Legenda 01 A5.doc

(1686 KB) Pobierz
Łowca czterech żywiołów




Agata Adamska

Łowca czterech żywiołów

Cykl: Legenda o Seantrze Tom 1

 

 

Wydanie polskie 2016

Projekt okładki Krystian Żelazo

 

 

Idąc na test zdolności magicznych, Aeryla Valnes jest przekonana, że okaże się, iż podobnie jak jej rodzice nie posiada żadnych predyspozycji. Jakiż szok przeżywa, gdy okazuje się, że ma niespotykane umiejętności panowania nad wszystkimi żywiołami.


Rozdział 1.

Moje życie to tragedia. Rozumiecie?! Katastrofa! Nie dość, że mam ojca tyrana, który zmusza mnie do niewolniczej pracy w swojej głupiej i nudnej kancelarii; nie dość, że wyglądam jak zombie, ponieważ mam bardzo jasną cerę oraz rude włosy, które są sztywne jak druty; nie dość, że w mojej szkole uchodzę za dziwadło nie z tej ziemi - to na dodatek właśnie dzisiaj mam testy z magii, przez które musi przejść każdy uczeń naszego liceum. Wiecie, co to oznacza? Że już nie będę stwarzać pozorów osoby, która w przyszłości ewidentnie stanie się wyrzutkiem społeczeństwa. A wiecie dlaczego? Ponieważ przez ten test ja się nim po prostu stanę i to już dziś. Zupełnie legalnie, zgodnie ze wszystkimi standardami edukacji. I to jest niesprawiedliwe. W ogóle niech mi ktoś powie, dlaczego nasz znamienity rząd wprowadził coś tak durnego, jak testy na magię. Przecież każdy sam wie, czy jest magiczny, czy nie. Po co tacy ludzie jak na przykład ta podła kretynka Iyanna Weel mają się jeszcze bardziej wyróżniać wśród uczniów. Przecież i tak jest ona tutaj uważana za największą seksbombę. Faceci widzą w niej tylko te platynowo-świńskie blond włosy oraz wielkie cycki, które na pewno są sztuczne. Nikt z nich nie dostrzega, jak wredny ma charakter oraz jak znęca się nad innymi. I taka osoba ma jeszcze dodatkowo stać się magikiem? A zostanie na pewno, przecież jej rodzeństwo jest magiczne, rodzice, dziadowie, pradziadowie i nie zdziwiłabym się gdyby jej kot i pies też były. Oczywiście ja, córka dwóch zupełnie niemagicznych ludzi, nie miałam żadnych szans na to, żeby zostać magiem. Egzamin został niby wprowadzony po to, żeby tacy jak ja mieli jakąś tam szansę, ale ja wiem, i wszyscy inni zresztą też, że to było jedno wielkie kłamstwo.

Dokładnie o godzinie dwunastej w południe przyszła po nas dyrektorka, żeby zabrać nas do auli, w której miał się rozpocząć ten koszmar.

- Nie wiem, po co oni w ogóle nas tam ciągną - stwierdziła moja najlepsza przyjaciółka Annija, kiedy szłyśmy długim korytarzem w stronę drzwi oddzielających naszą część szkoły od tej, w której odbywały się zajęcia dla przyszłych magów. - Przecież to bez sensu, i tak tego nie zdamy, i tak.

- Ann, ja też tego nie rozumiem i mówiłam ci to już setki razy. Po prostu żyjemy w skorumpowanym kraju, na dodatek rządzonym przez debili, którzy dają się wykorzystywać magom. Nic z tym nie poradzimy, więc z łaski swojej przestań narzekać i daj mi się skupić.

Annija spojrzała na mnie, mrużąc swoje mocno wymalowane oczy. Moja przyjaciółka była dość przysadzista i ubierała się bardzo ekstrawagancko. Ona twierdziła, że to oryginalne i że nosząc coś innego niż wszyscy, nie wygląda jak chociażby klon Iyanny, na co ja zawsze odpowiadałam prychnięciem. Gdyby porównać Iyannę do kogokolwiek, to Annija, ze swoją ogromną tuszą oraz prostymi, ciemnymi włosami ściętymi na krótko, byłaby ostatnią osobą przypominającą klon Iyanny, nawet gdyby nosiła takie same obrzydliwie jaskrawe kiecki jak ona. Dziś moja przyjaciółka przeszła samą siebie i zamiast ubrać się, tak jak wszyscy, w czarną spódnicę i białą bluzkę, założyła ciemne sztruksowe spodnie, błękitną koszulę z kołnierzykiem oraz cekinową, błyszczącą tunikę.

- Nad czym ty się chcesz skupiać, przecież i tak to oblejesz.

- Och, ale ty jesteś głupia! - rzuciłam zirytowana. - Przecież wiem, że obleję. Jak mogłabym nie oblać, będąc tym, kim jestem, czyli córką prawnika i kury domowej. W naszej rodzinie przynajmniej od trzech pokoleń nie było żadnego maga. Chcę się skupić, ponieważ pierwszy i jedyny raz będziemy w części przeznaczonej dla nowicjuszy magii, nie chciałabym przegapić niczego ciekawego!

- Och, już wiem, co ci chodzi po głowie. - Na ustach Ann pojawił się chytry uśmieszek.

- Na pewno nie to, co tobie.

- Właśnie, Aeryla, jesteś genialna! Przecież my będziemy w części dla magików. Wiesz, ile tam chodzi słodkich ciasteczek.

Cała Annija. Tylko jedno jej w głowie.

- Daj spokój, i tak nikt nie zwróci na nas uwagi. Jakbyś jeszcze tego nie zauważyła, to jesteśmy uważane za dwie najbardziej nieatrakcyjne dziewczyny w całej szkole! I PRZESTAŃ TAK SIĘ GAPIĆ NA TAMTYCH KOLESI, BO ROBISZ Z NAS POŚMIEWISKO!

- Oj, Aeryla - Ann machnęła ręką - przestań marudzić. Patrz, zaraz wchodzimy.

Rzeczywiście. Doszliśmy do wielkich rzeźbionych drzwi, a dyrektorka właśnie wyciągała klucz. Przekraczając próg, przeżyłam szok. Z ciemnego, zimnego wnętrza naszej części budynku weszliśmy po prostu do raju. Korytarz kończył się ogromnym kolistym holem. Wszystkie ściany były oszklone, a na środku stała wielka fontanna. Na podłodze leżał puszysty czerwony dywan. Po lewej stronie korytarza znajdowała się mała wnęka otoczona girlandami kwiatów. Stało tam parę skórzanych foteli, na których siedziało kilka osób w długich zielonych płaszczach. Annija westchnęła.

- Też bym chciała mieć tutaj zajęcia i posiadać taki płaszcz. Dobrze mi w zielonym!

Spojrzałam na nią.

- Wiesz, że to znak rozpoznawczy nowicjuszy magii.

- Wiem, wiem, ale fajnie tak pomarzyć o tym luksusie. Iyanna teraz to dopiero będzie miała życie.

Przewróciłam oczami i bez słowa poszłam dalej.

- Powinniśmy się z tego cieszyć - stwierdziłam po chwili - przynajmniej odseparują ją od naszych przyszłych roczników. Dalej będzie chodzić z uniesioną wysoko głową i zadzierać nosa, ale przynajmniej nie w naszej części budynku.

- Też prawda. Tylko że oprócz niej odejdzie również cała grupa przystojniaków, bo zazwyczaj magami zostają ci najfajniejsi. Ciekawe: dlaczego tak jest? - Ann się zamyśliła. - Chociaż... wiesz, że nie wyobrażam sobie, żeby magikiem mógł zostać jakiś prosiak, to byłoby straszne. Przeczyłoby wszystkim prawom fizyki i zniekształciło ich obraz na całe wieki!

- O jakim obrazie mówisz? - podjęłam jej myśl, chociaż przewidywałam, jaka będzie odpowiedź.

- O obrazie magików jako bogów seksu i obiektów kobiecych żądz.

Westchnęłam z irytacją. Dlaczego moja najlepsza przyjaciółka musiała być nałogową erotomanką?... A raczej mogącą za taką uchodzić, bo pomiędzy być a uchodzić jest wielka różnica. Annija, podobnie jak ja, nie miała jeszcze nawet chłopaka.

Doszliśmy w końcu do auli. Dyrektorka oraz kilku nauczycieli ustawili nas gęsiego.

- Jak w przedszkolu - mruknęła Ann.

Każdy dostał plakietkę ze swoim imieniem i nazwiskiem oraz numerkiem.

- Wszyscy zapewne wiecie, po co tu przyszliście - rozpoczęła przemowę dyrektorka. - Dziś nadszedł wasz wielki dzień. Dzień przemian oraz wyborów. Dziś dowiecie się, czy jesteście użytkownikami magii, czy też jej nie posiadacie.

- Ble, ble, ble - wyszeptała Annija - mogłaby stara jędza skończyć tyradę, odwalić ten test i puścić nas już w końcu do domu. Matka robi dziś kartacze na obiad!

- O ludzie! Czy ty myślisz tylko o żarciu i facetach?!

- Każdy z was na pewno zastanawiał się już nad swoją przyszłością, jednakże ten egzamin pozwoli wam dojrzalej spojrzeć w dal i dostrzec ścieżkę rozwoju w jaśniejszym świetle, dlatego życzę wam wszystkim powodzenia.

- Jasne, jasne. Kończ już, nawiedzona duchowo kobieto, bo jestem głodna, i to cholernie.

- Właśnie skończyła - zauważyłam - zaraz będą nas wywoływać.

- W brzuchu mi burczy, ciekawe, co oni tam będą z nami robić. Jak w ogóle wygląda ten cały test? Każą nam coś wyczarować?

- Tak, szczególnie tobie i to pewnie coś do żarcia: kotleta albo pączka.

- Kartacza. - Ann zrobiła rozmarzoną minę. - Każą go wyczarować, a jak zobaczą, że nie potrafię, to się zlitują i sami to zrobią.

- Znów nie uważałaś na podstawach magii? My nic nie będziemy musieli robić. Magia sama się uwalnia w połączeniu z odpowiednim kryształem.

- Więc i tak na to samo wychodzi. Dadzą nam kryształ i każą czarować.

Zrezygnowałam z dalszego tłumaczenia jej tego procesu, bo i tak nic by do niej nie dotarło. Tymczasem drzwi od auli otworzyły się szeroko, ze środka wyszedł mężczyzna z kartką papieru i wyczytał nazwisko. Z tłumu wyszedł jakiś chłopak, którego pierwszy raz widziałam na oczy. Był bardzo wysoki, ubrany w śnieżnobiałą koszulę oraz spodnie wyprasowane na kant. Marynarka wyglądała tak, jakby została zakupiona pięć minut temu. Każda część jego garderoby była uszyta z materiałów najlepszej jakości i nie można było dostrzec nigdzie nawet najmniejszej plamki, zgniecenia czy zagięcia, ale to nie było jeszcze wszystko, ponieważ to jego fryzura robiła największe wrażenie. Misternie poskręcane blond loki sięgające brody. Każde pasemko było odpowiednio ułożone, dopasowane i lśniło w promieniach słońca.

- O, bogowie - wskazałam na tego kolesia - co to za goguś?

- Chyba nie od nas.

Ann, widząc moją zdziwioną minę, przypomniała, że przecież w Elhen tylko nasza szkoła miała pomieszczenia przeznaczone dla przyszłych magów, w związku z tym na egzamin byli zapraszani również uczniowie z innych liceów. Rozejrzałam się wokół siebie i rzeczywiście musiałam przyznać przyjaciółce rację. Dopiero teraz zauważyłam kilka nieznajomych twarzy.

Egzamin ciągnął się w nieskończoność, ponieważ każda osoba spędzała przed komisją około pięciu minut. Przez pierwszą godzinę byłam trochę stremowana, przez drugą zniecierpliwiona, a przy trzeciej zupełnie straciłam humor. Miałam dość wszystkich i wszystkiego, a Annija nie ułatwiała mi życia, ciągle mamrocząc coś pod nosem. Poza tym zaczynałam się denerwować czymś innym. Dochodziła już za kwadrans piąta, a ja na piątą miałam być u ojca w jego biurze. Jak się spóźnię, to znowu będzie darł się na mnie przez cały wieczór.

- Annija Karrow - rozległ się donośny głos.

Annija zerwała się ze swojego miejsca i pognała do drzwi. Nawet nie zdążyłam jej życzyć powodzenia. Zastanawiałam się, jaki był powód takiego pośpiechu: stres, zmęczenie czy stygnące w domu kartacze. Znając ją - raczej to ostatnie.

- Ja chyba zaraz oszaleję - wymamrotałam sama do siebie.

Gorsze od czekania było chyba tylko to, że oprócz mnie wywołana nie została jeszcze również ta blond kretyna, a jak zauważyłam, jej też zaczynało się nudzić, i już parę razy rzuciła mi pełne pogardy spojrzenie.

- Aeryla Valnes - usłyszałam w końcu swoje nazwisko.

Wstałam i z rezygnacją poczłapałam w stronę auli, po drodze mijając Anniję.

- I jak ci poszło? - szepnęłam.

- A jak myślisz?

- Panno Valnes, panny kolej, więc proszę się pośpieszyć! Nie mamy teraz czasu na babskie pogaduchy!

- Dobrze, dobrze, przecież idę!

Aula robiła ogromne wrażenie. Była naprawdę wielka, w kształcie okręgu, zwieńczona kopułą. Na środku stała katedra, a wokół niej znajdowały się miejsca siedzące dla uczniów. Przy każdym stanowisku stał mały rozkładany stoliczek oraz czerwony fotel. Nie było lamp ani lampek, ponieważ zostały zastąpione srebrnymi iskrzącymi kulami zawieszonymi w powietrzu. Egzaminatorzy siedzieli przy katedrze. Było ich trzech: łysy, mały facet, który się na mnie wydarł na korytarzu, ciemnowłosa kobieta o sympatycznej twarzy oraz mężczyzna, który wyglądał na znudzonego. Wszyscy mieli na sobie długie płaszcze w różnych kolorach.

Łysol machnął ręką w moją stronę, nakazując mi tym gestem podejście bliżej.

- Proszę usiąść. - Kobieta wskazała mi miejsce. - Ma pani przed sobą dwa szeregi kryształów. Te cztery kamienie z pierwszego rzędu są katalizatorami dla magii pochodzącej z jednego z czterech żywiołów: wody, ognia, powietrza oraz ziemi. Wyżej leżą kamienie, które pozwalają przechwycać i oddawać magię z dwóch żywiołów, na przykład wody i ognia, oznacza to, że jeśli pani wykaże zdolności do przechwycenia magii, będzie pani mogła ją czerpać poprzez kryształ zarówno z jednego żywiołu, jak i z drugiego. Ostatni kamień natomiast pozwala czerpać magię ze wszystkich czterech żywiołów. Czy wszystko pani zrozumiała?

- Tak. - Kiwnęłam głową.

- W takim razie zaczynamy. - Kobieta przysunęła ławkę z kamieniami w moją stronę. - Proszę się odprężyć. Nic pani nie musi robić, jeśli ma pani moc, odpowiedni kamień sam zareaguje.

Wpatrywałam się w te głupie kamienie chyba z kilkanaście minut, ale najwyraźniej żaden nie miał zamiaru nawet drgnąć. Egzaminatorzy spojrzeli tylko na siebie. No tak - pomyślałam. - W ten oto sposób moim marzeniom o byciu kimś w przyszłości postawiono tamę. Teraz zaczyna się nowy etap życia, w którym będę musiała harować jak wół w kancelarii ojca i do śmierci prowadzić nudne i pospolite życie miejscowego prawnika.

- Przykro mi - ciszę przerwał głos kobiety - ale jak widać, chyba nie posiada pani umiejętności posługiwania się magią.

- Nic się nie stało. - Wstałam. - Spodziewałam się tego.

Kobieta uśmiechnęła się do mnie łagodnie.

- Zaczekaj! - krzyknął łysy koleś.

Odwróciłam się zaskoczona, ponieważ chyba wszystko zostało już wyjaśnione dostatecznie. Spojrzałam na faceta, ale on nie zwracał uwagi na mnie, tylko przyglądał się kryształom. I wtedy zamarłam. Jeden z nich, ten najmniejszy, zaczął dziwnie promieniować. Nagle uniósł się w powietrze, zatrzymał na wysokości moich oczu i zaczął wirować. Promienie, które się z niego wydobywały, stawały się coraz większe, aż przybrały postać błękitnych smug. Wrzasnęłam, kiedy wystrzeliły w moją stronę. Kobieta uniosła szybko ręce i wymruczała jakieś zaklęcie. W jednej sekundzie wszystko znikło, a kamień spadł na podłogę. Wszyscy patrzyliśmy na niego oniemiali.

- A to dopiero niespodzianka - usłyszałam obcy głos.

Należał do tego mężczyzny, który wcześniej miał znudzoną minę i przez cały test nie odezwał się nawet słówkiem. Teraz o jego twarzy można byłoby powiedzieć wszystko oprócz tego, że była znudzona. Spojrzał na mnie, a ja zorientowałam się, że stoję z rozdziawioną buzią, więc szybko ją zamknęłam.

- Mamy Łowcę Czterech Żywiołów!

- Eeee - zaczęłam elokwentnie - Czterech Żywiołów... co?

- Łowcę - kobieta kontynuowała wypowiedź kolegi - Łowcę Czterech Żywiołów. Kogoś, kto może czerpać moc ze wszystkich żywiołów. Ten kamień, który zareagował na pani zdolności, to szmaragd dreański. Bardzo drogi kryształ, którym w naszym kraju potrafi posługiwać się tylko garstka magów.

- Nie. Nie. Nie! - Zaczęłam kręcić głową. - Ja tu chyba nadal czegoś nie rozumiem. Jak ten cały kryształ mógł zareagować na moje zdolności, skoro ja ich nie mam?!

- My już posiadamy swoje katalizatory - powiedział Znudzony. - To pani jest jedyną osobą na tej sali, która jeszcze tego nie posiada...

- To jakaś pomyłka! - upierałam się dalej. - Ja przecież nie jestem magiczna w żaden sposób, jestem po prostu zwykłą córką jeszcze zwyklejszego prawnika...

- Nie może być żadnej pomyłki! - Łysy mag trzasną ręką o blat stołu. - Mamy Łowcę Czterech Żywiołów! Pikuś ma w końcu właściciela!

- Pikuś?

Kobieta się roześmiała.

- Heliusz tak nazywa twój kamień. Jest jego oczkiem w głowie.

- Hmm - zamyślił się Znudzony - więc rozumiem, że w pani rodzinie ostatnio nie było żadnego maga. - Pokręciłam głową. - A w poprzednich pokoleniach?

- Raczej nie - odpowiedziałam - chyba że naprawdę w baaaaardzo poprzednich.

- Gen musiał być przekazywany z pokolenia na pokolenie - kobieta spojrzała na Znudzonego - ale nie ujawnił się u nikogo z jej rodziny, więc musiało dojść do kumulacji zdolności magicznych i przekazania ich dla dalszych pokoleń, w ten sposób ta dziewczyna posiadła możliwości czerpania magii z aż czterech żywiołów!

Nic nie rozumiałam z tego naukowego bełkotu. Wiedziałam tylko jedno: że musiała zajść naprawdę bardzo wielka pomyłka, i nie pojmowałam, dlaczego oni wciąż skupiają się na tym głupim kamieniu i na moich wyimaginowanych zdolnościach magicznych, a nie na czymś bardziej przyziemnym, takim jak na przykład: w jaki sposób mogło dojść do całego tego zamieszania.

- Przepraszam - powtórzyłam ponownie - ja naprawdę myślę, że to jakieś nieporozumienie.

- Proszę, zbliż się tutaj - powiedział Łysy.

Podeszłam do niego, a on podniósł z podłogi kamień i wręczył mi. Wzięłam go w dłoń. Był mały, czarny i ciepły. Czułam wydobywające się z niego wibracje i zauważyłam, że znowu zaczyna drgać.

- A teraz spróbuj podpalić ten stół!

- Heliusz - kobieta rzuciła się do ławki, próbując odebrać mi kryształ - ona nie umie się tym jeszcze posługiwać, może podpalić nas wszyst...!

Nagle stół stanął w płomieniach, a potem kilka krzeseł i płaszcz Łysola, i to najwyraźniej przeze mnie, ponieważ kiedy przed chwilą Łysy powiedział o ogniu, zareagowałam tak, jak zrobiłby to każdy, czyli wyobraziłam sobie płonącą ławkę. Kobieta szybko wymruczała zaklęcie, Znudzony zerwał się z krzesła, podbiegł do mnie i wyrwał mi kamień, a Łysy starał się usilnie ugasić swój płaszcz. Ja tymczasem stałam osłupiała i wpatrywałam się w mały pożar, który sama wywołałam. Nie! To się nie dzieje naprawdę! To niemożliwe! - wciąż chodziły mi po głowie te myśli.

- Oj - wyjąkałam.

- Nic się nie stało, nic się nie stało! - krzyczał Łysy jeszcze bardziej uradowany niż wcześniej.

Nagle wszyscy zaczęli mówić jednocześnie:

- W końcu i nasza szkoła będzie uczyć Łowcę, nareszcie...

- Ta dziewczyna chyba jeszcze sama nie wie, jak duże posiada moce...

- Trzeba będzie jej zorganizować dodatkowe zajęcia i kursy...

- Tak, właśnie! Poza tym trzeba poinformować jej rodziców, przebadać rodzeństwo...

- Taki talent...

Zaraz, zaraz. Co tu się, u diabła, dzieje?! Jakie informowanie rodziców? Jakie badanie rodzeństwa?

Cała trójka spojrzała na mnie zdziwiona. Dopiero teraz zorientowałam się, że powiedziałam to wszystko na głos.

- Rozumiemy, że to może być dla ciebie duży szok - powiedziała cicho kobieta. - Nie spodziewałaś się zapewne, że w ogóle posiadasz jakieś moce, a tu nagle okazuje się że jesteś Łowcą...

- Proszę, na razie nie mówcie nic nikomu, a szczególnie mojej rodzinie. Ojciec jest bardzo sceptyczny, jeżeli chodzi o magię. On to wszystko uważa za głupotę. Muszę go przygotować na tę rozmowę.

- No dobrze - zawyrokował Znudzony. - Ile czasu potrzebujesz?

- Około tygodnia.

Kobieta spojrzała na dwóch pozostałych członków komisji.

- Myślę, że tydzień jakoś przebolejemy, ale tylko tydzień. I to nie oznacza, że nie będziesz przez ten czas uczęszczała na zajęcia z magii. Masz dużo do nadrobienia. Osoby, które są z magicznych rodzin, wszystkie podstawy mają w jednym paluszku. Nie możemy pozwolić, żebyś miała zaległości! Zgłoś się zaraz po wyjściu stąd do pani dyrektor. Wręczy ci listę potrzebnych materiałów, artefaktów oraz książek, a także namiary, gdzie możesz to wszystko nabyć. Oczywiście zostanie ci przyznane stypendium, ponieważ wszystkie przedmioty związane z magią są drogie, a z tego, co wcześniej nam sugerowałaś, wywnioskowałam, że twoja rodzina nie będzie zainteresowana zakupieniem ci tego wszystkiego.

- Dobrze - odparłam.

Pożegnałam się i wyszłam na korytarz. Miałam nadzieję, że Annija była naprawdę bardzo głodna i na mnie nie czekała. Nie miałam pojęcia, co bym jej odpowiedziała, gdyby zaczęła wypytywać, jak mi poszło. Byłam skołowana. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to się naprawdę wydarzyło. Sądziłam, że lada chwila się obudzę i stwierdzę, że to był tylko sen. Nagle zauważyłam zegar zawieszony w głównym holu. Wybijał właśnie piątą po południu. Pędem skierowałam się do gabinetu dyrektorki.

 

* * *

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin