Bruckner A. - Legendy o Cyrylu i Metodym wobec prawdy historycznej.pdf
(
7156 KB
)
Pobierz
s^-
Legendy
o Cyrylu i Metodym
wobec prawdy dziejowej.
<>
Szkic z dziejów chrześciaństwa u Słowian.
Napisał
Aleksander Brückner.
<>
Odbitka z Rocznika Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego.
Rocznik XXX.
e_
fe
xOi
~^J
r
_9
~e)
POZNAN.
Czcionkami Drukarni Dziennika Poznańskiego.
1903.
^
Legendy
o Cyrylu i Metodym
wobec prawdy dziejowej.
Szkic z dziejów chrześciaństwa u Słowian.
Napisał
Aleksander Brückner.
©_
J^L
Bocznik XXX.
3
Odbitka z Bocznika Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego.
6
T^JT
~Q>
POZNAN.
Czcionkami Drukarni Dziennika Poznańskiego.
1903.
I.
Pracy dziejopisarskiej, odzierającej dawne legendy świętych i po
dania narodowe z ich uroku i czaru, nie nazywajmy ani świętokradzką
ani nawet niewdzięczną. Nie niszczy ona bynajmniej samej legendy
«zy podania; po każdej wiwisekcyi pozostają one i nadal czem były:
wyrazem ideałów przeszłości czy przyszłości; arką, w której naród,
•stan czy epoka składają najgłębsze pragnienia, przekonania i nadzieje;
alegoryą, przez którą przebrzmiewa niby szmer wieków, niby tęsknota
za złotymi czasami czy ludźmi. Podania np. o Piaście czy o Prze
myśle, nic historycznego, żadnej istotnej treści nie zawierają; mimoto
pozostaną oba świadectwem ważnem, złożonem u samego progu dziejów
czesko-polskich, słowiańskich, o znaczeniu pracy rolniczej, właściwej
pracy, tworzącej cuda niewyczerpane; chłopek Piast bez końca ugasz-
«zający tłumy, przemysłowa opieka i umiejętność rolnicza występują
niby symbole całej przyszłej historyi oraczy polskich i czeskich —
podobnych podań wcale nie tworzyły zaborcze, wojownicze plemiona
germańskie; — podanie o kobiecie — Heroinie, o Wandzie, Dobrawce,
również znamienne dla Słowian, gdy pogardzona zazwyczaj „baba" na
szczyty heroizmu i poświęcenia, na przekór mężczyznom się wznosi;
nigdyby Niemcy o swoich „paniach" czegoś podobnego nie zmyślili —
nie ich kobietom spółzawodniczyć z mężami.
Powtarzamy: dziejopis, odmawiający podaniom aktualności i rze.
«zywistości, nie narusza przez to wcale ich jądra; odgranicza tylko ściślej
prawdę dziejową od wymysłów wiekami uświęconych a przez to samo
znamiennych i ważnych, odsyłając je napowrót do dziedziny psycho
logii historycznej i rasowej, z której wyszły, zaprzeczając im kredytu
w obiegu faktycznym, dziejowym, przyznając im natomiast pełną siłę
i wagę dla oceny umysłowości i usposobienia rasy czy szczepu. A jak
z podaniami, tak samo ma się rzecz nieraz i z legendami, z żywotami
"\MMMV3
Biblioteka Narodowa
Warszawa
uwiętych.
1*
30001005068673
4
Wszystkie legendy, jeśli pominiemy ciekawe wymysły heretyckie^
np. takie manichejskie i bogomilskie o podwójnym tworzeniu świata
r
z osobliwszym, dualistycznym poglądem na świat jako dzieło Boga
i szatana — legendy otóż zawierają prawdę dziejową, nie są pustym
tworem rozbujałej mistycznie czy ascetycznie wyobraźni. Należy tylko
z obsłonek legendowych, z typowych ich zwrotów, dodatków i upięk
szeń, prawdę ową wyłuskać.
Tak n. p. nabierają w żywotach świętych stale najzwyklejsze
szczegóły, rzeczy przypadkowe całkiem, rysów znamiennych; one prze
powiadają, prorokują czy symbolizują z góry przyszłe przeznaczenie,
losy, walki świętego. Albo to, nad czem on sam przez długie lata
pracował, zjawia się w nich nagle z daru Boskiego, z łaski nań spły
wającej bezpośrednio, po modlitwach i postach; legenda, skracając niby
zawód bohatera, dąży wprost do ostatecznych jego celów; zapomina
bezwiednie czy umyślnie, niewie poprostu o długiej, mozolnej pracy
i wytężeniu, o skrupułach i walkach, przeszkodach i pomocy, jakich
święty doświadczał; pake Boży widzi w każdym kroku i czynie.
Odwrotnie tych, którzy może w imię bardzo ważnych i słusznych inte
resów, zagrożonych tą pracą — świętemu przeszkadzają, wszelkich
przeciwników świętego i najmądrzejszych i najsprawiedliwszych choćby,
wystawia legenda jako narzędzia ślepe wroga ludzkiego: to światłość
Boska występuje do walki z mroczną, zawistną potęgą szatańską;
między Bogiem a djabłem waha się coraz bieg legendy. Dalej ściera
ona wszelkie czysto ludzkie, osobiste, doczesne wpływy, namiętności,
porywy: jedno nieprzerwane służenie idei, dobru, niebu, jedno nie
przerwane zwycięstwo nad pokusami i pożądliwościami, nad zawiścią
i oszczerstwem, strachem a choćby i mękami samymi — oto los jej
bohaterów, już za życia przeanielonych. Nakoniec legenda idealizuje,
upiększa, powiększa znaczenie każdego kroku, spotkania, orzeczenia
a choćby pomyślenia bohatera.
Ten sposób tworzenia, taka apoteoza właściwie, jest dla legend,
z góry dla zbudowania czytających i słuchających przeznaczonych,
nieodzowny. Ale legenda wychodzi z refektarzy, od obiadów i „ko-
lacyj" (nazwanych od odczytywania ustępów z pism podobnej treści),
i staje się zarazem źródłem dziejowym, czasem jedynym świadectwem
na długim przeciągu czasu i miejsca; nieraz bowiem, gdzie analistyka
urywa, zapełniają lukę jej częściowo legendy, np. św. Seweryna i innych.
Co za ważne przyczynki źródłowe do dziejów zaginęłyby, gdybyśmy
nie posiadali legend o Św. Wojciechu, Szczepanie (węgierskim) i tylu
a tylu innych. Owszem, żywoty świętych, wkraczając w dziedzinę
potocznego życia, malując codzienny tryb świętego, odsłaniają szczegóły,.
5
(którychbyśmy napróżno u kronikarzy i rocznikarzy szukali, gdyż dla
nich właśnie te szczegóły, dla nas dziś najcenniejsze, wcale nie istnieją,
-one tylko o wojnach, głodach, morach i posuchach opowiadają.
Jako źródła dziejowe podlegają jednak żywoty świętych tej samej
krytyce, co listy, dokumenty, zapiski i nie tykając strony ich hagio-
graficznej, uświęconej wiekami, stara się dziejopis wyczytać w nich
ślady chwili, tendeneye działaczy, walki polityczne czy religijne;
surowy ich materyał oczyszcza on starannie, zanim dla mozaiki jego
posłużą, wzorującej epokę i ludzi. Otóż w takiej myśli, z punktu
widzenia dziejopisarskiego wyłącznie, zwrócę uwagę na legendy o Cyrylu
i Metodym, nauczycielach słowiańskich, aby ich treść historyczną
wyzyskać.
Oba Kościoły, katolicki i prawosławny, uznają i czczą braci
soluńskich: oto jeszcze w lipcu r. 1903 katolicy czescy, chcąc niby
zaprotestować przeciw zakładaniu pomnika Husowego w Pradze, urzą
dzili pielgrzymkę do kościoła Św. Metodego w Wielehradzie moraw
skim, duchowieństwo z arcybiskupem, szlachta, nawet właściciel domu,
przy którym Hus niegdyś kazał. Tak żywą, acz wcale nie dawaą
jest cześć braci soluńskich i u katolików — o prawosławnych i ich
czci dla „pierwoswiatitelej" nie potrzebuję wspominać; nie mogą się
oni dosyć wydziwić i wychwalić idealności i „humanności" braci
soluńskiej, wmawiają w nich i dzieło ich przymioty niesłychane, wywo
dzą od nich np. nawet dzieło Husa, wznawiające niby nie zamarłe
nigdy tradycye Cyrolo-Metodowe; Cyrolometodowe bractwo znane nam
nawet z prześladowania, jakiemu ono z Kostomarowem i innymi
ukraińcami swego czasu w Kijowie uległo; z braci greckiej, ascetycz
nej, pełnej nietolerancyi, obłudy i zawiści, zrobiono jakieś ideały ludzkości.
Nie o cześć kościelną, o pomniki hagiograficzne, o żywoty
świętych nam dziś idzie. Nasz zamiar zupełnie odmienny; badamy
obie legendy jako źródła dziejowe, co one nam jako pomniki histo
ryczne o ludziach i wiekach opowiadają? A opowiadają one o bardzo
wielu i bardzo cennych rzeczach. Gdyby nasi historycy np. uwzględ
niali świadectwa tych legend, i kwestya Piastowska i kwestya pier
wotnego ustroju polskiego podległaby nieco odmiennym zapatrywaniom,
zarysowałaby się może inaczej.
Bo zważmy przedewszystkiem, że to jedyne bezpośrednie pomniki
zamierzchłej przeszłości słowiańskiej, sięgające wstecz do połowy dzie
wiątego wieku, t. j . kiedy w Polsce podaniowej Siemowit rządził,
Kościsław na Morawie a Borys (jeszcze nie Michał) w Przesławie
bułgarskiej państwa formowali, kiedy na Rusi Polanie, Drzewianie
i wszystkie inne szczepy dań Waręgom lub Chozarom składali. Kroniki
«
polskie, czeskie, ruskie zaczynają się (t. j . ich spisywanie) dopiero
w dwieście pięćdziesiąt lat później; tylko niemieckie i greckie źródła
(rocznikarskie) o barbarzyńcach — Słowianach z wstrętem, wzgardą
lub obojętnością pokrótce, mimochodem wówczas wspominają; jedyny
episkopat niemiecki w broszurach i pamfletach politycznych i literat
z musu na tronie greckim (Konstanty w purpurze zrodzony) szerzej
rzeczy słowiańskie omawiają.
Na czas takiej zupełnej posuchy dziejowej, na czas samych
drobnych zapisek rocznikarskich, wzmianek przygodnych, przypadają
właśnie obie legendy o braci soluńskiej i ztąd niezmierna ich doniosłość,
dla dziejów słowiańskich pierwotnych, kształtujących się ostatecznie
właśnie w tych czasach. Lecz mimo takiego ich znaczenia nie roz
patrzono tych legend dotąd należycie, krytycznie, historycznie; około
półtoratysiąca dzieł, rozpraw i szkiców w wszystkich językach euro
pejskich im poświęcono: pisali o nich jezuici francuscy i czerńcy pra
wosławni, hersztowie starokatolicyzmu i prałaci papiescy, księża i laicy
r
pierwszorzędni historycy i slawiści i dyletanci wszelkiego autora
mentu — a mimoto nie postąpiło wcale krytyczne zbadanie i ocenienie
całej wartości i zawartości tych legend: sądy albo chwiejne bardzo
albo całkiem mylne albo tendencyjne i sfałszowane; prawdy dotąd nikt
nic odsłonił.
II.
Powtórzymy dla lepszego zrozumienia najpierw w kilku słowach
sam wątek legend. Posiadamy ich trzy: jedne, tak zwaną włoską
(łacińską) o Św. Cyrylu, o wydobyciu przezeń z morza zwłok papieża,
św. Klemensa (następcy Piotrowego) w Chersonie, o przeprowadzeniu
ich do Rzymu i dwie słowiańskie legendy, morawskie (najdowolniej
i najmylniej w świecie
r
panońskiemi" przezywane), jedne o żywocie
Cyryla (młodszego z braci, zmarłego w Rzymie r. 869) a druga o Me-
todym (starszym i znakomitszym, właściwym twórcy liturgii słowiań
skiej, chociaż dotychczas rzecz odwrotnie przedstawiają; umarł r. 88&
arcybiskupem morawskim). Dopełnia je poniekąd czwarta legenda,
grecka, o Klemensie, biskupie bułgarskim: trzy języki, w których
bracia działali, splotły ów wieniec hagiograficzny nad ich skroniami.
Opowiadają zaś te legendy o znakomitym rodzie obu braci i to
greckim; o przeznaczeniu ich do wielkich dostojeństw, czego jednak
obaj unikają, wybierając żywot zakonniczy i czynność misyjną; dalej
prawią one o trzech misyach Cyryla; pierwszą w świecie muzułmań
skim odbywa on sam; drugą, między Chozarami nad Wołgą
i morzem Kaspijskiem, razem z bratem; również i trzecią, na Morawie,
7
Z Morawy idą obaj do Rzymu, tu umiera Konstanty (przed śmiercią
imię Cyryla, pod którym go czcimy, przybrawszy) a Metody wyświę
cony przez papieża idzie najpierw do Panonii a potem (wydobyty za
pośrednictwem energicznym Jana V I I I z więzienia niemieckiego) do
Morawy, gdzie do końca życia działa, oddalając się tylko czasowo do
Rzymu i Carogrodu; na Morawie dokończył żywota, oznaczając ucznia
swego, Morawiawina Gorazda (t. j . mądrego, zdolnego), swoim następcą.
Legenda grecka o Klemensie dopowiada krótkie już dzieje liturgii
słowiańskiej na ziemi morawskiej, wygnanie Metodjan, uczni św. Me
todego, z Gorazdem i Klemensem na czele, z ziemi morawskiej; przy
jęcie ich łaskawe na ziemi bułgarskiej.
Oto cała treść legend; gdzież tu miejsce dla sporów i nieporo
zumień — wszystko przecież tak zrozumiałe i jasne!
Ale pozory łudzą i niema w dziejach drugiej zawilszej kwesty i
jak właśnie kwestya powstania liturgii słowiańskiej i słusznego ocenie
nia pracy braci soluńskich i jej szczegółów. W głównych rysach zga
dzają się badacze niemal wszyscy, chociaż każdy z nich rzecz samą
inaczej oświeca: znakomity jezuita francuski, Lapôtre i rosyjski, ks.
Martynow; największy historyk (protestant) dziejów kościelnych średnio
wiecznych, Hauck, profesor lipski, najdzielniejszy znawca dziejów nie
mieckich I X wieku, Diimmler (zmarły zeszłego roku); pierwszorzędni
slawiści, Miklosicz i Jagicz, Sriezniewskij i Lamanskij, niemówiąc
o niezliczonej rzeszy ich uczni; rosyjscy historycy kościelni, Gołu-
binskij, Gołubiew i Woronow — oni wszyscy, w szczegółach niezgodni,
w całości jeden drugiego powtarza — i wszyscy się mylą, nawet naj
znakomitsi historycy, przyjmując bez krytyki wiadomości, podawane
przez nasze legendy, z błędów w błędy wpadając jak zahypnotyzowani,
jakby zmysłu krytycznego pozbawieni. Jeżeli Oksenstierna twierdził,
że ani przypuszczają ludzie, jak mało rozumu potrzeba do rządzenia
nimi, toć i dla pisania ich dziejów czasem się bez zbytnich obcho
dzimy wysiłków. I Homerowi trafiało się coś podobnego.
Przytoczę tylko jeden szczegół, na dowód, że jeden historyk
drugiemu podsuwa i wmawia bajki, poczem się wszyscy w błędnem
kole obracają, wyjścia ani się domyślając, chociaż ono tak proste
i łatwe.
Wierzyć się nie chce, żeby pierwszorzędni historycy wszel
kich narodowości takie dziecinne, żakowskie popełniali błędy w naj
świętszej ufności, bez cienia wątpliwości.
Opowiada mianowicie legenda o św. Metodym, przy samym końcu
jego żywota doczesnego, co następuje — tłumaczę jej brzmienie
dosłownie :
Plik z chomika:
siomak
Inne pliki z tego folderu:
Adamus M. - Tajemnice sag i run.JPG
(128 KB)
Lajla i Madżnun.pdf
(1060 KB)
Lajla i Madżnun.JPG
(93 KB)
Hafiz - Rubajaty.pdf
(2132 KB)
Hafiz - Rubajaty.JPG
(42 KB)
Inne foldery tego chomika:
_ Monumenta Poloniae historica. Pomniki dziejowe Polski. T 1-6
2018
2018-12-17
500 zagadek
Atlas Twierdzy Toruń
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin