Ku Pamięci – Drzewianie z Wędlandu, Serbołużyce – germanizacja Słowian Zachodnich oraz Istów (Austria, Czechy, Śląsk, Pomorze, Mazury, Prusy, Litwa).doc

(8344 KB) Pobierz
Newel 1562 - Wielkie Zwycięstwo Husarii, czy Polska Propaganda

Ku Pamięci – Drzewianie z Wędlandu, Serbołużyce – germanizacja Słowian Zachodnich oraz Istów (Austria, Czechy, Śląsk, Pomorze, Mazury, Prusy, Litwa)

 

https://bialczynski.files.wordpress.com/2009/12/drew-polabianie_mapa.jpg

 

Wspomnienie o Słowianach Połabskich (Drzewianach)

„Po mnogich zaś latach siedli byli Słowianie nad Dunajem, gdzie teraz ziemia węgierska i bułgarska. I od tych Słowian rozeszli się po ziemi i przezwali się imionami swoimi, gdzie siedli na którym miejscu [...] Także ciż Słowianie przyszedłszy siedli nad Dnieprem i nazwali się Polanami, a drudzy — Drewlanami, dlatego że siedli w lasach... - Kronika Nestora

 

Słowianie

 

Powyższy tekst choć opisuje Drewlan ruskich mógłby równie dobrze dotyczyć Drzewian połabskich. Ich dawne siedziby także rozsiane były wśród nie byle jakich lasów. Jeszcze dziś można to sobie wyobrazić przemieszczając się przez Wendland, gdzie w przeciwieństwie do wielu niemieckich krain zajętych przeważnie przez uprawne pola, łąki i sady, lasy zajmują wciąż znaczne przestrzenie. Autostrada z Hamburga kończy się tuż przy Lüneburgu czyli na samym skraju dawnego obszaru zasiedlenia Słowian, a dalej prowadzą już tylko zwykłe drogi; wprawdzie porządne lecz wąskie i tylko z lekka obciążone ruchem. Poza Dannenbergiem i Lüchowem większych ośrodków miejskich brak a w krajobrazie dominują niezbyt duże i zwykle oddalone od szos wsie.

 

Zdjęcie nr 1: Wieś wendlandzka Püggen (XX w.)

 

Dawnymi czasy przeprawa przez kraj Drzewian musiała przypominać prawdziwą egzotyczną ekspedycję. Przepastne bory, bagna, liczne strumienie i trzęsawiska oddzielały niewielkie osady jedna od drugiej. Zamieszkiwał je lud słowiański, którego przybycie w te okolice nastąpiło – wg opinii uczonych – pomiędzy VIII a X stuleciem. W sytuacji zagrożenia chłopi, rybacy i bartnicy chronili się do specjalnie przygotowanych na taką okoliczność grodów. Pozostałości umocnień odkryto do tej pory wzdłuż rzeki Jeetzel (Jasnej?) oraz nad zachodnim brzegiem Łaby. Odkopane ślady domostw nie wskazują za to na jakąś szczególną koncentrację osadnictwa wiejskiego. Przeciwnie, potwierdzają dawne spostrzeżenia, że siedliska ludzkie aż po wiek XII rozrzucone były dość chaotycznie po całym omawianym terenie. Dodać trzeba, iż od osad germańskich sąsiadów osady załabskich Słowian różniły się m.in. tym, że liczyły zwykle kilka domostw przeważnie zwróconych „czołami” do środka (tzw. okolnice). Doskonale ilustruje to znacznie późniejszy lecz zachowujący dawne schematy plan wsi z późnego średniowiecza.

 

Rys. 1: Plan wsi drzewiańskiej z XIV/XV w.

 

Z najwcześniejszego okresu brak znaczniejszych znalezisk, które pozwoliłyby na dokładniejsze określenie poziomu oraz charakteru kultury materialnej słowiańskich mieszkańców Wendlandu. Wykopaliska datowane na XI stulecie umożliwiły przykładowo rekonstrukcję wczesnośredniowiecznego domostwa drzewiańskiego. Przypominać miało ono w swym kształcie klasyczny namiot, którego boki zamiast tkaniny tworzyły grube warstwy wysuszonej trzciny umocowane na szkielecie wykonanym z drewnianych bali. Znaczna część chaty miała być zagłębiona w ziemi. Uzyskiwano dzięki temu oszczędność ciepła w zimie i przyjemny (?) chłód w skwarne dni. Ścianę przednią i tylną dodatkowo uszczelniano gliną i mchem.

Rys. 2: Chata drzewiańska z pocz. XI w.

 

Materiał archeologiczny (resztki narzędzi, naczyń itd.) zchronologizowany na XIII w. dowodzi nikłych wpływów germańskich na stylistykę, ornamentykę i ogólny charakter rzeczy używanych w życiu codziennym oraz sposób ich wykonywania. Jak się wydaje decydujące znaczenie miał tu fakt, że aż do XIV stulecia ziemie Wendlandu wolne były od znaczniejszego napływu kolonistów z krajów północnoniemieckich. Główne bowiem fale chłopów germańskich kierowały się od drugiej połowy XII w. na ziemie Wagrii, dzisiejszej Meklemburgii, Brandenburgii i Łużyc. Potem przyszła kolej na Pomorze Zaodrzańskie i Środkowe, a także tzw. Nową Marchię i Śląsk. W okresie gdy ostatnie większe grupy mieszczan i chłopów z Zachodu osiadały w państwie Zakonu Krzyżackiego część Wendlandu poczęły zasiedlać rodziny przybywające z Saksonii, Szlezwiku, Frankonii i Holandii.

 

Od tego mniej więcej czasu poczęły następować znaczące zmiany w życiu Drzewian. Polegały one na wzroście znaczenia uprawy zbóż, upowszechniła się hodowla/chów krów, kóz i owiec, pojawiły się pierwsze bardziej skomplikowane urządzenia gospodarcze (np. młyny wodne), zmalała rola dziczyzny w menu ludności, domostwa rozrosły się i „wygrzebały” z ziemi. Trudno orzec jaki udział we wspomnianych przemianach miał przykład kolonistów, a jak wiele zawdzięczali słowiańscy mieszkańcy Wendlandu własnemu doświadczeniu, pomysłom i przemyśleniom. W każdym razie postęp w zakresie szeroko rozumianych: kultury i gospodarki nastąpił. Wciąż jednak tradycyjne formy gospodarowania miały się całkiem dobrze. Rybołówstwo i bartnictwo nie utraciły swego znaczenia, a narzędzia gospodarskie utrzymywały starą formę. Wprawdzie gospodarka towarowa została pod wpływem miast znacznie ograniczona na rzecz gospodarki pieniężnej, ale wymiana dóbr na zasadzie towar za towar (np. zboże za miód) nie stała się czymś wyjątkowym.

 

Rozwój, choć powolny, trwał przez następne trzy stulecia. Dopiero rok 1618 stał się cezurą, od której rozpoczął się kilkudziesięcioletni regres. Wojna Trzydziestoletnia przyniosła prócz innych negatywnych skutków znaczne cofnięcie się poziomu kultury gospodarczej. Ogromne zniszczenia, pożary, rekwizycje, kontrybucje, przemarsze różnojęzycznych wojsk i epidemie spowodowały, że dopiero pod sam koniec XVII w. możemy mówić z pewną ostrożnością o powrocie gospodarki do stanu sprzed wojny. Kolejne stulecie to czas „lizania ran” i naporu nowoczesności. Objawiało się to poprzez generalne upowszechnienie narzędzi żelaznych, powstawanie we wsiach drzewiańskich potężnych warsztatów kowalskich, kołodziejskich, bednarskich i innych. Domostwa otrzymały kształt i wygląd przetrwały do dziś (zob. zdjęcie nr 2 i 3). Poczęto uprawiać len na skalę prawie przemysłową, hodowano duże stada owiec z przeznaczeniem na produkcję wełny, wiele nieużytków zamieniono na pola ziemniaczane. Gotowe wyroby i półprodukty sprzedawano do miast, w których odbywały się regularne targi, a kupcy tłumnie nawiedzali swych wendyjskich dostawców. Ostateczne odejście od starożytnych tradycji gospodarowania nastąpiło wraz z dziewiętnastowieczną akcją melioryzacji, dzięki której powiększono obszary zdatne pod uprawę zbóż oraz innych roślin uprawnych. Stworzono wtedy także z grubsza sieć istniejących do dziś dróg, ułatwiając tym samym docieranie do nawet najbardziej zapadłych osad i stawiając pierwszy krok na drodze do przekształcenia Wendlandu w „zagłębie” turystyczne.

 

Zdjęcie nr 2: Wieś wendlandzka (1865 r.)

 

Zdjęcie nr 3: Lübeln (2004 r.)

 

Jak przebiegały polityczne dzieje obszaru? Otóż, nie możemy przyjąć bezdyskusyjnie jednej wersji zdarzeń dotyczącej najwcześniejszego okresu w historii Wendlandu. Nie jest bowiem pewne czy Słowianie pojawili się na omawianych ziemiach jeszcze przed ekspansją państwa Franków za Karola Wielkiego czy też przekroczyli Łabę w jakiś czas po śmierci tegoż władcy. Zagadnienie jest o tyle ważne, iż wczesne przybycie Słowian do Wendlandu wskazywałoby na spontaniczną i dobrowolną akcję osiedleńczą (być może nawet zdobywczą). Natomiast późne zasiedlenie oznaczać może skutek planowego czy raczej celowego osadzania słowiańskiej ludności przez feudałów saskich. Jakby nie było pierwszą wzmiankę dot. Drzewian znajdujemy w przywileju Henryka II z roku 1004. Prawdopodobnie zależność od państwa niemieckiego nie była początkowo zbyt uciążliwa i ograniczała się do płacenia trybutu, pewnych świadczeń na rzecz instytucji kościelnych oraz formalnej (?) chrystianizacji. W roku 1145 władzę nad Krajem Słowian obejmują hrabiowie lüchowscy, którzy kontynuowali wobec swych poddanych kurs obrany w poprzednich stuleciach. Powstawały co prawda umocnione ośrodki władzy jak Dannenberg (ok. 1153 r.) czy Lüchow (XII w.), ale pełniły one rolę „posterunków policyjnych” i „urzędów skarbowych”. Wspomniani hrabiowie nie prowadzili też jakiejś znaczącej akcji kolonizacyjnej czego skutkiem było utrzymanie substancji słowiańskiej na większości terytorium. Wraz z przejęciem władzy przez Welfów (ok. 1317) sytuacja uległa znaczącej odmianie. Wspomniana wyżej kolonizacja na prawie niemieckim objęła znaczne obszary. Jakkolwiek osadnictwo chłopskie objęło tereny pogranicza słowiańsko-germańskiego to ośrodki miejskie powstawały w centrum ziem Drzewian. Zwykle skupiska ludności germańskiej o charakterze miejskim koncentrowały się wokół zamków i warowni z wolna nabierając typowo miejskiego charakteru z wszelkimi atrybutami urbanistycznymi, prawnymi i gospodarczymi. Ludność Wendlandu doświadczała losu pozostałych ziem Rzeszy. Były więc okresy wojen, prosperity, moru, nieurodzaju, przekształceń politycznych. W końcu w roku 1866 Wendland stał się częścią Prus.

 

Zdjęcie nr 4: Rekonstrukcja wnętrza domu drzewiańskiego z końca XVII w. (2004 r.)

 

Słowianie z Wendlandu stanowili pewnego rodzaju ewenement w dziejach Słowiańszczyzny Połabskiej. Gdy ostatni zwrot słowiański gasł bez odpowiedzi w Meklemburgii czy w państwie brandenburskim mowa ojców wciąż rozbrzmiewała w okolicach położonych znacznie dalej na zachód. W Bielicach (Belitz), Bytowie (Beutow), Jabłoni (Jabel), Kleniu (Klennow), Krzemieniu (Kremlin), Małomyślu (Mammoißel), Predołach (Predöhlsau), Łące (Lensian), Ręce (Reetze), Sutyniu (Süthen), Wołczkowie (Volzendorf) oraz wielu innych wsiach i osadach Wendlandu w czasie naszych wojen kozackich ludność na co dzień posługiwała się mową ojców. Jeszcze w XVI stuleciu podobnym językiem porozumiewali się mieszkańcy krainy Dertzink w południowo-zachodniej Meklemburgii, Przegnicy w Marchii Brandenburskiej oraz część ludności Starej Marchii (Altmark) lecz w wiek XVII na zachód od Odry ze swą mową – poza Serbołużyczanami – wchodzili już tylko Drzewianie.

 

Na szersze rozpatrywanie przyczyn upadku żywiołu słowiańskiego brak nam w tym miejscu czasu, ale kilka słów ku pamięci Drzewian jesteśmy gotowi skreślić.

 

W wyniku badań ustalono, że omawiane przez nas terytorium dzieliło się ze względu na specyfikę etniczna i językową na kilka mniejszych obszarów. Zajmowały je takie grupy lokalne jak: Dolanie, Droganie, Zagoranie, Krywicze. Prawdopodobnie dawne regionalne podziały w zakamuflowanej formie egzystowały aż do początków XX w. kiedy to istniało 8 okręgów naprawy dróg: Górna i Dolna Drawenja, Gain, Noring, Lemgow, Haiden, Bröcking, Lucje i Schweinmark. Dla zobrazowania wielkości terytorium dodamy, że u schyłku XVI i w początkach XVII stulecia Drzewianie zajmowali obszar porównywalny z nieco więcej niźli trzema wyspami Wolin, a w tymże czasie ich populacja liczyła od 12 000 do 15 000 osób (ponad 120 wsi + częściowo mieszkańcy miast). Biorąc pod uwagę fakt, iż wcale nie liczniejsi fińscy Liwowie zamieszkujący dzisiejszą Łotwę przetrwali w obcym otoczeniu do dziś można by pokusić się o twierdzenie, że tych kilkanaście tysięcy ludzi miało także szansę przetrwać do czasów współczesnych. Stało się jednak inaczej. Dlaczego? W celu uzyskania odpowiedzi musimy cofnąć się o dobrych kilkaset lat. Wiemy mianowicie, że do XIV w. ziemie Drzewian znajdowały się właściwie pod całkowitym panowaniem Słowian. Ziemia uboga, bogactw naturalnych brak, główne szlaki handlowe przebiegają w znacznej odległości (prócz szlaku z Hamburga do Lipska), położenie kraju po podboju Obodrytów i Wieletów straciło swe znaczenie strategiczne. Dodatkowo, o ile wiemy, Drzewianie nie stawiali mocnego oporu zdobywcom saskim i nie stali się już w średniowieczu poddanymi władców Brandenburgii. Uchroniło ich to od eksterminacji, która stała się udziałem Wagrów i Stodoran. Mimo to wraz z nadejściem epoki miast dobry los odwrócił swe oblicze od tej grupy Słowian załabskich. Wzrastające w liczbę, bogactwo i znaczenie mieszczaństwo ówczesnej Europy, w tym i Niemiec, pilnie strzegło swych praw. Niejeden hrabia, graf czy książę połamał sobie zęby na konflikcie z tą grupą społeczną. W toku zmagań ze światem feudalnym mieszczaństwo wypracowało pewien system solidarności grupowej. To co miejskie jest moim światem, a to co za murami jest obce i wrogie. Takie zachowanie służyło nie tylko komfortowi psychicznemu, ale także – a może przede wszystkim – interesom prowadzonym przez mieszczan. Ofiarami takiego rozwoju wydarzeń stali się także Drzewianie, którzy za sprawą przepisów wydawanych przez rady miejskie (często w porozumieniu lub za zgodą lokalnego władcy) zostali odcięci prawie całkowicie od korzyści płynących z pełnoprawnego uczestnictwa w życiu miast. Wolny dostęp do życia miejskiego mógłby w konsekwencji doprowadzić do podniesienia poziomu zamożności, kultury i obycia. Tak się jednak nie stało. Już w roku 1409 rada miejska Lüneburga odmawia obywatelstwa miejskiego Wendom (Drzewianom), a w 1421 r. w Salzwedel wykluczono Słowian od udziału w przeważnej części stowarzyszeń i cechów. Jak się zdaje odgrodzenie Słowian od mikroświatów miejskich w owym okresie spowodowane było głównie zazdrosnym strzeżeniem przywilejów i praw mieszczan czyli działo się to głównie z powodów ekonomicznych. Niechęć narodowa zapewne występowała, ale w dużo mniejszym natężeniu niźli w następnym stuleciu. Niepokoje religijne wywołane wystąpieniem M. Lutra, a potem zwycięstwo protestantyzmu w Północnych Niemczech uderzyło w Drzewian niezwykle boleśnie. Sam „kodyfikator” nowego wyznania tak naprawdę reprezentował tendencje narastające w łonie klasy mieszczańskiej od kilku dziesięcioleci, nadał im ostateczną formę i wyeksponował. Jedną z istotnych cech ówczesnej myśli protestanckiej była wiara w posłannictwo. Opierała się ona na założeniu, że jedynymi godnymi dostąpienia zbawienia są ci, którzy przyjmują lutrowe posłanie a pozostali (tzn. także, a nawet głównie katolicy) nie zasługują na miano chrześcijanina i bliźniego. Aspekt religijny (Drzewianie z natury konserwatywni poczęli przechodzić na protestantyzm dużo później niż ich niemieckojęzyczni sąsiedzi) w zestawieniu z różnicami etnicznymi, językowymi i społecznymi stworzył prawdziwie niebezpieczną mieszankę. Wend stawał się już nie tylko innym ale obcym, i to wrogim oraz pogardzanym. Już w roku 1528 jeden z katolickich księży apelował do wiernych w Lüneburgu o nie porzucanie rzymskiej wiary, ponieważ spowoduje to wiele nieszczęść, na brak których i tak nie można narzekać bo wielka jest nienawiść pomiędzy Niemcami i Wendami, pomiędzy bogatymi i biednymi. Na skutki nie trzeba było czekać zbyt długo, gdyż obok dawnych ograniczeń o podłożu ekonomicznym pojawiły się zakazy w swej treści wręcz – użyjmy tu nowoczesnego określenia – rasistowskiej. W Uelzen (Olszynie) jeszcze do roku 1619 niedopuszczalnym było branie sobie za żony Wendyjek. W tymże mieście istnieje również zakaz odzywania się w języku słowiańskim (1672 r.). Nie znamy dziś wielu dokumentów mogących rzucić więcej światła na prawa ograniczające aktywność Drzewian. Możemy tylko przypuszczać, iż tak jak i na ziemiach wielu innych podbitych plemion słowiańskich obostrzenia eliminowały z uczestnictwa w głównych prądach przemian społecznych te jednostki, które trwały przy tradycji ojców (zakaz przebywania w miastach lub ograniczanie czasu przebywania w nich do wyznaczonych dni w miesiącu, kara nakładana na mieszczan niemieckich za kupowanie jakichkolwiek towarów od Wendów itd.). W tak trudnej sytuacji nastąpił kolejny cios.

 

Bez wielkiej przesady można stwierdzić, iż Wojna 30-letnia była dla krajów niemieckich tym czym II Wojna Światowa dla naszej Ojczyzny. Dość powiedzieć, że wg historyków badających to zagadnienie istnieje zgoda na tezę, iż ludność Niemiec zmniejszyła się w jej wyniku o ok. 20% (są tacy, którzy uznają tę cyfrę za zbyt niską!). Rzezie, zniszczenie wielu mniejszych i większych ośrodków miejskich (np. całkowita ruina Magdeburga), pożary, kontrybucje, bitwy, pacyfikacje całych regionów. Takie „przygody” musiały odbić się na sytuacji resztek załabskich Słowian. Weźmy pod uwagę fakt, że o ile ludność miejska często wychodziła cało lub lekko poszkodowana z wojennych tarapatów dzięki murom obronnym, składaniu okupów dowódcom oblegających wojsk czy też zdolnościom regeneracyjnym (w sensie ekonomicznym) o tyle mieszkańcy wiosek na takie rozwiązania liczyć nie mogli. Na marginesie dodam, że muzeum w Lübeln mocno eksponuje wydarzenia z lat 1618-1648 jako te, które znacznie przyczyniły się zaniku Drzewian. Możemy przyjąć, że straty materialne i ludnościowe poważnie nadszarpnęły potencjał mieszkańców okolic Dannenbergu, Lüneburga, Lüchowa. Być może powinniśmy również zwrócić uwagę na, jak mi się wydaje, niedoceniane wcześniej zjawisko. Otóż, w sytuacjach kryzysowych w rodzaju klęski naturalnej czy właśnie wojny pojawia się często głębsza lub płytsza współpraca, współczucie, czasem pomoc i w konsekwencji integracja. Wyobraźmy sobie zatem jak regimenty różnojęzycznego żołdactwa przyjmowane były przez niemieckich i słowiańskich mieszkańców Wendlandu? Dla obu grup był to dopust boży, nieszczęście i tragedia. Obie nacje poczuwać się musiały w jakimś stopniu do wspólnoty przeżywającej ciężkie chwile. Różnice językowe i kulturowe ustępowały miejsca poczuciu wspólnoty lokalnej. Strona słowiańska jako doświadczona ciężej i dużo słabsza ekonomicznie po zakończeniu krwawych wydarzeń przyjmowała orientację, wzorce i mowę strony silniejszej, niemieckiej.

 

Rys 3: Zasiąg Drzewian na przełomie XVI/XVII w. wg L. Niederle.

 

 

Część Drzewian przetrwała. Na przełomie XVII i XVIII stulecia jeszcze w takich wsiach jak: Kremmlin, Klenow, Süthen, Belitz, Küsten większość mieszkańców posługiwała się językiem przodków, a w Trebel, Dolgow, Suhlendorf mowa Drzewian trzymała się mocno. Istniejące świadectwa potwierdzają, iż w wielu innych osiedlach (przynajmniej kilkunastu) były osoby i rodziny znające ją dobrze. Wprawdzie znaczna część osób posługujących się mową słowiańską mówiła też po niemiecku, ale nawet ci pielęgnowali dawne obyczaje. Wesela, chrzciny, pogrzeby, święta i wielkie wydarzenia wciąż otrzymywały tradycyjną oprawę.

 

Powszechnym jest twierdzenie, że działalność pastorów, wpływ szkół i ożywienie gospodarcze w drugiej połowie XVIII wieku przyniosło całkowitą asymilację słowiańsko-języcznych resztek za Łabą. Czy aby na pewno?

 

Krótko po przeprowadzeniu w Niemczech spisu powszechnego z roku 1890 Polska Akademia Umiejętności z Krakowa delegowała łużyckiego uczonego A. Mukę do Wendlandu w celu potwierdzenia lub zaprzeczenia doniesieniom o ciągłym jeszcze wegetowaniu nielicznej grupy Drzewian. Wyprawa doszła do skutku na skutek analizy spisu powszechnego, z którego wynikało, iż ponad 500 osób z powiatu lüchowskiego zadeklarowało jako swoją mowę ojczystą język wendyjski. Dużo wcześniej badacze-amatorzy zebrali pewną ilość materiałów na temat ginącego ludu. Byli wśród nich rodowici Niemcy jak Chrystian Henning (1649-1719) oraz Jan Henryk Jungler (1758-1812). Ten pierwszy obcował jeszcze z żywą mową wendyjską, z którą zetknął się podczas swych podróży po Wendlandzie, ten drugi już tylko zebrał i opracował dostępne materiały porozrzucane w różnych pismach. Inną jednostką zasłużoną dla zachowania świadectw drzewiańskich był rodowity Słowianin, Jan Parum Schultze (1677-1740), który pozostawił po sobie opis obyczajów i żywych wśród ludu tradycji. Dodatkowo sporządził niewielki słowniczek drzewiańsko-niemiecki stanowiący do dziś obok materiałów opracowanych przez J. H. Junglera główne źródło wiedzy o wymarłym języku. Nie możemy pominąć tu naszego rodaka, Jana hr. Potockiego, który przebywał w latach 90-tych XVIII m.in. w Lüchowie, a w swoich „Podróżach” podkreślił, iż w kraju wendlandzkim nie słychać już mowy słowiańskiej. Ślady tej ostatniej dostrzegał tylko w lokalnej gwarze („...einen Jargon...”) zawierającej słowa i zwroty oraz po części gramatykę niespotykane w okolicach czysto niemieckich. Spostrzeżenia polskiego arystokraty potwierdził norweski naukowiec E. Westerlund prowadzący około roku 1914 badania terenowe nad językiem ludności omawianych terenów. Wspomniany wyżej A. Muka na podstawie własnych obserwacji i poszukiwań doszedł do wniosku, iż Drzewianie odeszli do historii. Ogłosił, zgodnie zresztą z twierdzeniami osób zajmujących się przed nim tą tematyką, że nastąpiło to ostatecznie w drugiej połowie XVIII stulecia. Świat oficjalnej nauki uznał te wnioski za obowiązujące.

 

Musimy w tym miejscu zaznaczyć, iż wolni jesteśmy od ograniczeń wymagających przyjmowania poglądów głoszonych ex catedra za jedyne i niepodważalne. Z drugiej strony czcze fantazjowanie jest zajęciem mało przydatnym. Dlatego też przyglądając się w dalszej części kontrowersyjnym co do pokrycia w rzeczywistości informacjom będziemy pamiętać, że historia zna przypadki fałszerstw ale także niewiarygodnych odkryć potwierdzających fakty nie przyjmowane wcześniej przez naukowców do wiadomości. Poniżej zamieszczamy zebrane z różnych materiałów wzmianki o przypuszczalnie ostatnich dniach drzewiańskiej mowy:

1.       W roku 1751 wg zapisów jednej z ksiąg parafialnych umrzeć miała ostatnia Słowianka biegle władająca językiem wendyjskim.

2.       W roku 1798 odszedł do świata zmarłych ostatni starzec potrafiący odmówić po wendyjsku modlitwę „Ojcze nasz”. Według kronikarza umiejętność ta była jakoby jedynie mechanicznym recytowaniem bez zrozumienia sensu modlitwy.

3.       Lokalne czasopismo lüneburskie („Neues vaterländisches Archiv”) z roku 1825 donosi, że niektórzy chłopi znają jeszcze do pewnego stopnia język słowiański.

4.       Około roku 1845 pojawiają się wieści, iż w odległych stronach Wendlandu istnieją jeszcze wsie gdzie starzy ludzie posługują się mową wendyjską.

5.       W drugiej połowie XIX stulecia pewien aptekarz z Salzwedel zajmujący się historią lokalną natkną się na człowieka twierdzącego, że znajomość języka drzewiańskiego – wprawdzie już szczątkową – wyniósł z domu rodzinnego.

6.       ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin