Śpij spokojnie i nie przejmuj się zbytnio tym, co ci
opowiedziałem! – rzekł Fred, ściskając na pożegnanie rękę
detektywa.
Den pozostał sam.
Słabo migotała na nocnym stoliku świeczka. Przez otwarte
okna płynął zapach drzew lipowych i kwiatów, a z dala
dobiegało rechotanie żab, poszczekiwanie psów – odgłosy tak
charakterystyczne dla wiejskiej letniej nocy.
Zasadniczo Den nie był wielkim zwolennikiem wsi. Gdy
siedział w mieście, marzył czasem, by znaleźć się śród pól i
łąk, kiedy jednak śród nich się znalazł, rychło tęsknił za
gwarem i zgiełkiem stolicy. Toteż nie lada użyto magnesu,
aby detektywa ściągnąć na Kresy, do tego wielkiego pałacu.
Przynęta była silna i teraz jeszcze, wspominając, co mu
opowiadał Fred w Warszawie, jak również powtarzał przed
chwilą, pokiwał głową.
– No... no... dziwy...
Mimo długiej drogi i zmęczenia nie czuł senności. Sięgnął
po papierosa, zapalił go i głęboko zaciągnął się dymem. Dym
snuł się spiralnie, przybierając kształty cudaczne, kształty
widm i upiorów rozpływających się powoli.
– Same duchy! – przyszła refleksja i znów uśmiechnął się
lekko.
Istotnie, pokój, jaki przeznaczono dla Dena, sprawiał
niesamowite wrażenie. Duży, o sklepionym suficie,
przypominał refektarz klasztorny. Rzecz zrozumiała, sam
pałac a raczej zamczysko wybudowano w końcu XVII wieku,
przystosowując dopiero za czasów Stanisława Augusta do
wymogów bardziej współczesnych. I o ile – jak pobieżnie po
przyjeździe zdążył zauważyć, parter uległ gwałtownej
przeróbce a stare komnaty przekształcono w szereg salonów
– o tyle pierwsze piętro nosiło jeszcze charakter kresowych
zameczków. Pełno tam było wnęk, zakamarków, drzwi,
zręcznie w murach poukrywanych... Dziwne wrażenie
potęgowało to jeszcze, że komnaty na górze były porządnie
zaniedbane, a stare stylowe meble pokrywały warstwy kurzu.
Obecni właściciele, nie korzystali z nich prawie, ograniczając
się zamieszkiwaniem parteru, i stały one przeważnie
zamknięte. Dla Dena wyporządkowane „refektarz” i to dzięki
usilnym prośbom detektywa, gdyż...
Wyraźnie prosił, aby go tam umieszczono.
Toteż teraz, nie mogąc zasnąć, błądził wzrokiem po tonącej
w mroku komnacie, ledwie oświetlonej słabym blaskiem
stojącej na stoliczku obok świecy w wysokim srebrnym
lichtarzu. Z kątów wyzierały duże szafy i meble w stylu
Ludwika Filipa, a z poczerniałych ram spoglądali nań jacyś
patriarchowie o siwych brodach i rycerze w ciężkich
pancerzach. Spoglądali ni to ciekawie, jakby zdziwieni
obecnością intruza, ni to z ostrzeżeniem.
Wodząc machinalnie wzrokiem po tych konterfektach, Den
wspominał okoliczności, jakie go tu przywiodły.
Den znał Freda Podbereskiego dość dawno. Znał a nawet
lubił bardzo, choć znajomość ta uległa dłuższej przerwie.
Zresztą, trudno było nie lubić Freda. Posiadał on jedną z tych
szczerych, serdecznych i uczynnych natur, jakie w naszych
czasach powszechnego chamstwa i sobkowstwa stają się
coraz rzadsze.
Zetknęli się przed laty, gdy Fred, nie mogąc jeszcze
powrócić do zdewastowanego przez inwazję bolszewicką
majątku, zamieszkiwał w Warszawie – a Den rozpoczynał
zawód detektywa. Zetknęli się z powodu jakiejś błahej
sprawy – bodaj kradzieży u jednej z kuzynek Freda – którą to
kradzież Den wykrył błyskawicznie. Odtąd oficjalny stosunek
przeszedł w zażyłość. Podbereski, pociągnięty romantycznym
zawodem detektywa, pełnym niebezpieczeństw i przygód
niezwykłych, jął odwiedzać go często. A że sporo nocy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin