Merete Lien - Dzieci sztormu 10 - Zimowa narzeczona.pdf

(1045 KB) Pobierz
Lien Merete
Dzieci sztormu 10
Zimowa narzeczona
Rozdział 1
- Nie jest tak, jak się obawiasz, Agnete. - Głęboki głos
Henrika Gregersa Wildhagena brzmiał spokojnie. - Johannes
nie może wstrzymać ślubu. Anna Elisabeth chce cię tylko
ukarać za to, co uważa za zdradę. Nie przejmuj się nią.
Znowu położył jej rękę na ramieniu i Agnete odniosła
wrażenie, że czuje jak ciepło jego skóry przenika przez grube
okrycie z owczych skór. Śnieg znowu był zwyczajnym
śniegiem, to nie białe mewy tańczyły wokół sań, tylko wielkie,
ciężkie płatki.
Anna Elisabeth roześmiała się głośno i zwróciła w stronę
mężczyzny wychodzącego z lasu. Teraz Agnete go rozpoznała.
To nie Johannes ani Edvard, to Niels. Odrzucił zaproszenie na
wesele, powiedział, że nie będzie go tego dnia na Jomfruland i
przepraszał. Interesy, mówił, wzruszając ramionami. Ale jed-
nak tu jest. Dlaczego?
Nathanael uspokajał konia, najwyraźniej czekał, aż Niels
podejdzie bliżej.
- Bądźcie pozdrowieni, dobrzy ludzie - powitał ich tamten,
unosząc wielki, czarny kapelusz podobny do tego, jaki
przeważnie nosi Edvard Falchenberg. - Pogoda zatrzymała
mnie na wyspie - dodał, podchodząc do sań. - Wystrojona i
piękna panna młoda, jak mi się zdaje - powiedział, taksując
Agnete
z krzywym uśmiechem. - Ukrywasz się jednak za białymi
koronkami. No dobrze, dobrze, zobaczymy, co przyniesie
przyszłość.
Agnete próbowała się opanować, by nie pokazać wujowi, jak
bardzo jest przestraszona. Miała wrażenie, że welon chroni ją i
przed nim, i przed matką Johannesa.
Anna Elisabeth zapytała ją, dlaczego nie odpisała na list jej
syna. Czyżby rzeczywiście do niej napisał? A w takim razie, co
się z tym listem stało? Pokręciła głową. Nie, żadnego listu nie
było, to tylko wymysł zgorzkniałej kobiety. Agnete nie chciała
wierzyć w żaden list, nie chciała o nim myśleć. Johannes do
niej nie pisał.
-Wsiadaj do sań, wuju, skoro już tu jesteś - rzekł Nathanael
zniecierpliwiony. - Nam się śpieszy. Laura ucieszy się na twój
widok - dodał zaczepnie.
- Och, nie ubrałem się odpowiednio - wymawiał się Niels. -
Poza tym nie jestem dzisiaj w formie. -Pochylił się ku Agnete. -
Wszystkiego najlepszego z okazji ślubu - powiedział głośno i
wyraźnie. A zaraz potem wyszeptał kilka słów przeznaczonych
wyłącznie dla niej: - Dobrze wiesz, że nie chcę być świadkiem
tego głupstwa, jakie popełniasz. Nie chcę patrzeć, jak Francuz
wkłada ci obrączkę na palec, a pastor was błogosławi. Tyle
przynajmniej jestem winien Edvardowi i Johannesowi.
-Ruszaj dalej! - zawołał Wildhagen. - Agnete marznie, a
goście czekają!
Nathanael strzelił z bata i sanie z gwałtownym szarpnięciem
ruszyły. Agnete spoglądała na tych dwoje stojących na skraju
drogi, jakby się bała, że za nimi pobiegną, że znowu zatrzymają
konie. Ale wciąż padający gęsty śnieg wkrótce ich przesłonił.
Teraz widziała tylko czarne sylwetki dębów i wirujące płatki.
Wolno zwróciła się ku Maren i Henrikowi. Oboje patrzyli na
nią ciepłym wzrokiem, Maren jednak sprawiała wrażenie
zmartwionej, jakby ją coś gnębiło.
Nie, teraz Agnete chce myśleć tylko o Marcelu. Tak jak
powiedział uzdrowiciel: musisz być bardzo silna. Agnete
przymknęła oczy i zapragnęła znaleźć się przy ukochanym,
zatęskniła za poczuciem bezpieczeństwa. Zastanawiała się, czy
wszystkie panny młode są równie niespokojne, równie
niecierpliwe. I czy wszystkie tak samo boją się sił
nadprzyrodzonych. Musiała uśmiechnąć się do siebie. Sophie
zrobiła znak krzyża nad mirtowym wiankiem i welonem.
Agnete może czuć się bezpieczna. Marcel na nią czeka.
W tym samym momencie, gdy zobaczyła narzeczonego,
przez śnieg przedarły się promienie słońca. Krótką chwilę
mieniły się w padających płatkach. Potem wjechali w las i
niebo znowu się zachmurzyło.
Marcel czekał przy bramie. Pomógł Agnete wysiąść z sań,
obejmował ją czule.
- Nie byłem w stanie siedzieć w domu - powiedział cicho. -
Czas wlókł się tak nieskończenie wolno. Boże, jak ja za tobą
tęsknię, Agnete! - Uśmiechnął się. - Mógłbym podnieść
welon?
- Nie! - wtrąciła Maren i wybuchnęła tym swoim srebrzystym
śmiechem. - Sam ofiarowałeś jej jedwab i koronki. Teraz
musisz czekać, aż pastor powie swoje.
Agnete ogarnęła taka ulga, że zaczęła płakać. Czuła, że znowu
jest bezpieczna, uspokoiła się tak dalece, że mogła przyjrzeć
się Marcelowi. On miał na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin