Basso Adrienne - Szlachetna przysięga.pdf

(5450 KB) Pobierz
Uczuciowa maskarada i groźba skandalu
w powieści jednej z najpopularniejszych amerykańskich autorek
skich
romansów historycznych
Zalotna Nicole to podstępna kusicielka.
Hrabia Cameron zrobi wszystko, by pokrzyżować
jej plany i udaremnić małżeństwo z jego naiwnym bratankiem.
Postanawia rozmówić się z dziewczyną na balu maskowym, jednak wskutek
nieporozumienia bierze za Nicole jej starszą siostrę,
najcudowniejszą i najbardziej niezależną kobietę, jaką kiedykolwiek spotkał.
Lecz piękna Anna z tajemniczych powodów
odrzuca wszelkie awanse hrabiego…
ADRIENNE BASSO, obdarzona
żywą
wyobraźnią amerykańska pisarka, jest
ńska
autorką porywających romansów historycznych:
Poślubić wicehrabiego,
Skazany na miłość, Grzeszne pragnienia, Smak skandalu.
Powieś Adrienne
Powieści
Basso urzekają zmysłowością i trzymającą w napięciu, obfitującą w zagadki
ciu,
intrygą snutą w zaciszu eleganckich buduarów i w blasku sal balowych XIX
XIX-
wiecznej Anglii.
ADRIENNE
BASSO
SZLACHETNA
PRZYSIĘGA
Mojemu starszemu bratu Gary'emu
i młodszemu bratu Johnowi,
od waszej doskonałej w każdym calu siostry Adrienne.
Dziękuję... za wszystko
Prolog
Pole bitwy pod Talaverą
28 lipca 1809 roku
Późne popołudnie
Cameron, hrabia Mulgrave, zastępca dowódcy 9. Pułku
Lekkiej Kawalerii Króla Jerzego, nie
święcił
triumfu po wygranej bitwie.
Był wstrząśnięty widokiem straszliwego pobojowiska. Zgaszonym
wzrokiem patrzył na zasłane trupami pole. W powietrzu wciąż kłębił się
dym, wionęło duszącym odorem
śmierci
i krwi.
Miał wrażenie,
że świat
rozpadł się na kawałki i po prostu przestał
istnieć. Czy rzeczywiście jako dowódca uczynił wszystko co możliwe,
żeby
chronić
życie
swoich
żołnierzy?
Czuł się odpowiedzialny za los
tych ludzi. Tak wielu poległo w tej rozpaczliwej, krwawej walce.
- Chodźmy już stąd, Richardzie. Powinniśmy wrócić na kwaterę
przed zmrokiem.
Lord Mulgrave odwrócił głowę i spojrzał na oficera, który podjechał
na koniu. Kapitan Miles Nightingall, przyjaciel z dzieciństwa i towarzysz
broni, spoglądał na niego z troską i współczuciem.
Nightingall, upiornie blady, stracił wiele krwi, gdy przeciwnik roz-
ciął mu szablą udo. Lekarz polowy opatrzył ranę naprędce, ale Richard
spostrzegł,
że
niezbyt czysty bandaż zdążył już przesiąknąć krwią. Choć
martwił się o Milesa, potrzebował jego spokoju i pewności siebie.
- A ja muszę się napić - usłyszał drugi głos. - I to niemało.
R
ichard
Kapitan Ian Simons zatrzymał się przy nich. Ci trzej mężczyźni,
bardzo sobie bliscy, przyjaźnili się od szczenięcych lat. Ian dosiadał
wierzchowca Richarda, bo swojego stracił w walce; spadając z konia,
skręcił nogę.
Hrabiego nie opuszczał podły nastrój, spojrzał na nich spod oka,
a potem ruszył przed siebie. Wokół panowała przejmująca cisza. Miejsce
potyczki wyglądało teraz jak apokaliptyczna scena z koszmarnego snu.
Ogarnięty bezsilną rozpaczą nie potrafił wziąć się w garść. Tyle krwi.
Tyle bólu. Tyle
śmierci.
Gdy dotarli na kwaterę, zapadał już zmierzch. Choć dom był nie-
wielki i skromnie umeblowany, zapewniał prywatność i podstawowe
wygody - czyli wszystko, czego Richard w tej chwili potrzebował.
Miles i Ian, oporządziwszy konie, weszli do
środka.
Obaj wyraźnie
utykali. Rozgościli się w niewielkim salonie i czekali w milczeniu, aż
Richard naleje im solidną porcję trunku.
- Jesteś bardzo zmęczony, Richardzie - odezwał się kapitan
Nightingall, obracając kieliszek w dłoni. - Powinieneś się trochę
przespać, zobaczymy się później.
Richard zawahał się, ale gdy te słowa dotarły wreszcie do niego,
przyznał w duchu Milesowi rację; potrzebował odpoczynku. Może uda
mu się zasnąć lub przynajmniej zamknąć oczy i zapaść w odrętwienie,
a pamięć litościwie nie będzie podsuwać obrazów z pola bitwy:
konających w męczarniach ludzi i zwierząt.
Siłą woli przemógł oporne mięśnie i poszedł w stronę niewielkiej
sypialni. Po drodze napotkał swoich służących, starsze małżeństwo,
które zatrudniał od dłuższego czasu.
- La seńora, lordzie... Proszę z nami... szybko... ona czeka cały dzień
- powiedział Antonio łamaną angielszczyzną.
- La seńora... czeka... - poparła go
żona.
O co im chodzi? - pomyślał z rozdrażnieniem. Był zbyt wyczerpany
i znużony, by przejmować się ich zmartwieniami. Powoli wchodził po
schodach, a służący deptali mu po piętach, nieprzerwanie tłumacząc coś
i po angielsku, i po hiszpańsku. Ich słowa ledwie do niego docierały.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin