Clare Naylor - Druga asystentka.pdf

(1256 KB) Pobierz
Podziękowania
Chcemy podziękować kilku bliskim osobom, które pomogły nam stworzyć tę opowieść:
Blonde, naszej „szarej eminencji” - jesteś geniuszką, wierną przyjaciółką i najbardziej
szaloną, najwspanialszą dziewczyną na świecie.
Barneyowi Cordellowi, z wyrazami miłości - za ekspertyzę w pokerze i innych rzeczach,
które tak doskonale potrafisz robić.
Emmie Parry, która w magiczny sposób potrafi być jednocześnie Rumpolem z Bailey,
Donem Kingiem i troskliwą mateczką. To cudowne, że cię spotkałyśmy.
Molly Stern, za wizję, entuzjazm i nieocenioną pomoc.
Jonowi Levinowi, jednemu z niezwykłych ludzi - oddanemu agentowi i cudownemu
człowiekowi.
Kaminie Mohammadi, za zachętę i śmianie się zawsze w odpowiednich momentach.
Meg Davidson, za stół kuchenny, niezawodną gościnność i rozmowy.
Marcie Hartley, za to, że z radością witała nas w swoim życiu za każdym razem, gdy
pojawiałyśmy się w Los Angeles.
Jasonowi Blumowi, naszemu ulubionemu producentowi i wspaniałemu przyjacielowi,
którego nikt nigdy nie zobaczy martwego w swetrze z wełny jaka. Dziękujemy za całą tę
cudowną zachodnią miłość.
Lloydowi Levinowi - choć tego nie wiesz, wiele pomysłów wykorzystanych w tej książce
narodziło się 7
w jaskini Twego domu. Obiecujemy, że sprawimy ci nowe „Popowe Suczki”.
Richardowi Charkinowi, za koktajle. Mamy nadzieję, że papiery adopcyjne są już w
drodze.
Simonowi Amiesowi, za wspieranie i zachętę przez dwadzieścia cztery godziny na dobę -
nawet gdy nie miałeś na to ochoty.
Wszystkim naszym przyjaciołom, którzy ze stoickim spokojem znosili ataki paniki i
krytykę, i którzy zawsze byli na miejscu, gdy potrzebowałyśmy margarity.
Prolog
Kiedy zamkniesz oczy, usłyszysz stukot szkarłatnych pantofelków aktorki Christian
Louboutin, która przemyka lekko po marmurowych podłogach atrium, podpisawszy przed
chwilą kontrakt swojego życia. Gdy otworzysz oczy, zobaczysz, jak przez ogromne okna
wpada do środka światło tak jasne, że natychmiast sięgniesz do torebki po okulary
przeciwsłoneczne od Gucciego -
a potem szybko schowasz je z powrotem, ponieważ zdasz sobie sprawę, że jest to model
tegoroczny, a nie z nadchodzącego sezonu. Chyba że jesteś asystentką Cameron Diaz. Ona
zapewne rzuciłaby ci darmową parę, przedzierając się przez stertę upominków
przysyłanych jej niemal przez wszystkich przedstawicieli handlowych na świecie w
nadziei, że będą potem mogli napomknąć o używaniu przez nią ich kremu do twarzy lub
koszmarnych dżinsów.
Gdy twoje oczy przyzwyczają się już do blasku, zrozumiesz, że stoisz w świętych progach
Agencji, prawdopodobnie najważniejszego miejsca w Hollywood. Na ścianie przed sobą
ujrzysz obrazy Jasona Pollocka większe niż twoje mieszkanie. Usiądziesz na tej samej
skórzanej kanapie, na której przycupnął niegdyś nerwowo by
ły goniec Tom Cruise, w czasach, gdy Top Gun był tylko jego odległym marzeniem. Jeżeli
zaś zdecydujesz się zostać, jeżeli zgodzisz się przyjąć posadę drugiej asystentki
najmodniejszego młodego agenta Hollywoodu, twoje życie zmieni się bezpowrotnie.
9
Tak przynajmniej było w moim przypadku.
W wyłożonej lustrami windzie zastała woń perfum Must de Cartier nieudolnie maskuje
wszechpotężny zapach wielkich pieniędzy. Śmiem twierdzić, że poza astronomicznymi
gażami negocjowanymi przez Agencję, duża część jej wartości lokuje się w butach. Nie
my
ślę tu wyłącznie o pantofelkach aktorek, ale też o obecnych w całym budynku butach od
Manola, które wystają spod biurek, podczas spotkań nerwowo huśtają się na koniuszkach
pielęgnowanych trzy razy w tygodniu stóp, a nawet, o zgrozo, zdzierają noski o podłogę,
gdy właścicielka ozdabianych przez nie cudownych, gładkich klęczących nóg w imię
kariery obciąga swojemu szefowi dokładnie tak, jak on to lubi. Robiąc ukłon w stronę
równości seksualnej, powinnam dodać, iż niszczone w ten sposób buty mogłyby należeć
do szefowej, która praktykuje fellatio na swoim młodym, przystojnym asystencie -
chociaż z mojego doświadczenia, takim cudeńkom Manola pisany jest zwykle zgoła inny
los.
Są także buty męskie. Jeżeli nie pochodzicie z Mediolanu lub z Hollywood, nie przyjdzie
wam nigdy do głowy, że mężczyźni też potrafiliby oddać życie za Pradę.
W tym mieście to normalne. Za Gucciego również. Tutejsi faceci ślinią się zwłaszcza do
wszystkiego, co pochodzi z Europy i jest ręcznie robione. Jeżeli kiedykolwiek będziecie
na kolacji z mężczyzną z Hollywood i zabraknie wam tematu do rozmowy, sugeruję
zacząć od jego butów. Zawsze będzie z nimi związana jakaś historia. Poza tym oszczędzi
to wam konwersacji na tematy intymne, co mogłoby na trzy sposoby obrzydzić wam foie
gras - specjalność restauracji Spago - której cudownego smaku nic nie powinno zniszczyć.
Parking przed Agencją to kolejne miejsce, gdzie można znaleźć niecodzienne, piękne
przedmioty - oczywi
ście, jeśli ktoś zaryzykuje zaczadzenie oraz towarzystwo parkingowych. Ci ostatni są,
moim zdaniem, najbardziej onieśmielającymi ludźmi w całym mieście. Być może wynika
to z tego, że jestem właścicielką ciemnozielonej 10
hondy civic, jednakże moim największym pragnieniem, oprócz pokoju na świecie i
zdobycia sekretnego numeru telefonu do rezerwacji stolików w Ivy, jest aprobata ze strony
pewnego parkingowego w Penisuli. Kiedy przyjechałam tam na mój pierwszy w życiu
lunch biznesowy, spojrzał na mnie jak na wyjątkowe paskudztwo, na które właśnie
nadepnął gołą stopą. Dzień, w którym pojawię się tam w takim samochodzie, że na jego
widok ów człowiek podrzuci w ręku kluczyki i z uśmiechem usadowi się za kółkiem, aby
go odstawić na parking, będzie dniem, w którym przejdę na emeryturę. Zrozumcie, proszę
- nie jestem płytka jak kałuża. Po prostu, będąc w Rzymie, nie chcielibyście chyba poczuć
się jak gruby turysta, który właśnie ubrudził sobie lodami koszulkę Chicago Bulls.
Zostawię jednak ten problem dla mojego terapeuty.
Wróćmy do parkingu Agencji.
Jest to miejsce schowane pod ziemią tak głęboko, że graniczy chyba z niższymi kręgami
piekieł. Znajdują się na nim najwspanialsze auta, jakie kiedykolwiek jeździ
ły po ziemi. Wszystkie w kolorze czarnym. W Hollywood czarny zawsze lśni nowością.
Nawet prawdziwe cudeńka, jak bmw seria 7 rzadko pojawiają się w innym kolorze. Nie
jestem, niestety, znawcą samochodów, nie mogę więc wymienić wszystkich tych
seksownych marek, które z pewnością zmiękczyłyby serce każdego mężczyzny. Mogę
wam jednak powiedzieć, że parking mieni się od symboli skaczących koni, czarno-żółtych
herbów i srebrnych pacyfek. Widuje się tam również kołpaki tak przecudne, że niemal
każdy mężczyzna pracujący w budynku sprzedałby za nie swoją własną matkę - i to po
cenie zniżkowej. Chociaż właściwie wszyscy agenci filmowi robią to na co dzień. Taka to
już robota.
Jeśli chodzi o sekrety, to mury Agencji słyszały historie, które każdego dziennikarza
uczyniłyby bogatszym niż Rupert Murdoch. Słuchawki telefonów pękają od
„wiadomości z pierwszej ręki” o tym, kto co robi (i komu), kto co bierze oraz czyje
kolekcje nosi (albo i nie).
11
Dyskretni pracownicy Agencji zabierają te sekrety do grobu. Chyba że po drodze na
cmentarz pojawi się możliwość ich intratnej publikacji, chociaż zazwyczaj oznacza to
rezygnację z obcowania w letnim ośrodku wypoczynkowym Hamptons ze Spielbergami i
innymi ludźmi jego pokroju. Tak więc dyskrecja wciąż jest tu na porządku dziennym.
Witajcie zatem w najlepszej agencji filmowej Hollywoodu. Jej klientami są wszyscy ci,
których nigdy się nie spotyka, chociaż zawsze wiadomo, z kim sypiają. Witajcie w branży,
w której wszystko działa na wariackich papierach. Witajcie w mieście, gdzie jedynymi
rodzimymi gatunkami fauny i flory są kaktusy i kojoty, cokolwiek zaś kwitnie w tych
okolicach, jest z definicji wybrykiem natury. Innymi słowy, witajcie w moim świecie.
Żeby założyć przytułek dla wariatów, potrzebny jest tylko
pusty pokój i odpowiedni rodzaj ludzi.
Eugene Pallette jako Alexander Bullock (Mój pan mąż)
- Masz za zadanie oddzielić białe pinezki od kolorowych. Upewnij się, że kolorowe
zostały wyrzucone. Muszą opuścić ten budynek. Jeśli tego nie dopilnujesz, ty sama stąd
wylecisz. Nasz prezes, Daniel Rosen, toleruje w Agencji wyłącznie białe pinezki. Poza
tym, gdyby kiedykolwiek przyszło ci zaserwować mu coś do picia, w jego dietetycznej
coli muszą znaleźć się cztery kostki lodu. Jeżeli będzie ich więcej, rzuci w ciebie
nadprogramową kostką, jeśli włożysz mniej, wyleje na ciebie całą zawartość szklanki.
Było to pierwsze moje zlecenie w Hollywood. Wiem, że to nie jest normalne. Wówczas
też byłam tego świadoma. Każdy jednak, kto doświadczył toksycznego związku powie
wam, iż przypomina on proces erozji. Nie jest tak, że facet na pierwszej randce od razu
wali cię po gębie. O nie - to bardziej subtelny, podkopujący twoją stabilność proces prania
mózgu. Zaczyna się od drobiazgów, które ignorujesz, bo przecież wydają się zbyt błahe,
żeby robić z nich sprawę. I oto w pewnym momencie niepostrzeżenie zaczynasz wierzyć,
że białe jest czarne, dobre jest złe. Twój cały świat wywraca się do góry nogami, tyłek jest
nad głową, a wariaci przejmują kontrolę nad szpitalem psychiatrycznym.
13
Mój toksyczny związek z Hollywood zaczął się nie od pocałunku, ale od pinezki.
Są tu również inne nienormalne zjawiska, ale od kiedy zaczęłam swój romans z miastem
filmu, kompletnie nie zwracam na nie uwagi. Należą do nich: 1. Mężczyźni, którzy
pomiędzy zabiegami trwałego farbowania rzęs malują je tuszem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin