Na krawędzi (zbiór).pdf

(844 KB) Pobierz
Na krawędzi - całość
Władysław Stanisław Reymont
Gebethner i Wolff, Warszawa, 1925
Pobrano z Wikiźródeł dnia 13.11.2016
WŁADYSŁAW ST. REYMONT
N A K R AW Ę D Z I
Z KONSTYTUCYJNYCH DNI —
CMENTARZYSKO —
ZABIŁEM — CZEKAM — FRANEK —
PRZED ŚWITEM
WYDANIE DRUGIE, POWIĘKSZONE
NAKŁAD GEBETHNERA I WOLFA
WARSZAWA — KRAKÓW — LUBLIN — ŁÓDŹ
PARYŻ — POZNAŃ — WILNO — ZAKOPANE
SKŁADY GŁÓWNE:
„THE POLISH BOOK IMPORTING CO. INC.“ — NEW-
YORK
„KSIĘGARNIA POLSKA NA ŚLĄSKU SP. AKC.” —
KATOWICE
1925
Zakłady Graficzne Straszewiczów, Warszawa, Leszno 112.
JÓZEFOWI KOŚCIELSKIEMU
W UPOMINKU GŁĘBOKIEJ PRZYJAŹNI
AUTOR
N A K R AW Ę D Z I
............................................
 Oto
„On“, władca świata, pan ziemi wszystkiej i mórz
niezmierzonych i ludów nieprzeliczonych, już drugi dzień i noc
drugą jakby na krawędziach bytu rozkołysany, niby na
wahadłach rozpaczy i nadziei, czuwa zawieszony krwawemi
oczami w przestrzeniach, w tragicznem oczekiwaniu
zwycięstwa lub śmierci.
 Wszystek
świat wypowiedział mu posłuszeństwo.
 Wszystkie
ludy ujarzmione zerwały kajdany.
 Bunt
ogarnął duszę, bunt mściwy i srogi.
 I
oto, już od wielu dni palący orkan zemsty przewala się po
świecie, wynosi się nieubłaganym kręgiem śmierci, idzie
wskroś nocy oślepłych słupami ognia, wskroś bladych
rozdygotanych dni płynie żałobną marą gniewu, pod której
stopami drży ziemia i miasta walą się w gruzy, huczy
straszliwym zgiełkiem walk i zagłady.
 I
zbliża się do stolicy huraganem piorunów.
 Już
tam pod murami, niedaleko, waży się Jego dola.
 A
on czeka dnie długie i noce nieskończone na cios
ostateczny, patrzy z okien wysokiej, bronnej wieży w czarną,
nieprzeniknioną noc; olbrzymie, jakby umarłe miasto ściele
mu się do stóp żałobnym kirem ciemności — nigdzie świateł,
ni lśnień, ni nawet gwiazd na ołowianem niebie, nic, pustka
mroczna grobów, tchnąca zgniłem, niepokojącem milczeniem.
 Czasem
zrywa się i leci gorejącemi oczami nad majaki wież,
krąży obłędnie nad mgławemi zarysami miasta, spada jak sęp
w czarne, głuche i ślepe rozpadliny ulic, w samą głąb ciszy, i
cofa się w nagłem przerażeniu, opada z jękiem bezsilnej
rozpaczy.
 I
znowu czuwa w ciszy godzin nieskończonych, w
nieopowiedzianem mrowisku niepokojów, i znowu toż samo
Zgłoś jeśli naruszono regulamin