Prawda ognia - Maria V. Snyder.pdf

(1435 KB) Pobierz
MARIA V. SNYDER
PRAWDA OGNIA
Przełożył
Janusz Maćczak
Moim rodzicom, Jamesowi i Vincenzy, w podzięce za
nieustanne wsparcie i zachętę we wszystkich moich
przedsięwzięciach.
To wy rozniecacie we mnie ogień.
Rozdział pierwszy
– To żałosne, Yeleno. Wszechmocna Poszukiwaczka Dusz, która nie
potrafi wszystkiego. To wcale nie jest zabawne – poskarżył się Dax,
z udawaną irytacją rozkładając długie chude ramiona.
– Przykro mi, że cię rozczarowuję, ale nigdy nie twierdziłam, że jestem
wszechmocna. – Niecierpliwym gestem odgarnęłam z oczu kosmyk czarnych
włosów.
Dax i ja trudziliśmy się bez powodzenia nad poszerzeniem moich
magicznych umiejętności. Ćwiczyliśmy w Twierdzy Magów na parterze
wieży Irys, która stała się też moją, odkąd przydzielono mi w niej trzy
kondygnacje, i starałam się, by moje zdenerwowanie nie zakłóciło naszych
lekcji.
Dax próbował mnie nauczyć poruszania przedmiotów. Posługując się
magiczną mocą, ustawił pluszowe fotele w równych rzędach i przewrócił na
bok kanapę. Moje starania, by przywrócić obmyślony przez Irys przytulny
układ umeblowania i sprawić, żeby stół przestał mnie ścigać, zawiodły, choć
wysilałam się tak bardzo, że aż oblał mnie pot i koszula przylgnęła do ciała.
Nagle zadrżałam z zimna. Mimo ognia płonącego w kominku, grubych
dywanów i szczelnie zamkniętych żaluzji, w salonie było wręcz mroźno.
Białe marmurowe ściany, tak cudownie chłodne w lecie, w zimnej porze roku
wysysały z powietrza całe ciepło. Wyobraziłam sobie, że owo ciepło wędruje
zielonymi żyłkowaniami marmuru i ucieka na zewnątrz.
Mój przyjaciel Dax Greenblade obciągnął tunikę. Wysoki i szczupły jak
większość jego ziomków z klanu Greenblade, istotnie przypominał źdźbło
trawy, także i tym, że język miał równie ostry jak jej krawędzie.
– Najwyraźniej nie posiadasz zdolności poruszania przedmiotów,
spróbujmy zatem z ogniem. Nawet niemowlę potrafi magią rozpalić płomień!
– stwierdził, ustawiając na stole świecę.
– Niemowlę? Doprawdy, znowu przesadzasz – odparłam, jako że
zdolność dotarcia do źródła magicznej mocy i posługiwania się nią objawia
się dopiero w okresie dojrzewania.
– To nieistotne szczegóły. – Dax machnął ręką, jakby odganiał natrętną
muchę. – Skoncentruj się na zapaleniu świecy.
Popatrzyłam na niego sceptycznie, unosząc brwi. Jak dotąd wszystkie
moje wysiłki skierowane ku martwym przedmiotom nie dały żadnego
rezultatu. Mogłabym uleczyć mojego przyjaciela z najgorszej przypadłości,
usłyszeć jego myśli, a nawet ujrzeć jego duszę, lecz kiedy sięgałam po nitkę
magicznej energii, by użyć jej do przesunięcia krzesła, nie działo się nic.
– Są aż trzy powody, dla których powinnaś umieć to zrobić. Po pierwsze
– zaczął liczyć na palcach – władasz potężną magiczną mocą. Po drugie
jesteś nieustępliwa, a po trzecie pokonałaś Ferdego, Złodzieja Dusz.
Który wkrótce potem uciekł i w każdej chwili mógł znowu zacząć kraść
kolejne dusze, pomyślałam, po czym spytałam:
– Sądzisz, że pomożesz mi, przypominając Ferdego?
– Owszem, chciałem dodać ci otuchy. Mam wyrecytować całą listę
bohaterskich czynów, których dokonałaś?
– Nie. Lepiej wróćmy do lekcji.
Ostatnie, czego sobie życzyłam, to wysłuchiwanie najnowszych plotek na
mój temat. Wieść o tym, że jestem Poszukiwaczką Dusz, rozprzestrzeniła się
w Twierdzy Magów jak niesione wiatrem nasiona dmuchawca. A ciągle
jeszcze, gdy słyszałam to miano, serce przeszywały mi niepewność i lęk.
Odepchnęłam od siebie natrętne myśli i połączyłam się ze źródłem
magicznej mocy, która otula świat jak koc. Jednak tylko magowie potrafią
wyciągnąć z niego nitki magii i posłużyć się nimi. Przyciągnęłam do siebie
pasmo magicznej energii, a następnie skierowałam je ku świecy, wyrażając
w myśli pragnienie, by pojawił się płomień.
Bez skutku.
– Postaraj się bardziej – polecił Dax.
Zwiększyłam magiczną moc i ponownie wymierzyłam ją w świecę,
a wtedy Dax spurpurowiał i zakrztusił się, jakby powstrzymywał kaszel.
Oślepił mnie błysk, gdy knot świecy zapłonął.
– Tak się nie robi! To niegrzeczne! – zawołał Dax z komicznie oburzoną
miną.
– Przecież chciałeś, żeby świeca się zapaliła.
– Tak, ale nie chciałem zapalić jej za ciebie! – Rozejrzał się po pokoju,
jakby szukał cierpliwości pozwalającej poradzić sobie z niesfornym
dzieckiem. – Wy, Zaltanianie, i te wasze dziwaczne moce – narzekał. –
Zmusiłaś mnie, żebym zapalił świecę. Też coś! I pomyśleć, że tak się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin