Antologia SF - Grożna planeta.pdf

(615 KB) Pobierz
Groźna Planeta
Opowiadania fantastyczno-naukowe
Przekład Tadeusz Gosk
1980
ZBYT PROSTE - Jurij Nikitin
Jan strzelił dwa razy i skoczył za rozżarzony złom skalny. Mógłby wprawdzie lepiej
wykorzystać uzyskaną w ten sposób pauzę i przebiec jeszcze z dziesięć metrów, ale w
słuchawkach hełmofonu słyszał wyraźnie chrapliwy oddech Miedwiediewa - młody
zwiadowca niósł na grzbiecie nieprzytomnego Makiwczuka.
Wystrzelił jeszcze raz. Rogaty łeb potwora rozleciał się na strzępy, ale zza grzebienia
skalnego wyłoniły się dwa inne potworne cielska i z przerażającą szybkością runęły w
kierunku trzech kosmonautów.
- Zostaw nas - rozległ się w słuchawkach drżący głos Miedwiediewa. - Zdążysz
jeszcze dobiec do rakiety. Osłonię cię ogniem...
- Daj spokój! - wykrzyknął ochryple Troll. - Moja mama często powtarzała, że kto ma
wisieć, nie utonie...
Dał krótką serię z automatu i przebiegł kilka kroków. Do statku było około kilometra.
Ten kilometr wydał się Miedwiediewowi dłuższy od megaparseka. Przez całą wieczność
wlókł się po równinie z metalową bryłą na ramionach. Wściekłe ryki i wycie zwierząt
przebijały się nawet przez ochronne filtry akustyczne.
Jednak rakieta była coraz bliżej i wreszcie dotarł do gładkiej pokrywy włazu. Teraz
pragnął tylko jednego: zrzucić ogromny ciężar z ramion, usiąść i odpocząć, ale zaćmiona
świadomość mimo wszystko rejestrowała coraz rzadsze trzaski strzałów...
Jan Troll obejrzał się, cisnął bezużyteczny automat z pustym magazynkiem w
paszczękę najbliższego potwora i kilkoma gigantycznymi susami dopadł otwartego włazu.
Wskoczył do wnętrza i zatrzasnął pokrywę. W sekundę później cały statek zadygotał od
uderzenia wielotonowego cielska;
Zmordowany Żeńka leżał obok kapitana. Troll postał chwilę bez ruchu, a potem
powiedział beznamiętnym tonem:
- Jesteśmy na miejscu. Rozbierajcie się i czujcie się jak u siebie w domu.
Ostrożnie zdjął z Makiwczuka jego pancerz. Żeńka wygramolił się ze skafandra, ale
nie wstał z podłogi. Był tak potwornie zmęczony, że nie miał siły poruszyć nawet palcem.
Troll klepnął go po ramieniu i popchnął w stronę wewnętrznych drzwi.
- Idź odpocząć - powiedział. - Sam sobie poradzę.
Następnego dnia rano Żeńka zabrał się do dezynfekcji i dezaktywacji skafandrów.
Robota nie należała do najprzyjemniejszych, zwłaszcza po wczorajszych przeżyciach.
Chłopak z trudem obracał ciężkie pancerze i ochrypłym głosem wyśpiewywał jakąś starą
uralską balladę.
Głośnik nad jego głową odezwał się głosem Trolla:
- Hej, Caruso, kończ i maszeruj do mesy. Wygląda na to, że kapitan zamierza zmyć
nam głowy.
W jedynej obszernej kabinie statku znajdowali się już kapitan i Jan. Kapitan miał
zabandażowaną głowę, ale poza tym wyglądał nieźle.
- Siadajcie - powiedział Makiwczuk. - Zanalizujemy wczorajszy wypadek.
Z zaproszenia skorzystał tylko Żeńka, bo Troll nadal przemierzał kabinę długimi
krokami. Utrzymywał, że w ten sposób lepiej mu się myśli... Tak więc Żeńka posłusznie
usiadł, położył ręce na kolanach i popatrzył wyczekująco na kapitana, czując że ten ma do
powiedzenia coś bardzo ważnego. Ale Makiwczuk skinięciem głowy udzielił głosu Trollowi.
- Te cholerne zwierzaki - powiedział Troll beznamiętnym tonem - mają uszy, które
dadzą się porównać chyba tylko z piecem stalowniczym. Myślę tu naturalnie o piecu
słonecznym. Mogą nimi ogniskować promienie na odległość do stu metrów. W punkcie
skupienia temperatura osiąga dwa tysiące stopni. Jest oczywiste, że pod naszym słoneczkiem
natura nie mogła stworzyć niczego podobnego.
Makiwczuk słuchał uważnie, chociaż wiadomość ta nie była dla niego żadną
rewelacją. Żeńka zauważył, że kapitan z jakimś szczególnym napięciem wsłuchuje się w
obojętny ton Jana, obserwuje jego oszczędne ruchy.
- ... ale tym razem - ciągnął Troll - wydarzyło się coś zupełnie na tej planecie
niebywałego. Głupia chmurka zasłoniła słońce i zwierzę, które Makiwczuk jako jego
odkrywca powinien nazwać swoim imieniem, nie mogło użyć swoich uszu i stało się
niegroźne. Tak nam się przynajmniej wydawało. Ale tubylcy przypomnieli sobie nagle, że
mają również szczątkowe zęby. A propos, dowódco, dlaczego rezygnujesz ze swojego prawa?
Biolodzy nawet malutkie robaczki chrzczą własnymi imionami. Zobaczysz, co się będzie
działo, kiedy zwalą się na tę planetę!
- A w jaki sposób się uratowaliśmy? - zapytał Makiwczuk, nie reagując na żart.
Żeńka uznał, że teraz on powinien opowiedzieć o potyczce i ucieczce.
- Potwory ryknęły ogłuszająco - zaczął. - Padliśmy na ziemię, a Jan zaczął strzelać.
Straciłem przytomność, a po chwili ocknąłem się i usłyszałem, że Jan woła do mnie: “Bierz
kapitana na plecy i marsz do statku!” Zrobiłem jak mi kazał, a on tymczasem powstrzymywał
atak potworów.
- I znów Jan - powiedział Makiwczuk z namysłem. - Nieustraszony, niezniszczalny
Jan. Gdyby nie on, miejscowe kruki dziobałyby teraz nasze białe kości...
Troll, jakby to nie jego chwalono, nadal spacerował po kabinie.
- A co było na trzeciej planecie Układu Lenixa? - powiedział Makiwczuk tym samym
tonem. - Pamiętacie supermgłę?
Pamiętali. Żeńka wzdrygnął się na wspomnienie jedynej przygody na tamtej planecie.
Glob był spowity w warstwę chmur. Tak to wyglądało z orbity, ale kiedy wylądowali i wyszli
ze statku...
Wszędzie była mgła, mgła tak gęsta, że niczego nie widzieli już w odległości
centymetra od oczu. I ta martwobiała mgła tłumiła fale radiowe i zwyczajne krzyki.
Zabłądzili jak smarkacze o trzy kroki od statku i mimo usilnych starań nie potrafili doń
powrócić, tylko coraz bardziej się oddalali. Nie należało oczywiście wychodzić z rakiety całą
trójką, ale skoro sondy radiowe nie wykryły śladów życia, wulkanów i innych
niebezpiecznych zjawisk...
Najgorsze było to, że pogubili się nawzajem. A trudno sobie teraz nawet wyobrazić
przerażenie, jakie ogarnia samotnego człowieka w tym białym całunie.
Wtedy nadszedł Jan. Odnalazł Zeńkę, a potem Makiwczuka. Sobie tylko znanymi
sposobami odszukał drogę i zaprowadził ich wprost do włazu. Potem okazało się, że odeszli
dość daleko od statku.
- Jak znalazłeś drogę? - zapytał Makiwczuk, poprawiając bandaż zsuwający mu się na
oko.
- Drogę? - zdziwił się Jan. - Nie mówiłem wam? Po prostu nie zwracałem uwagi na
mgłę. Szedłem jakby z zamkniętymi oczami albo po prostu je zamykałem. No i nierówności
gruntu... Zawsze zapamiętuję wszystko, co znajduje się pod nogami. Odnalazłem drogę idąc
po własnych śladach.
Makiwczuk skinął głową, ale Żeńka zauważył, że wyjaśnienia Trolla wcale go nie
zadowoliły.
- Dobra - powiedział kapitan. - Aha, dwa dni temu podarłeś skafander przy upadku ze
skały na Czarnym Płaskowyżu. Mimo to piekielny upał zupełnie ci nie zaszkodził...
Jan popatrzył na niego ze zdziwieniem.
- Martwi cię to? - zapytał. - Upadłem rozdarciem w dół i w ten sposób zatknąłem
dziurę, a potem zespawałem powłokę.
- W warunkach polowych? - mruknął z powątpiewaniem Makiwczuk.
- W warunkach polowych - potwierdził Jan. - Jestem jedynym z absolwentów mojego
rocznika, który potrafi to robić.
- Dobra - powtórzył Makiwczuk. - A co z ogniowymi formami życia na Aidzie?
Troll patrzył na niego ze wzrastającym zdumieniem.
- Przecież już wszystko dokładnie ci wytłumaczyłem - odparł wreszcie.
Makiwczuk klepnął ogromnymi dłońmi w blat stołu.
- Każdy wypadek rzeczywiście da się wytłumaczyć - powiedział - ale coś za dużo tych
szczęśliwie zakończonych wypadków...
Uniósł się nagle i spytał:
- Powiedz mi, Janie, czy ty jesteś człowiekiem?
Troll drgnął, a Żeńka oniemiał ze zdumienia. Jan nie jest człowiekiem? Nie jest
człowiekiem? Więc kim jest?
- Odpowiedz nam - wtrącił się Makiwczuk i dodał po chwili: - Oczywiście jeśli
możesz.
Jan patrzył na nich szeroko otwartymi oczami i widać było, że jest okropnie
zmieszany.
- Co wy? - wykrztusił wreszcie. - Zwariowaliście? Kim miałbym być, jak nie
człowiekiem?
- Nie wiem - wyskandował Makiwczuk - ale bardzo chciałbym wiedzieć!
Żeńka nareszcie zrozumiał.
- Nie jest człowiekiem - wyszeptał z przerażeniem. - Nie jest... Wobec tego musi być
agentem obcej cywilizacji zdolnym do przybierania ludzkiej postaci! Żeby nas szpiegować,
zbierać informacje!
Troll zdołał się już opanować i teraz głośno się roześmiał. Ale w jego śmiechu dawała
się wyczuć nutka zaniepokojenia.
- A więc jestem szpiegiem? - zapytał. - Wywiadowcą? Tym, jak mu tam, Lawrence’m,
Matą Hari?
- Mata Hari była kobietą - poprawił Makiwczuk odruchowo, ale zaraz spoważniał. -
Chociaż kto wie, tak jest na Ziemi, a tam u was może w ogóle nie ma płci...
- Dziękuję - powiedział Troll.
Już całkowicie wziął się w garść i z ciekawością przypatrywał się kolegom. A oni z
każdą chwilą tracili pewność siebie.
- Przecież wcale nie utrzymuję - mruknął Makiwczuk niemal przepraszającym tonem -
że jesteś agentem wrogiej cywilizacji. Wielokrotnie wyciągałeś nas z dość paskudnych
Zgłoś jeśli naruszono regulamin